Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Okładka 4/2003NR 4 / 2003

Różnica, wyrażona w tytule, nie dla wszystkich jest oczywista. Nie spotka się z dobrym przyjęciem u nieugiętych racjonalistów. Ci powiedzą: jak to? Jeśli mamy komuś uwierzyć, najpierw musimy w niego uwierzyć. Jak można być coś winnym wierzycielowi, jeśli powątpiewa się w jego istnienie. Słusznie - z pewnego punktu widzenia. To przede wszystkim filozofia i teologia scholastyczna zaprowadziły myślenie, w którym idei Boga z konieczności przysługuje istnienie. Bóg to Istota najwyższa - rozumowano - do tej Istoty zatem musi należeć istnienie. Subtelne umysły scholastyczne posunęły się jeszcze dalej. Jeśli wyobrażamy sobie jakąś istotę najwyższą, której nie przysługuje istnienie - stwierdzili uczeni - nie myślimy o Bogu, lecz o czymś innym. Przez długie stulecia posługiwano się tym rozumowaniem w przekonaniu o jego wielkiej dowodowej sile. Dopiero w czasach nowożytnych zaczęto podejrzewać, że idea Bytu Nieskończonego a zarazem istniejącego może okazać się pusta, podobnie jak może być puste pojęcie lwo-gryfo-rumaka, który jakoby istnieje. Zwłaszcza po filozofii Kanta doprawdy rzeczą wstydliwą stało się uciekanie do takich pojęć - królewiecki mędrzec wykazał ponad wszelką wątpliwość, że istnienia jakiejś rzeczy niepodobna wywieść z jej istoty, zwłaszcza, jeżeli o tej istocie tylko pomyślimy.

A więc likwidujemy problem Boga? Spokojnie. Kant wprawdzie oddzielał istnienie od myślenia, ale problemu Boga tym samym nie likwidował. By coś twierdzić o Bogu, i to twierdzić zasadnie - uważał Kant - trzeba poszukać innego organu duchowego niż rozum teoretyczny. Wiemy, że ten inny organ to według Kanta rozum praktyczny, który wysnuwa zasady moralne. Dla człowieka Bóg nie jest prawdą intelektualną, "naukową", ale postulatem moralnym - inaczej mówiąc, postulowaniem sensu. Bez tego założenia moralność i życie ludzkie nie mają sensu, są wydane przypadkowości i chaosowi.

Tradycyjni teologowie nie ustępują tak łatwo placu. Słusznie zauważają, że ten kantowski postulat, rzekomo ratujący obecność Boga w świecie ludzkim, naprawdę jest pierwszym krokiem do rozbiórki całej teologii. Przedstawia on, by tak rzec, "słabą wersję" Boga, ustanawianą przez wrażliwość moralną, czyli osłabia Jego pojęcie w sposób na tyle dramatyczny, że nieuchronnie musi ono ulec rozkładowi. Temu rozkładowi mogłaby się oprzeć tylko "mocna wersja", która oparłaby się pokusie usunięcia z naszego świata myśli rzeczy uważanych od pewnego czasu za fikcję.

Ewa Bieńkowska

Wierzyć w Boga czy wierzyć Bogu - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl