Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1-2 / 2007

W dniach 26 stycznia-11 lutego 2007 odbyło się zimowisko zorganizowane przez Parafię Ewangelicko-Reformowaną w Warszawie. Jak często bywa, dobre przedsięwzięcia mają trudny początek. Nie od razu zebrało się dostateczne wielu uczestników, pojawiły się też nieoczekiwane kłopoty z otrzymaniem na czas nowego paszportu przez jednego z opiekunów. Wreszcie grupa 12 dzieci i młodzieży w wieku 9-18 lat wraz z trzema opiekunami – ks. ks. Lechem Trandą i Michałem Jabłońskim oraz Andrzejem Januszko – wyruszyła na zimowisko w piątek o godzinie 16.00 sprzed budynku parafii warszawskiej.

Pierwszy etap wyprawy zakończyliśmy we Lwowie, do którego dotarliśmy przy kiepskiej pogodzie późną nocą. Przenocowaliśmy w schronisku na obrzeżach miasta i tu po raz pierwszy zetknęliśmy się z nowym językiem, kulturą i sposobem bycia naszych sąsiadów z Ukrainy.

Nazajutrz po śniadaniu, wraz z przewodnikiem panem Igorem Sulżenko (kuratorem parafii luterańskiej, prof. filozofii) zwiedziliśmy miasto rozpoczynając od cmentarza Łyczakowskiego, Orląt Lwowskich i Strzelców Siczowych. Zaskakująca i zastanawiająca była mnogość polskich nazwisk widniejących na mogiłach cmentarza, jak również Polaków żyjących i biorących udział w wielowiekowym rozwoju miasta Lwowa. Niestety, mroźna pogoda nie pozwoliła nam w pełni zachwycać się widokami tego pięknego miasta. Ruszyliśmy więc na Zakarpackie do miejscowości Velyka Dobroń, gdzie mieliśmy spędzić pierwszy tydzień naszego zimowiska. W ciemnościach i w śnieżycy pokonywaliśmy pasmo Karpat i tylko kąt nachylenia wzniesień oraz ciężka praca silników świadczyły o potędze i wielkości gór. Po drodze mieliśmy przerwę nawet na zjedzenie gorącego, ukraińskiego barszczu.

W sobotni wieczór dotarliśmy do celu naszej podróży. Zostaliśmy zakwaterowani w przygotowanych już dla nas pokojach gościnnych nowo wybudowanego budynku vis a vis Domu Dziecka „Miłosiernego Samarytanina”. Komfort i standard miejsca naszego pobytu dorównuje lub nawet przewyższa warunki, jakie mogą zaoferować niektóre nasze parafie, co było dla nas przyjemnym zaskoczeniem. Pomyślałem sobie w skrytości serca: „Tak przecież powinno być w Kalwince w Pstrążnej...”.

Mieszkaliśmy w pokojach dwuosobowych z łazienkami, zaś jeden pokój trzyosobowy zajęły zadowolone z tego faktu najstarsze uczestniczki wyjazdu. Cały dom wraz z jadalnią był do naszej dyspozycji. Obfitość jedzenia serwowanego nam codziennie przekraczała nasze możliwości skonsumowania, o znakomitej jakości już nie wspomnę.

Dom Dziecka „Miłosiernego Samarytanina” w miejscowości Velyka Dobroń (Nagydobrony) to kompleks zabudowań położonych na kilku hektarach. Składa się z pokaźnego domu mieszczącego ponad 60-cioro dzieci i budynków gospodarczych, w których znajdują się warsztaty, chlewnie, obory, stajnie, piekarnia i masarnia. Okolone jest wszystko sadem, pasieką oraz miejscem do gier i zabaw. Całość, którą kieruje László Katkó, sprawia wrażenie dobrze prosperującego przedsiębiorstwa, samowystarczalnego dzięki wykorzystaniu płodów rolnych. Tak więc większość naszych posiłków pochodziła z własnego gospodarstwa. Imponowało to wszystko rozmachem, wkładem pracy i pieniędzmi zainwestowanymi w całe przedsięwzięcie. Niebagatelną rolę odegrali tu ewangelicy reformowani z Holandii, którzy w większości stworzyli podwaliny pod budynek Domu Dziecka w Velyka Dobroń i wciąż wspomagają finansowo działalność ośrodka.

Grupa nasza przyjechała tutaj, by przypatrzyć się funkcjonowaniu ośrodka jak również pomóc w pracach na jego rzecz. Tak więc część młodzieży, po pobudce o godzinie 5.00 rano, pracowała w piekarni, inni popołudniami poznawali młodych mieszkańców Domu Dziecka, bawiąc się z nimi i uczestnicząc w ich zajęciach.

W niedzielę 29 stycznia nasza grupa wybrała się na nabożeństwo do miejscowego węgierskiego kościoła ewangelicko-reformowanego, w którym kazanie wygłosił ks. Lech Tranda, a tekst po węgiersku, przetłumaczony przez mieszkającą w Warszawie p. dr Monikę Forgon (wnuczkę biskupa Pála Forgona z Zakarpackiego Kościoła Węgierskiego) czytał ks. László Horkay. I tu spotkało nas również nowe doświadczenie – kościół nie posiadał naw głównej i bocznej, jak to ma miejsce w naszych kościołach, lecz zgodnie z teologią reformowaną kazalnica i pod nią Stół Pański umieszczone były centralnie, a miejsca siedzące rozmieszczone promieniście względem niego. Przestrzegany jest tu podział na część dla mężczyzn starszych, dla mężczyzn młodszych, analogicznie dla kobiet starszych i młodszych. W górnej części zasiadała młodzież i dzieci. Ilość wiernych na nabożeństwie również nas poruszyła – ponad 800 osób. Pełen kościół. Okazało się, że chociaż miejscowość Velyka Dobroń leży na Ukrainie, to teren Zakarpacia jest zamieszkany przez węgierską reformowaną mniejszość, która na co dzień wydaje się większością. O wiele częściej słychać tu język węgierski niż ukraiński lub rosyjski.

W poniedziałek zwiedziliśmy Dom Dziecka – oprowadzał nas dyrektor László Katkó, który w sposób dowcipny, ale jednocześnie pełen wiary i miłości do dzieci-wychowanków opowiedział nam o genezie obiektu. Wieczorem braliśmy udział w programie artystycznym, specjalnie przygotowanym na naszą cześć przez miejscowych wychowanków. Wzruszające. Niektórym z nas „spociły się” oczy. Poruszające tym bardziej, że dzieci te, tak pięknie i radośnie wykonujące węgierskie tańce ludowe i tańce współczesne, przyjmowane były do placówki jako dzieci upośledzone umysłowo. Wystarczyła jednak miłość im okazana, by „upośledzenie” okazało się zwykłym zaniedbaniem emocjonalnym i materialnym ze strony, niestety, rodziców. Przekazaliśmy dzieciom dary w postaci kart pocztowych, papeterii, artykułów piśmienniczych i zabawek pochodzących z organizacji PKN UNICEF, którego wiceprzewodniczącym Rady jest ks. Lech Tranda. I tutaj również spotkaliśmy się z woluntariuszami z Węgier, Szkocji, pracującymi na rzecz Domu Dziecka.

W trakcie tygodniowego pobytu w Velyka Dobroń zwiedziliśmy również pobliskie miasta i ich atrakcje turystyczne: Mukaczewo i Użhorod z ich zamkami i starówkami, okoliczne wsie z ich kościołami i atrakcjami architektonicznymi. Młodzież zawsze otrzymywała do dyspozycji tzw. czas wolny, który pozwolił im poznać według własnego uznania uroki miasta, zrobić zakupy czy po prostu zdobywać wspólne doświadczenia.

Odwiedziliśmy również miejsca, które pozwoliły nam poznać wielostronną pracę węgierskiego Kościoła ewangelicko-reformowanego na Zakarpaciu. Odwiedziliśmy w mieście Beregovo (Beregszasz) nowego biskupa, ks. Fábiána Sándora Zána i jego zastępcę ks. Jánosa Hédera, z którymi mamy nadzieję nawiązać bliską i długotrwałą współpracę. Byliśmy gośćmi państwowej szkoły podstawowej w Eszeny. Doświadczenia z pobytu w tamtejszej szkole być może sprawiły, że część naszej młodzieży zaczęła doceniać swoje macierzyste szkoły, do których uczęszcza w Warszawie i okolicach, a pod których adresem wciąż słychać narzekania. Zupełnie inny, korzystniejszy obraz szkoły ujrzeliśmy w Velyka Dobroń, gdzie zwiedziliśmy tamtejsze liceum prowadzone przez parafię reformowaną. Usłyszeliśmy tu chór szkolny, którego poziom wykonawczy i repertuar nie odbiega tak bardzo od poziomu naszych chórów parafialnych. Niestety, można było zauważyć brak rozśpiewania naszej młodzieży, która nie była w stanie (wstydziła się?) wykonać żadnej pieśni polskiej. Zakończyło się na wykonaniu (bezbłędnym!) Mazurka Dąbrowskiego.

Odwiedziliśmy również szkołę dla dzieci Romskich, wybudowaną przez Kościół reformowany w Velyka Dobroń. Patrząc na otoczenie nędznych, zbudowanych z gliny domków enklawy Romskiej pomyśleliśmy: ileż wiary, dobrej woli i energii potrzeba, by nieść Ewangelię Romom Zakarpacia. Jednakże widać tego efekty. Odwiedziliśmy także Misję Romską – pokaźnych rozmiarów budynek z ponad 60 miejscami noclegowymi, w którym odbywają się akcje letnie z udziałem dzieci i młodzieży Romskiej, holenderskiej i amerykańskiej. Celem tej Misji jest nauczenie młodych Romów wręcz podstaw życia i bycia w społeczeństwie, jak również kształcenie ich do przyszłej samodzielnej egzystencji. Byliśmy również gośćmi nowo otwartego Domu Opieki w Beregovo (Beregszasz), prowadzonego przez tamtejszy Kościół ewangelicko-reformowany. Towarzyszył nam wszędzie nieoceniony László Katkó, nasz przewodnik po bezdrożach i wybojach Zakarpacia, przybliżając nam skomplikowaną i wcale niejednoznaczną historię tych terenów.

W niedzielę rano, 4 lutego, obdarowani prezentami przez dyrektora László Katkó, wyruszyliśmy na Słowację do Drienicy koło Sabinova (w pobliżu Preąova). Przyjechaliśmy do prawdziwie zimowego, pełnego śniegu i do wytrzymania mrozu, miejsca. Zima jak na zamówienie. Zamieszkaliśmy w Hotelu Górskim „Jaworna” (miejsce położone na wysokości 860 m n.p.m, posiadające w odległości 60 m wyciąg i stok narciarski). Część naszej grupy jeździła więc całymi dniami na nartach, pozostali chodzili na piesze wycieczki w góry, wyjątkowej urody. Mimo trapiących nas przeziębień i infekcji staraliśmy się poznawać nowe miejsca i okolicę.

Tak więc w środę, 7 lutego pojechaliśmy do oddalonych o 50 km Koszyc, w których czekał na nas ks. Jaroslav Seles z tamtejszej parafii ewangelicko-reformowanej. Był on naszym przewodnikiem po mieście – pięknym, zadbanym, o niespotykanym nagromadzeniu różnorodnych stylów architektonicznych i zabytków, od okresu romańskiego po pełną lekkości i jakby nierealności secesję. Braliśmy udział w nabożeństwie w języku słowackim, jako że w Koszycach znajdują się dwie reformowane parafie – słowacka i węgierska. Z wiadomych względów nabożeństwo w języku słowackim było nam bliższe. Po nabożeństwie czas wykorzystaliśmy na indywidualne zwiedzanie Koszyc, by wieczorem spotkać się na kolacji w domu parafialnym. Ks. Seles opowiedział nam o historii swej parafii, Kościoła reformowanego na Słowacji, a potem śpiewaliśmy pieśni wspólnie nam znane. I również tutaj mamy nadzieje na współpracę w przyszłości w organizowaniu wspólnych wyjazdów i pobyt w licznych ośrodkach Kościoła reformowanego w Słowacji, które słyną ze swej urody i atrakcji. Odwiedziliśmy również miasto Preąov również z licznymi, dobrze utrzymanymi zabytkami.

Niestety, wszystko ma swój koniec, zimowa aura nas dzień wcześniej już pożegnała, tak więc w niedzielę raniutko, 11 lutego wyjechaliśmy z Drienicy w Słowacji i bez kłopotów dojechaliśmy do Warszawy w godzinach popołudniowych.

Myślę, że wszyscy będziemy pamiętać dyrektora László Katkó, jego poczucie humoru i dowcip, co w połączeniu z głęboką wiarą i zdrowym rozsądkiem, pracowitością i miłością do tego, co robi, a zwłaszcza z miłością do swych wychowanków sprawia, że może on być dla nas przykładem chrześcijanina aktywnie pracującego na rzecz Królestwa Bożego już tutaj na ziemi.

Wspominać będziemy również ks. Jaroslava Selesa ze swoją serdecznością i rodzinnym wręcz nas traktowaniem, który sprawił, że będąc ewangelikiem reformowanym w Polsce (czyli niewielkim odsetkiem polskiego społeczeństwa), możemy czuć się częścią większej rodziny reformowanej na świecie.

Pragnę podziękować ks. Lechowi Trandzie, który w organizacji zimowisk wykazał mistrzostwo logistyki – wszystko było zorganizowane i dopięte na ostatni guzik. Dziękuję też panu Andrzejowi Januszce za jego spokój, opanowanie, zdrowy rozsądek i pewność, która w kilku sytuacjach okazała się niezwykle potrzebna.

A młodzież? Myślę, że pobyt ten, oprócz wielu nowych doświadczeń, sprawił, że z większą pokorą patrzy na otaczający świat, który nie jest jednakowy, i nie da się go oceniać z własnego tylko punktu widzenia. Wyjazd pozwolił nam lepiej się poznać, co prowadzić może tylko do przyjaźni, które przetrwają lata.

Ks. Michał Jabłoński