Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 7-8 / 2006

"Karta Ekumeniczna" rozpoczyna się rozdziałem pt. "Wspólne powołanie do jedności". Trudna to sztuka, o czym świadczyć mogą zarówno dzieje chrześcijaństwa, jak i historia ruchu ekumenicznego. Doświadczenie uczy, że łatwiej jest burzyć i dzielić, niż jednoczyć. Docenić wszakże trzeba wysiłki ekumeniczne, które prowadzą ku pojednaniu i jednoczeniu. Mimo różnych błędów popełnianych przez wielu aktywistów ruchu ekumenicznego, postępy są widoczne i dlatego naszym zadaniem, chrześcijan już wieku XXI, jest nie ustawać w wysiłkach zmierzających do jednoczenia ruchu chrześcijańskiego. "Karta Ekumeniczna", która powstawała w końcu XX w., ale podpisana została w wieku XXI, ma wskazywać drogę, która prowadzić powinna do realizacji szczytnego zamierzenia - wspólnego zobowiązania do dialogu i współpracy. Ma ona wspierać ekumeniczną kulturę dialogu i współpracy oraz dostarczać w tym celu zobowiązującej normy [...]. Jej normatywność polega raczej na dobrowolnym zobowiązaniu, jakie wzięły na siebie europejskie Kościoły i ekumeniczne organizacje - jak mówi preambuła Karty.

"Karta Ekumeniczna" wzywa do wspólnego działania, o czym mówią poszczególne rozdziały "Karty":

Wspólnie powołani do jedności w wierze, Wspólnie głosić Ewangelię, Wychodzić naprzeciwko siebie, Wspólnie działać, Wspólnie się modlić, Kontynuować dialogi, Wspólnie kształtować Europę, Jednać narody i kultury, Chronić stworzenie.

W tym sensie "Karta Ekumeniczna" jest wyrazem wielkiego postępu, jaki dokonał się we wzajemnych stosunkach i kontaktach między Kościołami.

Kiedyś Kościoły żyły i działały przeciwko sobie. Z czasem nauczyły się żyć obok siebie - niekiedy nie wadząc sobie, a niekiedy krzywo i z pewną niechęcią lub wyższością na siebie patrząc. Potem przyszedł etap wzajemnego poznawania się, co już oznaczało bardzo duży postęp. Aby uczyć się od siebie, trzeba było rezygnować z wszelkiej niechęci i spoglądania na siebie wzajemnie z wyższością.

Efektem procesu poznawczego był etap uczenia się od siebie. Proces poznawania się polegał raczej na uczeniu się o innych. Gdy natomiast przyszedł czas uczenia się wzajemnego od siebie, trzeba było z pokorą spojrzeć na "innych" i skonstatować: oni posiedli coś, co i nam jest potrzebne. Mamy czego uczyć się od siebie wzajemnie.

I wreszcie przyszedł czas na wspólne świadectwo, o czym już dość dawno mówiliśmy, a papież Jan Paweł II podczas swej pielgrzymki do Polski w 1997 r. dobitnie to podkreślał. Właśnie przez to wspólne świadectwo dochodzi do głosu wspólne działanie, co było drugim elementem jego orędzia w 1997 r.

Przypomina mi się pewna anegdotka, którą przed laty opowiedział w Krakowie przy okazji jednego ze spotkań ekumenicznych prof. Jerzy Nowosielski (prawosławny). Biedny drwal żydowski zajmował się wyrębem drzewa i transportowaniem go drogą wodną do tartaków czy też kupców. Ów drwal miał swoją niewielką siekierę, z wielkim wysiłkiem ścinał drzewa, ładował po jednym pniu na mały wóz, zaprzężony w nędzną, chudą szkapinę i jechał nad rzekę, do której zrzucał ścięte drzewo, by połączone w tratwy spławiać dalej. Kiedyś tak sobie myślał: Gdybym miał mechaniczną piłę. Gdybym zatrudnił robotników, i drzewo woził traktorem, to byłby plusk, to byłaby fala! Prof. Nowosielski tak spuentował anegdotkę: Gdyby tak połączyć katolicką organizację, ewangelickie zwiastowanie i prawosławną pobożność - to byłby plusk, to byłaby fala!

Ks. bp Zdzisław Tranda

„Karta Ekumeniczna” – wynik dialogu i zachęta do dialogu - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl