Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1992

Zjazd Polonii i Polaków z zagranicy, trwający w Krakowie od 19 do 23 sierpnia, ze względu na swoje znaczenie powinien nazywać się raczej kongresem. Nie tylko bowiem zgromadził wielu przedstawicieli Polaków żyjących dziś poza granicami Polski i był platformą wymiany myśli i doświadczeń, ale także zajmował się zagadnieniami, które dla wszystkich Polaków – i tych żyjących za granicą, i tych w kraju – mają duże znaczenie. Uczestnicy zjazdu przybyli z różnych części świata. Reprezentowali różne fale emigracyjne. Zjawili się potomkowie emigrantów, którzy w XIX i początkach XX wieku „za chlebem" wywędrowali na obczyznę; przybyli ci, którzy jako żołnierze walczący podczas ostatniej wojny „za wolność naszą i waszą" nie chcieli powrócić do kraju, ponieważ znalazł się on w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Byli także i ci z niedawnej emigracji lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przyjechali też Polacy z obecnej Litwy, Białorusi czy Ukrainy, nad którymi –jak mówiono – przesunęła się granica, a którzy nigdy swej ojczyzny nie opuścili, oraz ci, którzy zostali na rozkaz Stalina przesiedleni z Ukrainy do dalekiego Kazachstanu (ich przedstawicielka wołała dramatycznie podczas zjazdu: „Polsko! zabierz nas stamtąd!"). Wreszcie byli też Polacy z Zaolzia, ewangelicy i katolicy, którym już od czasu odzyskania niepodległości w 1918 roku nie było dane żyć i mieszkać w granicach Rzeczypospolitej.

Zjazd był obramowany dwoma nabożeństwami w świątyniach katolickich: w kościele Mariackim na rozpoczęcie zjazdu (z kazaniem ks. prymasa Józefa Glempa) i na zakończenie – w katedrze na Wawelu (z kazaniem ks. bp. Szczepana Wesołego z Rzymu). Gdy, jako gość zaproszony przez „Wspólnotę Polską", znalazłem się na zjeździe i zorientowałem się, że biorą w nim udział również ewangelicy, postanowiłem i dla nich zorganizować nabożeństwo w niedzielę, równocześnie z katolicką mszą na Wawelu. Odbyło się ono w ewangelicko-augsburskim kościele św. Marcina, nie opodal Wawelu. Prowadził je miejscowy duszpasterz ks. Roman Mikler, a ja wygłosiłem kazanie. W wypełnionym kościele wśród wiernych znaleźli się delegaci na zjazd – ewangelicy, a także przedstawiciel Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego w Kanadzie.

Uroczyste otwarcie Zjazdu nastąpiło w sali Teatru im. J. Słowackiego i zgromadziło wielu znakomitych gości, a wśród nich prezydenta RP Lecha Wałęsę, premier Hannę Suchocką, marszałków: Sejmu – prof. Wiesława Chrzanowskiego, i Senatu – prof. Augusta Chełkowskiego oraz innych przedstawicieli rządu i parlamentu, a także władze miasta-gospodarza, Krakowa. Obecnych było też wielu duchownych katolickich, przede wszystkim ks. prymas Józef Glemp, arcybiskup krakowski kard. Franciszek Macharski oraz kilku biskupów z kraju i zagranicy, a wśród nich niedawno mianowany arcybiskup pińsko-miński, ks. Józef Świątek, który do dziś mieszka w Pińsku na Polesiu (obecnie Białoruś). Z duchownych innych wyznań byłem tylko ja.

Od kierownictwa „Wspólnoty Polskiej" oraz ks. bp. Szczepana Wesołego dowiedziałem się, ze zaproszono także biskupa Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego na Obczyźnie, ks. Władysława Fierlę. Obiecał przyjechać, ale niestety na trzy tygodnie przed zjazdem wycofał się, podobno ze względów zdrowotnych. Szkoda, że nie delegował na swoje miejsce innego przedstawiciela Polaków ewangelików z Wielkiej Brytanii, w Krakowie było bowiem kilkunastu księży katolickich z zagranicy, a żadnego duchownego ewangelickiego – ani z Anglii, ani z Zaolzia. Sądzę, że i jedni, i drudzy mieliby coś do powiedzenia w sprawach Polaków żyjących poza granicami kraju ojczystego, a moje przemówienie podczas zjazdu z całą pewnością nie zrównoważyło ich nieobecności. Szkoda również, że zabrakło delegacji Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego z Ameryki Północnej. Był wprawdzie jeden delegat, ale nie odpowiadało to liczbie Polaków tego wyznania tam żyjących, nie zjawił się także żaden przedstawiciel krajowego Kościoła polskokatolickiego. Czyja to wina? Oto pytanie.

W programie Zjazdu przewidziane były obrady plenarne pierwszego i przedostatniego dnia (sobota), dwudniowe prace w komisjach oraz uroczysta sesja plenarna w niedzielę na zakończenie. Po sesji kończącej obrady odbył się uroczysty koncert w Filharmonii Krakowskiej.

Na otwarcie Zjazdu z przemówieniami wystąpili prezydent, pani premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, przedstawiciele władz miejskich Krakowa i – oczywiście – delegaci Polaków żyjących poza granicami kraju: na Zachodzie i na Wschodzie. Odczytano list do papieża Jana Pawła II i pozdrowienia od prezydenta USA George'a Busha. Wystąpienie ks. bp. Szczepana Wesołego z Rzymu, opiekuna i duszpasterza Polaków-katolików żyjących na emigracji, zakończyło tę część Zjazdu.

Zadaniem referatów programowych było wprowadzenie w zasadniczą problematykę zjazdu i przygotowanie do pracy w komisjach problemowych, które zajmowały się następującymi zagadnieniami: kultura polska w świecie, oświata i szkolnictwo polonijne, polskie duszpasterstwo na obczyźnie, rola środków masowego przekazu, sprawy społeczne, promocja spraw polskich za granicą, sprawy młodego pokolenia i sportu, pomoc Polakom na Wschodzie, problemy współpracy gospodarczej. Prace tych komisji zaowocowały wieloma uchwałami, które trudno tu wymieniać, a jeszcze trudniej dokonać spośród nich wyboru. Wszystkie, oczywiście, dotyczyły Polaków i ich organizacji, działających zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Zajęto się szczególnie zagadnieniem wszechstronnej pomocy dla Polaków na Wschodzie, zwłaszcza dla tych, którzy mieszkają w krajach wchodzących dawniej w skład Związku Radzieckiego. Podjęte zostały również uchwały dotyczące współpracy ośrodków polonijnych ze „Wspólnotą Polską", z polskim rządem i parlamentem. Cały pakiet tych uchwał wraz z „Uchwałą końcową Zjazdu Polonii i Polaków z zagranicy" został przyjęty na ostatniej sesji plenarnej.

Na zakończenie kilka uwag natury ogólnej. Niepokojące są podziały wśród Polonii w niektórych krajach a także pewnego rodzaju konkurencja; niepokoją też różnice poglądów na sprawy, które raczej powinny łączyć niż dzielić. Odniosłem wrażenie, że te podziały zalezą od rodowodu danej grupy emigracyjnej, od różnic politycznych. Inna sprawa, która wydała mi się znamienna a jednocześnie niepokojąca, to religijna zaściankowość. Odczułem to szczególnie słuchając sprawozdania komisji zajmującej się sprawami duszpasterstwa. Styl sprawozdania, przedstawionego plenarnemu posiedzeniu, oraz sprawy, o których w tej komisji mówiono, wskazywały na ograniczanie problematyki do spraw wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego, tak jakby na tym świecie nie było innych Kościołów i jakby Polonia za granicą sprowadzała się do rzymskich katolików. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że Kościół rzymskokatolicki położył ogromne zasługi w pracy wśród Polonii, troszczył się też o tych polskich katolików, którzy żyją na Wschodzie. Temu uznaniu dałem wyraz już wcześniej, na konferencji w Rzymie, w październiku 1990 r., poświęconej również sprawom Polaków na obczyźnie i przygotowaniom do tegorocznego Zjazdu. Ale podkreśliłem wówczas, podobnie jak i teraz w Krakowie, rolę Polaków ewangelików i znaczenie organizacji polonijnych na Zaolziu i w Anglii oraz rolę ośrodków Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego w Ameryce Północnej. Znamienne, że uwagi zawarte w moim przemówieniu oraz wystąpienie na sesjach plenarnych p. Walickiego z Zaolzia były przyjmowane bardzo przychylnie także przez księży katolickich. Z tego wniosek, ze w tym tak bardzo zdominowanym przez środowiska rzymskokatolickie gronie potrzebne były właśnie takie uwagi. Zaściankowość nie przystoi Kościołowi większości, raczej mu szkodzi. Obawiam się jednak, że może ona dotyczyć także mniejszości. Jest to cecha o tyle usprawiedliwiona, że każda mniejszość pragnie zachowania swojej tożsamości, a wychodzi przy tym z założenia, że łatwiej to osiągnie dzięki izolowaniu się. W rzeczywistości zaś taka mentalność zraża ludzi najbardziej wartościowych, o najszerszych horyzontach, i przynosi temu środowisku dotkliwe straty.

Ks. bp Zdzisław Tranda