Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 7-8 / 2008

NADZIEJA CZY ALIBI?

1. Nadużywane pojęcie
W końcowej fazie naszych dyskusji o przebaczaniu („Jednota” 3-4/2008) padło zdanie Mam nadzieję, że potrafię mu kiedyś przebaczyć. Czy zdanie to nie jest po prostu przykładem oszukiwania samego siebie? Może nawet przykładem obłudy? Nie mogę mu przebaczyć. Nie mogę wypełnić podstawowego obowiązku chrześcijanina, ale nie chcę się do tego przyznać, więc chowam się za pojęcie nadziei, odsuwam swój problem w niedającą się określić przyszłość? Na tym tle rozgorzała w naszym Kręgu dyskusja nad samym pojęciem nadziei. Wbrew początkowym obawom pojęcie nadziei okazało się dość łatwe do zdefiniowania (pozytywne spodziewanie, oczekiwanie, podstawa optymizmu, podstawa działania dla osiągnięcia wymarzonego celu); gorzej było ze źródłami nadziei (wiara, pozytywne doświadczenia), a najtrudniej – ze wzajemnym stosunkiem nadziei i wiary.

2. Czy jesteśmy na tropie największej „tragedii pojęciowej” współczesnego chrześcijaństwa?
Współczesny człowiek przeważnie myli pojęcie wiary z pojęciem nadziei i to nie tylko w odniesieniu do religii. Np. w zdaniu: „Janek wierzy, że zda egzamin z wyróżnieniem”, podobnie jak w zdaniu nieszczęsnego ojca szukającego pomocy u Jezusa: „Wierzę Panie, pomóż niedowiarstwu mojemu” – ich wiara nie ma w sobie jeszcze niezbędnej pewności, choć w drugim przykładzie właśnie w tę pewność się przekształca. W obu przypadkach mamy więc do czynienia z nadzieją. „Wierzę, że stanie się to, czy tamto, wierzę, że mi się uda, wierzę ci, wierzę, już nie nudź” – we wszystkich tych przypadkach też chodzi oczywiście o nadzieję. Ale tak się utarło w potocznej mowie i bynajmniej nie tylko w języku polskim, że słowa „wiara”, „wierzyć” – słowa stanowiące fundament chrześcijańskiego działania – straciły swoją moc i znaczenie, a zaczęły oznaczać dużo łatwiejszy do osiągnięcia stan pozytywnego oczekiwania lub choćby marzeń. Jednak sam fakt, że jesteśmy skłonni dyskutować na temat, czy warto starać się rozdzielić w naszym codziennym porozumiewaniu się między sobą pojęcie „wiara” od pojęcia „nadzieja” wydaje się bardzo głośnym dzwonkiem alarmowym! Co warta jest nasza wiara, jeśli ją równamy (mylimy?) z nadzieją!

3. Czy Pan Jezus posługiwał się pojęciem nadziei?
Jeśli zaufać konkordancjom, w czterech ewangeliach słowo nadzieja pojawia się tylko dwa razy: raz jest to cytat z Izajasza, a tylko raz pojawia się w wypowiedzi Jezusa, gdy mówi on do swoich przeciwników: Będzie was oskarżał Mojżesz, w którym wy nadzieję pokładacie. Natomiast z pojęcia „wiara” w rozumieniu „pewność” czy „całkowite zaufanie” Jezus zrobił jeden z filarów swej nauki i bardzo często zarzucał uczniom jej brak lub słabość. Apostołowie nie byli w stanie uzdrawiać, gdy rodziły się w nich wątpliwości co do możliwości takiego działania, Piotr „o włos” uniknął utopienia się, gdy zwątpił w słowa przywołującego go Jezusa, sam Jezus nie mógł uzdrawiać swoich ziomków, gdyż ci wątpili w Jego możliwości. Natomiast nadzieja w pozytywnym znaczeniu tego słowa (a więc nie w roli zastępczej w stosunku do wiary), pojawia się wśród uczniów Jezusa po Jego wniebowstąpieniu dla określenia stanu oczekiwania na wydarzenia, których „czasu nikt nie zna, tylko Ojciec”.

Jarosław Świderski

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl