Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 5-6 / 1989

W Księdze Rodzaju czytamy: ,,(...) i rzekł do nich Bóg: rozradzajcie się i rozmnażajcie, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; (...) I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre” (1:28.31). A co robi człowiek? Prześledźmy to na jednym przykładzie. Na początku lipca 1988 r. mieszkańcy północnej części Torunia zaczęli alarmować władze: stwierdzono    wiele dziwnych przypadków chorobowych u ludzi, na obszarze 800 ha lasu ginęły drzewa, uprawy przydomowe wyglądały jak popalone. Opinia mieszkańców Torunia była jednoznaczna: winien jest „Polchem”. Oprócz kwasu siarkowego produkuje on superfosfat prosty i monopolistycznie półprodukty do wytwarzania kineskopów, proszków do prania, materiałów fotograficznych itd.

Kierownictwo „Polchemu” broniło się z pewną dozą poczucia wyższości: przecież szarzy ludzie nie znają się na nowoczesnej chemii. Inne zakłady trują o wiele więcej i nikt na to nie zwraca uwagi. Taka sąsiednia ciepłownia ,,Merinotexu” daje o wiele więcej siarki niż „Polchem”. No tak, ale chyba nie w lipcu!

Zresztą takie tłumaczenia tylko powiększały przepaść między „Polchemem” a miastem. A była ona już od dawna głęboka. Pojawiła się wtedy, kiedy dzieci mieszkające w budynku stojącym przy bramie wjazdowej do „Polchemu” nagle wyłysiały. Od tamtej pory nikt tam nie mieszka, ale pamięć pozostała. Przepaść ta się pogłębiała, podczas gdy dyrekcja próbowała ją zasypywać poczynaniami niby-integracyjnymi. Kilkanaście lat temu ogromnym kosztem zasadzono między zakładami a ciągle zbliżającym się doń osiedlem mieszkaniowym młode drzewka. Miał to być Park Przyjaźni. Do tej pory sterczą tam zeschnięte kikuty.

Katastrofa ekologiczna w północnej dzielnicy Torunia przepełniła kielich goryczy. Posypały się protesty do Warszawy, przede wszystkim do Ministerstwa Przemysłu oraz Ochrony Środowiska. Protestował wojewoda, rady narodowe – wojewódzka i miejska, Senat Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika. Przy PRON powstał Miejski Zespół Ekologiczny.

Na przełomie sierpnia i września ub. r. wszystkie niezależne ugrupowania Torunia (NSZZ „Solidarność”, głównie służby zdrowia i uniwersytetu, WiP, NZS, KPN, Duszpasterstwo Ludzi Pracy, Kręgi Rodzin Kościoła Domowego, Pomorski Klub Społeczny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, mieszkańcy Wrzosów itd.) zgromadziły prawie 9 tysięcy podpisów pod petycją żądającą bądź likwidacji „Polchemu”, bądź też jego gruntownej modernizacji.

6 grudnia odbyło się posiedzenie kolegium kierownictwa Ministerstwa Przemysłu poświęcone tej sprawie. Dyrekcję „Polchemu” zobowiązano do uporządkowania terenu przedsiębiorstwa oraz przedstawienia do połowy stycznia 1989 r. programu modernizacji zakładów, w wyniku której największe zagrożenia dla środowiska naturalnego powinny zostać zlikwidowane do końca 1991 roku. W tym też czasie zakończone zostało dochodzenie prokuratorskie, które jednoznacznie obciążyło winą za katastrofę ekologiczną „Polchem”. Akt oskarżenia skierowano przeciwko zastępcy dyrektora ds. technicznych, który zawinił m. in. tym, że nie dopilnował wysłania informacji o rozruchu kwasowni do Wydziału Ochrony Środowiska w tamtych fatalnych lipcowych dniach.

Program modernizacji został przesłany do ministerstwa w drugiej połowie stycznia. W sposób skrótowy omawiał zamierzone przedsięwzięcia inwestycyjne, wśród których znalazło się m. in. zamontowanie prototypowej instalacji redukującej ilość emitowanych związków siarki w trakcie rozruchu wytwórni kwasu siarkowego. „Kompleksowy program modernizacji »Polchemu«” przewidywał też wiele ulg podatkowych, umożliwiających zakładom sfinansowanie inwestycji.

Na kilka dni przed terminem zatwierdzenia i – co było równoznaczne – przyznaniem kilkusetmilionowej dotacji przez Ministerstwo Przemysłu „Kompleksowy program...” został dostarczony Pomorskiemu Klubowi Społecznemu. Dzień przed terminem klub przedstawił ministerstwu swoją opinię. Wykazywał w niej wiele niedociągnięć i braków charakteryzujących „Polchemowski” dokument. I tak: 1) nie przedstawiono analizy stanu zakładów, 2) nie określono celów, które zamierza się osiągnąć, 3) nie przewidziano redukcji poziomu emisji związków fluoru (HF i SiF) 50 razy bardziej szkodliwych od dwutlenku siarki, 4) nie przewidziano też rozwiązania problemu ścieków. Wobec niezredukowania podstawowych zanieczyszczeń, równie bezsensownym projektem, jak stworzenie Parku Przyjaźni, może się okazać projekt wybudowania kosztem prawie miliarda złotych kompleksowej strefy ochronnej wokół zakładów.

Wyraźnie widoczna jest różnica między sposobem myślenia dyrekcji zakładów a niezależnych działaczy i części władz. O ile dla tych pierwszych najważniejsza jest produkcja, o tyle dla drugich sprawą pierwszoplanową jest zdrowie i życie mieszkańców Torunia, ochrona zabytków oraz środowiska naturalnego. Powstaje więc dylemat – jak rozwiązać tę sprzeczność.

Natychmiastowe zamknięcie zakładów spowodowałoby ograniczenie lub wręcz uniemożliwienie produkcji wielu towarów, a więc dodatkowe ogołocenie rynku, pogorszenie eksportu itd. Wydaje się zatem konieczne   drugie rozwiązanie – radykalna, przeprowadzona w ciągu dwóch lat przebudowa większości instalacji. Kwasownie posiadają co prawda najnowsze rozwiązania technologiczne (podwójna konwersja), ale wyszły już z okresu technicznej sprawności. Podobna kwasownia, wybudowana w Duisburgu, po 10 latach pracy o ściśle przestrzeganym reżimie technologicznym została przeznaczona na złom. Najmłodsza kwasownia „Polchemu” pochodzi z 1978 roku. Najbardziej przestarzały jest jednak wydział fosforytów, gdzie m. in. pracują jeszcze młyny Loescha, stanowiące coś w rodzaju muzealnego eksponatu, którego nigdzie indziej, nawet w krajach RWPG, już się nie spotyka.

Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że wybudowanie praktycznie od nowa podstawowych instalacji, a więc tak jakby wybudowanie nowego zakładu, jest w ciągu dwóch lat niemożliwe. Być może, udałoby się powiększyć zasoby finansowe przez odpisy, dotacje, zwolnienia z podatków itd., ale rzecz nie tylko w środkach finansowych. Proces przygotowania każdej inwestycji trwa kilka lat (projekt techniczny, znalezienie wykonawcy, zamówienie urządzeń itd.). Przysyłane u-rządzenia i materiały, głównie hutnicze, mają coraz niższą jakość. Te zużyte okazują się często lepsze od nowych. A i tak jest dobrze, jeśli zamówienie zostanie zrealizowane. Zresztą wszyscy wiedzą, jaka jest sprawność gospodarki scentralizowanej. Jeżeli nie można zakładów zamknąć (bo produkcja) i nie można ich zmodernizować (bo generalna niewydolność), co pozostaje? Czy tylko opuszczenie rąk i bierne czekanie na następną katastrofę?

A może by pomyśleć nieco inaczej? Przecież samobójstwem jest podtrzymywanie na siłę egzystencji wielkich fabryk – monopolistów. Uzależnia się wtedy od ich istnienia funkcjonowanie całej gospodarki. Niezależnie od tego, jak drogo, jakim kosztem i na jakim poziomie jakości by one produkowały, zawsze będą niezbędne, opłacalne i pożądane – bo jedyne. Dlatego nie ma sensu dawać pieniędzy na tego typu zakłady. Konieczne jest coś nowego: przyzwolenie, zachęta do działalności konkurencyjnej. Niech powstają liczne fabryki kwasu siarkowego i jego pochodnych, oparte, oczywiście, na nowoczesnej technologii i ściśle przestrzegające norm ochrony środowiska. Niech będą to np. firmy z udziałem kapitału zagranicznego i prywatne, niech konkurują ze sobą, a najgorsze z nich niech bankrutują. Wtedy te najlepsze, które pozostaną, będą mogły, tak jak w Duisburgu, być zlokalizowane w środku osiedla mieszkaniowego. A dyrekcja takiego zakładu w obawie przed bankructwem już sama dopilnuje, żeby niczego nie wytruć...
Ale co z „Polchemem”? Najbardziej konieczne wydaje się podjęcie już decyzji o zamknięciu wytwórni superfosfatu prostego, i to nawet nie z powodu wspomnianych  młynów Loescha, lecz przede wszystkim dlatego, że tego rodzaju nawóz bardziej niszczy glebę i okoliczne wody, niż żywi rośliny. Po zamknięciu tej wytwórni należałoby zmniejszyć poziom produkcji kwasu siarkowego i stworzyć (zresztą nie tylko temu zakładowi) dogodne warunki do odnawiania zdekapitalizowanych elementów ciągów produkcyjnych, chociażby przez globalne obniżenie poziomu podatków. Jednocześnie przez cały czas należy kontrolować przestrzeganie przez zakłady norm zanieczyszczenia powietrza, wody i gleby, a za ich przekroczenie karać. Dopiero wtedy, gdy system ochrony środowiska będzie przewidywał dotkliwe represje, zakłady będą produkowały tak, by nie zatruwać wszystkiego wokół. Dopiero wtedy stworzone zostaną warunki do zasypania przepaści pomiędzy Toruniem a „Polchemem”.

A na razie znane jest stanowisko Ministerstwa Przemysłu. Z upoważnienia ministra przemysłu pan Kazimierz Klęk – podsekretarz stanu – dnia 24 lutego odpowiedział na propozycję Pomorskiego Klubu Społecznego dotyczącą zmiany polityki wobec monopolistycznych przedsiębiorstw, że „ministerstwo nie widzi przeciwwskazań angażowania kapitału zagranicznego dla poprawy sytuacji w toruńskim »Polchemie«”!!!

Jak więc z tego widać, niszczenie ziemi tak długo nie przekształci się w „czynienie jej sobie poddaną”, jak długo egzystować będą złe systemy i mechanizmy rządzenia państwem.