Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3-4 / 2010

Internetowy portal „Apostazja.pl” spowodował w krajowym religijnym światku nieco zamieszania. Wraz z rosnącą popularnością samej witryny zwrócił uwagę na zjawisko odchodzenia wiernych od Kościoła rzymskokatolickiego. Czy to zjawisko będzie się pogłębiać? Sądząc po wciąż wybitnie korzystnych dla episkopatu statystykach liczby wiernych, raz po raz pojawiających się w mediach, trzeba by odpowiedzieć: nie. Ale statystyki nie wyjaśniają przecież samego problemu.

Świadomość niereligijna i więź kościelna

Statystyki są wymowne. Katolicy w Polsce stanowią przeważającą większość na tle innych wyznań oraz światopoglądów. Można oczywiście kwestionować samą rzetelność badań lub zakładać ryzyko błędu. Można kwestionować formułę stawianych pytań, imputować badaczom złą wolę i manipulację wynikami. Zarzuty te, a zwłaszcza ostatni z nich, zgłaszają często wobec strony kościelnej osoby i środowiska nie darzące Kościoła katolickiego sympatią. Tak czy owak, polski fenomen wysokiej liczby respondentów deklarujących katolicyzm potwierdzają sondaże instytucji silnie oraz luźno związanych z Kościołem rzymsko-katolickim, nie wspominając o placówkach badawczych o czysto laickim charakterze.

