Drukuj

NR 1-2 / 2006

Ośrodek dla narkomanów, który odwiedziłam będąc w Amsterdamie, znajduje się przy tamtejszym Dworcu Centralnym. Jest to czerwony, trzypiętrowy budynek z wielkim szyldem "Regenboog" na frontowej ścianie. Ponoć każdy turysta już drugiego dnia pobytu w stolicy Holandii wie, co to jest za ośrodek i gdzie się znajduje.

Dziewiąta trzydzieści rano. Dzwonię do drzwi. Otwiera mi dwudziestokilkuletni sympatyczny mężczyzna i zaprasza do środka. Wchodzę do pierwszego z pięciu pomieszczeń. Przypomina ono salon. Jest przestronne i jasne. Dwa stoły do tenisa stołowego, komputery, telewizor, fotele. Idziemy do jadalni, dostaję herbatę i rozpoczynamy rozmowę. Mój rozmówca, Merlijn van Hasselt, odpowiedzialny jest za kontakty swojej organizacji z innymi ośrodkami. Jak sam mówi, wie w związku z tym dużo więcej od innych pracowników Regenboog, z których większość to wolontariusze. Na zadane przeze mnie pytanie: co to jest Regenboog? Merlijn odpowiada nieprzerwanie ponad godzinę.

Zaczyna swoją opowieść od 1975 roku, kiedy to hipisi przyjeżdżający do Amsterdamu zatrzymywali się na Vondelpark. Był to ogromny teren porośnięty trawą, na którym setki ludzi koczowały całe lato. Hipisi pomagali sobie wzajemnie pod względem socjalnym, jednak odcinali się od nowopowstałej grupy osób uzależnionych od narkotyków. Wydawałoby się, że narkomani stoczą się na margines i pozostaną tam na zawsze.

Tak się jednak złożyło, że po jednej stronie owego terenu stał kościół, a po drugiej plebania. Ksiądz z tejże parafii, chcąc nie chcąc, musiał często przemierzać wspomniany teren. Poznawał stopniowo koczujących ludzi i zwrócił uwagę na tych narkomanów, którym nikt nie chciał już pomóc. Po pewnym czasie przygotował dla nich na plebanii pokój, by mogli przyjść, porozmawiać i uzyskać wsparcie. Ksiądz był w tych sprawach całkowicie niedoświadczony i nie wiedział jak im pomóc, jednak motywowały go wersety z Psalmów, mówiące o tym, by wspierać ludzi, którzy od nikogo nie mogą już uzyskać pomocy (Ps. 22, 12; Ps. 72, 12). W podobny sposób zaczęły powstawać w innych parafiach ośrodki dla uzależnionych od narkotyków, aż wreszcie zaczęło brakować dla nich miejsca. Dlatego właśnie utworzono niezależną organizację o nazwie "Regenboog" (po polsku "tęcza"). Jakiś czas temu dołączyło do niej inne stowarzyszenie, opiekujące się bezdomnymi, ponieważ uznano, że problemy są tu bardzo podobne i nie ma sensu dublować organizacji.

Ewa Milena Jelinek

Narkomania - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl