Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5/1991

W świątyni jerozolimskiej rozegrała się znamienna i bardzo aktualna scena. „Jezus podniósł się i nie widząc nikogo, tylko kobietę, rzekł jej: Kobieto, gdzież są ci, co cię oskarżali? Nikt cię nie potępił? A ona odpowiedziała: Nikt, Panie! Wtedy rzekł Jezus: I ja cię nie potępiam. Idź i więcej nie grzesz” (Jn 8:10-11).

Jezus naucza, wokół Niego tłum ludzi zasłuchanych, zamyślonych. Mówi do nich o tym, co ich bezpośrednio dotyczy, o życiu, postępowaniu, stosunku do Boga i do bliźnich, porusza ich sumienia. I w tym właśnie momencie faryzeusze i uczeni w Piśmie przyprowadzają do Niego kobietę przyłapaną na cudzołóstwie.

Oto padają słowa oskarżenia, potępienia i o-sądu: „Mojżesz w zakonie kazał nam takie kamienować... Ty zaś, co mówisz?”

Podstępne pytanie. Oskarżyciele chcą Jezusa postawić w sytuacji bez wyjścia, uważają, że ma On tylko dwie możliwości: albo odpowie – ukamienujcie ją, albo – puśćcie ją wolno. W pierwszym przypadku, gdyby żądny kary tłum ukamienował kobietę, mieliby powód do oskarżenia Go przed władzą rzymską, że nie respektuje przepisów państwowych, które wymagały zatwierdzenia wyroku przez namiestnika cesarza. W drugim – mieliby powód do oskarżenia Go przed ludem, że nie respektuje prawa Mojżeszowego.

Tymczasem Jezus za- skoczył wszystkich – i oskarżycieli, i widzów. Nie mniej zdumiona była z pewnością sama oskarżona. Nauczyciel pochyla się i pisze coś palcem po piasku. Co to może znaczyć? Pisarka szwedzka, Selma Lagerlöff, w opowiadaniu pt. „Pismo na ziemi” sugeruje, że Jezus zapisywał wtedy grzechy oskarżycieli kobiety. Pro- rok Jeremiasz zaś mówi tak: ci, którzy od Ciebie odstępują, będą zapisani na piasku, gdyż opuścili Pana, źródło wód żywych!” (Jer.17:13). Sądzę więc, ze to właśnie miał Chrystus na myśli, gdy pisał palcem na ziemi, i dlatego, „gdy Go nie przestawali pytać”, w końcu podniósł się i rzekł: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”.

Tymi słowami Jezus skierował sprawę na inne tory. Oskarżyciele musieli zastanowić się nad sobą, zajrzeć we własne sumienie. Czy udało Mu się ich poruszyć, wstrząsnąć ich sumieniami? Niewątpliwie tak. Bo oto – „jeden za drugim, poczynając od najstarszych, wychodzili” i Ewangelista Jan dodaje swój komentarz: „odezwało się w nich sumienie”. Jezus zaś spytał ową kobietę: „Gdzież są ci, co ciebie oskarżali? Nikt cię nie potępił?” Po chwili dorzucił: „I ja cię nie potępiam”.

Przyzwolenie na grzech? Gdyby wypowiedź Jezusa kończyła się na słowach: „I ja cię nie potępiam”, można by taki wniosek wysnuć. Dla Jezusa jednak grzech jest grzechem, zło jest ziem. Nie przymyka więc oczu również na grzech w dziedzinie seksualnej. Prawo Boże musi być respektowane, a tylko wyznanie grzechu, zmiana życia i pozyskanie przebaczenia może sprawiedliwość Bożą przeobrazić w miłosierdzie. Dlatego Jezus mówi: „Nie potępiam cię!” – i to oznacza przebaczenie. Jednocześnie jednak żąda: „Nie grzesz więcej!” Zmień swoje życie, odrzuć grzeszną przeszłość. Zmień się! – to jest możliwe! Zmień się! – to jest konieczne! Zmień się! – Ja, Jezus, umożliwię ci to przez moje przebaczenie i przez moją siłę, którą cię obdarzę!

W opisywanej scenie mamy zaprezentowane dwie postawy: faryzeusze i uczeni w Piśmie to zwolennicy bezwzględnego przestrzegania litery prawa, z drugiej zaś strony stoi Jezus i Jego Boskie Prawo. Dzisiaj w naszym kraju sytuacja, z jaką mamy do czynienia, przypomina ową scenę w świątyni. Rodzi podobny dylemat: normy prawne, czy normy moralne?

Kobieta znowu znalazła się pod pręgierzem; kobieta, która dokonała zabiegu przerwania ciąży, kobieta, która stanie wobec tej dramatycznej decyzji. Problem bulwersuje opinię społeczną. Rozstrzygnąć go w sposób radykalny, a pozornie prosty, na mocy ustawy antyaborcyjnej? Czy może raczej przesunąć rozwiązanie tych spraw w zakres kategorii moralnych? Sprawa jest bardzo złożona, odpowiedź bardzo trudna, a materia niesłychanie delikatna. Nie można się spodziewać, ze znajdziemy zaraz odpowiedź na wszystkie nasuwające się pytania i szybkie rozwiązania, spróbujmy jednak, jako ludzie kształtujący swoje życie według zasad Ewangelii, zastanowić się nad nimi.

