Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

8/1990
Muszę wypowiedzieć się w sprawie opublikowania w „Jednocie” rozmowy redakcyjnej na temat przyszłości Polskiej Rady Ekumenicznej, zamieszczonej pt. „Czy PRE jest potrzebna?” Ja chciałbym zapytać, czy publikowanie tego rodzaju dyskusji jest potrzebne, a może lepiej: czy jest pożyteczne. W dyskusji bowiem panowało fatalne pomieszanie rzeczywistości i mylnych ocen, a także niesprawiedliwych stwierdzeń.
Dużym uogólnieniem i spłyceniem zagadnienia jest stwierdzenie, że program PRE był negatywny, oparty na tworzeniu przeciwwagi wobec Kościoła rzymskokatolickiego. Rada powstała dlatego, że małe Kościoły potrzebowały współpracy i wzajemnej pomocy. Dlatego także ta Rada istnieje do dzisiaj. Niesłuszne jest stwierdzenie p. red. Karskiego, że „do tej chwili cokolwiek działo się między Radą a Kościołem rzymskokatolickim, z reguły następowało z inicjatywy strony katolickiej”. Mógłbym liczne przykłady przytoczyć, aby uzasadnić, że to raczej odwrotnie było, mianowicie więcej dokonało się z inicjatywy ekumenistów nierzymskokatolickich. Jednostronne obciążanie winą PRE za to, że „w obliczu dramatycznych okoliczności i sytuacji, przez jakie nasz naród przechodził” Kościoły należące do PRE i Kościół rzymskokatolicki nie wydały żadnego wspólnego oświadczenia, żadnego wspólnego stanowiska w żadnej sprawie, jest nieporozumieniem. Niektórzy ekumeniści katoliccy obciążają winą za to swój Kościół – to także jednostronne. Wina leży po obu stronach!
Wypowiedziano w dyskusji sporo bardzo poważnych zarzutów i oskarżeń wobec PRE. A mimo wszystko wielu ekumenistów rzymskokatolickich szuka kontaktów z PRE i liczą na coś nowego we współpracy, gdy zaś coś się nie udaje, ubolewają z tego powodu.
Chciałbym również przypomnieć, że w dniu 31 sierpnia 1989 roku, w 50. rocznicę napaści hitlerowskiej na Polskę, w auli UW Ks. Prymas Józef Glemp w swoim przemówieniu powiedział: „Polska Rada Ekumeniczna jest dobrą szkołą ekumenizmu w Polsce”. O tym można było nie tylko usłyszeć tam. w UW, ale także przeczytać w prasie.
Można by polemizować z wieloma wypowiedziami, np. na temat małego udziału świeckich w pracach ekumenicznych lub prac nad zmianą statutu, lub, że „władza wolała, aby w skład Prezydium wchodzili ludzie już raz przez nią zaakceptowani na wysokim stanowisku kościelnym”, ale jedną jeszcze sprawę muszę podjąć i do niej się ustosunkować. Chodzi mi o wypowiedź p. red. Karskiego: „ Wybór prezesa w stanie wojennym, w roku 1983, został dokonany pod zdecydowanym naciskiem władz państwowych i wbrew większości zwierzchników kościelnych”. Nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Faktem jest, że próbowałem doprowadzić do wyborów prezesa, proponując kontrkandydata w osobie ks. E. Czajki. Wiem, że część Prezydium PRE chciała poprzeć w wyborach tę kandydaturę, ale ks. Czajko w jakimś momencie wycofał się i wtedy wszyscy zgodziliśmy się, aby jedynym kandydatem pozostał ks. bp J. Narzyński. Muszę też stwierdzić, że z żadnej strony nie wywierano na mnie nacisku, abym wycofał się z wysuwania kandydatury ks. Czajki ani też, abym głosował na Walnym Zgromadzeniu na ks. bp J. Narzyńskiego. Tak więc do wyboru doszło po naszym. Prezydium, uzgodnieniu.
Proszę o zamieszczenie w „Jednocie” tych moich wyjaśnień.

Łączę braterskie pozdrowienia
KS. ZDZISŁAW TRANDA
BISKUP KOŚCIOŁA EWANG.-REFORMOWANEGO

***

W ODPOWIEDZI NA UST KS. BISKUPA ZDZISŁAWA TRANDY

Ks. bp Zdzisław Tranda polemizuje z moją wypowiedzią, że „do tej chwili cokolwiek działo się między Radą a Kościołem rzymskokatolickim, z reguły następowało z inicjatywy strony katolickiej”. Ks. Biskup pisze dalej: „Mógłbym liczne przykłady przytoczyć, aby uzasadnić, że to raczej odwrotnie było, mianowicie więcej dokonało się z inicjatywy ekumenistów nierzymskokatolickich”. Należy żałować, że Ks. Biskup żadnego przykładu nie przytoczył. Ze swej strony wspomnę jedynie, że Kościół rzymskokatolicki zabiegał o nawiązanie oficjalnych stosunków z Radą od 1971 roku. Natomiast PRE potrzebowała dwóch i pół roku, aby pozytywnie ustosunkować się do tej propozycji. Tak doszło do powołania Komisji Mieszanej. Również utworzenie wspólnej Podkomisji do Spraw Dialogu w 1977 roku nastąpiło z inicjatywy strony katolickiej. Natomiast fakt iż Podkomisja nie mogła kontynuować swej działalności w latach 1983-36, był wynikiem destrukcyjnej działalności kierownictwa PRE, a zwłaszcza jej prezesa.
Co się tyczy wyborów prezesa PRE w 1983 roku, to chciałbym w uzupełnieniu powiedzieć, co następuje. Jedynym kandydatem, który cieszył się wówczas autentycznym poparciem i sympatią w Kościołach członkowskich Polskiej Rady Ekumenicznej, był bp Zdzisław Tranda. Sympatią nie darzyła go jednak ówczesna władza państwowa, co wówczas wystarczyło, aby kandydatom bp. Trandy nie została oficjalnie wysunięta. Natomiast kandydatura bp. Janusza Narzyńskiego została „wymyślona” w Urzędzie do Spraw Wyznań, a nie w Kościołach. Z przeprowadzonych w owym czasie rozmów wiem, że większość zwierzchników kościelnych była przeciwna tej kandydaturze nie tylko dlatego, że bp Narzyński był faworytem władzy, ale także dlatego, że – mówiąc całkiem po ludzku – był typem człowieka konfliktowego, zachodziła więc uzasadniona obawa, iż zamiast scalać, będzie przyczyniał się do rozbijania ekumenicznej wspólnoty. Najbliższe lata pokazały zresztą, iż obawy te były uzasadnione.

Ks. bp Z Tranda wspominając o kontr-kandydaturze ks. Edwarda Czajki ze Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego powiada, że „ks. Czajko w jakimś momencie wycofał się...”. Być może ks. Czajko udzieli kiedyś sam odpowiedzi na pytanie: co było powodem jego wycofania się z kandydowania na prezesa Polskiej Rady Ekumenicznej? W każdym razie z tego co wiem, a są to informacje pochodzące z wiarygodnego źródła, ks. Czajko został zmuszony do wycofania swojej kandydatury przez Urząd do Spraw Wyznań.

Podsumowując można powiedzieć tak: kandydatura bp. Trandy upadła podczas „wstępnych przymiarek”, bo był on dla ówczesnej władzy człowiekiem „niepewnym politycznie”, ks. Czajko musiał się wycofać pod naciskiem tejże władzy. Czy Prezydium PRE, aprobując w tej sytuacji kandydaturę bp. Narzyńskiego, podejmowało tę decyzję w zgodzie z autentycznymi przekonaniami większości jego członków? Mam co do tego głębokie wątpliwości. W dalszym ciągu podtrzymuję więc swoją wypowiedź, że „ Wybór prezesa w stanie wojennym, w roku 1983, został dokonany pod zdecydowanym naciskiem władz państwowych i wbrew większości zwierzchników kościelnych”.

KAROL KARSKI


***

Pragnę odnieść się do dwóch spraw poruszonych w liście Księdza Biskupa, a nawiązujących bezpośrednio, choć bez podania nazwiska, do moich wypowiedzi podczas dyskusji redakcyjnej nt. Polskiej Rady Ekumenicznej.

Pisze Ksiądz Biskup, że „dużym uogólnieniem i spłyceniem zagadnienia jest stwierdzenie, że program PRE był negatywny, oparty na tworzeniu przeciwwagi wobec Kościoła rzymskokatolickiego. Rada powstała dlatego, że małe Kościoły potrzebowały współpracy i wzajemnej pomocy”.

Uprzejmie wyjaśniam, że w mojej wypowiedzi w ogóle nie zajmowałam się genezą PRE. Nawiązywałam jedynie do wypowiedzi ks. Bogdana Trandy, który zabierając głos tuż przede mną powiedział, że Rada „była pod ścisłą kontrolą Urzędu ds. Wyznań, któremu chodziło o to, aby trzymać wszystkie Kościoły razem i odpowiednio nimi sterować”. A ja uzupełniłam:

„…Usiłowano nas skupić (cały czas mowa o UdSW), ale po to, aby wszystkich razem przeciwstawić i wygrywać przeciwko Kościołowi rzymskokatolickiemu”. I dopiero w takim kontekście zadałam pytanie: „Czy z takiego negatywnego programu instytucji ekumenicznej, której jedno z głównych zadań miało polegać na tworzeniu przeciwwagi wobec Kościoła rzymskokatolickiego, mogło cokolwiek pozytywnego wyniknąć?”

Jak z powyższego wynika, tekst jest tyleż samo ważny, co kontekst.

Co do sprawy drugiej – powiedziałam dosłownie tak: „Ja nie jestem teologiem lecz filologiem, i może dlatego nie mogę po jąć, że przez czterdzieści kilka lat powojennych Kościoły należące do Polskiej Rady Ekumenicznej i Kościół rzymskokatolicki nie znalazły wspólnej formy wypowiedzi i nie zdobyły się na wspólne stanowisko w żadnej sprawie, nawet w obliczu tak dramatycznych okoliczności i sytuacji, przez jakie nasz naród przechodził. Dlaczego nie umiemy (nie chcemy?) przemówić jednym głosem jako chrześcijanie?”

Pozostanie dla mnie zagadką, jak na podstawie powyższych słów można wyciągnąć wniosek, że jednostronnie obciążam winą za ten stan rzeczy Polską Radę Ekumeniczną. Rada jestem, że w tej sprawie mogę całkowicie zgodzić się z Księdzem Biskupem i przytaknąć jego stwierdzeniu, że wina leży po obu stronach.
Z wyrazami szacunku
BARBARA STAHLOWA