Drukuj

NR 1-2 / 2009

Jaką rolę odgrywa Konsystorz w Kościele Ewangelicko-Reformowanym? Zwykle na to pytanie słyszymy odpowiedź: Konsystorz przede wszystkim zajmuje się administracją i zarządzaniem kościelnymi finansami. Czy jest to jedyna funkcja owego kolegialnego gremium? Otóż gdyby Konsystorz działał jedynie na tym polu, wystarczyłoby wybierać na jego członków sprawnych urzędników, menedżerów oraz bankowców. Sprowadzenie prac Konsystorza do administracji daje obraz niepełny, a co gorsza – przy takim podejściu Kościół mógłby przekształcić się w przedsiębiorstwo mające na względzie jedynie sprawy materialne. Tak jednak nie jest, choćby dlatego, że w skład Konsystorza wchodzą m.in. biskup Kościoła oraz radca duchowny – osoby, które na co dzień troszczą się o losy parafian, o ich potrzeby duchowe, doradzają, odwiedzają starszych i chorych, a więc swoją działalnością wykraczają poza administrowanie i zarządzanie pieniędzmi.
   Chcąc jednym słowem odpowiedzieć na te pytania wystarczy powiedzieć, że biskup i radca duchowny w Konsystorzu pełnią urząd, wraz z osobami świeckimi, które wchodzą w skład Konsystorza. Czy jest to jednak taki urząd, jaki pełnią premier RP Donald Tusk, prezydenci miast w Polsce, a nawet osoby wydające dowody rejestracyjne w Wydziale Komunikacji? Otóż nie. Pełnienie urzędów konsystorskich nie sprowadza się do działalności na jednej tylko płaszczyźnie. Duchowni w Konsystorzu zajmują się nie tylko rzeczywistością duchową, a świeccy – świecką. Role się przenikają, ludzie się uzupełniają i są dla siebie wsparciem. W Konsystorzu jest tak jak w życiu każdej parafii: pastor nie zajmuje się wyłącznie potrzebami duchowymi parafian, głoszeniem kazań i prowadzeniem Wieczerzy Pańskiej, a prezbiterzy – dziurami w dachu i odpadającym tynkiem ze ścian. Nie ma podziału na role. Tu się wszystko przenika, wymienia i uzupełnia, często zależnie od okoliczności i sytuacji.

Lekarze pierwszego kontaktu

Nowo wybrany Konsystorz na pierwszym posiedzeniu ustala, który z jego członków zagospodaruje pewną rzeczywistość w życiu Kościoła i jaki zakres prac weźmie na siebie. Ogólnie można powiedzieć, że jest takim ciałem w Kościele, które administruje, jest wykonawcą woli Synodu oraz reprezentuje Kościół na zewnątrz. Patrząc szczegółowo – tych funkcji jest o wiele więcej. Należy do nich np. wizytacja parafii. Członkowie Konsystorza są pod tym względem jak lekarze pierwszego kontaktu, z którymi mogą kontaktować się bezpośrednio zbory. Jeśli w parafiach są jakieś problemy, których Kolegium Kościelne samo nie potrafi rozwiązać, może zwracać się do swoich konsystorskich opiekunów.
       W tym właśnie zakresie Strzelinem, Pstrążną i Łodzią opiekuje się Mirosław Jancyk, ks. Krzysztof Góral sprawuje pieczę również nad Strzelinem, a ponadto nad Pstrążną oraz Żychlinem, zaś Wiera Rumocka – radca świecki – czuwa nad Łodzią, ale również wizytuje inne parafie. Zadaniem opiekunów jest przypatrywanie się, jak parafie funkcjonują, jak realizują swoje zadania, jak wyglądają ich finanse, jak radzi sobie duszpasterz w zborze. Nie chodzi tutaj o szczegółową kontrolę – to zadanie spełnia Synodalna Komisja Rewizyjna, która ma prawo wglądu do wszystkich dokumentów parafialnych – ale o sprawy bieżące i orientację, co dzieje się w Kościele na co dzień. Obowiązkiem opiekunów jest obecność na każdym Walnym Zgromadzeniu Zboru. Każdy z nich powinien orientować się, jakie dany Zbór ma problemy, jakie odnosi sukcesy, czym żyje, w jaki sposób można mu pomóc. Oprócz tych oficjalnych spotkań ważne są rozmowy indywidualne, przyjacielskie, kiedy radca świecki czy duchowny jedzie do jednej z parafii i często dowiaduje się o rzeczach, o których trudno jest mówić oficjalnie, w szerszym gronie.
   Jednym z ważniejszych „lekarzy pierwszego kontaktu” jest ks. bp Marek Izdebski. Wobec siebie stosuje fundamentalną w Kościele zasadę: jest pierwszy między równymi w odniesieniu do duchownych i członków Konsystorza, zaś równy w odniesieniu do całej kościelnej społeczności. Widzę siebie jako jednego z pięciu – podkreśla. Członkowie Konsystorza są sobie równi jako Rada Kościoła i realizują obowiązującą w Kościele reformowanym, zasadę synodalno-prezbiterialną: o wszystkich sprawach Kościoła, tak pod względem religijnym jak i administracyjnym, decyduje Synod, a organem wykonawczym Synodu jest Konsystorz. Niepisana zasada głosi, że należy być człowiekiem gotowym do kompromisu. Ustrój w Kościele reformowanym nie jest czymś nadrzędnym, nie służy jednostce, by wywierała ona wpływ na całość, lecz ma służyć Kościołowi. Jest to pewien model teoretyczny. Człowiek, mimo biblijnych wzorców, wskazań Chrystusa, w którym kierunku powinien podążać, jest często pełen sprzeczności, ulega emocjom i cechom swego temperamentu.
   Ks. Marek Izdebski, jako biskup, czasem ulega własnym emocjom i odzywa się w nim niezgoda na pewne ludzkie postawy. Wtedy przysłowiowy stół trzeszczy. Jest jednak w ks. Marku pewna czujność, uwaga, która pozwala przypatrywać się własnym poczynaniom i nie pozwala rozwinąć się na tyle emocjom, by stół się połamał. Nie wyobrażam sobie dobrego funkcjonowania w grupie ludzi, w rodzinie, zespole sportowym, w strukturach kościelnych bez otwarcia na poglądy innych. Wszystko, co się tworzy, co próbujemy wykreować w Kościele, nie jest wynikiem woli jednej osoby, lecz wynikiem dyskusji. Jeżeli ktoś jest otwarty na dyskusję, na dialog, na inne zdanie partnera, musi być otwarty na kompromis. Bez niego najczęściej dochodzi do impasu.
   Parafia jest miejscem, w którym realizuje się cały Kościół. Członkowie Konsystorza są na co dzień zwykłymi parafianami, którzy modlą się, przeżywają Chrystusa na swój sposób i ma to swoje odzwierciedlenie podczas ich spotkań. Ludzie, którzy przepracowali sporo lat w Konsystorzu widzą, że Kościół jest jedną wielką parafią. Biskup Kościoła, radca duchowny, którzy biorą udział w posiedzeniach Konsystorza, na pewno inaczej postrzegają te posiedzenia niż świeccy członkowie tego gremium i nie ma w tym nic dziwnego. Ich predyspozycje, umiejętności, misja, której się podjęli i odpowiedzialność za parafian kształtują ich sposób myślenia i widzenia świata, a także wpływają na sposób działania w świecie.
   Ks. Marek Izdebski stara się przede wszystkim zwrócić uwagę innych na Boga. Taką ma wizję swej pracy, a kiedy postrzega ją w szczegółach i wprowadza w życie, pragnie, by w Kościele znalazło się miejsce dla ludzi poszukujących. Obcy mu jest prozelityzm. Chce, by jego Kościół był ekumeniczny, otwarty. I tak się dzieje. „Reformowani” tak właśnie są postrzegani. Cichym marzeniem biskupa Izdebskiego jest to, by Kościół Ewangelicko-Reformowany w Polsce stał się atrakcyjny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, przede wszystkim dla ludzi poszukujących. To wynika z nauki Ewangelii. Chrześcijaństwo nie jest religią dla indywidualistów, dla osób gotowych powiedzieć, że nie potrzebują żadnej społeczności. Każdy chrześcijanin powinien znaleźć miejsce w społeczności, którą sobie wybierze.
   Kościół ma wychodzić na zewnątrz pokazując siebie, pokazując Chrystusa i pokazując, jaką jest społecznością. Przedstawiamy „ofertę” każdemu. I jeśli ktoś przychodzi i mówi, że nie przynależy do żadnego wyznania, wtedy dobrze jest powiedzieć, że wspaniałą rzeczą jest to, w jaki sposób się realizujesz, ale przecież możesz spróbować w moim Kościele zobaczyć, jak takie wartości jak miłość, cnota, prawość, solidność, braterstwo się przejawiają i jak wcielane są w życie codzienne i jak nasza społeczność funkcjonuje? Nie na zasadzie wpisywania się, składania deklaracji. Spróbuj popatrzeć, wczuć się, zrozumieć, nie masz nic do stracenia. A jeśli zdarzy się tak, że poczujesz się dobrze, że wartości, o których mówi się w naszym Kościele, które realizuje się na co dzień, są ci bliskie, nie podejmuj za szybko decyzji o wstąpieniu do naszego Kościoła, ponieważ nie ma idealnej społeczności chrześcijan na świecie, nie ma idealnego Kościoła w żadnym zakątku ziemi, więc należy być gotowym również na zaakceptowanie wad, niewygód i charakterów ludzi, przyszłych naszych współwyznawców – tak widzi to biskup Izdebski.
   Kościół nie jest czymś świętym, choć jest uświęcony przez Chrystusa. A więc zdarzają się tu rzeczy, za które należy się wstydzić, bo Kościół to ludzie.
   Wśród członków Kościoła czasem słyszy się, że powinien on wyjść na zewnątrz, coś zaproponować, stać się tak interesujący, by przyciągać do siebie ludzi. To jest podstawowe zadanie Kościoła i zalecenie Chrystusa: nauczać Ewangelii, pokazywać, że idąc za Chrystusem wchodzimy na drogę ku zbawieniu. Jest to prawda podstawowa, głoszona od dwóch tysięcy lat. Aby jednak realizować ten ideał w XXI wieku, potrzebne są środki. Chcąc być usłyszanym, przekonywującym, interesującym nie wystarczy głosić na ulicy Ewangelię, czy chodzić od domu do domu tłumacząc ludziom, w jakim celu urodził się Chrystus. Aby mieć środki na ten cel, należy administrować Kościołem, i to w sposób profesjonalny, a administrowanie – choć niezbędne i konieczne – nie zawsze jest przyjemne, ponieważ często wiąże się z trudnymi decyzjami. Niekiedy stoi się przed wyborem, czy jednemu trzeba coś zabrać, by dać drugiemu. Worek, z którego się daje, ma dno. Jest to smutna prawda, jednak liczenie się z wydatkami pozwala budować przyszłość naszego Kościoła.

Krzysztof Urban

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl