Drukuj

NR 1-2 / 2005

Ze względu na dość nietypowy charakter niniejszego tekstu, czytelnikowi należą się wyjaśnienia dotyczące sytuacji, w jakiej znalazł się jego autor; są one jednocześnie informacją o stosunkach łączących go z Mikołajem Rejem. W przeciwieństwie do posiadaczy znakomitych nazwisk, widniejących przy tekstach składających się na ten numer "Jednoty", nie mogę w najmniejszym nawet stopniu przypisać sobie miana znawcy czy badacza jego pisarstwa. Skromny wkład w edycję Apocalipsis zmusił mnie natomiast do uważnej lektury tego dzieła, którą traktowałem jak przygodę intelektualną. Dzięki niej Rej, czytany dotąd przez pryzmat stereotypów zawartych w opracowaniach jego twórczości, stał się dla mnie pisarzem sytuującym się poza schematami. Siłą rzeczy unieważniło to w mojej świadomości jego wizerunek funkcjonujący w polskiej humanistyce. Warto zaznaczyć, że moje refleksje mają charakter wybitnie indywidualny; czytam Reja jak "zwykły" czytelnik, a nie specjalista. Tezy, które stawiam, nie mają więc charakteru naukowych polemik, a raczej zwykłych wątpliwości, zapewne dosyć naiwnych.

Najważniejszą cechę stereotypowego obrazu Reja w oczach literaturoznawców bardzo dobrze oddaje określenie "domorosły nieuk". Użył go Julian Krzyżanowski we wstępie do Żywota człowieka poczciwego (Wrocław 1956) w bardzo znamiennym kontekście. Było to określenie, które autor przywoływanego tekstu zamierzał poddać rewizji. Nie wypadła ona jednak przekonująco - w dalszej części swego wywodu Krzyżanowski pisze, że niepodobna (...) nazwać [Reja] ignorantem i nieukiem, ale z drugiej strony z pewnością uczonym humanistą (...) nie był. Argumenty uzasadniające to stwierdzenie są dosyć specyficzne. Krzyżanowski analizuje przykłady historyczne, do których odwoływał się Rej w Żywocie człowieka poczciwego, zestawiając je z tekstami starożytnymi, które były ich źródłem i odkrywając, że Nagłowiczanin łączy różne, niezwiązane ze sobą opowiadania, nieprecyzyjnie określa ich twórców, np. przypisując bohaterowi danej historii jej autorstwo (najlepszy przykład to Sokrates, o którego "pismach" wspomina), określa polityków (np. Katona) mianem "filozofów", niedokładnie tłumaczy znajdujące się w nich konstrukcje łacińskie. Na czym polega ich szczególność? Otóż wszystkie tego rodzaju zabiegi nie są w epoce renesansu niczym nietypowym. Wszyscy autorzy tamtych czasów korzystają bardzo obficie ze starożytnych apoftegmatów, przerabiając je dość swobodnie. Równie powszechne są stwierdzenia w rodzaju przeczytałem to u Sokratesa, będące skrótami myślowymi, a nie wiążącymi wypowiedziami na temat rzeczywistego autorstwa konkretnych tekstów. Kategorie "filozof", "polityk", "literat", których umiejętne stosowanie uznałby Krzyżanowski za świadectwo prawdziwej erudycji, nie funkcjonowały w świadomości renesansowych twórców, podobnie jak nie istniała koncepcja wiernego przekładu. Podobne "błędy" możemy więc znaleźć w dziełach najbardziej subtelnych umysłów epoki, takich jak Erazm z Rotterdamu czy Michel de Montaigne, którym nikt rozsądny nie odważyłby się zarzucać braków w wykształceniu. Wydaje się więc, że niezależnie od tego, czy oceny wydawane przez Krzyżanowskiego (i innych literaturoznawców) są w jakiejś mierze słuszne, czy nie, uzasadniające je argumenty nie są bezdyskusyjne. Bliższe przyjrzenie się tej sprawie jest istotne także dlatego, że umożliwia właściwą interpretację tego rodzaju ocen. Przyjęcie ich bez żadnych zastrzeżeń jest bardzo mylące - rozumie to każdy, kto zajrzał do jakiegokolwiek dzieła Reja. Czytając dzisiaj o "domorosłym nieuku", czy też "prostym szlachcicu", niejako automatycznie wyobrażamy sobie człowieka wykształconego gorzej niż my sami.

Dr Sebastian Kawczyński

Czytanie „Apocalipsis” - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl