Drukuj
NR 1-2 / 2010

Luter przestał być dla katolików jednym z najgorszych Niemców, największym „rozłamcą” Kościoła, diabłem niemal: Jan Paweł II mówił o jego głębokiej religijności. Jednak szesnastowieczna reformacja miała przynajmniej trzech ojców: był jeszcze Urlich Zwingli oraz najmłodszy z nich Jan Kalwin. Obaj kojarzą się ze Szwajcarią, choć drugi z nich był bez wątpienia Francuzem. O Kalwinie mówiono przez wieki coś dla nas dzisiaj moralnie okropnego: że był inkwizytorem nad inkwizytorami.

Balzak: egzekucje i terror

Cytuję Encyklopedię katolicką: (Kalwin) przeniósł się do Genewy, aby zaprowadzić tam porządek i karność kościelną; bezkompromisowość w ewangelizowaniu społeczeństwa przez narzucanie surowych praw i obyczajów, a zwłaszcza próby regulowania szczegółowymi przepisami życia prywatnego obywateli i nadzorowania ich moralności metodami policyjnymi, doprowadziły go do konfliktu z władzami miasta, w wyniku czego przeniósł się do Strasburga (...) W 1541 r. na prośbę władz miasta powrócił do Genewy (...) W następnych latach wprowadził w mieście rządy teokratyczne, na wzór Starego Testamentu.
      Cóż, może nic dziwnego, że katolicy tak uważali, ale czy mogli myśleć tak kalwiniści, ściślej: ewangelicy reformowani? Otóż niektórzy owszem: hasło powyższe napisał duchowny tegoż wyznania, nieżyjący już pastor Jerzy Stahl. I to można jakoś wytłumaczyć: ewangelicy nie uważają, że są Kościołem Lutra, Zwingliego albo Kalwina. Są Kościołem Chrystusa, a Zwingli i Kalwin to tylko ludzie, omylni i grzeszni. Uznałbym zatem księdza Stahla, którego bardzo ceniłem, po prostu za autora obiektywnego, wolnego od apologetycznej skłonności. Byłoby tylko tak, gdybym nie przestudiował wydanego niedawno w Polsce dzieła wybitnego duchownego i teologa anglikańskiego, profesora Oxfordu Alistera E. McGratha. Rzecz opatrzona jest polecającym listem do czytelników napisanym przez władze polskiego Kościoła ewangelicko-reformowanego. Mamy tam zdecydowaną polemikę z obrazem Kalwina jako okrutnego teokraty. W świetle tej książki ksiądz Stahl wydaje się wobec swego kościelnego mistrza przesadnie krytyczny.
    McGrath zajął się wizerunkiem reformatora genewskiego w kulturze europejskiej. Cytuje poglądy jej wielkich reprezentantów. Balzac w Komedii ludzkiej informuje czytelnika, że natychmiast po przybyciu Kalwina do Genewy w 1541 r. „zaczęły się egzekucje i religijny terror”.
    Autor zaprzecza: W żadnym razie w Genewie nie panował terror, a Kalwin nigdy nie cieszył się pozycją pozwalającą mu wszcząć podobną kampanię, nie wspominając nawet o tym, by mógł nią kierować. Od powtórnego przybycia reformatora do Genewy aż do jego śmierci, w Genewie odbyła się tylko egzekucja z powodów religijnych, związek zaś Kalwina z tą sprawą był (...) dosyć peryferyjny.
    McGrath ma w moich oczach nad Balzakiem tę przewagę, że jest uczonym, nie powieściopisarzem. Podobnie wygląda sprawa jego sporu z Aldousem Huxleyem. Twierdził on – pisze McGrath – bez żadnego udokumentowania tej tezy, że „za czasu teokratycznych rządów wielkiego Kalwina w Genewie, publicznie ścięto głowę dziecku, które poważyło się podnieść rękę na swych rodziców”. Argumentacja historyka: Po pierwsze, nie znajdujemy żadnej wzmianki o podobnym wydarzeniu w genewskich archiwach (kompletnych i dostępnych na każde życzenie), po drugie, w genewskich kodeksach prawa, zarówno karnego, jak i cywilnego, brakuje podstawy prawnej uzasadniającej podobne oskarżenie, nie wspominając nawet o tak drakońskiej karze; po trzecie, ani treść, ani egzekucja panującego w Genewie prawa nie zależały od Kalwina.

To nie był czas dla innowierców

McGrath analizuje też pojęcie teokracji. Należy wyjaśnić znaczenie tego subtelnego terminu. Powszechnie przyjmuje się, że oznacza on ustrój polityczny, w którym władza cywilna znajduje się pod wpływem duchowieństwa bądź innego kościelnego instrumentu władzy. Nietrudno więc wykazać, że Kalwinowi nigdy nie udało się ustanowić – nigdy też zresztą, mimo zapewnień Huxleya, nie zamierzał ustanawiać – teokracji w Genewie. Termin «teokracja» ma jeszcze drugie znaczenie, bardziej chyba dające się uzasadnić, zarówno na poziomie teologicznym, jak i etymologicznym: ustrój, w którym wszelką władzę uznaje się za pochodzącą od Boga. Rozumienie władzy cywilnej przez Kalwina, zwłaszcza w konkretnej sytuacji Genewy, istotnie można uważać za radykalnie teokratyczne w drugim, mniej groźnym znaczeniu tego terminu.
     Można tu zauważyć, że wiara w pochodzenie wszelkiej władzy od Boga to zupełnie inny problem niż ten, co się z ową władzą robi. Czy jednak aby na pewno Kalwin nie używał jej do zabijania ludzi? Ciągle niepewny, czy McGrath nie wybiela reformatora, zajrzałem także do Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN i przeczytałem, że za czasów Kalwina wydano ok. 60 wyroków śmierci i ok. 80 mieszkańców Genewy skazano na wygnanie.
    Spytałem historyka, który napisał przedmowę do polskiego wydania książki McGratha, profesora Wojciecha Kriegseisena. Odpowiedział, że były, owszem, wyroki śmierci, ale w tamtych czasach tak jak teraz ludzie łamali prawo w sprawach zgoła niereligijnych. I tu pewien twardy fakt historyczny, który przyczynił się chyba do koszmarnego PR Kalwina. Każdy bowiem poduczony trochę historii zapyta w tym miejscu: dobrze, a Michał Serwet? Przecież niewątpliwie w Genewie za czasów Kalwina spalono tego myśliciela na stosie za kwestionowanie wiary w Trójcę Świętą. Otóż to prawda, wystarczy jednak powiedzieć, nawet nie cytując McGratha, że ów Hiszpan uciekł do Genewy przed Inkwizycją. Owszem, z deszczu pod rynnę, ale aura nie dopisywała wówczas żadnemu „innowiercy”. A wypada dodać jeszcze, że Kalwin sam był w tamtym przypadku za karą śmierci, ale nie tak potworną: tylko przez ścięcie. Tego rodzaju litość znaczyła sporo w czasach, których trudno mi nie nazwać – ich również, nie tylko naszą współczesność – cywilizacją śmierci. Cywilizacji życia jeszcze dotąd nie było.

Wróg Kopernika?

Wspominam tamte czasy i tamtych ludzi, bo od sześciu dni trwa światowy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, a w zeszłym roku minęło 500 lat, jak narodził się Jan Kalwin. Rocznicę tę polski Kościół ewangelicko-reformowany uczcił zbiorem artykułów na temat Kalwina autorów różnych wyznań, które publikowało pismo tego Kościoła „Jednota”. Ingeborga Niewieczerzał broni tam Kalwina przed szeroko rozpowszechnioną opinią, że był dyktatorem: Czyż można nazwać dyktatorem człowieka, który nigdy nie zasiadał w radzie miejskiej, który zaledwie cztery lata przed śmiercią przyjął delegację mieszczan Genewy, człowieka, który nigdy nie miał do swej dyspozycji ani policji, ani armii? Mówiono również o dyktaturze w dziedzinie duchowej, dogmatycznej. Ale jak można nazywać dyktaturą tak wielki autorytet duchowy, jakim cieszył się Reformator? Oczywiście, Kalwin przewodniczył stale zgromadzeniu duchownych, był profesorem teologii, wygłaszał codziennie kazania, prowadził ogromną korespondencję, posiadał pewien wpływ na Konsystorz, któremu wszakże nic przewodniczył. Ale, jeszcze raz to podkreślmy, autorytet duchowy kogoś o osobowości wyróżniającej się przez swą wiarę, wiedzę teologiczną, przez całkowite oddanie się Bożej sprawie nie może być nazywany dyktaturą, zwłaszcza w naszej epoce, która sama doświadczyła, co znaczy to słowo. Nie mógł być dyktatorem człowiek, któremu do końca życia nie udało się uniezależnić spraw Kościoła od władzy cywilnej.
     Niemniej autorka pisze też potem: Skądinąd przyznać należy, że Reformator, obdarzony żelazną wolą i bezwzględnie przekonany o Bożej opiece nad sobą w pełnieniu misji, jaką Bóg mu zlecił, skłonny był do nietolerancji, z trudem rozróżniając sytuacje wymagające bezkompromisowości dla zachowania i ugruntowania Prawdy objawionej, od okoliczności, w których można było tolerować odmienną interpretację tej Prawdy.
    Czyli jednak autorka nie walczy tak twardo w obronie swego klasyka, jak McGrath, który ma rację albo nie, ale stawia tezę zaiste nowatorską. Oczywiście jednak McGrath napisał książkę nie tylko o tolerancyjności jej bohatera. Jest to jego wielce erudycyjny, ale nie nudziarsko naukowy portret. Widać na nim człowieka wcale nie władczego, ale przepychającego się z trudem przez życie doczesne. No i po śmierci przez pamięć potomnych. Bo zarzuca mu się jeszcze parę grzechów ciężkich. McGrath złości się, że zrobiono z Kalwina wroga teorii Kopernika (bzdura!).
    Porusza oczywiście także sprawę predestynacji. To też wielka łata, jaką przyczepiano Kalwinowi. Najprościej mówiąc, wiara w (podwójną) predestynację oznacza potworny obraz Boga, który jednych ludzi przeznaczył do zbawienia, innych do potępienia; zdecydował arbitralnie, jakby nie interesując się naszym postępowaniem. Według McGratha w ogóle wyolbrzymiano rolę tej sprawy w poglądach Kalwina, a poza tym to nie tylko jego pogląd: także Lutra i – co dla katolików o wiele ważniejsze – świętego Augustyna, który z kolei tak interpretował świętego Pawła. Teraz już natomiast teoria owa nie ma zwolenników nie tylko pośród protestantów: także wśród poważnych teologów. Nikt już tak Pana Boga nie oczernia...

Jan Turnau

[Pierwodruk: „Gazeta Wyborcza” z dnia 23.01.2010 roku]

Alister E. McGrath, Jan Kalwin. Studium kształtowaniu kultury Zachodu, przeł. Jerzy Wolak. Wydanie polskie przedmową opatrzył Wojciech Kriegseisen. Wydawnictwo Naukowe „Semper”, Warszawa 2009.
Człowiek z Noyon. O Janie Kalwinie na łamach „Jednoty”. Biblioteka „Jednoty”, t. 1 (praca zbiorowa), Warszawa 2009.

Jan Turnau