Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3-4 / 2010

Nasza mądrość, jeśli ma być uznana za mądrość prawdziwą i dobrze ugruntowaną, składa się prawie cała z dwóch części: poznania Boga i poznania nas samych. Jedno poznanie z drugim wiele łączy i niełatwo ustalić, które z nich pierwsze, które poprzedza drugie i daje mu początek. Te znamienne słowa otwierają wszystkie kolejne i poprawiane wydania największego dzieła Jana Kalwina Institutio religionis christiane (1535). Czy zostały one wyniesione na pierwsze miejsce przypadkiem?
    Nic podobnego. Kalwin był bowiem przekonany, że religia chrześcijańska daje nam metodę zdobycia prawdziwej i rzetelnej mądrości, do której dochodzimy przez wiedzę. Wiedza ta nie polega jednak ani na poznaniu faktów, ani na bezbłędnym opisie rzeczywistości, lecz na poznaniu Boga i nas samych. Teologia zatem to dla Kalwina nie scientia, czyli nauka dążąca do teoretycznej pewności, lecz sapientia, czyli mądrość. Oba sensy teologii zakorzenione są w myśli średniowiecznej, z której Kalwin obficie czerpał. Lecz nacisk na mądrość, nie zaś na wiedzę, która przy pomocy rzeczowych wyjaśnień daje ludzkiemu umysłowi poznawczą satysfakcję, zbliża Reformatora bardziej do tradycji franciszkańskiej niż dominikańskiej.

Wprawdzie cały czas chodzi mu o poznanie, lecz takie poznanie, które pozwala nam cieszyć się zarówno obecnością, jak i łaską Boga i prowadzi nas ku naszemu wiecznemu domostwu. Kalwin nie pomija żadnej okazji, by przeciwstawić poznanie Boga, które „trzepocze się w mózgu” i godne jest pogardy, poznaniu, które prowadzi człowieka do miłowania Boga i okazywania mu posłuszeństwa.
   Teologia nie jest sprawą umysłu, lecz serca, nie wiedzy, lecz mądrości. Nie płynie z operacji rozumu, lecz z prawdziwej pobożności (pietas). By dowiedzieć się, kim i czym jest Bóg, musimy ukształtować w sobie odpowiednią postawę wobec Niego i czynić to, co Mu miłe. Celem pobożności, jak i całego chrześcijańskiego życia, jest chwała Boża, której światło widoczne jest w atrybutach Boga, w budowie świata, w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Pobożność zawsze wymaga otwartego serca i gotowości ofiary. Oddaję Ci moje serce, Panie – mówi Kalwin – szczerze i bezzwłocznie. Niejeden chrześcijanin pragnąłby powtórzyć te słowa za Kalwinem. Ale jak oddać serce Bogu? Czy wystarczy pragnąć?
   Nie, temu pragnieniu można zadośćuczynić tylko poprzez mistyczną unię z Chrystusem, ponieważ poza Nim nawet najbardziej religijny człowiek żyje tylko dla siebie. Unia z Chrystusem stanowi zdaniem wielu współczesnych badaczy jedną z najważniejszych nauk całej teologii i etyki Kalwina. Z unii mistycznej płynie pobożność, bez której poznanie Boga nie jest możliwe; nie zostałaby ta unia ofiarowana człowiekowi, gdyby Chrystus nie przyjął naszej natury i nie napełnił jej swoją mocą. Więcej: dokonany przez Niego akt zbawienia nie dotyka i nie obejmuje tego, kto się z Nim nie wiąże. Dopóki Chrystus pozostaje poza nami – pisze Kalwin – dopóki jesteśmy od Niego odłączeni, dopóty wszystko, co wycierpiał i uczynił dla zbawienia człowieka, pozostaje bezużyteczne i pozbawione dla nas wszelkiej wartości.
   Na czym polega mistyczna unia? Nie na wewnętrznym doświadczeniu, lecz na panowaniu Chrystusa w ludzkiej duszy. W przekonaniu Kalwina człowiek łączy się nie z istotą Zbawiciela, lecz z Jego człowieczeństwem. Łączy się z nim w wymiarze historycznym, etycznym, osobistym, lecz nie ontologicznym. Nie istnieje nic takiego, jak proste złączenie i przemieszanie (crassa mixtura) substancji człowieczej i Chrystusowej. Chrześcijanin zatem nie uczestniczy w istocie i naturze Chrystusa, lecz mocą Ducha Świętego jest z nim złączony tak intymnie, że staje się ciałem Jego ciała. Z perspektywy Boga wiąże człowieka z Chrystusem Duch, z perspektywy naszej natomiast sprawcą tego związku jest wiara. Te dwie perspektywy znakomicie do siebie pasują, ponieważ właśnie dzięki Duchowi otrzymujemy wiarę. Tylko Duch jest w stanie złączyć Chrystusa w niebiosach z człowiekiem na ziemi.
   Kalwin, podobnie jak Luter, był przekonany, że nie ma wiary bez poznania. Podstawą zaś tego poznania jest Słowo Boże i przesłanie Ewangelii. A ponieważ pisane Słowo bierze początek z Chrystusa, który jest Słowem żywym, wiary niepodobna oddzielić od Chrystusa. Z Nim łączy chrześcijanina właśnie wiara. Bo chociaż Chrystus pozostaje w niebiosach, człowiek pobożny uczy się łączyć z Nim wiarą tak skutecznie, że Chrystus mieszka w jego sercu. Lecz umysłowi ludzkiemu nie wystarcza oświecenie przez Ducha Bożego, jeżeli jednocześnie jego mocą nie krzepnie serce i nie rośnie w siłę. Dlaczego serce? Dlaczego oświecenie i poznanie duchowe Kalwin lokuje właśnie w sercu? Nie ze względów uczuciowych, ponieważ nie uważał serca za siedlisko emocji, choćby religijnych. W jego przekonaniu serce było czymś znacznie ważniejszym, a mianowicie duchowo i moralnie najgłębszym i wszechogarniającym ośrodkiem ludzkiego istnienia. Przecież „z niego tryska źródło życia”. (Przyp. 4, 23)
   Rozum, spaczony upadkiem człowieka – pisał w dwudziestym wieku wybitny holenderski myśliciel kalwiński Herman Dooyeweerd – nie jest w stanie sprawować nadzoru nad zasadami ludzkiej wiedzy i wskazywać drogi naszemu poznaniu. Biblia nie daje nam żadnych podstaw, by uznać rozum za suwerenny organ duchowy człowieka. Dooyeweerd był przekonany, że objawienie Boże musi objąć nasze serce, najgłębszy korzeń całej naszej egzystencji. Ewangelia – pisał Kalwin w Institutionie jest nauką mowy, lecz nauką życia. I nie wystarczy, jak inne nauki, pojąć ją tylko rozumem i zachować w pamięci, ale musi ona zawładnąć duszą całkowicie, na dnie serca wznosząc swą kazalnicę.
   Prawdziwa religia jest dialogiem między Bogiem i człowiekiem. Inicjatorem tego dialogu jest Bóg, który pierwszy krok podejmuje w objawieniu. Bóg wychodzi nam naprzeciw, zwraca się do nas, daje się poznać swoim Słowem. Człowiek zaś na Boże objawienie odpowiada. Odpowiada nawróceniem i pokutą, ufnością, adoracją, bojaźnią Bożą, modlitwą. To wszystko zdaniem Kalwina składa się właśnie na pobożność, z której płynie poznanie Boga. Pobożność jest stanem duszy i drogą człowieka. Nawrócenie zaś nie jest – uważał Kalwin – zaledwie początkiem wiary; stanowi codzienną odnowę duchową i pozwala nam coraz bardziej wiernie kroczyć śladami Chrystusa. Pokuta jest owocem wiary i modlitwy. Kalwin, podobnie jak Luter, uważa pokutę za proces obejmujący całe życie; mieści się w niej i wyznanie grzechów, i pogłębianie świętości. Pokuta jest zawsze odpowiedzią chrześcijanina na Ewangelię, odpowiedzią udzielaną nie tylko w zewnętrznym życiu, lecz także w umyśle, sercu i w woli.
   Oto więc przez wiarę, pokutę i pobożność, przez duchową unię z Chrystusem człowiek staje się nowym stworzeniem. Z pobożności płynie poznanie Boga, z serca pragnienie duchowej łączności z Chrystusem, pokuta natomiast, ściśle związana z poczuciem zakorzenionego w nas zła, popycha nas ku Bogu. A czymże innym jest świadomość własnego zła, jak nie poznaniem samego siebie, trudnym, bolesnym, podobnym do stromej i wyboistej drogi, na której piętrzą się przeszkody. Z natury rzeczy bowiem – powiada Kalwin – jesteśmy skłonni do podziwiania siebie. Lecz poznanie oparte na samozadowoleniu jest tylko iluzją, która prowadzi nas na manowce. Współczesna psychoterapia dobrze wie, jak mocny pancerz fałszywego podziwu dla samego siebie tworzy człowiek, jak niechętnie przyznaje się do winy, jak trudno skłonić go do wejrzenia w głębię własnego mroku, zwaną w psychologii jungowskiej sferą cienia.
   Kalwin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie szukał jednak ratunku w psychoterapii, lecz w Bogu. Nie tylko dlatego, że psychoterapia podówczas nie istniała, lecz dlatego, że zgodnie z własną chrześcijańską wiarą czuł, że cierpienie psychiczne jest w istocie rzeczy cierpieniem duchowym, że zło i niedostatek, gnieżdżące się w naszych duszach, może uleczyć tylko Duch. Nasze poczucie niewiedzy, próżności, braku, słabości, czyli naszego zepsucia – pisze Kalwin – przypomina nam, że tylko w Bogu i w Nim tylko, mieszka prawdziwe światło i mądrość, moc i promienna dobroć... Nie możemy naprawdę podążać ku Niemu, jeśli nie będziemy z samych siebie niezadowoleni.
   Bo choć dobrze wiemy, że wyszliśmy z rąk samego Stwórcy, tylko poznanie samych siebie jako istot upadłych wiedzie nas do szukania Boga. Szukamy w Nim ponad wszystko ratunku, lecz także szukamy w Nim pełnego obrazu samych siebie. Bo człowiek nigdy nie osiągnie pełnej samowiedzy – uczy Kalwin – nim nie odda się kontemplacji Bożego oblicza. Grzeszymy tak wielką pychą, że jeśli nie skierujemy spojrzenia ku Bogu, który jest normą prawości i dobra, nie będziemy w stanie wejrzeć w naszą własną nieprawość, zło, szaleństwo i nieczystość. Lecz to nie wszystko. Tylko bowiem spojrzenie skierowane ku Bogu, tylko wiara i tylko pobożność są w stanie uzmysłowić nam, że wszystko, co w nas dobre i wspaniałe, nie jest z nas samych, lecz z Boga. Jest Jego darem.

Krzysztof Dorosz

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl