Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 5-6 / 1989

Nie pożądaj żony bliźniego swego i nie pożądaj domu bliźniego swego ani jego pola, ani sługi,
ani służebnicy, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twego bliźniego.

V Mojż. 5:21

Różne Kościoły na naszym kontynencie przygotowują się do europejskiej konferencji ekumenicznej, która w maju odbędzie się w Bazylei. Jej temat to: „Sprawiedliwość, pokój i zachowanie stworzenia”. Treści zawarte w trzecim członie tego tematu nasunęły mi pewne refleksje, którymi chciałbym się teraz podzielić. Zachowanie stworzenia jest ściśle uzależnione od tego, jak gospodarujemy na ziemi przez Boga stworzonej i oddanej w ręce człowieka, aby mądrze z nią postępował. Niestety, stan tej ziemi wskazuje zupełnie jasno, że nie postępujemy z nią mądrze. Ponad miarę eksploatujemy jej zasoby naturalne, do których przetwarzania zużywamy ogromne ilości energii. Rezultatem takiego zachłannego gospodarowania jest pustynno-księżycowy krajobraz całych połaci ziemi, martwe lasy, skażenie powietrza, wód i gleby, a także pojawienie się różnych nie znanych dotąd chorób. Problem został lapidarnie przedstawiony w refrenie popularnej u nas przed laty piosenki: „Ziemi zagraża człowiek”.

Jeżeli chcemy zachować stworzenie, jeżeli chcemy ustrzec świat przed totalną zagładą, musimy szukać rozwiązań ekonomicznych, technologicznych i także politycznych, a w służbę tej sprawie zaprząc ogromny aparat naukowy. Popełnilibyśmy jednak niewybaczalny błąd pomijając wymiar duchowy całego zagadnienia. Sądzę bowiem, że bez rozwiązania problemów, które kryją się w tej sferze, nie da się wiele osiągnąć. Rzeczywista trudność nie tkwi bowiem w eksploatacji zasobów naturalnych, w przemysłowym ich przetwarzaniu czy w zapotrzebowaniu na energię, lecz iv samym człowieku. Dopóki więc człowiek nie dokona zasadniczych przewartościowań, dopóki nie zmieni sposobu myślenia i postępowania, a więc dopóki nie nastąpi to. co Biblia nazywa „metanoia”, czyli nawrócenie, dopóty nie można się będzie spodziewać niczego więcej, jak tylko działań pozornych, udawania, że ludzie pragną zatrzymać błędne koło zniszczenia, toczące świat ku zagładzie. Klucz do rozwiązania tego zagadnienia znajduje się w Prawie Bożym. Jego treść odnosi się do wszystkich ludzi, a nie tylko do tych, którzy Biblię u-znają za swoją księgę świętą. Poselstwo biblijne ma charakter uniwersalny. Wprawdzie duża część ludzkości nie uznaje tego faktu lub o nim nie wie, ale nie zmienia to w niczym uniwersalności samego Prawa Bożego. Dekalog podaje zasady, które porządkują ludzkie życie i mają racjonalne uzasadnienie, możliwe do przyjęcia przez każdego człowieka, bez względu na wyznawaną religię, a nawet przez nie wyznającego żadnej religii. Kluczem do omawianego przez nas zagadnienia jest dziesiąte przykazanie: „Nie pożądaj”. Szkoda wielka, że katolicy i luteranie, którzy stanowią łącznie duży odsetek świata chrześcijańskiego, dzielą to przykazanie na dwa odrębne (jako dziewiąte: „Nie pożądaj żony bliźniego swego” i jako dziesiąte: „...ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”), przez co znacznie osłabiają jego wymowę i spłycają treść. Wygląda bowiem na to, że ten przepis Prawa jest mało istotny, ponieważ powtarza jedynie myśli zawarte w przykazaniu szóstym i siódmym (nie cudzołóż, nie kradnij). Marcin Luter, komentując w „Dużym katechizmie” dwa ostatnie przykazania, tak mówi już w pierwszym zdaniu: „Te dwa przykazania zostały dane, ściśle biorąc, wyłącznie Żydom, aczkolwiek mimo to częściowo i nas dotyczą”. Trzeba tu sprawiedliwie dodać, że również autorzy „Katechizmu heidelberskiego” nie dostrzegają ogromnego znaczenia tego przykazania, gdy na pytanie 113: „Jakie żądanie zawarte jest iv dziesiątym przykazaniu?” — dają następującą odpowiedź: „Aby nigdy nie postało w nas najmniejsze pragnienie czy nawet myśl o sprzeciwie wobec któregokolwiek przykazania Bożego i abyśmy zawsze odczuwali wstręt do grzechu, a radość z tego, co sprawiedliwe”.

Myślę, że w ostatnim zdaniu Dekalogu Bóg zawarł myśl o wiele głębszą, o znaczeniu zupełnie podstawowym. „Nie pożądaj” odnosi się do naszej nienasyconej zachłanności, która sprawia, że chcemy mieć więcej i więcej, że nie potrafimy powiedzieć sobie „dość” i zatrzymać się. Ta skłonność towarzyszy nam od samego początku istnienia rodu ludzkiego, o czym świadczy biblijny obraz Ewy sięgającej po zakazany owoc. Złamanie zakazu Bożego przez Ewę i przez każdego z nas jest w rzeczywistości buntem przeciw Bogu, którego stawiamy w sytuacji Boga niesprawiedliwego. Kto patrzy na cudzą żonę i pragnie jej, ten wyraża niezadowolenie z tego, co sam od Boga otrzymał. Kto zazdrości bliźniemu jego domu, stanowiska, powodzenia, ten wyraża (choć o tym nie myśli) votum nieufności wobec Boga, który nie dał mu tego, co on sam uważa za tak potrzebne i miłe. Grzech pożądania wrósł w naszą naturę i stał się motorem postępowania, siłą napędową rozwoju ekonomii i technologii. Wiele do myślenia powinna nam dać duchowa stagnacja i wyjałowienie religijne bogatych społeczeństw i bogatych ludzi, którzy zabezpieczeni swym majątkiem i kontem bankowym nie czują potrzeby szukania drogi do Boga ani potrzeby zbawienia, albowiem zbawili się sami swoją pracą i swoim majątkiem. Grzech pożądania oddziela nas od Boga, zabija wiarę, wywołuje lekceważenie wartości duchowych, prowadzi do praktycznego materializmu i ateizmu. Grzech pożądania oznacza bunt przeciw Bogu. Miejsce Boga prawdziwego zajmują bożyszcza stworzone przez nas samych i na miarę naszych wyobrażeń o tym, co wartę jest naszych zabiegów.

Grzech pożądania sprawia, że musimy teraz przyglądać się oskalpowanej ziemi, wdychać trujące wyziewy fabrycznych kominów, pić skażoną wodę ze ścieków, jakimi stały się nasze rzeki, bo przecież nie zatrzymamy rozpędzonego koła rozwoju, nie zastosujemy się do apelu „Klubu rzymskiego” o rozwój zerowy, gdyż musielibyśmy zmienić nasz sposób myślenia i postępowania, a więc — nawrócić się. Jakże jednak mamy się nawrócić, skoro nie bierzemy poważnie ani apeli różnych „Klubów rzymskich”, naukowych autorytetów, w które jeszcze wierzymy, ani wezwania i ostrzeżenia Boga, w którego już nie wierzymy?

Czy nie ma więc nadziei? Bóg nigdy nie pozostawia bez nadziei swego ludu, choćby była to tylko niewielka garstka. Przypomnijmy sobie, że ocalenie Sodomy zależało tylko od dziesięciu sprawiedliwych.

To, co dotąd powiedziano, chciałbym podsumować słowami wziętym z Przypowieści Salomona. Przyjmijmy je jako naszą nieustanną modlitwę, mając świadomość, że „wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego” (Jb 5:16): „Proszę Cię o dwie rzeczy; nie odmów mi, zanim umrę: Oddal ode mnie fałsz i słowo kłamliwe; nie nawiedzaj mnie ubóstwem ani nie obdarzaj bogactwem, daj mi spożywać chleb według mojej potrzeby, abym będąc syty nie zaparł się Ciebie i nie rzekł: kimże jest Pan? Albo abym z nędzy nie zaczął kraść i nie znieważył imienia mojego Boga” (Przyp. 30:7-9).