Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 2/2020, s. 19

COVID-19, koronawirus (fot. TheDigitalArtist)
(fot. TheDigitalArtist)

 

Ciekawe czasy przyszły. Niestety. Co prawda wszystko wskazuje na to, że powoli będziemy mieli możliwość wychodzić z naszej mniej czy bardziej dobrowolnej izolacji, ale nadal pozostanie pytanie, czy to rozsądne, a niezależnie od odpowiedzi na nie będziemy musieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości – bo nie łudźmy się, że wszystko będzie jak dawniej. Może i większe pęknięcia się zrosną, ale blizny zostaną.

Dopiero czas pokaże, jak przeżyliśmy obecną pandemię jako społeczeństwo, a wnioski, niestety, mogą wcale nie być przesadnie krzepiące. To jednak zostawmy socjologom na czas, kiedy będzie można bezpiecznie prowadzić badania ankietowe nie tylko przez telefon. Na razie trzeba sobie radzić z obecną sytuacją i zastanowić się, gdzie w tej sytuacji jesteśmy – nie tylko jako ludzie, jednostki, ale też jako Kościół (oczywiście, w znaczeniu instytucji; Kościół – ten prawdziwy, rozumiany jako wspólnota wierzących – ma się doskonale jak zawsze i na zawsze). Co to znaczy dla nas, że jesteśmy chrześcijanami w izolacji społecznej, Kościołem ze zdalnymi nabożeństwami i Kościołem, który nie może się gromadzić?

Zacznijmy od drugiego punktu, od Kościoła rozumianego jako instytucja. Czy myślę, że daliśmy radę? W zasadzie – tak. Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę, ale paradoksalnie dzięki tej pandemii zrobiliśmy potężny skok technologiczny naprzód: transmisje nabożeństw, nagrania, spotkania parafialne w formie czatu wideo… Jesteśmy rozproszeni, nieliczni, w gruncie rzeczy bardzo rozbici o tyle, że parafie funkcjonują bardzo niezależnie – kto wie, może (na co liczę) uda się teraz przetarte szlaki wykorzystywać w naszej dalszej pracy? Byłby to niewątpliwy zysk i dowód na to, że jesteśmy zdolni przeżyć kryzys w twórczy sposób. A to samo w sobie jest wartością.

Kolejna sprawa to to, że ta nasza izolacja dała nam sposobność do samoobserwacji: pierwszy raz od dawna miałem okazję pytać się regularnie o to, czego mi brakuje, kiedy normalna realizacja potrzeb religijnych jest nieosiągalna. Nie ma w tym niczego odkrywczego, oczywiście, ale pierwsza rzecz to nawet nie nabożeństwa czy sakramenty (i tak dziwię się, że to piszę, bo są dla mnie bardzo ważne), ale zwykły...

 

Pełny tekst artykułu (po zalogowaniu w serwisie)

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl

* * * * *

ks. Michał Koktysz – wikariusz Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Łodzi