Wyniki wskazują, że przynajmniej 90% badanych deklaruje katolicyzm (zob. np. Religia i tradycja: polski fundament, Ewa K. Czaczkowska, Jarosław Stróżek; „Rzeczpospolita”, 4 grudnia 2009). Dla odmiany GUS w Małym Roczniku Statystycznym z 2009 roku podaje, w odniesieniu do lat poprzednich, liczbę ok. 89 % ochrzczonych.
     Opierając się tylko na ogólnych deklaracjach spłycamy problem. Wystarczy przyjrzeć się dokładniej poszczególnym badaniom, by zauważyć wiele odcieni polskiego katolicyzmu. Otóż w badaniach opinii, w których zapytuje się o przynależność do Kościoła, przytacza się również stanowiska wobec innych kontrowersyjnych kwestii światopoglądowych. Kwestie te to m.in.: stosunek do sztucznej antykoncepcji, dopuszczalność aborcji, możliwość wprowadzenia eutanazji. Można by w tym miejscu zapytać szerzej o recepcję i akceptację społecznej nauki Kościoła katolickiego. Problematycznie wypada także ocena rodzimej hierarchii kościelnej. Wnioski, które powstają na podstawie wyników badań, mogą się okazać zaskakujące. Ujawniają bowiem spore różnice w pojmowaniu katolicyzmu przez wiernych i duchownych. Mało tego. Ukazują zjawiska niemieszczące się w oficjalnej formule wiary i praktyki Kościoła. Spory odsetek respondentów dopuszcza eutanazję, nie ma nic przeciwko sztucznej antykoncepcji, uważa, że obecna ustawa aborcyjna jest zbyt restrykcyjna, a metoda in vitro powinna zostać całkowicie dopuszczona. Innymi słowy: Kościół-instytucja swoje, a „Kowalski” – wierny swoje.
    Mimo powyższych wątpliwości, sytuacja w porównaniu do Europy Zachodniej musi napawać dumą Kościół w Polsce. Czy jednak Kościół ten może spać spokojnie? Czy wielka zmiana, jaka dokonała się po 1989 roku, nie będzie miała wpływu na – choćby powolny ale jednak postępujący – exodus wiernych z Kościoła? Dlaczego ów wpływ dopiero teraz możemy dostrzec wyraźniej?
   Odpowiadając na powyższe pytania warto uwzględnić tło historyczne, a zwłaszcza istotną niegdyś opozycję w społeczeństwie: na jednym biegunie plasował się Kościół rzymskokatolicki, którego charyzmatyczni przedstawiciele wspierali ruch „Solidarności”, zaś na przeciwległym krańcu, „tam, gdzie stało ZOMO” – sytuowali się funkcjonariusze aparatu państwowego. Czy w dzisiejszych realiach politycznych takie przeciwstawianie – odpowiednio wypreparowanych z tego dawnego podziału: lewicy i prawicy – wokół stosunku do religii, może mieć sens pragmatyczny, to jest przekładający się na wynik wyborów? Czy postulaty polityków lewicy: odejścia od „przyjaznego”, a więc pozornego, rozdziału Kościoła od państwa, i prawicy: zwiększenia obecności form życia religijnego w sferze publicznej, nie wywracają sondażowych słupków poparcia do góry nogami? Jednak kruchość tak skonstruowanej opozycji jest łatwo zauważalna, gdy prześledzimy ewolucję „Solidarności” oraz ludzi niegdysiejszej władzy. Pierwsi zmienili punkt odniesienia, utracili masowe poparcie. Drudzy, mimo jawnych deklaracji światopoglądowych, wygrywali wybory tak parlamentarne, jak prezydenckie. Na nic zdawała się wojująca postawa części duchownych katolickich, podkreślających „niechrześcijańskość” tego, czy innego środowiska. Nasze społeczeństwo samo oddzieliło stare, nieaktualne podziały „grubą kreską”. Odpadła zatem jedna z motywacji bycia w Kościele – motywacja polityczna, polegająca na konieczności wyboru „słusznej strony”. Przynajmniej dla większości z nas.
   Ale historia najnowsza jest daleko bardziej skomplikowana niż prosty podział „my-oni”. Historia ta ukazuje wielość nurtów w środowiskach zarówno ówczesnej komunistycznej władzy jak i samej opozycji demokratycznej. W ramach tejże opozycji – szerokiego światopoglądowo frontu – zaistniał sojusz liberalnej, lewicowej inteligencji z inteligencją katolicką. Jego wpływ na polski katolicyzm wydaje mi się nie tylko ważny, ale i pozytywny. Nie przyniósł on jednak istotnych zmian w polskim katolicyzmie w skali makro. W tym miejscu, jako dygresję, warto przytoczyć słowa prof. Bohdana Chwedeńczuka, filozofa i ateisty, któremu stan duchowości Polaków z pewnością nie jest obojętny, a który w rozmowie z Tomaszem Stawiszyńskim w „Newsweeku” zwrócił uwagę na fakt, że obok 95 % statystycznych katolików (dane przytoczone przez Stawiszyńskiego) „53 proc. badanych nie uznaje absolutnych wartości moralnych” (zob. Krew się burzy, Tomasz Stawiszyński – Bohdan Chwedeńczuk. „Newsweek”, 3 maja 2009 roku).
   Jednak czy i tej garstki – sierot po lewicowo-katolickim etosie – nie traci stopniowo Kościół katolicki? Ks. Adam Boniecki w wywiadzie niedawno udzielonym „Gazecie Wyborczej” mówi o skrywanym strachu tzw. otwartych katolików, dzieci Soboru Watykańskiego II. Strachu przed wojującym katolicyzmem (zob. Krzyż i demagogia, Ks. Adam Boniecki – Katarzyna Wiśniewska, Jan Turnau. „Gazeta Wyborcza”, 27-28 lutego 2010 roku). Ilustracją tego problemu są być może odejścia od kapłaństwa, z powodu konfliktów personalnych i ideowych, księży często uznawanych w rodzimym Kościele za autorytety. I znów domniemanie – gdyby lewica kościelna w Polsce miała dość silną pozycję, była otaczana swoistym parasolem ochronnym przez lokalną hierarchię, a nie spychana do getta, a często i dyskredytowana przez środowiska skrajne o dużej sile rażenia, nie powstałaby duchowa pustka wokół ludzi myślących inaczej niż środowiska bardziej zachowawcze, zasłaniające się „prawowiernością” i tradycją. Pustka tworzy się wokół ludzi, którzy poszukują swego miejsca w Kościele rzymskim i nie mogą go znaleźć, gdyż nie chcą go szukać w reminiscencjach przedwojennego katolicyzmu w jego najgorszym, także antysemickim wydaniu.
   Nie bez znaczenia dla popularyzacji innych postaw niż np. bierna obecność w Kościele, okazał się rozwój nowych form komunikacji, a co za tym idzie również łatwiejsze rozpowszechnianie informacji „niewygodnych” dla Kościoła katolickiego. Tej masowej, wirtualnej komunikacji, towarzyszy niekiedy łatwowierna akceptacja treści upowszechnionych w sieci. Dla społeczeństwa ery internetu, cokolwiek ukazuje się pod szyldem uznanych serwisów, jest a priori brane za prawdę obiektywną, której nie trzeba weryfikować. Nie weryfikuje się jej zwłaszcza wtedy, gdy nie ma na to czasu, bowiem internauta przemieszcza się nieustannie między niepowiązanymi tematycznie stronami. Internetowa sieć jednakże potrafi łączyć w sposób trwały i tworzyć nowego rodzaju więzi, umożliwiające dalsze interkacje w przyszłości. Typowymi przykładami tych fenomenów są dwa popularne portale internetowe: „Racjonalista.pl” i wspomniana „Apostazja.pl”. Upowszechniają one m.in. wiedzę na temat formalnego odchodzenia od Kościoła rzymskokatolickiego. Skupiają ludzi, którzy chętnie dzielą się doświadczeniami w obliczu trudności, przed którymi stają, pragnąc uporządkować swój wyznaniowy status. Są punktem kontaktowym i etapem pośrednim między wirtualnym, a realnym światem. Portal „Niepokorni.pl” reklamuje się jako pierwszy „agnostyczno-ateistyczny serwis randkowy”. Być może w skali kraju są to inicjatywy znikome, jak sugerują przytoczone wcześniej statystyki, jednak fakt, że strony te odnotowują stały przyrost sympatyków, powinien dawać do myślenia.

Tomasz Mincer

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl