Drukuj

NR 1-2 / 2009

Krótki przegląd tego, czym Biblia nie jest, pomoże nam w zrozumieniu, dlaczego niektórym ludziom trudno zaufać Biblii.

Czym Biblia nie jest

Jeśli traktujemy Biblię jako podręcznik naukowy, to popełnimy poważny błąd. Fakt, że wielu naszych rodaków obecnie tak postępuje, jest zjawiskiem dość niepokojącym. Ostatnie bitwy o nauczanie ewolucji w szkołach obnażają ufność właśnie w tę cechę Biblii, ale taka ufność jest bez wątpienia błędna. Biblia nie próbuje ofiarować nam naukowych faktów, o czym interpretatorzy Biblii wiedzą już od wielu wieków.
     Podczas mojej pracy na Uniwersytecie Notre Dame regularnie wykładałem przedmiot o nazwie „Stworzenie” dla studentów pierwszego roku. Zaczynaliśmy od mitów i podań na temat stworzenia z wielu kultur. Potem czytaliśmy Platona, który opowiada o stworzeniu w Timaiosie, a potem Arystotelesa, który uważał tego typu podania za bezużyteczne. Następnie śledziliśmy, jak żydowscy i chrześcijańscy interpretatorzy Genesis odczytywali tę księgę w świetle owych filozofii. Czytanie Platona razem z Genesis było dość łatwym zadaniem, ale jego mityczna kosmologia okazywała się zwykle mniej przekonywująca niż arystotelesowska wizja świata fizycznego. Gdy dotarliśmy do Tomasza z Akwinu w XII wieku, wyzwaniem dla chrześcijan było pogodzenie „naukowej prawdy” arystotelesowskiej kosmologii z opowieściami z Genesis. Tomasz z Akwinu wybrnął z tego poprzez zasugerowanie, że ci, którzy skupiali się na doktrynie stworzenia jako na procesie, robili podstawowy błąd. Jego zdaniem doktryna stworzenia zawarta w Biblii wskazuje na głęboką współzależność tego, co istnieje: wszystko, co istnieje, zależy od czegoś innego i nie ma powodu, by istniało samo w sobie. Doktryna stworzenia mówi nie tyle o samym zdarzeniu, ale raczej o relacji z Tym, który jest źródłem istnienia i nadaje mu znaczenie.
      Cokolwiek możemy myśleć o doktrynie Tomasza z Akwinu, kwestia „naukowości” stworzenia była poruszana długo przed XX wiekiem. Chrześcijańscy i żydowscy czytelnicy Biblii już dawno nauczyli się odróżniać to, co Biblia twierdzi, od tego, co wiemy na podstawie rozumu i obserwacji. Ci, którzy upierają się, by traktować Biblię jako dosłowny opis naturalnych procesów, toczą starą i dawno rozstrzygniętą wojnę.
     Biblia nie jest także podręcznikiem historii. Pod pewnym względem wydaje się to oczywiste: są spore fragmenty Biblii, które nie są historią w żadnym tego słowa znaczeniu. Księga Psalmów to bogata, różnorodna poezja, podobnie jak zmysłowa „Pieśń nad Pieśniami”. „Księga Mądrości” daje nam mnóstwo mądrości i rad, które jednak historią nie są. Ale przecież są i księgi, które twierdzą, że przedstawiają wydarzenia historyczne – czy możemy im ufać?
     Ta kwestia nie daje spokoju czytelnikom Biblii, w szczególności od okresu osiemnastowiecznego Oświecenia. Szczególnie trudne są biblijne świadectwa „cudów”. Jak mogą być uznane za prawdziwe opisy rozstępujących się mórz, wyleczenia trędowatych i sparaliżowanych oraz wskrzeszania umarłych? Niektórzy czytelnicy, tak jak np. Tomasz Jefferson, sami edytowali Biblię i usunęli z niej opisy cudów. Ostatnio historycy wczesnego Izraela wysunęli tezę, że opisy monarchii Dawida i Salomona to rozszerzone legendy, spisane w czasach zagrożenia południowego królestwa Judy w VII wieku p.n.e. Czy możemy zaufać Biblii jako „historii”? Nie, jeśli szukamy historii krytycznej, rekonstrukcji przeszłości w oparciu o uważną analizę źródeł i krytyczne myślenie. Ale to nie powinno nas zdziwić, skoro sama Biblii sygnalizuje ostrożność w odczytywaniu jej opisów historii. Dla monarchii izraelskiej oferuje dwa opisy, Księgi Królewskie i Księgi Kronik, wszystkie pisane z innej perspektywy. Nowy Testament zawiera cztery Ewangelie, a próby ich harmonizacji, dokonywane by wyjaśnić sprzeczności, nie przyniosły zadawalających rezultatów. Czyż nie lepiej więc przyjąć to, co biblijna różnorodność sama nam przekazuje: że jej opowieści z przeszłości nie są opisami historycznymi, ale wspomnieniami z określonej perspektywy, i że prawda może być z nich wyłuskana nie poprzez celebrację faktów w niej zawartych, ale poprzez uznanie ich różnorodności?
     Jeśli chodzi o kwestię cudów, tu też winniśmy przyznać, że biblijne historie wychodzą z założeń na temat świata, które my rzadko podzielamy. I choć nasze postrzeganie świata jest także inne od tego z doby Oświecenia, to jednak gdy otwieramy Biblię, niekoniecznie musimy je odkładać do lamusa. Nie powinniśmy zatem, z jednej strony, być naiwni, ale z drugiej strony, winniśmy także „zawiesić naszą niewiarę” i być otwarci na prawdziwie cudowny element Biblii, czyli boską miłość do grzesznego stworzenia.
     Skoro Biblia nie jest ani podręcznikiem naukowym, ani podręcznikiem historii, jest może zatem podręcznikiem etyki? Właśnie to pytanie, bardziej nawet niż dwa pierwsze, zdominowało ostatnio nasze debaty publiczne. Biblię oskarża się obecnie o boskie moralizatorstwo, o bycie źródłem opresji dla kobiet, które „mają milczeć w kościele” i zasłużyć na zbawienie rodzeniem potomstwa; dla gejów i lesbijek, których miłość „jest obrzydliwością”; dla ubogich, których ucisk ma być im wynagrodzony w przyszłym życiu; dla środowiska naturalnego, którego niszczenie i bezlitosna eksploatacja ma być usankcjonowana w księgach Genesis i Objawieniu św. Jana. Mamy ufać takiej księdze? „W żadnym wypadku” – pada często odpowiedź.
     W tym przypadku, nasze uwagi odnośnie nauki i historii nie są przydatne. Nie jest bowiem błędem przyznanie, że w Biblii zawarte są wartości, i że Biblia bywała używana do legitymizowania opresywnych reżimów politycznych i społecznych. Jako katalog wartości i norm, Biblia nie jest bezproblemowa. A zatem, czy taki zbiór różnych przekazów jest godny naszego zaufania? W odpowiedzi na to pytanie, może warto najpierw naszkicować to, czym Biblia jest.

Czym Biblia jest

Jeśli Biblia nie jest historią w ścisłym znaczeniu tego słowa, to jest opowieścią i czyni to, co wypada czynić opowieściom: kształtuje wyobraźnię, daje nadzieję, wyostrza wrażliwość, zmaga się z wieloznacznościami. Biblia snuje większą opowieść, wśród której są mniejsze opowieści, wszystkie układające się na jej przesłanie. By to powiedzieć jeszcze lepiej: Biblia jest tekstem, na podstawie którego społeczności opowiadają swoje historie. I to właśnie odczytywanie w społecznościach nadaje jej znaczenie.
      Jedną z wielkich narracji biblijnych jest opowieść o stosunku Boga do stworzenia, stosunku, który rozpoczyna się od kosmicznej szczodrości, a kończy na pełnym pojednania pokoju. Pomiędzy tym początkiem i końcem występują frustracje, zdrady, oddalenia, pojednanie, gorzkie skłócenie i radosne odkupienie. Pomiędzy Alfą i Omegą zawarta jest, innymi słowy, kondycja ludzka, taka jaką znamy: upadek, odrzucenie, zbawienie przez wszechmogącą miłość. Ci, których ukształtowała ta opowieść, widzą swoją ludzką kondycję zarówno realistycznie, jak i z nadzieją.
     Konkretne historie wpisują się w tę większą narrację. Exodus rozbrzmiewa tematyką, która ukształtowała zarówno religijne jak i świeckie wspólnoty. Druga przemowa inauguracyjna prezydenta G.W. Bush’a, zawierająca liczne odwołania do „wolności” i „wyzwolenia”, nawiązuje do pokoleń, które identyfikowały się z uciśnionym Izraelem. Ta lista jest bardzo długa: purytanie w Nowej Anglii, którzy na amerykańskim brzegu odkryli nową Ziemię Obiecaną; Afroamerykanie, którzy na tych samych brzegach spotkali nowego Faraona; Żydzi z Rosji i Europy Wschodniej; rolnicy z plantacji Ameryki Łacińskiej, którzy uciekli tutaj w poszukiwaniu lepszego życia. Jednym z wątków Biblii jest wyzwolenie. Zaufać Biblii oznacza nie tyle zaufać historyczności konkretnej historii, ale przyjąć ją za pierwowzór naszej obecnej sytuacji. Żydowscy słuchacze paschalnej Haggady od dawno znają tę prawdę. Ten tekst zaprasza świętujących Paschę do wysłuchania historii wyzwolenia z niewoli egipskiej jako historii całego ludu izraelskiego. Cokolwiek byśmy dodawali do tej opowieści jako chrześcijanie, my także identyfikujemy się z tym tekstem, co znowu wpływa na nasze postrzeganie świata.
     Exodus jest ważną, ale tylko częścią większej narracji. A przecież jeszcze krótsze fragmenty wyszły z ust nauczyciela, którego czczą chrześcijanie. Jezus przekazał nam nie teologię systematyczną, ale przypowieści i anegdoty, śmieszne, prowokujące i głębokie. W podświadomości chrześcijan dużo głębiej niż wyznania wiary czy dogmaty są osadzone obrazy litościwego obcego, przebaczającego ojca, siewcy, pasterzy, rybaków, poszukiwaczy skarbów i uczestników uczt – które mają coś do przekazania naszym współczesnym słuchaczom. Zaufać Biblii, oznacza zaufać takim małym historyjkom, z ich zaproszeniem do krytycznego spojrzenia w głąb siebie i zaufania wartościom miłości, miłosierdzia i pojednania.
     Oczywiście, nie każda biblijna opowieść ma taki pozytywny wydźwięk. Niektóre są – jak to doskonale ujęła teolożka Phillis Tribe – „tekstami grozy”, mówiącymi o odrzuconej Hagar albo zgwałconej Tamar. Ale historie mogą oddziaływać na wiele sposobów i musimy zaufać czasami także naszemu uczuciu zgrozy, by móc dowiedzieć się czegoś o grzechach w nich opisanych.
     Oprócz gromadzenia historii, Biblia także gromadzi rozważania, często nie definiując prawd ale zachęcając czytelników do ich poszukiwania. W wielkiej narracji miłości Boga zawarta jest ogromna mądrość filozofów i mędrców, ukazujących różne punkty widzenia na fundamentalne problemy. Dla przykładu znów posłużę się moim kursem dla studentów. Narracje Starego Testamentu nie tylko głoszą wyzwolenie i przymierze, ale dają także moralistyczny wykład tego, że dobro jest wynagradzane, a zło spotyka się z karą. Zarówno w Pięcioksięgu Mojżeszowym, jak i w księgach historycznych, gdy Izrael zbacza z drogi przymierza, jest natychmiast karany. Zatem jeśli cierpi – to musiał zgrzeszyć. Monarchia rozpada się na naszych oczach? Lud zapewne grzeszy. Mamy okres pokoju i wypoczynku? Lud jest wierny Torze. Studenci czytający te znane im teksty, przyjmują, że jest to wykładnia biblijnej ortodoksji. Ale gdy czytają dalej, znajdą księgi Hioba, Kaznodziei i Salomona. Każda z nich jest niezwykle skomplikowana sama w sobie, ale łączy je to, że podważają ortodoksyjność historycznych ksiąg Biblii! „Nie!” – krzyczy Hiob – ludzkie cierpienie nie zawsze jest powiązane z kwestią złego postępowania. Wyjaśnienie, dlaczego ludzie cierpią, być może w ogóle przekracza ludzkie możliwości. Odpowiedź, którą daje Bóg w swojej słynnej mowie (Hiob 38-39), jest ewidentnie niewystarczająca, ale właśnie o to chodzi w tej księdze. Nawet Bóg nie wyjaśnia, dlaczego złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom. Wszechmogący Bóg proroków i Tory wyłania się w Księdze Hioba jako Czarownik z Krainy Oz za kurtyną: ostry, nieco pretensjonalny i albo zupełnie tajemniczy albo wręcz śmieszny – czytelniku oceń sam! Podobna w wydźwięku jest Księga Kaznodziei albo Kocheleta, księga, która wskazuje, że na wszystko jest odpowiedni czas pod słońcem. Ta sama księga mówi, że „wszystko jest marnością” (1:2) i radzi, by „korzystać z życia razem z osobą, którą się kocha” i by „czynić z całą siłą” to, co „wpadnie nam w ręce” (9:9-10). Ten hedonizm Kanodziei kontrastuje wyraźnie z przymierzem wierności opisywanym w Pięcioksięgu. Zarówno Hiob jak i Kochelet są wyraźnym wyzwaniem dla prostej biblijnej ortodoksji. Ale przecież obie te księgi są umieszczone w tej samej Biblii, obie uznane za „Słowo Boże”.
     Można wskazać i na inne kwestie, na tematy, które nawet dziś budzą kontrowersje. Chcę tu pokazać podstawowy problem, że Biblia zawiera takie rozważania w samej swojej strukturze. Często sama nie wskazuje na konkretne odpowiedzi, ale zachęca czytelnika, by brał udział w odkrywaniu prawdy. Wspólnoty, które otaczają Biblię szacunkiem, zdają sobie z tego doskonale sprawę. Żydowscy studenci Talmudu uznają debatę za pewnego rodzaju sakrament, który aktualizuje dziedzictwo Pisma. Katoliccy i protestanccy teolodzy mają inne poglądy na to, jak Pismo funkcjonuje w ich tradycjach, ale ich tradycje dysput religijnych zawierają tę samą zasadę znaną z debat rabinicznych: prawda zawarta w Piśmie wyłania się pośród dialogu opartego na Piśmie.

Harold W. Attridge
Tłum. Kazimierz Bem

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl