Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 9-10 / 2008

MYŚLANE RANKIEM

W każdą niedzielę odmawiamy w Kościele Modlitwę Pańską. Często też odmawiamy ją w zaciszu własnego domu i własnego serca. Ale w tej modlitwie, tak oczywistej dla każdego chrześcijanina jak chleb powszedni, wcale nie wszystko jest jasne. Wypowiadając jej słowa, nieraz tkwimy w złudnym przekonaniu, że jest ona prostym wołaniem człowieka do Boga. Nie jest. Choć przyzwyczailiśmy się do niej, choć potrafimy włożyć w nią całą swoją tęsknotę za Bogiem, niektórych jej treści po prostu nie pojmujemy. Nie pojmujemy, ponieważ nie jesteśmy świadomi ich duchowej głębi, ich niepojętej wielkości, która powinna pobudzać w nas najpierw bojaźn i drżenie, potem nieskończoną radość. Bo w tej modlitwie, która jest naszym zadaniem i naszą powinnością, Bóg wyciąga do nas rękę i otacza opieką, choć ani na moment nie odbiera nam wolności.
     Nie chroni nas więc Modlitwa Pańska ani przed dramatem naszego istnienia, ani przed koniecznością wyboru między dobrem a złem. Mimo to pomaga nam zdjąć z naszej duszy ciężar grzechu i otwiera przed nami perspektywę pojednania z Bogiem. Nie tylko pojednania, lecz również zjednoczenia, czyli unio mystica. O tej mistycznej unii mało na ogół mowy w teologii kalwińskiej, a jednak pod powierzchnią rozumnych i rozumowych rozważań o człowieku i Bogu drąży ona myśl reformowaną i nieraz płynie w niej wartkim nurtem. Modlitwa Pańska jest jednym z dopływów tego nurtu. Wskazuje drogę do świata, gdzie człowiek nie będzie już tylko „usprawiedliwionym grzesznikiem”, gdzie przestanie istnieć cierpienie spowodowane stale dającym o sobie znać rozłamem w ludzkim sercu, gdzie Bóg, który czyni wszystko nowe (Obj. 21: 1-5), będzie „wszystkim we wszystkim” (1 Kor. 15:28).
      Tę drogę otwiera wypowiadana przez nas na samym początku modlitwy prośba „Święć się imię twoje”. Ale co to właściwie znaczy? Przecież Bóg nie nazywa się Adam Wiśniewski, nie przysługuje mu pesel i nip. O jakie tu imię chodzi? I co naprawdę mamy na myśli, stosując bezosobową formę „święć się”. Czy to tylko pobożne życzenie i religijne marzycielstwo? A może okrzyk rozpaczy człowieka, który czuje, że imię Boga jest w naszym świecie znieważane, tłamszone i przeinaczane, lecz który nie widzi żadnego wyjścia z tej sytuacji? Zwłaszcza, że we współczesnej polszczyźnie formuła „święć się” ma złe skojarzenia. Ci, którzy przeżyli czasy PRL-u, pamiętają, jak z najwyższej trybuny partyjni dostojnicy wołali „niech się święci 1 maja!”. Czy o takie niezobowiązujące „niech” chodzi w Modlitwie Pańskiej? Chyba nie. Lecz kto ma święcić Boże imię: my czy sam Bóg?
     Niełatwe to pytania i niełatwo znaleźć na nie odpowiedzi. Spróbujmy więc rzucić choć trochę światła na tajemnicę Imienia i równie tajemniczy proces jego uświęcenia. Zacznijmy od imienia. W świecie biblijnym, jak również w całej starożytności, imię nie było po prostu nazwą człowieka pozwalającą odróżnić go od innych. Wyrażało jego naturę i najbardziej skrytą tajemnicę. Ci, którzy uprawiali praktyki magiczne, wierzyli, że jeśli zdołają poznać do głębi imię człowieka, będą w stanie bez reszty nim zawładnąć i uczynić posłusznym ich woli. Dlatego zapewne żydowscy mędrcy już bardzo dawno temu postanowili unikać wymawiania imienia Bożego – YHWH – zastępując je słowem Adonai, czyli Pan. Ponadto byli głęboko przekonani, że imię Boga jest tak święte, tak niezgłębione, tak błogosławione, że wymawianie go stanowi nieuchronną profanację. Dla żydowskich i chrześcijańskich mistyków imię Boga nigdy nie było nazwą własną, lecz kwintesencją Jego wewnętrznej tajemnicy tożsamej z ukrytym sensem istnienia człowieka i wszechświata. Karl Barth, z aprobatą cytuje siedemnastowiecznego teologa luterańskiego, Abrahama Calova, który powiada, że „imię Boga jest samym Bogiem”. Inni teologowie czy mistycy różnych wyznań chrześcijańskich nie mieli wątpliwości, że imię Boga, choć niewyobrażalne i niepojęte, posiada zdolność przywoływania Jego obecności.
     Dobrze – powie ktoś – lecz jeśli imię Boga jest tak niezgłębione, tak błogosławione i tak święte, to dlaczego mamy jeszcze prosić o jego uświęcenie? Czy aby to nie przesada? Nie, nie przesada. Imię Boga nie jest jak majestatyczna góra, nieruchoma i niezmienna. Jest wprawdzie tajemnicą i najgłębszym sensem istnienia świata, jest również siłą stwórczą i objawieniem tego sensu. Bóg wychodzi ze swoich nieprzeniknionych głębi, idzie naprzeciw człowiekowi i odsłania siebie w Imieniu. Kto pozna imię Boga, ten pozna Jego samego, choć nie Jego najgłębszą istotę. Lecz wchodząc w nasz ludzki świat, to Imię, samo w sobie nieskończenie święte, łatwo ulega profanacji, zniszczeniu czy choćby zapomnieniu. Im większa profanacja, im głębszy stan zapomnienia, tym bardziej człowiek oddala się od Boga, tym więcej w świecie zła i ciemności. Dlatego modlimy się, by święciło się imię Boga – to Imię, które zamieszkało między nami, dobrowolnie przyjęło ubóstwo ludzkich ograniczeń, a tym samym naraziło się na słabość, skrzywdzenie i śmierć.

Krzysztof Dorosz

Święć się imię Twoje - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl