Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

12 / 1992

Jeśli tylko pozwalały na to warunki, święta obchodzono wesoło i syto, we wszystkich środowiskach społecznych przygotowywano na ten okres różne tradycyjne potrawy. Bodaj największym w tym czasie przysmakiem były rozmaicie przyprawione ryby i grzyby oraz placki na miodzie, słodycze, trunki. Ze świętami łączyły się ponadto rozmaite zwyczaje. Do powszechnie znanych należało np. rozścielanie na podłodze i pod obrusem słomy. Czyniono to rzekomo na pamiątkę betlejemskiej stajenki. [...] W istocie była to jednak pozostałość z pogańskich jeszcze czasów, mająca związek z dawnym świętem agrarnym.

W niektórych domach pod obrus podścielano siano, na wsiach natomiast ustawiano w kącie izby snop słomy. W dniu tym panowały różne wróżby, np., by był urodzaj, ciskano ziarnem o powałę; panny i kawalerowie ciągnęli źdźbła słomy lub siana spod obrusa – zielone źdźbło oznaczało ślub w tym karnawale, zwiędłe – oczekiwanie, żółte – staropanieństwo lub pozostanie w stanie kawalerskim.

Pewne zwyczaje, szczególnie w większych miastach, z latami zarzucano, niemniej w większości ich przestrzegano. Protestanci traktowali je jako zabobony; znany pisarz śląski, ksiądz ewangelicki Adam Gdacjusz tak o tym pisał: „I to jest rzecz nagany godna, że niektórzy, kiedy w wiliją jeść mają, na stole słomę rozpościerają, a na onę słomę obrus kładą i potym oną słomą drzewa sadowe wiążą. Drudzy to też w zwyczaju mają, że w wiliją w domiech po kąciech mak to tam, to sam rzucają”. Postępując wedle tradycyjnych zwyczajów inwentarzowi dawano w jadle pokruszony opłatek, zapraszano przed domostwa zwierzynę i rzucano jej pożywienie, bydło karmiono potrawami pozostałymi z wigilii. Cytowany Gdacjusz pomstował: „Nawarzą potym w drugim domu potraw rozmaitych i z niemi nie wiem jakie gusła stroić będą, kiedy od każdej potrawy bydłu jeść dadzą. A kiedy ich spytasz, czemu to czynią? Tedyć odpowiedzą, że temu bydłu, które takowe potrawy w wigiliją warzone jada, czarownice i guślarki zaszkodzić nie mogą. Albo jako też niektórzy są takiego mniemania głupiego, ze krowom mleko od śledzia jeść dawają, powiedając, że takie krowy, które takowy mlecz w wiliją jadają, przez cały rok mleko mieć będą”.[...]

Wieczerza wigilijna gromadziła wszystkich domowników, bez względu na ich pozycję społeczną. W miastach np. służba i czeladnicy zasiadali do stołu razem z mistrzami. Reliktem dawnych wierzeń był powszechnie stosowany zwyczaj zostawiania pustego miejsca, czasem także jadła, dla zmarłych i nieobecnych. Spożycie wilii poprzedzało łamanie się opłatkiem, przy którym życzono sobie wzajemnie zdrowia i pomyślności (w większych miastach smarowano niekiedy opłatki miodem). Wigilijne jadło, o określonej tradycją ilości potraw, spożywano w uroczystym i podniosłym nastroju, wypijano jednak do niego znaczną ilość trunków, zdarzało się więc często, że biesiadnicy wstawali od stołu mocno podochoceni.

Wierzono, że w dniu wigilijnym woda w studniach zamieniała się w wino, że zwierzęta mówią o północy ludzkim głosem, że miłe słowo wybranej przyniesie miłość, podarek lub pomyślność, a wygrana w karty powodzenie przez cały rok. Nie znano wówczas tak popularnych dziś choinek (w początkach XVIII wieku na Pomorzu przystrajano świecidełkami rózgi dla dzieci, podobny zwyczaj istniał także na Podhalu), szeroko natomiast praktykowano odwieczny zwyczaj dawania i przyjmowania prezentów – tzw. kolędy. O północy ruszano do kościoła na pasterkę. Ponieważ jednak większość jej uczestników znajdowała się pod wpływem wypitych trunków, nabożeństwo mijało zwykle w wesołym, a nawet swawolnym nastroju. Jeśli chodzi o młodzież krakowską, to wiadomo np., ze dopuszczała się w tym dniu w kościele rozmaitych wybryków. Do ulubionych żartów należało nalewanie do kropielnicy atramentu, zaszywanie modlącym się niewiastom sukien nicią lub też przyczepianie klęczącej kobiecie końca spódnicy do kołnierza.

[ZBIGNIEW KUCHOWICZ: Obyczaje staropolskie XVII – XVIII wieku, Łódź 1975, s.511, 512, 513 i 514]

O jasełkach

Mamy wiadomość z ewangelii, że Chrystus narodzony w stajni, złożony był in praesepio. Praesepe znaczy w polskiej mowie żłób. Jasła zaś zowią się zagrody pod żłobem, gdzie słomę na pościel pod konie służącą kładą; mówią się też jasła, kiedy w oborach, w których bydło stawa, nie masz żłobów, tylko w takie zagrody, z deszczek zrobione, kładą dla bydła słomę i sypią sieczkę. Ten, co pierwszy wymyślił jasełka, o których niżej będę pisał, rozumiał, że jasła i żłób są imiona jedne rzecz znaczące, tę samą, co słowo łacińskie praesepe, przeto lalkom swoim i fraszkom dziecinnym, którymi wyrażał Narodzenie Chrystusowe, nadał imię jasełka. Które kiedy nastały do Polski, nie wiem, jak jednak pamięcią zasięgam, we wszystkich kościołach były używane; obchodzono je tak jak groby wielkopiątkowe, lubo mało co ludzie stateczni, tylko najwięcej matki, mamki i piastunki z dziećmi, studenci z dyrektorami i młodzież doroślejsza obojej płci, pospólstwo zaś drobne niemal wszystko.

Pomienione jasełka były to ruchomości małe, ustawione w jakim kącie kościoła a czasem zajmujące cały ołtarz, niżej i wyżej po bokach, tylko jedną mensę ołtarzową nie zaprzątnioną sobą zostawując dla odprawowania mszy świętej wolną.

Była to pośrodku szopka mała na czterech słupkach, daszek słomiany mająca, wielkości na szerz, dłuż i na wysz łokciowej; pod tą szopką zrobiony był żłóbek, a czasem kolebka wielkości ćwierćłokciowej, w tej lub w tym osóbka Pana Jezusa z wosku albo z papieru klejonego, albo z irchy lub płótna konopiami wypchanego uformowana, w pieluszki z jakich płatków bławatnych i płóciennych zrobione uwiniona; przy żłóbku z jednej strony wół i osieł z takiejże materyi jak i osóbka Pana Jezusa ulane lub utworzone, klęczące i puchaniem swoim Dziecinę Jezusa ogrzewające, z drugiej strony Maryja i Józef stojący przy kolebce w postaci nachylonej, afekt natężonego kochania i podziwienia wyrażający.

W górze szopki pod dachem i nad dachem aniołkowie unoszący się na skrzydłach, jakoby śpiewający Gloria in excelsis Deo. Toż dopiero w niejakiej odległości jednego od drugiego pasterze padający na kolana przed narodzoną Dzieciną, ofiarujący Mu dary swoje, ten masła garnuszek, ów syrek, inny baranka, inny koźlę; dalej za szopą po obu stronach pastuszkowie i wieśniacy: jedni pasący trzody owiec i bydła, inni śpiewający, inni do szopy śpieszący, dźwigający na ramionach barany, kozły; między którymi osóbki rozmaity stan ludzi i ich zabawy wyrażające: panów w karetach jadących, szlachtę i mieszczan pieszo idących, chłopów na targ wiozących drwa, zboże, siano, prowadzących woły, orzących pługami, przedających chleby, szynkarki różne trunki szynkujące, niewiasty robiące masło, dojące krowy, Żydów różne towary do sprzedania na ręku trzymających, i tym podobne akcyje ludzkie.

Gdy zaś nastąpiło święto Trzech Królów, tedy przystawiano do tych jasełek osóbki pomienionych świętych, klęczących przed narodzonym Chrystusem, ofiarujących Mu złoto, myrrhę i kadzidło, a za nimi orszaki ich dworzan i asystenci rozmaitego gatunku: Persów, Arabów, Murzynów, laufrów, masztalerzów prowadzących konie pod bogatymi siądzeniami, słoniów, wielbłądów. [...]

Na takie jasełka sadzili się jedni nad drugich, najbardziej zakonnicy. Celowali zaś innych wszystkich wielością i kształtnością kapucyni; a gdy te jasełka, rokrocznie w jednakowej postaci wystawiane, jako martwe posągi nie wzniecały w ludziach stygnącej ciekawości, przeto reformaci, bernardyni i franciszkanie, dla większego powabu ludu do swoich kościołów, jasełkom przydali ruchawości, między osóbki stojące

mieszając chwilami ruszane [...], które to fraszki dziecinne tak się ludowi prostemu i młodzieży podobały, że kościoły napełnione bywały spektatorem, podnoszącym się na ławki i na ołtarze włażącym; a gdy ta zgraja, tłocząc się i przemykając jedna przed drugą, zbliżyła się nad metę założoną do jasełek, wypadał wtenczas spod rusztowania, na którym stały jasełka, jaki sługa kościelny z batogiem i kropiąc nim żywo bliżej nawinionych, nową czynił reprezentacyją, dalszemu spektatorowi daleko śmieszniejszą od akcyj jasełkowych, kiedy uciekający w tył przed batogiem, jedni przez drugich na kupy się wywracali, drudzy rzeźwo z ławek i z ołtarzów zskakując jedni na drugich padali, tłukąc sobie łby, boki, ręce i nogi, albo guzy i sińce bolesne o twarde uderzenie odbierając.

Takowe reprezentacyje ruchomych jasełków bywały – prawda – w godzinach od nabożeństw wolnych, to jest między obiadem i nieszporami, ale śmiech, rozruch i tumult nigdy w kościele czasu ani miejsca znajdować nie powinien. Dla czego, gdy takowe reprezentacyje coraz bardziej wzmagając się doszły do ostatniego nieprzyzwoitości stopnia, książę Teodor Czartoryski, biskup poznański, zakazał ich, a tylko pozwolił wystawiać nieruchawe, związek z tajemnicą Narodzenia Pańskiego mające. Po którym zakazie jasełka powszedniejąc coraz bardziej, w jednych kościołach zdrobniały, w drugich w cale zostały zaniechane.

[JĘDRZEJ KITOWICZ: Opis obyczajów za panowania Augusta III, oprac. Roman Pollak; wyd. III, Biblioteka Narodowa, Wrocław-Warszawa-Kraków 1970, s.57-61]