Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 5-6 / 2009

W odniesieniu do chrześcijan używamy słów „my, nas”. Jeśli zaliczamy siebie do społeczności chrześcijańskiej, te zaimki sprawiają, że zbawienie wydaje się dość łatwo dostępne. Lecz czy możemy być pewni, że słowo „my” nas obejmuje? Skąd wiemy, że MY zawieramy się w słowie „my”, i że jesteśmy na drodze do wiecznego błogosławieństwa a nie na drodze do potępienia?
      Odpowiadając na te pytania Kalwin chciał uspokoić chrześcijan, utwierdzając ich w przekonaniu, iż należą do grupy osób zdążających we właściwym kierunku. Bóg wyciągnął nas z kosza na śmieci, do którego trafiliśmy poprzez nasz grzech. I właśnie nauka o predestynacji o tej łasce nas zapewnia.
     W praktyce jednak myśl, że Bóg przed „wszystkimi czasami” przeznaczył jednych na wieczne potępienie a innych na wieczne zbawienie wprawiła w osłupienie wielu czytelników Kalwina. U wielu innych wywołała zaś strach, lub wydała się wręcz obrzydliwa.
     Nie Kalwin jednakże wymyślił doktrynę o predestynacji. Już przed nim Augustyn czy Tomasz z Akwinu rozwinęli podobną naukę. Skądinąd wiadomo, że Kościół zawsze próbował stępić ostrze tej doktryny i uczynić ją znośniejszą, przede wszystkim dlatego, że nie służyła ona, jak byśmy to dzisiaj nazwali, wizerunkowi medialnemu Boga. Przeznaczający stwórca przypominał bardziej komendanta obozu koncentracyjnego bawiącego się bezbronnymi żywotami – osobę nie mającą nic wspólnego z miłością i współczuciem. Dlaczego więc Jan Kalwin tak mocno podkreślał obraz Boga, którego dzieło wśród swego stworzenia opiera się na nieodwołalnym „podwójnym postanowieniu”?
     Według Kalwina odpowiedzi można doszukać się (jak zwykle) w Biblii. Niektóre wskazówki zaś da się znaleźć również w naszej codzienności. Patrząc na przykład na różnorakie doświadczenia ludzkiego życia widzimy, że niektórzy ludzie czynią postęp, w sensie duchowym i moralnym. Lecz inni wydają się być tymi zgubionymi duszami, które po prostu nie potrafią czynić dobrze i nie widać po nich żadnego śladu zbawczego dzieła Boga. Nie jest to nadal dowód na to, że ci, którzy czynią postęp są wybrańcami Bożymi, podczas gdy ci przegrani są potępieni. Mimo to, ta obserwacja uzmysławia mam w jaki sposób udzielana jest Boża łaska.
     Czym więc tłumaczyć takie „zróżnicowanie”? Pismo zaświadcza, że Bóg wybiera jednych a odrzuca drugich. Czy to ponury obraz? Kalwin uważa, że nie. Ta wizja nie różni się tak bardzo od tego, co powiedziane jest w Biblii o niezgłębionej Bożej łasce i miłosierdziu. Co jest więc podstawą mego zbawienia? Czy jest to moja decyzja? Czy jest to jakość mego wewnętrznego życia? Moja wartość moralna? Nie. (I dzięki Bogu za to: nie jestem bowiem w stanie podjąć właściwej decyzji, moje życie wewnętrzne to szambo a moralnie cuchnę). Podstawą mojego zbawienia nie jest moja wolna decyzja, lecz Boża. Ta boska decyzja nie jest przypadkowym wyborem dokonanym na podstawie chwilowego kaprysu, zachcianki. Nie podlega ona zmianom, jest wieczna – jest czymś, na czym można absolutnie polegać. To dlatego Biblia mówi o nas, jako o „będących wybranymi przed założeniem świata” (Ef. 1, 4) i o tym, że „łaska została nam darowana w Chrystusie Jezusie zanim nastały czasy” (2 Tym. 1, 9). Ta wieść, jak również szersza narracja Starego i Nowego Testamentu mówiąca o Bogu, który wybiera ludzi, brzmi w uszach ludzi wierzących jako Dobra Nowina. To ona łamie cykl pełnego niepokoju poczucia niewystarczalności („Czy jestem dość dobry?”) i niszczy aroganckie poczucie samozadowolenia („Patrzcie, jaki jestem dobry!”). To dzięki niej uświadamiamy sobie, że zbawienie zawdzięczamy „jedynie Bożej hojności”, co wywołuje u słuchaczy pełną wdzięczności odpowiedź; a przynajmniej powinno.
     Dlaczego więc tak wielu z zakłopotaniem i niesmakiem drapie się w głowę słysząc taką wersję Dobrej Nowiny? Zdaniem Kalwina jest tak, ponieważ nie wystarcza im świadectwo biblijne. Chcą oni iść dalej, niż Biblia na to pozwala i wniknąć w „tajemnicę oraz ukryte zamiary Boże”. Kto jest wybranym? Czy jest to wujek Franek? Ciotka Hela? Kuzyn Eustachy? A co ze mną? Niektórym wydaje się, że jeśli istnieje coś takiego jak odwieczna Boża decyzja, to powinna być ona dostępna w rządowej Ustawie o Wolnym Dostępie do Informacji. Ciekawskie i wnikliwe umysły chcą koniecznie wiedzieć, co dokładnie znajduje się w tych dokumentach.
     Kalwin uważał natomiast, że Boża wola jest generalnie nieprzenikniona, owiana tajemnicą. To oznacza, że nie będziemy mieli dostępu do zamysłów Bożych. To, co możemy otrzymać, to jedynie „informacje”, które Bóg udostępnił w swym Słowie i w Jezusie Chrystusie. Ta wiedza jest podana w postaci wystarczającego nam źródła. W Biblii posiadamy godne zaufania świadectwo o Bożej woli odnoszącej się do nas. I nie mamy nic innego. Nie ma żadnego poradnika pt. „Wszystko, Co Chciałbyś Wiedzieć o Bożej Woli... Lecz Boisz się Zapytać”, a nasz ograniczony rozum nie wyposaża nas w narzędzia zdolne do analizowania Bożej woli poza jedynym wiarygodnym źródłem, jakim jest Biblia. Kalwin wierzył, że jeśli zignorujemy ten fakt i nie szanując Bożej tajemnicy spróbujemy „wtargnąć do ukrytych komnat boskiej mądrości”, narazimy się na olbrzymie psychiczne i duchowe cierpienia. Skończymy wpatrując się w „otchłań” – wizję wszechświata pozbawionego znaczenia i sensu oraz życia bez celu i nadziei. Spotkamy przerażającego Boga w jego czystej mocy.
     Ta niezdolność do bycia usatysfakcjonowanym tajemnicą i ograniczonymi dociekaniami w obrębie Pisma wyjaśnia również niektóre wątpliwości podnoszone w stosunku do doktryny o predestynacji. Na przykład, można wyciągnąć z niej wniosek, iż Bóg jest Bogiem niesprawiedliwym. To nie może być prawdą, że Bóg decyduje o losie każdej osoby bez odniesienia się do jej moralnej wartości. Lecz, pyta Kalwin, jakiej koncepcji sprawiedliwości używamy oceniając Tego, który jest źródłem wszelkiej sprawiedliwości? Oczywiście posiadamy zwykłe pojęcie uczciwości, którego używamy rozsądzając sprawy społeczne. Lecz, by prawidłowo osądzić, sądzącemu potrzebny jest dostęp do wszystkich informacji. Czy posiadamy wystarczającą wiedzę, by roztrząsać problem sprawiedliwości Bożej w stosunku do całego ludzkiego stworzenia? Kalwin uważa, że nie. W każdym razie, zwykłe reguły prawości przyłożone na gruncie duchowym do ludzkich grzesznych stworzeń, wymagałyby srogiej kary dla wszystkich, wykluczając każdy przypadek miłosierdzia w jakiejkolwiek części upadłego stworzenia. To pokazuje nam, że czegoś brakuje w naszym sposobie oceniania sprawiedliwości Bożego działania. Nie jesteśmy w stanie wiedzieć, dlaczego Bóg działa w sposób, w jaki działa, z pewnością nie możemy twierdzić, że jakikolwiek czyn Boży może być błędny lub niesprawiedliwy.

Christopher Elwood / tłum. Michał Kuź

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl