Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5 / 1993

PARAFIA KLESZCZOWSKA DZISIAJ

Na frontonie nowego kościoła w Kleszczowie widnieje werset z Ewangelii Mateusza (14:27), a właściwie jego najważniejsza część: „Ufajcie, Ja jestem, nie bójcie się”. To wezwanie chyba najlepiej oddaje stan ducha tutejszych ewangelików reformowanych. Tylko ufność, tylko zawierzenie Panu pomogło im jakoś przetrzymać liczne nieszczęścia, które na nich w historii spadały, z tym ostatnim, najgorszym – kopalnią węgla brunatnego, która pożarła ich ziemię, i elektrownią, która zanieczyściła powietrze.

To nieszczęście spadło w latach 70., ale nie od razu widać było, jakie spowoduje konsekwencje. Gdzieś ,u góry”, w Warszawie, „władza ludowa” zadecydowała, że tutejsze złoża węgla brunatnego warte są eksploatacji. Ile w tym było rzeczywistej ekonomicznej kalkulacji, a ile ideologii, że ciężki przemysł i związana z nim klasa robotnicza to największe bogactwo kraju, dziś już nie wiadomo. W każdym razie z rozmachem charakterystycznym dla epoki gierkowskiej ruszyła gigantyczna inwestycja, która w tym spokojnym, rolniczym zakątku przewróciła świat do góry nogami. Znamy tragiczne dzieje Kucowa i zagłady ocalałego z pożóg wojennych kościoła więc nie będę tu tego powtarzać. W każdym razie, pochłaniając ziemię z prędkością 300-500 m na rok, kopalnia do tej pory zabrała 5 tys. hektarów najlepszych w tej okolicy gruntów IV klasy, wykopała największą dziurę w Europie i zmusiła do przesiedlenia ponad 600 osób z siedmiu wsi, z których już pięć nie istnieje na mapie, a następnych pięć czeka ten sam los.

Odszkodowania wypłacane wydziedziczonym nie rekompensowały w pełni poniesionych przez nich strat materialnych. Strat moralnych nie mogło zrekompensować nic. Zniszczona została tradycja, więzi społeczne, „mała ojczyzna”. Cóż pozostawało tym ludziom oprócz ufności w Bożą opiekę i nadziei, że póki On jest, mają skarb największy?

Z NĘDZY DO PIENIĘDZY

Nie chcę, upraszczając, popaść w tani dydaktyzm i powiedzieć, że Bóg ich wynagrodził. Ale kiedy dziś patrzy się na Kleszczów, nie sposób nie pomyśleć, że łaska i miłosierdzie Pańskie były z nimi. Niedługo trwało, gdy zmieniły się czasy, zmieniła władza. I cokolwiek by o niej mówić, nie szczędząc słusznych zarzutów, jednego podważyć się nie da – jest demokratyczna i praworządna. Każdy może teraz dochodzić swego i jeśli uznaje, że został pokrzywdzony, ma szansę uzyskania rekompensaty. Także od kopalni.

W latach 80. wielu ludzi, zwłaszcza młodszych, przeniosło się do Bełchatowa. Znajdowali zatrudnienie w kopalni i elektrowni, a mieszkanie w blokach. Ale ci, którzy zdecydowali się zostać na wsi, tj. osiedlić się w pobliskim Kleszczowie czy Żłobnicy, nie mieli łatwego startu. Ziemie są tu klasy V i VI, a co gorsza, największa dziura w Europie, czyli lej depresyjny powstały na miejscu wydobytego węgla, spowodowała skuteczne odwodnienie tutejszych gruntów. Zanikły nie tylko liczne stawy, gdzie jeszcze przed kilku laty łowiło się karaski, wyschły też gospodarskie studnie, a ziemia ma tyle wilgoci, co z opadów. Gdy braknie deszczu, jak ubiegłego lata, rolnictwo i hodowlę dotyka totalna klęska.

Ale, jak mówi przysłowie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kopalnia musiała wybudować centralny wodociąg, by zapewnić mieszkańcom wodę, wszystkie potrzeby energetyczne (zarówno gospodarstw, jak urządzeń komunalnych i miejscowego przemysłu) zostały w pełni zaspokojone i – jak stwierdzają oficjalne miejscowe czynniki – „Gmina Kleszczów stała się w ostatnich latach jedną z najbardziej zainwestowanych i przekształconych jednostek administracyjnych województwa”. Co przełożywszy na język polski znaczy, że najwięcej się tu buduje i zmienia na korzyść oczywiście.

Kiedy czytamy i słuchamy o kryzysie, biedzie, bezrobociu i braku nadziei w kraju, to jesteśmy zdumieni widząc w Kleszczowie i jego okolicy, jak wiele tu rośnie i domów indywidualnych, i budynków użyteczności publicznej: przedszkole, szkoła (w rozbudowie), ośrodek zdrowia, dom kultury (kto dziś buduje domy kultury w Polsce?), dom sportu. A do tego w „Informatorze Kleszczowskim” można przeczytać o wielu inicjatywach i planach na przyszłość, jak gazyfikacja gminy, unowocześnienie i rozbudowa sieci telefonicznej, oczyszczalni ścieków (jedna już jest i obsługuje kanalizację Kleszczowa). Są to plany, a nie marzenia, i jest dla nich solidna podstawa finansowa, przy czym pieniędzy starcza jeszcze na zmniejszenie podatków od rolników (ze względu na ich trudną sytuację), a nawet, jak czytamy w „Informatorze”, „Zarząd Gminy przyznał 40 min zł dla Komitetu Organizacyjnego Motorowodnych Mistrzostw Europy na nagrody i medale dla zwycięzców oraz pokrycie niektórych kosztów organizacyjnych”. Władze Gminy z dumą podkreślają, że są pieniądze także na kulturę i obecnie wykańczane domy kultury będą miały porządne wyposażenie i instruktorów z prawdziwego zdarzenia, a biblioteka gminna nie tylko nie upada, ale się jeszcze rozwija.

Ten cud gospodarczy, który odbywa się na naszych oczach. Kleszczów zawdzięcza przede wszystkim ludziom, którzy nie siedzą z założonymi rękami, a wprost przeciwnie – kipią energią i pomysłami, ale też specjalnej sytuacji finansowej, która jest wynikiem uchwalonej przez Sejm RP dwa lata temu Ustawy o samorządzie i finansach gminy. Dzięki niej strumień pieniędzy, płynący dotąd z kopalni i elektrowni „Bełchatów” do „centrali”, tj. do Warszawy, został częściowo zatrzymany na miejscu. Naprawdę ogromne dochody gminy Kleszczów biorą się bowiem: 1) z podatku od nieruchomości wg ustalonej stawki za m2 (a kopalnia z elektrownią zajmują ponad 11 tys. ha), 2) z połowy podatku eksploatacyjnego (tj. od wydobywanych tu kopalin) i 3) z 7% od dwudziestoprocentowego podatku od wynagrodzeń osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach na terenie gminy. (Przy 3,5 tys. mieszkańców, zatrudnionych jest na tym terenie 18 tys. osób, większość oczywiście spoza gminy – można sobie to przemnożyć.)

Jeśli do tych sum, których wysokości możemy się jedynie domyślać, dodamy rozsądną gospodarkę finansową, polegającą na częściowej kapitalizacji wpływów (gmina jest jednym z udziałowców Banku Łódzkiego Towarzystwa Kredytowego SA), to naprawdę można siły mierzyć nie tylko na zamiary. Dzieje się tu więc wiele dobrych rzeczy, w czym swój udział i korzyści ma także nasza parafia.

SŁOŃCE ZZA CHMUR

Nie każdy dom ma tu już łazienkę i nawet nie każda zagroda ma szambo. Stare domy w Żłobnicy, Kleszczowie, Łękińsku, Łuszczanowicach trzymają się krzepko, a ich mieszkańcy chyba nieprędko wezmą się za stawianie nowych. Natomiast przesiedleńcy ze zniszczonych wiosek i pokolenie młodsze ma już na te sprawy inne spojrzenie. Dawniej, do starego kościoła w Kucowie, kleszczowiacy biegli w niedzielę na skróty przez łąki. Dziś kierunek jest odwrotny: to kościół w Kleszczowie skupia i gromadzi okoliczną społeczność ewangelicko-reformowaną.

Rację miał śp. pan Tadeusz Semerat, kiedy upierał się, że działka, którą parafia ma w Żłobnicy i do której przykrojony został projekt nowego kościoła, nie nadaje się do tego celu. Położona poza osiedlem ludzkim, w szczerym polu, nie mogła stać się ośrodkiem życia parafialnego. Co innego działka w Kleszczowie. Wprawdzie w sierpniu 1991 r., kiedy w fundamenty wmurowywano akt erekcyjny, też wydawało się, że wokół rozciąga się pustka (choć obok znajdowało się gospodarstwo państwa Kupców) aż po niczym nie przysłonięty horyzont. (Za nim ziała już tylko dziura kopalnianego wyrobiska.) Dziś, zgrabna sylwetka kościoła ma w tle okazały budynek białej plebani, a za nią pięć prawie gotowych piętrowych domów jednorodzinnych. To część parafian już zdążyła się tu pobudować, a następni budować się jeszcze będą. Tak więc kościół znajdzie się w centrum osiedla, a dźwięk dzwonów (dzwonnica wg projektu inż. arch. Krzysztofa Trandy będzie gotowa tego lata) przywoła wiernych, którzy nie będą mieli daleko.

MAŁE JEST PIĘKNE

Małe jest piękne i dzielne. Przed wojną społeczność czeskobraterska na tym terenie liczyła ok. 600 osób, dziś jest niespełna setka. Przy 3,5 tys. ogólnej liczby mieszkańców to garstka. A jednak tych ludzi widać, i to z najlepszej strony.

Mgr Andrzej Tkacz, który przez 30 lat był nauczycielem w tutejszej szkole podstawowej, a przez 18 lat (do 1991 r.) zastępcą dyrektora, stwierdza, że ewangelickich dzieci zawsze było niedużo: na 280-290 uczniów – kilkanaścioro. Teraz jeszcze mniej, odkąd zniknęły wsie Kuców i Folwark. Nigdy jednak nie było w tej szkole konfliktów na tle wyznaniowym, a grupka ewangelików wyróżniała się dobrym zachowaniem, dyscypliną, kulturą. I tak trwa do dziś, mimo że z sal katechetycznych nauka religii przeszła do klas szkolnych.

Ks. Lech Tranda ma w szkole zajęcia w czwartki dla dwóch grup wiekowych. Uczy także w domu dwoje dzieci, jedno ze względów zdrowotnych, drugie ze względu na odległość od parafii. W inne dni, kiedy ich rzymskokatoliccy koledzy mają lekcje religii, nasze dzieci idą do świetlicy – nikomu to nie przeszkadza. Naturalny ekumenizm sąsiadów i przyjaciół z oddzielonych tylko płotem domków wzmocniony został przez postawę otwartości i entuzjazmu, jaką ks. Lech ma wobec wszystkich ludzi, nie tylko swoich parafian. Z jego inicjatywy, podjętej z pełnym zrozumieniem przez kleszczowskiego proboszcza katolickiego, ks. Czesława Jabłońskiego, odbyły się w tegorocznym Tygodniu Modlitw o Jedność Chrześcijan dwa ekumeniczne nabożeństwa: w kościele pw. Matki Boskiej Anielskiej i w naszym kościele. 17 stycznia w obu modlitewnych spotkaniach, w których wzięli liczny udział chrześcijanie obu wyznań, uczestniczyli też znamienici goście: rzymskokatolicki metropolita częstochowski ks. abp Stanisław Nowak, ewangelicko-reformowany biskup ks. Zdzisław Tranda, senior warszawskiej diecezji ewangelicko-augsburskiej ks. Jan Walter z Warszawy, prezes Synodu kościoła Ewangelicko-Reformowanego dr Witold Brodziński oraz, oczywiście, ks. Lech Tranda i duchowni katoliccy pracujący na terenie kleszczowskiej gminy.

Trzeba przy tym dodać, że otwartość, brak zacietrzewienia, spokojna, wyważona argumentacja w sytuacjach, które mogłyby stać się konfliktowe, zjednuje ewangelikom wielu sympatyków. W obecnych czasach, gdy toczą się różne polityczne rozgrywki, wiele osób nie należących do naszego Kościoła zwraca uwagę na postawę naszych współwyznawców.

Wielkim wysiłkiem dla Kolegium Kościelnego było wybudowanie w tak krótkim czasie i w tak funkcjonalnej formie najpierw kościoła, a następnie plebani. Dzwonnica, która jest już na ukończeniu, to w porównaniu z poprzednimi pracami drobiazg. Pragnę wymienić z nazwisk ludzi, którzy dokonali dla Kościoła (choć przecież przede wszystkim dla siebie) tak znacznego dzieła. Są to: Henryk Godek (prezes Kolegium), Růżena Buresz, Karol Godek, Lidia Kupiec, Lidia Niewieczerzał, Alina Semerat, Jarosław Wolny, Zenon Tuczek jr oraz Zdenek Matys, mieszkający obecnie w Bełchatowie. No i oczywiście ks. Lech Tranda, który z Kucowem związał się 10 lat temu, jeszcze jako student teologii, następnie odbył tutaj (przy boku ks. Marka Izdebskiego – administratora parafii) swój staż podyplomowy i tu, już w Kleszczowie, został ordynowany na duchownego we wrześniu 1991 r.

Zarówno aktywność księdza, jak i działalność pozostałych ewangelików, ich społeczne podejście do spraw publicznych zjednują im autorytet i sympatię współobywateli. „Tych stu ludzi widać” – mówi wójt gminy Kleszczów, inż. Ryszard Szymczyk. Wójt najbardziej sobie ceni międzynarodowe kontakty, jakie gmina, dzięki ks. Lechowi, nawiązała. Zniszczenie środowiska jest ogromne, kopalnia jest zobowiązana do usuwania szkód, ale nie ma pomysłów, narzędzi, planów. To wszystko mają natomiast Niemcy, bo ten temat przerabiają od wielu lat w Zagłębiu Ruhry, a ostatnio w nowych landach, tj. na terenach byłej NRD, pod naszą zachodnią granicą. Mikrobusem naszego Konsystorza przedstawiciele kleszczowskiej rady parafialnej oraz przedstawiciele gminy odbyli podróż do Niemiec i Holandii. W wyniku tej podróży i dzięki pomocy ks. Hartmutha Rebuschata udało się nawiązać stosunki partnerskie z ewangelicką parafią w Jüchen-Otrzenrath k. Akwizgranu, która przed laty borykała się z takimi samymi problemami ekologicznymi, jak Kleszczów. Dziś pięknie rosną tam drzewa i krzewy, a byłe wyrobisko i żużlowe hałdy zamieniły się w malownicze pagórki. Te polsko-niemieckie stosunki mają szansę być w pełni partnerskie dlatego, że Polacy nie zabiegali o wsparcie finansowe – mogli z przyjemnością stwierdzić, że posiadają niezbędne środki finansowe i tylko pragną czerpać ze skarbnicy doświadczeń... Ta pomoc nadejdzie, bo Niemcy gotowi są dostarczyć dokumentacji i technologii, a ponadto osobiście rozpoznać sytuację. W ten sposób wizja kleszczowskiego regionu turystyczno-wypoczynkowego ma szansę się urzeczywistnić, choć oczywiście nie w ciągu najbliższych 2-3 lat. Stwarza to jakąś alternatywę dla tej ziemi, gdzie rolnictwo jest słabe, a dalsze uprzemysłowienie nie wchodzi w rachubę.

Może wcześniej ściągną tu ci, którzy na razie zamieszkali w Bełchatowie i innych miastach. Wiadomo, że tam sytuacja się pogarsza, kurczy rynek pracy, grozi (lub już panuje) bezrobocie. Także życie w blokach staje się coraz uciążliwsze. Natomiast zasobność Kleszczowa, tworzące się tu miejsca pracy, niedrogie działki budowlane, dostępność materiałów i działająca na miejscu sprawna i chętna firma budowlana mogą być magnesem zarówno dla tych, którzy się stąd wywodzą, jak i dla innych. Wójt gminy bardzo liczy na odwrócenie trendu „ze wsi do miasta” i wierzy, że jego marzenie o dwukrotnym przyroście liczby mieszkańców (do 7 tys.) spełni się. Już są pierwsze jaskółki – Piotr Jankowski i Katarzyna Kasperek-Jankowska z Warszawy.

Znamy Kasię jako osobę bardzo czynną i popularną w warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej. Była aktywna w grupie młodzieży, uczyła w szkole niedzielnej, przez jakiś czas robiła korektę „Jednoty”, a ostatnio pracowała w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Swoim zapałem i kleszczowskim patriotyzmem młode małżeństwo porwał ks. Lech Tranda. Pierwszy do Kleszczowa przed niespełna rokiem przyjechał Piotr, inżynier rolnik, który objął stanowisko referenta ds. ochrony środowiska w Urzędzie Gminy. Oprócz obowiązków zawodowych rozpoczął wraz z ks. Lechem wydawanie „Informatora Kleszczowskiego”. Ten (w podtytule) „biuletyn samorządowy” zaczął wychodzić we wrześniu ub. r. i od razu okazał się czymś więcej niż urzędowym biuletynem: jest pismem bardzo różnorodnym, żywo redagowanym, gdzie każdy – od działacza społecznego po dziecko szkolne – znajdzie dla siebie interesujące materiały. Również ludzie z zewnątrz, jak np. autorka tego szkicu, mogą tu znaleźć wiele ciekawych i pożytecznych wiadomości. Na Kasię, która przyjechała tu dopiero 1 marca br., czekała już praca w świeżo otwartym kleszczowskim oddziale Banku Łódzkiego Towarzystwa Kredytowego. Czekał też, oczywiście, mąż, ale i ks. Lech Tranda, który z jej osobą wiąże nadzieję na wreszcie normalną pracę szkoły niedzielnej, zaniedbaną w związku z absorbującymi zajęciami przy budowie kościoła i plebani. Jest zupełnie prawdopodobne, że za państwem Jankowskimi przyjadą inni.

Oczywiście nigdzie na ziemi nie ma raju, nie będzie go także w Kleszczowie, nawet gdy już będą same piękne domy, park, kąpielisko i inne „bajery”. Może jednak stać się miejscem do życia, gdzie każdy będzie czuł się dobrze, u siebie. Wśród ludzi, których pieniądze nie powinny zepsuć, jest ta mała grupka naszych braci, których zahartowała ciężka praca, liczne przeciwności losu, a wzmacniała wiara zawsze głęboko przeżywana. „Godzien jest pracownik zapłaty swojej” (Łuk. 10:7) – mówi Pan. Oni są dobrymi pracownikami.

Krystyna Lindenberg