Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Okładka 8-9/2002NR 8-9 / 2002

Wiara jest afirmacją, jest zdecydowanym "Tak" wypowiedzianym Bogu przez człowieka. Jeśli jest poważna i głęboka, angażuje wszystkie nasze siły; nie ogranicza się do intelektu, uczuć czy woli; jest aktem całego człowieka. Ale wiara jest zarazem przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy (Hebr. 11:1). I tu zaczynają się kłopoty.

Parafrazując słowa św. Pawła, można by powiedzieć, że wiara jest przeświadczeniem o tym, o czym jako istoty ziemskie i cielesne wcale nie jesteśmy do końca przeświadczeni. Bo jakżeż moglibyśmy być do końca przeświadczeni o Bogu - o rzeczywistości ostatecznej, której nie jesteśmy w stanie ani dosięgnąć, ani dotknąć, ani poznać. Nawet mistycy, którzy jak nikt inny zbliżali się do Boga, głosili Jego nieprzeniknioną głębię. Mistrz Eckhart - jeden z najbardziej przenikliwych umysłów mistycznych Europy - powiedział, że wszystko, co mówimy o Bogu, jest nieprawdą. Nawet teologowie, którzy sławili Boże Objawienie w Jezusie Chrystusie, świadomi byli Jego tajemnicy. Deus revelatus - twierdził Karl Barh - to zarazem Deus absconditus, a wiele wieków przed nim Dionizy Areopagita pisał, że w człowieczeństwie Chrystusa Bóg objawił się, nie wychodząc z ukrycia.

Bóg nie istnieje - twierdzi Paul Tillich. - Twierdzić, że Bóg istnieje to tyle, co przeczyć Jego rzeczywistości. Dziwne to słowa, zważywszy, że wyszły spod pióra chrześcijańskiego teologa. Lecz Tillich wcale nie zamierza się na Boga. Przeciwnie, broni Go przed myślową łatwizną, przed utożsamieniem z przedmiotem czy istotą, z czymś, co mogłoby istnieć lub nie. Bo jeśli dowodzimy istnienia Boga, traktujemy Go, chcąc nie chcąc, jako jeden z bytów; tymczasem nie jest on wcale bytem, nawet najwyższym i najbardziej doskonałym - tu Tillich idzie w ślady klasycznej teologii chrześcijańskiej - lecz bytem samym w sobie. Słowem, Tillich broni suwerenności Boga przed zakusami ludzkiego rozumu. Ani pojęcie istnienia Boga, ani metoda argumentacji od przesłanki do konkluzji nie są w stanie uchwycić rzeczywistości ostatecznej. Zwycięstwo rozumu groziłoby poważnym naruszeniem transcendencji Bóstwa i zawłaszczeniem jej przez świat. Bóg stałby się bożyszczem. Dlatego właśnie istnienie Boga to w mniemaniu Tillicha pojęcie na poły bluźniercze, na poły mitologiczne; twierdzić zaś, że Bóg istnieje, to tyle, co torować drogę ateizmowi.

Cóż więc właściwie afirmujemy, wierząc w Boga? Credo? Wykładnię wiary obowiązującą w naszym Kościele? Własną interpretację Pisma Świętego? Chętnie nazywamy Boga dobrym, sławimy Jego łaskę, głosimy Jego miłość. Skąd ta pewność? Gotowi jesteśmy przytoczyć przypadki działania Bożej Opatrzności w życiu własnym i swoich bliskich. Powołujemy się na cudowne uzdrowienia, na ratunek, który przychodzi w ostatniej chwili. Czy aby nie zapominamy wtedy o nieuleczalnych chorobach, o przedwczesnej śmierci wielu wspaniałych ludzi, o dziesiątkach, a może setkach, tysięcy sytuacji, kiedy mimo szczerej modlitwy ratunek wcale nie przyszedł? Czyż przeżycia Hioba i cierpienia milionów ludzi w hitlerowskich i sowieckich obozach nie przeczą Bożej dobroci? Pytanie Gdzie był Bóg w Oświęcimiu? nie straciło aktualności. Czy to pytanie istnieje w naszej wierze?

Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych, które są na niebie w górze, na ziemi nisko i w wodach pod ziemią (II Mojż. 20:4) - czytamy w II Księdze Mojżeszowej. Czy to przykazanie odnosi się tylko do obrazów rytych rękami, czy również do podobieństw rzeźbionych - często bezwiednie - naszymi myślami i uczuciami? Jestem przekonany, że do jednego i drugiego. Nie będziesz im się kłaniał i nie będziesz im służył - mówi dalej Pismo, dając nam wyraźnie do zrozumienia, że podobieństwo nie jest Bogiem. Nie tylko dlatego, że odwzorowuje Go w materialnym kształcie, lecz również dlatego, ze zamyka Go w ludzkiej wyobraźni. Tymczasem niepojętego i nieskończonego Boga niepodobna w niczym zamknąć. Mówić o Nim "dobry", "łaskawy"czy "miłosierny" jest zgodne z Objawieniem i z fundamentalną intuicją człowieka wierzącego. Lecz mówić o Nim w ten sposób i pomijać rozpacz i ból ludzi ginących w Oświęcimiu, na Kołymie czy na polach śmierci w Kambodży, to zamykać Go w grzecznych i niosących pociechę wyobrażeniach.

Krzysztof Dorosz


zobacz pełny tekst