Drukuj

8/1990

Lecieliśmy do Moskwy jako jedna polska delegacja, choć było nas dziesięcioro z ośmiu różnych Kościołów. Myślałam sobie: ileż to w ubiegłych latach polskich delegacji, różnych przedstawicieli, działaczy, kierowników różnych szczebli z różnych instytucji jeździło do Moskwy, ażeby „uczyć się u...”, „brać przykład z ...” „wyrażać poparcie dla i przywoziło stamtąd instrukcje. – Dzięki Ci, Boże Wszechmogący, że my jesteśmy inną delegacją, że lecimy tam w poczuciu zupełnej wolności i niezależności, w nadziei na spotkanie równie wolnych braci, że będziemy tam po prostu rozmawiać o naszych problemach i wspólnie zastanawiać się, jak je rozwiązywać, a w dodatku nie w gabinetach i salach konferencyjnych, ale w rosyjskim klasztorze.
Klasztor Daniłowski jest prześliczny. Biała, zielonkawa i różowa farba, którą świeżo pokryto starą rosyjską architekturę, sprawia, że cały ten zespół: okalające mury, wewnętrzny dziedziniec z dwiema cerkwiami i budynkami, gdzie kiedyś zapewne mieszkali mnisi, robi trochę wrażenie bajkowe – jakby wykonał to wszystko z gigantycznego lukru czarodziej-cukiernik. A tak niedawno była to ruina, zdewastowane, zaśmiecone, zagracone więzienie dla młodocianych przestępców. Taki bowiem los spotkał ten jeden z ważniejszych ośrodków duchowości prawosławnej, liczący sobie prawie tyle lat, ile chrześcijaństwo na Rusi. Miejsce dobrowolnego odosobnienia mnichów stało się po rewolucji miejscem przymusowego odosobnienia tych, których nie udało się wychować na „socjalistycznego człowieka”. Oddany Kościołowi prawosławnemu w 1983 r. zespół klasztorny przeszedł gruntowną odbudowę – cerkwie zachwycają bogactwem wnętrza, wspaniałe ikony wydobyto z ukrycia i z muzeów ateizmu, pieczołowicie odrestaurowano freski, nowe sprzęty i naczynia liturgiczne wykonały ręce współczesnych artystów. Przybywają tu teraz tłumnie wycieczki z całego kraju, głównie autokarowe, ale i tramwajem przywożą nauczyciele całe klasy uczniów. Nie słychać już krzykliwych rozmów ani głośnych śmiechów – ludzie na nowo odkrywają powagę miejsca, które było nieodłączną częścią życia ich przodków. Przybywają też zupełnie otwarcie pielgrzymki, zjawisko w Polsce nie dziwiące nikogo, tu natomiast, choć mające równie starą tradycję, zupełnie nowe.

Obiecywano nam wyjazd do Zagorska, starego ośrodka prawosławia rosyjskiego, gdzie nawet w czasach stalinowskich były otwarte niektóre cerkwie (chętnie pokazywane cudzoziemcom) i jedyne seminarium duchowne w Związku Radzieckim. Wyjazd nie doszedł do skutku z jakichś względów organizacyjnych, byliśmy natomiast gośćmi i uczestnikami nabożeństwa rezurekcyjnego w moskiewskim zborze baptystów. Mimo dnia powszedniego, ten duży kościół z bardzo pojemną galerią był dosłownie zapchany ludźmi w różnym wieku. Dużo młodzieży (śpiewał doskonały chór młodzieżowy), nawet dwóch żołnierzy w mundurach. Widać ogromny głód Słowa Bożego.

Nie mieliśmy, niestety, więcej okazji, aby zetknąć się bezpośrednio z mieszkańcami Moskwy. Program konferencji był bardzo wypełniony, a między hotelem „Ukraina”, gdzie mieszkaliśmy i jadaliśmy posiłki, a klasztorem Daniłowskim, gdzie obradowaliśmy, woziły nas autokary. Trzeba powiedzieć, że gospodarze zorganizowali wszystko doskonale, ugościli nas tak, jakby ten utopijny komunizm („od każdego wedle jego możliwości, każdemu według potrzeb”) został już osiągnięty, i to z nadwyżką. Ja, co prawda, nie miałam potrzeby picia szampana radzieckiego czy wódki „Stolicznaja”, niemniej jednak „według potrzeb” serwowano je do kolacji.

Szef delegacji Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, arcybiskup Kirył, który już w ubiegłym roku na Europejskim Zgromadzeniu Ekumenicznym w Bazylei dał się poznać jako duchowny światły i odważny, w swym inauguracyjnym wystąpieniu powiedział wiele bardzo interesujących rzeczy. Na przykład, że sytuacja ekumeniczna w Związku Radzieckim obecnie jest, co za paradoks, o wiele gorsza niż w „minionym okresie”. Póki bowiem Kościoły były prześladowane, póki za znak braterstwa wystarczało samo wyznanie, że się wierzy w Boga, póty chrześcijanie wspierali się wzajemnie, jak mogli, a także swoje stosunki z muzułmanami układali jak najlepiej. Tymczasem teraz coraz silniejsze dążenie poszczególnych narodów do wolności, do potwierdzenia swej tożsamości, aż po odzyskanie suwerenności państwowej, postawiło Kościoły w ZSRR w sytuacji, w której wspierając swoich wiernych także i w tych ich dążeniach, niejako automatycznie dystansują się wobec innych Kościołów (Armenia, Gruzja, Uzbekistan itd.) Inna sprawa – to zwrot budynków sakralnych. W ostatnich latach Kościół prawosławny odzyskał ich około tysiąca. Cieszy, ze ich nie zburzono, że znów będą mogły służyć celom, dla jakich zostały wzniesione, niemniej jednak ich stan jest rozpaczliwy. Jak obliczono, remonty pochłoną ok. 10 mld rubli (niewiele mniej, gdyby liczyć w dolarach). To jest ciężar, jakiego Kościół prawosławny, uważany za bogaty, w żaden sposób unieść nie zdoła. Czynione są więc starania, by obiekty o wybitnym znaczeniu historycznym, kulturalnym i narodowym mogły być wspomagane dotacjami państwowymi. Diakonia, katechizacja, do niedawna niedozwolone a nawet surowo karane, dziś przez władze świeckie oceniane są przychylnie – cóż z tego, jeśli brakuje ludzi do tej pracy, pomimo że napływ młodych do Kościoła jest ogromny. Trzeba lat wytężonej pracy i armii ochotników, aby sprostać zadaniom, jakie stoją przed Kościołem prawosławnym. A przy tym jeszcze kryzys kierownictwa kościelnego, który też wymaga rozwiązania...

Delegacja radziecka, jeśli jeszcze można ją tak nazwać, po raz pierwszy w historii tego państwa nie była jednolita. Wyraźnie dystansował się od grupy rosyjskiej Gruziński Kościół Prawosławny. Arcybiskup Elgudga stwierdził, że choć „pieriestrojka” dała możliwość zwrotu kościołów, słynna świątynia z IX wieku w Riandze do tej pory pozostaje zamknięta (przedtem mieścił się w niej ośrodek muzyczno-rozrywkowy), w innych zaś, mniej sławnych, do dziś działają dyskoteki. Te obiekty, które zwrócono Kościołowi gruzińskiemu, znajdują się w kompletnej ruinie. Wśród pozytywów arcybiskup odnotował otwarcie Akademii Teologicznej w Tbilisi, napływ do niej studentów, powstanie wielu wydawnictw i periodyków kościelnych, druk literatury religijnej i Biblii w języku gruzińskim.

Samodzielnie wystąpiły też delegacje Kościoła luterańskiego z Estonii i Litwy (Łotwa w Moskwie nie była reprezentowana). Gdy mowa o Litwie, muszę stwierdzić, że cykl artykułów Karola Karskiego w „Jednocie” nt. udziału Kościołów w przemianach zachodzących w różnych krajach Europy Środkowej i Wschodniej – uzbroił mnie już w pewną wiedzę, tak iż wystąpienia przedstawicieli Kościołów z tych krajów niewiele istotnego do tego dodały. Włączając się w tok spotkań panelowych czy dyskusji prowadzonych w grupach roboczych luteranie z Estonii i Litwy potwierdzili zarówno informacje o swych tragicznych losach w przeszłości (prześladowania, zesłania), jak i obecne otwarcie nie tylko wnętrz kościołów, ale i samego Kościoła na świat: możliwość wyjazdów studentów na studia teologiczne za granicę (głównie do RFN), pomoc z Zachodu w zakresie literatury itp. Oczywiście ich trudności materialne i kadrowe są dużo większe niż w Kościele prawosławnym.

Było mi przyjemnie poznać osobiście luterańskiego pastora Jonasa Kalvanasa z małego litewskiego miasta Tauragé (Taurogi), syna pastora, lekarza z zawodu (poprzedniego), wyrzuconego z pracy w szpitalu (10 lat temu) za „nielegalną działalność religijną”. Własnymi rękami wyremontował on swój kościół (murował, tynkował, malował), ukończył zaoczne studia teologiczne w Rydze i sam obsługuje 1 2 parafii, bo ogromnie brakuje ludzi do pracy duszpasterskiej. Towarzysząca mu w Moskwie Kristina Ivnauskiene z Wilna, bardzo energiczna, świetnie władająca językiem angielskim, przed rokiem jeszcze nauczycielka, właśnie rok temu przyszła do Kościoła luterańskiego i szybko stała się cenną pomocnicą.

Nie przyjechał do Moskwy ksiądz Julius Norvila, tak więc Kościół reformowany na Litwie (i w ogóle z obszaru ZSRR) nie byt reprezentowany, choć na Ukrainie Zakarpackiej istnieje wielotysięczna diaspora Węgrów naszego wyznania. Nie dowiedzieliśmy się, jaka jest tego przyczyna.

Rumunię także reprezentowali wyłącznie dwaj przedstawiciele Kościoła prawosławnego i w ich wystąpieniach, siłą rzeczy, sprawy tego Kościoła były omawiane najobszerniej. Odpowiadając na pytanie zadane w dyskusji, jak przedstawiają się sprawy ekumenizmu w Transylwanii i Cluj, czyli tam, gdzie katolicka i ewangelicko-reformowana mniejszość węgierska stanowi większość wśród mieszkańców, biskup Serafim Fagarasanul stwierdził, że „masy żyją w jedności” i że wszyscy chcą żyć w pokoju i braterstwie. Wspomniał, że np. w niektórych kościołach prawosławnych pastorzy biorą udział w liturgii i że antagonizowanie społeczności narodowościowo-wyznaniowych było i jest sprawą raczej manipulacji politycznych niż panującą tendencją.

Krótkie i treściwe przemówienie przewodniczącego Związku Kościołów Ewangelickich w NRD, ks. Martina Zieglera, poruszyło m.in. sprawy, w których nie mamy pełnego rozeznania. I tak, na przykład, radość z obalenia muru i początkowa euforia zjednoczeniowa coraz bardziej nasiąkają różnymi obawami. Do NRD wracają teraz ci, którzy przedtem uciekli do RFN, żądają zwrotu mienia, przywrócenia do pracy. „Urynkowienie” grozi bezrobociem. Kościoły, które do niedawna były jedynym miejscem, gdzie broniono podstawowych wartości, godności i wolności człowieka, przy szybko postępujących przemianach są nadal jedynymi w pełni wiarygodnymi instytucjami, do których zwrócili się ludzie, a pastorzy chcąc nie chcąc musieli włączyć się w życie polityczne. Z czasem zapewne część z nich (w tej chwili dziewiętnastu zajmuje wysokie stanowiska w rządzie i parlamencie) po wykonaniu zadań powróci do pracy w Kościele, część jednak zostanie wciągnięta w tryby działalności politycznej. Nacisk na udział duchownych w strukturach państwowych jest tak wielki, że księży powołuje się nawet na członków komisji wojskowych. A tymczasem brak ich do pracy w Kościele, przed którym stanęło wiele nowych zadań – charytatywnych, oświatowych, katechizacyjnych a także konieczność przeciwdziałania negatywnym zjawiskom, które wraz z pozytywnymi nadciągają z Zachodu (bezrobocie, narkomania, pornografia, AIDS).

Interesujący był referat prof. Dribislava Simica z Prawosławnego Kościoła Jugosławii, który nie trzymając się podanych przez organizatorów konsultacji punktów po prostu omówił historię konfliktu i aktualną sytuację w Kosowie i Macedonii. Zmieniło to mój pogląd, wyrobiony przez polskie środki masowego przekazu, na tę sprawę i sądzę, że może warto byłoby kiedyś ten referat przetłumaczyć i wydrukować w „Jednocie”, obala on bowiem stereotypy i pozwala spojrzeć na panujący tam konflikt z innej strony. Jest to jeszcze jeden przykład, jak „internacjonalizm proletariacki” skutecznie może wywołać naj-gwałtowniejszą nienawiść narodową i religijną.

Ciekawy przegląd postaw zaprezentowali przedstawiciele Kościołów węgierskich. Zaczęło się od wystąpienia biskupa reformowanego, ks. Karoly Totha, który w „minionym okresie” był bardzo czynny, dobrze układał sobie współpracę zarówno z reżimem Kadara, jak i z kościelnymi organizacjami międzynarodowymi. Teraz wygłosił dość ogólnikowy, ale „bardzo słuszny” referat o przyczynach kryzysu, o prawidłowościach i wspólnych cechach przemian w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Stwierdził tez, że prestiż Kościoła umocnił się w ciągu ostatnich lat, gdyż był on wrogiem reżimu i ma swój wielki wkład w pokojowy przebieg zmian. „Moralne wartości nie mogą być wartością rynkową” – stwierdził bp Toth i zakończył, że w trudnym okresie trudnych wyborów wszystkie Kościoły muszą się włączyć w rozwiązywanie ludzkich i społecznych problemów, a sprzyja temu nowa płaszczyzna współpracy ekumenicznej na Węgrzech – Konsultacyjna Rada Kościołów.

Rzeczowy referat wygłosił biskup Kościoła luterańskiego, ks. dr Gyula Nagy. Powiedział on, że choć po II wojnie światowej sytuacja Kościoła była bardzo zła, to podtrzymywała go siła wiary i dlatego wyszedł z tej próby zwycięsko. „Wolny Kościół w wolnym kraju” – Kościoły maja teraz wszelkie możliwości działania: pełną swobodę zgromadzeń, powoływania organizacji kościelnych, zakładania szkół wszystkich stopni, dostęp do środków masowego przekazu, możliwość zamiany ze względów religijnych służby wojskowej na służbę cywilną, prowadzenia działalności charytatywnej, ulgi w podatkach. Państwo docenia bowiem ogromną rolę Kościoła w odrodzeniu moralnym, rozwoju duchowym i poprawie stosunków międzyludzkich.

Rodzajem świadectwa było natomiast wystąpienie pastora metodystycznego. Frygyesa Heckera. Ten syn pastora został powołany do wojska w 1958 r., kiedy ciągle były żywe reperkusje powstania 1956 r. i procesów politycznych. W wojsku został poddany silnej indoktrynacji, uznał racje polityczne komunistycznej władzy, na skutek czego nawet później, pracując już w swym Kościele, był jej lojalnym rzecznikiem. Jego ojciec, który przeszedł różne prześladowania, widział dyskryminację i cierpienia ludzi wierzących, patriotów węgierskich, bolał bardzo nad stanem ducha swego syna i wytrwale modlił się za niego. Nawrócenie młodego pastora przyszło wraz z odkryciem sensu słów Św. Pawła, że „nie ja żyję, ale Chrystus żyje we mnie”, i że „On mnie ukochał i za mnie zginął”. Od tej chwili swoje główne zadanie pastor Hecker jr widzi w niesieniu pociechy zarówno tym wszystkim, którzy przez system komunistyczny zostali jakoś zranieni: aby wybaczyli swym prześladowcom w imieniu Jezusa Chrystusa, jak również tym, którzy czują się przez ten system oszukani, ponieważ w dobrej wierze służyli sprawie, która miała przynieść powszechną sprawiedliwość i dobrobyt, a okazała się jednym wielkim kłamstwem. „Nie wolno wymazać z pamięci przeszłości” – powiedział ks. Hecker. „My wszyscy byliśmy winni”.

A co ze „sprawą polską”? Nasza delegacja była największą, po radzieckiej, delegacją narodową (ich 15 osób, nas 10). Skromnie wspominam o nas na końcu, chociaż biskup Jeremiasz z Kościoła Prawosławnego jako pierwszy (po arcybiskupie Kiryle) zabrał głos na konsultacji. Poza bp. Jeremiaszem Kościoły polskie reprezentowali: prof. Marian Bendza (Prawosławny), bp Zdzisław Jaworski (Starokatolicki Mariawitów), bp Tadeusz Majewski (Polskokatolicki), Zdzisław Pawlik (Polska Rada Ekumeniczna), ks. sup. Edward Puślecki (Ewangelicko-Metodystyczny), Andrzej Wojtowicz (Ewangelicko-Augsburski), Krystyna Lindenberg (Ewangelicko-Reformowany) oraz ks. prof. Michał Czajkowski i red. Halina Bortnowska-Dąbrowska, którzy uczestniczyli jako konsultanci ze strony Kościoła Rzymskokatolickiego.

Biskup Jeremiasz w swym wystąpieniu podkreślił, że Kościoły w Polsce nie stają wobec nowej sytuacji z pustymi rękami, nie zaczynają od zera – uczestniczyły w procesach zmian od chwili ich zaistnienia. Podkreślił szczególną rolę Kościoła Rzymskokatolickiego, jako głównej siły duchowej i społecznej, przeciwstawiającej się zniewoleniu społeczeństwa w okresie ucisku. Kościół ten jednocześnie wzmocnił przez to swoją pozycję, co stanowi pewne zagrożenie dla mniejszości wyznaniowych, choć z jego doświadczeń (np. w dziedzinie pracy z młodzieżą) mogą i powinny Kościoły mniejszościowe korzystać. Pożądana byłaby bliższa współpraca ekumeniczna nie tylko między Kościołami zrzeszonymi w Polskiej Radzie Ekumenicznej, lecz właśnie z Kościołem Rzymskokatolickim (niestety, tylko mniejszość księży i działaczy świeckich jest przekonana o konieczności takiej współpracy), a także – między chrześcijanami i niewierzącymi. Charakteryzując (znaną nam dobrze) sytuację gospodarczą kraju, bp Jeremiasz wspomniał o tym, że kryzys ekonomiczny pogarsza również materialną sytuację Kościołów. Powstające czy też zaostrzające się obecnie problemy społeczne, narodowościowe, materialne, ekologiczne wymagają tego, aby wszystkie Kościoły włączyły się w ich łagodzenie i rozwiązywanie. Chodzi też o takie działanie, w wyniku którego środki przekazu będą służyły krzewieniu wartości chrześcijańskich, a nie klerykalizacji. Wiele emocji, które np. obecnie wiążą się ze stosunkami z naszymi sąsiadami – Niemcami i Rosją – może być rozładowywanych dzięki ekumenicznym kontaktom międzynarodowym -wszystkie Kościoły powinny nieść świadectwo Jezusa Chrystusa.

Polska grupa była bardzo aktywna. Ks. Puślecki i prof. Bendza włączyli się w prace grupy programowej, red. Bortnowska, wielokrotnie i bardzo mądrze zabierająca głos w dyskusji, stała się szybko ulubienicą międzynarodowego gremium, a ks. prof. Czajkowski kulturalnie i delikatnie odpierał dość bezkompromisowe ataki ze strony przedstawicieli Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego na Kościół Rzymskokatolicki, rzekomo bezwzględnie dążący do dominacji w Zachodniej Ukrainie (chodzi m.in. o odzyskiwanie budynków sakralnych odebranych Kościołowi Grekokatolickiemu i o działalność odradzających się unitów), niżej podpisaną zaproszono do komitetu redagującego końcowy komunikat. Poproszono nas także o przygotowanie nabożeństwa porannego (w środę, 16 maja), które poprowadziliśmy wsparci śpiewem rosyjskich duchownych prawosławnych.

Nasze wspólne spotkanie zakończyło się w sobotę, 19 maja, nabożeństwem międzynarodowo-ekumenicznym. Zapewne pilne sprawy w macierzystych Kościołach spowodowały, że polska delegacja od środy wieczorem zaczęła topnieć. W piątkowe popołudnie, w okrojonym do zaledwie pięciu osób składzie, przygotowaliśmy naszą polską modlitwę, która wygłoszona miała być zresztą po angielsku podczas końcowego sobotniego nabożeństwa, na którym zostało nas już tylko troje, by łamać się symbolicznie chlebem pojednania i tęsknić za chwilą, kiedy łamanie chleba będzie mogło być naszą wspólną Komunią. A oto nasza modlitwa:

Panie, Boże w Trójcy Jedyny,
zgromadziłeś nas tu, w Moskwie,
właśnie teraz, kiedy nasze kraje i Kościoły
uwalniają się spod komunistycznej dominacji.
Dziękujemy Ci za dar wolności, otwartości i życzliwości, za serdeczność i gościnność tych,
którzy przygotowali to spotkanie.
Prosimy Cię,
obdarz nas wszystkich Twym potężnym wsparciem,
abyśmy mogli teraz służyć naszym Kościołom i społeczeństwom
jako zwiastuni nadziei,
strzeżeni przed niebezpieczeństwem triumfalizmu i nacjonalizmu,
w duchu ekumenicznej wspólnoty. Amen.