Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1-2 / 2009

MYŚLANE RANKIEM

Od niepamiętnych czasów ludzie zastanawiali się nad sensem prawdy i jej miejscem w życiu człowieka. Przez wieki filozofowie i teologowie tworzyli jej definicje i pracowicie konstruowali jej kryteria. Lecz kryteria i definicje nie powstają w próżni; opierają się, choćby milcząco, na innych kryteriach i definicjach. By utworzyć jedną, trzeba również ustalić sens innej – i tak w nieskończoność. W tych usiłowaniach nie tylko nie sposób ustanowić niezawodnego kryterium prawdy, lecz także uniknąć poważnych kłopotów. Nękały one nieraz i nadal nękają filozofów i poszukiwaczy prawdy. Na słynne pytanie Poncjusza Piłata „Cóż to jest prawda?”, postawione na wstępie debaty na Uniwersytecie Warszawskim, nie potrafił odpowiedzieć Leszek Kołakowski, najwybitniejszy polski myśliciel naszych czasów. Nie potrafił tym bardziej, że w przeciwieństwie do Piłata zawsze był świadomy wielkiej wagi tego pytania.
     Historia filozofii wyraźnie pokazuje, że pytanie o prawdę, choć bardzo kłopotliwe, nie przestanie zajmować ludzkiego rozumu i chyba nigdy nie przestaniemy go zadawać. Nie tylko dlatego, by rozwiązać teoretyczny problem, lecz przede wszystkim dlatego, by uniknąć bezładnego dryfowania w życiu i trzymać się wyznaczonej drogi. Bo kłamstwo czy iluzja prędzej czy później spychają nas na bezdroża, gdzie tracimy samych siebie i własną duszę.
    Pytanie o prawdę jest szczególnie ważne dla ludzi wierzących, objawienie bowiem z natury rzeczy dzieli rzeczywistość na sferę prawdy i fałszu, ładu i chaosu, życia i śmierci. Lecz choć objawienie dzieli rzeczywistość, choć wyznacza człowiekowi drogę do prawdy, nie czyni tego do końca jednoznacznie. Wprawdzie wszyscy chrześcijanie wierzą, że Jezus Chrystus jest drogą, prawdą i życiem, lecz mnogość wyznań, Kościołów i koncepcji teologicznych świadczy o naturalnej dowolności w interpretowaniu przekazu wiary.
    Szczególnie kłopotliwa jest ta dowolność dla ewangelików, którzy niegdyś całkowicie zawierzyli Pismu. Zawierzyli mu, zanim zajęli się nim niestrudzeni badacze, którzy mocą naukowej analizy podali w wątpliwość niejeden jego sens ustalony tradycją. Przyjmując Biblię za niezawodne kryterium prawdy, protestanci nie zdawali sobie jeszcze dobrze sprawy, że mają do czynienia z historią pełną niedopowiedzeń, niepojętych zdarzeń i tajemnic. Wielu sądziło, że codzienna lektura jasnego i prostego tekstu nie tylko wskazuje drogę do zbawienia, lecz również odsłania prawdę o świecie. Niektórzy byli nawet pewni, że każde słowo Pisma, ba, każda kropka i przecinek, podyktowane zostały przez samego Ducha Świętego, który przecież nigdy nie może się mylić. To było uproszczenie.
    Dziś większość chrześcijan żyje w przekonaniu, że Boże Słowo zapisali na kartach Biblii nie Stwórca czy Jego aniołowie, lecz grzeszni i ułomni ludzie, którzy w dodatku zapisali je w niedoskonałych formach myśli i mowy. Bo choć „całe Pismo przez Boga jest natchnione” (II Tym. 3:16), nie znaczy to – uczył Karl Barth – że biblijne słowo w swoim językowym, historycznym i teologicznym wymiarze jest nieomylne. Toteż zawsze – dowodził Barth – gdy zamieniamy Słowo Boga w nieomylne słowo człowieka lub gdy w biblijnym słowie człowieka widzimy nieomylne słowo Boga, czynimy coś, czego nigdy nie powinniśmy czynić, mianowicie przeciwstawiamy się suwerennej łasce Boga. Przeciwstawiamy się jej, kiedy nie jesteśmy w stanie dostrzec dokonanego przez nią cudu: oto ułomni i omylni ludzie wypowiadają Boże Słowo w ułomnych i omylnych ludzkich słowach. Lecz czy cud łaski rozwiewa wątpliwości? Bo jeśli ludzie są ułomni, a ich słowa omylne, cóż zatem jest prawdą?
    „Jezus Chrystus jest prawdą, o której nigdy nie możemy się dosyć nasłuchać” – mówił Karl Barth. Zdawałoby się zatem, że wszystko jest jasne, że oto otrzymujemy precyzyjną odpowiedź na pytanie Piłata. Nic z tego. Tę prawdę czerpiemy z kart bynajmniej niejednoznacznej i pełnej zagadek Biblii, nie zaś z bezpośredniej znajomości z Jezusem z Nazaretu. A i bezpośrednia znajomość też by nie wystarczyła, bo czyż wszyscy, którzy go znali, uwierzyli w Niego? Patrzyli i nie widzieli, słuchali i nie słyszeli ani nie rozumieli (Mt. 13:13). Nie poznali prawdy, bo nie byli do jej przyjęcia dostatecznie przygotowani. Ale nie tylko dlatego. Bo nawet ten, kto jest w stanie ją przyjąć, kto umie słuchać i potrafi uwierzyć, nigdy nie pozna jej całej. Prawda jest przecież nieskończona i niezgłębiona, jej zawarte w Bogu jasne jądro oślepia nasze oczy i przerasta ludzki rozum. Czy nie dlatego właśnie Barth powiedział, że Chrystus jest prawdą, o której nigdy nie możemy się dosyć nasłuchać?

Krzysztof Dorosz

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl