Drukuj

NR 4/2015, ss. 17–19

ks. Zdzislaw Tranda (fot. Michal Karski)Ks. Zdzisława Trandę znam od czasu, kiedy został biskupem Kościoła ewangelicko-reformowanego. Zwłaszcza w okresie, kiedy znalazłem się w komitecie organizującym comiesięczne nabożeństwa ekumeniczne w kościele „na Lesznie”, mogłem go dobrze poznać, bo kontaktowaliśmy się z nim jako miejscowym proboszczem.

Od razu wiedziałem, że mam do czynienia z człowiekiem krystalicznej uczciwości, niezłomnej wiary i odwagi oraz dużej klasy. Każde spotkanie z Księdzem Biskupem było dla mnie umocnieniem w wierze. To dzięki niemu i jego bratu, ks. Bogdanowi, Kościół ewangelicko-reformowany stał mi się bardzo bliski.

Oprócz umiłowania sprawy jedności chrześcijan jest jeszcze jeden szczegół, który nas łączy. Otóż kiedy Zdzisław Tranda przyjmował ordynację na duchownego w stołecznym kościele, tego samego dnia, dwa kilometry dalej, w szpitalu przy Kasprzaka, ja przyszedłem na świat. Ten fakt sprawił, że nazywam Księdza Biskupa swoim „rówieśnikiem”.

Wspomniałem o odwadze biskupa Zdzisława i mogę o niej zaświadczyć.

Prawda w oczy

Był 3 maja 1982 r. Trwał jeszcze stan wojenny. Garstka chrześcijan różnych wyznań zebrała się na comiesięcznym nabożeństwie ekumenicznym w kościele przy ówczesnej Alei Świerczewskiego. Ulicą „defilowały” oddziały ZOMO, bezpardonowo robiąc porządek ze wszystkimi, którzy chcieli uczcić tego dnia nasze święto narodowe. Sytuacja zaczęła być groźna. W gronie organizatorów i członków Kolegium Kościelnego zaczęto rozważać możliwość odwołania nabożeństwa. Ktoś rzucił myśl: zapytajmy bp. Trandę. Biskup nie miał wątpliwości: nabożeństwo powinno się odbyć. Dzięki jego postawie w czasie, kiedy na Alei Świerczewskiego ZOMO rzucało petardami, w kościele „mała trzódka” Chrystusowa modliła się o jedność.

Pamiętam też inne znamienne wydarzenie. Miało ono miejsce dwa lata później w stołecznym kościele ewangelicko-reformowanym podczas nabożeństwa ekumenicznego w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Bp Tranda ponownie dał dowód odwagi cywilnej, wznosząc modlitwę za aresztowanego przez władze PRL mecenasa Macieja Bednarkiewicza. Niektórzy duchowni zareagowali na to „kwaśną miną”, a jeden ze zwierzchników Kościołów należących do Polskiej Rady Ekumenicznej strofował Biskupa, że wprowadza politykę do nabożeństw.

W okresie stanu wojennego, kiedy władze PRL chciały instrumentalnie wykorzystać Polską Radę Ekumeniczną do poparcia swojej polityki, Ksiądz Biskup miał odwagę powiedzieć wysokim przedstawicielom tej władzy, że nie wszystko jest w Polsce tak dobrze, jak przedstawia to komunistyczna propaganda. Mówił prawdę w oczy.

Kościół mały, ale solidarny

Nigdy nie zapomnę mu ekumenicznej solidarności, jaką on i jego brat, śp. ks. Bogdan Tranda, okazali katolikom po uprowadzeniu i zamordowaniu kapelana „Solidarności”. W stołecznym kościele ewangelicko-reformowanym modlono się po porwaniu ks. Jerzego Popiełuszki, a potem delegacja ewangelików reformowanych uczestniczyła w jego pogrzebie. Wówczas taka postawa groziła poważnymi konsekwencjami i mogła sprowadzić represje nie tylko w stosunku do pojedynczych osób, ale nawet całego Kościoła. A przecież wiemy, że bp Tranda nie miał za sobą wielomilionowej rzeszy współwyznawców, jak biskupi rzymskokatoliccy, ale Kościół odpowiadający liczebnie średniej katolickiej parafii. Władze PRL szybko zorientowały się, że nie będą mogły liczyć na pomoc głowy Kościoła ewangelicko-reformowanego w utrwalaniu socjalizmu w naszym kraju. Dlatego wystąpienia bp. Trandy były bacznie obserwowane przez Urząd do Spraw Wyznań.

To, że dzisiaj Jubilat uważany jest nie tylko zresztą przez katolików za wypróbowanego przyjaciela, ma swoje źródło w pewnym wydarzeniu z czasów wojny. W 1943 r. w Radomiu podczas egzaminu do konfirmacji duchowny luterański ks. Włodzimierz Missol zapytał go, czy należy uważać, iż Ugoda Sandomierska była zawarta przeciwko katolikom. – Oczywiście, że tak – odpowiedział przyszły biskup bez wahania. Mądry duchowny wytłumaczył mu natomiast, że jednoczenie wysiłków ewangelickich nie było skierowane przeciwko komukolwiek, lecz miało służyć wzmocnieniu ewangelickiego świadectwa. Ta lekcja ekumenizmu wywarła na ks. Trandzie duże wrażenie, skoro nieraz wspomina ją po latach w publicznych wystąpieniach.

Ale jeszcze ważniejszą szkołę ekumeniczną przeszedł w ukochanym Zelowie. Na początku jego pracy duszpasterskiej młody pastor nie ukrywał, że zamierza „podszczypywać” katolików. Na to jeden z parafian zaoponował: – Proszę księdza, tak nie można, tu potrzeba miłości.

I ks. Zdzisław stał się nie tylko pojętnym uczniem w tej szkole, ale jej niedościgłym nauczycielem.

W Zelowie stał się duszą ekumenizmu. Nie miał oporów, aby nawiązać współpracę z katolikami. Już na początku lat 70. do Zelowa zaczęli przyjeżdżać duchowni rzymskokatoliccy: ks. rektor Kazimierz Gabryel, potem pallotyn ks. Roman Forycki i inni. Dzięki zaangażowaniu ks. Zdzisława Trandy doszło wreszcie do tego, że w 1978 r. proboszcz parafii rzymskokatolickiej ks. Antoni Szareyko przyjął propozycję, aby także katolicy włączyli się w obchody Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan organizowanego w Zelowie. Niedługo potem na nabożeństwach śpiewały połączone chóry: katolicki i reformowany.

Miłość Chrystusa nie pozwala na bierność

Działalność ekumeniczną rozwinął wspaniale jako zwierzchnik Kościoła. Za jego kadencji zawarto porozumienie o wspólnocie ambony i ołtarza między Kościołami reformowanym i metodystycznym. Ksiądz Biskup uczestniczył w niezliczonych spotkaniach ekumenicznych na forum zagranicznym. Brał m.in. udział w kilku zgromadzeniach Konferencji Kościołów Europejskich i w Zgromadzeniu Ogólnym Światowej Rady Kościołów w Canberze w 1991 r. Jeśli idzie o Polskę, to znacznie łatwiej byłoby wymienić wydarzenia ekumeniczne, w których nie uczestniczył.

W oczach katolików uchodzi za duchowego przywódcę ekumenizmu ze strony tzw. Kościołów mniejszościowych. Sam, ze względu na swoją niepokorną postawę wobec władzy, nie mógł wcześniej liczyć na wybór na prezesa Polskiej Rady Ekumenicznej (PRE). Został nim dopiero w warunkach wolności. Za jego kadencji doszło do znacznego ożywienia współpracy ekumenicznej PRE z Kościołem rzymskokatolickim.

Mimo przejścia na emeryturę, nie odpoczywa od ekumenizmu. Nigdy nie odmawia, gdy jest proszony o wygłoszenie kazania lub prelekcji podczas spotkań ekumenicznych. W ten sposób jest wierny temu, co mówił młodym chrześcijanom różnych wyznań w 1988 r. w Kodniu: miłość Chrystusa nie pozwala na bierność, ona ma moc ogarniającą i przynagla nas do działania na rzecz jedności. Te słowa ze szkoły ekumenicznej bp. Trandy dobrze sobie zapamiętałem.

Bp Zdzisław jest nie tylko darem dla swego macierzystego Kościoła, ale także skarbem, prawdziwą ekumeniczną perłą dla całego chrześcijaństwa w Polsce.

* * * * *

Grzegorz Polak – dziennikarz, ekumenista

 

Na zdjęciu: ks. bp Zdzisław Tranda udziela błogosławieństwa podczas nabożeństwa ekumenicznego z okazji jego 90. urodzin, 12 grudnia 2015 r. (fot. Michał Karski)