Nie wolno zamykać oczu na to, że przerwanie ciąży to przerwanie życia, które już zaistniało i już się rozwija. I jest to nic innego, jak człowiek, który zaistniał i rozwija się. Gdyby matka wiedziała, jak naprawdę wygląda to, co eufemistycznie nazywa się „przerwaniem ciąży”, cofnęłaby się przed często pochopną decyzją i nie pozwoliłaby z pewnością na dokonanie tej operacji. Również mężczyzna, ojciec dziecka, nie miałby odwagi, by coś takiego zaproponować. Każdy taki „zabieg” odbija się nie tylko na zdrowiu, ale przede wszystkim na psychice kobiety, wywołuje wyrzuty sumienia i poczucie winy, które trwa nieraz do końca życia. Cierpiącej kobiecie trzeba pomóc, aby uznała i wyznała grzech i aby zyskała przebaczenie. Nie wolno natomiast zgodzić się, by głuszyła sumienie prostackimi argumentami, jak ten, bardzo rozpowszechniony: „Mój brzuch należy do mnie i co zrobię z nim, to moja sprawa”.

Wskutek lekceważenia dotychczasowych przepisów i jednocześnie rozluźnienia obyczajów sytuacja w Polsce stała się dramatyczna. Jeśli, jak oblicza to Kościół katolicki, dokonuje się u nas rocznie około sześciuset tysięcy zabiegów, to znaczy, ze należy bić na alarm i bardzo pilnie szukać sposobów położenia tamy tak bardzo rozpowszechnionym praktykom. Istnieje pokusa zastosowania najprostszego rozwiązania problemu: za pomocą ustawy antyaborcyjnej, a więc przez stosowanie surowych przepisów i sankcji karnych. Prawo jest prawem, ale zbyt ogólne, zbyt suche, nie przewiduje wielu bardzo zawiłych sytuacji, jakie tylko życie nieść może. Co więcej, w dyskusji nad ustawą pomija się odpowiedzialność mężczyzny za powołanie nowego życia i płynące stąd obowiązki i konsekwencje – cały ciężar spada na kobietę.

Chrześcijanin musi zwracać uwagę przede wszystkim na moralną stronę problemu, a nie szukać jego rozwiązania na drodze prawnej i domagać się karania winnych. Tak wszak uczy Ewangelia. Zachodzi w związku z tym pytanie: czy Kościoły w Polsce są tak bezsilne, że nie są w stanie ukształtować ludzkiego sumienia i uczynić go moralnie wrażliwym? Czy są aż tak bezsilne, że pozostaje im już tylko domaganie się ustanowienia surowych norm prawnych i kary więzienia? Czy nie zdajemy sobie sprawy, że forsowanie rozstrzygnięcia problemu na drodze ustawy antyaborcyjnej oznacza klęskę Kościoła jako siły moralnej?

Dla Kościoła nie ma innej drogi, jak tylko oddziaływanie na duszę człowieka. Nie bez powodu Jezus wzywa do opamiętania się, do przemiany sposobu myślenia i postępowania. Przemianie musi ulec nasza świadomość, abyśmy wiedzieli, ze przerwanie ciąży jest przerwaniem ludzkiego życia i dlatego nie może być środkiem regulacji urodzeń. Wspólnota chrześcijan ma obowiązek otaczać opieką słabych, podawać dłoń potrzebującym pomocy, wspierać chwiejących się, wskazywać drogę błądzącym. Jest to zadanie niewspółmiernie trudniejsze od stanowienia praw, a potem ścigania winnych.

Dobrze wiemy, jak wielki chaos panuje w dziedzinie seksualnego współżycia, ile dzieje się krzywd i jak bardzo cierpią zwłaszcza kobiety. Zdajemy sobie sprawę, ile istnień ludzkich pada ofiarą nieświadomości, lekkomyślności, lekceważenia życia, tego kiełkującego .życia. Dlatego musimy o tym mówić w Kościele, musimy przestrzegać i nauczać, pocieszać i wybaczać, musimy pomagać. Trzeba tworzyć zdrowe podstawy świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, rozwijać etykę małżeńskiego pożycia, doradzać skuteczne metody zapobiegania ciąży, aby rodzice nie musieli stawać wobec dramatycznych wyborów. Naszym, chrześcijan, naczelnym zadaniem jest odpowiednie wychowanie i przygotowanie młodzieży, rozwijanie poczucia odpowiedzialności człowieka za myśl, za słowo, za czyn w każdej dziedzinie życia, nie tylko w dziedzinie moralności seksualnej. Wzorem dla nas niech będzie Jezus, który z miłością i zrozumieniem przybliża się do cierpiącego człowieka, zwłaszcza tego, który cierpi z powodu grzechu. On jest naszym Wybawicielem, On uświadamia nam grzech i uwalnia od niego. Nie przyszedł wszak po to, aby świat sądzić, lecz aby ratować.