Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Okładka 8-9/2004NR 8-9 / 2004

Po wiekach duchowej separacji ruch ekumeniczny umożliwił wielu chrześcijanom lepsze poznanie innych wyznań chrześcijańskich, a także własnej tradycji. Mozolnie, aczkolwiek z coraz większym zdumieniem, chrześcijanie z wielu denominacji odkrywali wspólne fundamenty, a z ciekawością przypatrywali się istniejącym różnicom. I tak rzymscy katolicy dostrzegli, że na progu ewangelickiego kościoła nie ma zakopanego obrazu Matki Bożej, a ewangelicy dostrzegli, że również w kościele rzymskim lektura Pisma Świętego jest nieodłącznym elementem eklezjalnej egzystencji w kościele.

Odkrywanie zaskakujących podobieństw, tudzież nieuświadomionych zbieżności w praktykowanej pobożności, lecz także jaskrawych różnic, było i nadal jest skuteczną terapią na wyjście z niewoli utartych schematów, a także z niezwykle destrukcyjnego przekonania o duchowej samowystarczalności własnej tradycji konfesyjnej. Szczególnie ciekawe są spostrzeżenia teologów, którzy spoglądając zza ekumenicznego muru na swoje siostry i braci z innych Kościołów, dostarczają niezbędnego fermentu i krytycznego spojrzenia osobom, które tak zadomowiły się w konfesyjnym monolicie, że nie dostrzegają jakichkolwiek problemów związanych z życiem ich własnego Kościoła.

Katolik o reformowanych

Kilka tygodni temu w tygodniku "Reformierte Presse", wydawanym przez Kościół ewangelicko-reformowany dla niemieckojęzycznej części Szwajcarii, ukazał się artykuł rzymskokatolickiego teologa i dziennikarza Josefa Osterwalda. Artykuł zatytułowany "Z katolickiego punktu widzenia - spojrzenie z zewnątrz na reformowany świat" dostarcza wielu ciekawych impulsów na temat ewangelicko-reformowanej tradycji z perspektywy rzymskiego katolika.

Osterwald zauważa, że wśród szwajcarskich protestantów rośnie zainteresowanie, a w niektórych przypadkach rodzi się nawet fascynacja rzymskim katolicyzmem. Natomiast jak wygląda Kościół ewangelicko-reformowany w oczach katolika?

Pastor tytan

Podczas reformowanego nabożeństwa pastor jest samotnym zapaśnikiem. Stoi albo przed chrzcielnicą lub Stołem Pańskim (reformowani bardzo nie lubią określenia ołtarz i często wypominają luteranom, że nadal posługują się tym pojęciem), pozdrawia uczestników nabożeństwa, zapowiada (bądź nie) kolejne pieśni z kancjonału, odczytuje teksty biblijne, wygłasza kazanie, modli się i wreszcie błogosławi. Zbór ogranicza się do śpiewania pieśni oraz wspólnego wyznania wiary.

Taka forma nabożeństwa dziwi katolików, którzy w kościele reformowanym spodziewają się spotkania z powszechnym kapłaństwem, tak podkreślanym w ewangelickiej, a szczególnie reformowanej teologii. Tymczasem całe nabożeństwo jest "popisem" duchownego, który przecież niczym nie różni się od "świeckich". Odwrotnie jest na mszy rzymskokatolickiej, w której wierni biorą czynny udział, a teologia urzędu podkreśla sakramentalny charakter kapłaństwa. W tym sensie - argumentuje Osterwald - katolik dostrzega w pastorze, podobnie jak w swoim księdzu, otoczkę sakralną.

Również oczekiwania stawiane duchownemu rzymskokatolickiemu i reformowanemu są zupełnie odmienne. O ile od kapłana katolickiego wymaga się przede wszystkim dostojnej celebracji mszy świętej lub wypełniania posług sakramentalnych, to od pastora wymaga się znacznie więcej. Musi być on nie tylko sprawnym moderatorem życia parafialnego, organizować setki różnych spotkań, odprawiać nabożeństwa, powinien być jeszcze bardziej aktywny publicznie niż jego katolicki kolega. Od pastora oczekuje się, żeby miał żonę (pastorową), która będzie wraz z nim pracować w parafii. Do tego dochodzą różne oczekiwania, które wywoływać mogą wrażenie, że duchowny reformowany powinien być nie tylko tytanem pracy, herosem, ale i kimś, kto zna się na wszystkim i wszystko potrafi zrobić.

Dariusz P. Bruncz

Tak mi dopomóż Barth! - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl