Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

6 / 1993

Nie należy do dobrych obyczajów ekumenicznych polemizowanie z zawartością teologiczną kazań autorstwa duchownych nie naszego wyznania lub wystawianie cenzurki, czy ich nauczanie pozostaje – według naszej oceny – w zgodzie z Ewangelią. Co innego, jeżeli kaznodzieja wprowadza do kazania określenia wartościujące inne Kościoły, a ponadto swoje myśli formułuje tak niejednoznacznie, posługuje się takimi uproszczeniami, że zrozumienie jego intencji nastręcza trudności, a w efekcie zniekształceniu ulega prawda. Następuje wówczas dezinformacja. W takiej sytuacji

MILCZEĆ NIE NALEŻY.

Przykro, że kilkoma takimi wadami obciążone są fragmenty kazania, jakie ks. prymas Józef Glemp wygłosił 28 marca br. w piątą niedzielę pasyjną zwaną Judica (zob. Ps. 43:1). Długi cykl produkcyjny „Jednoty” sprawił, że niniejszy artykuł, będący reakcją na kilka kontrowersyjnych stwierdzeń Księdza Prymasa, ukazuje się dopiero w numerze czerwcowym. Jednak sprawy, które porusza, nie straciły na aktualności. Dodajmy jeszcze, że wyrażam w nim poglądy i punkt widzenia wyłącznie naszego środowiska wyznaniowego, a robię to także dlatego, że Ksiądz Prymas wymienił nasz Kościół z nazwy.

Wspomniane kazanie poświęcone było – najkrócej rzecz ujmując – kulturze w systemie wartości chrześcijańskich i kulturotwórczej roli Kościoła. Nas interasują jedynie te fragmenty, w których kaznodzieja odnosi się do rzeczywistości polskiej i szkicuje

RODZIMY KRAJOBRAZ KOŚCIELNY Z KULTURĄ W TLE.

Po rozpatrzeniu postaw i zachowań ludzi zgromadzonych pod Krzyżem (wg Łuk. 23:35-48), Ksiądz Prymas kończy ten fragment kazania wnioskiem, że kulturę, jako świadectwo doskonalenia człowieka, można przyjmować powierzchownie lub głęboko, że kultura może bardzo ludzi łączyć i bardzo dzielić, a następnie proponuje: Zatrzymajmy się na chwilę nad podziałem ludzi w samym chrześcijaństwie.

Aby uzmysłowić wiernym

PRZYCZYNY PODZIAŁU W POLSKIM SPOŁECZEŃSTWIE

kaznodzieja odwołał się do dwóch opinii, przedstawionych w formie pytań, jakie zadają mu słuchacze, gdy w kazaniach porusza temat wartości chrześcijańskich. Oto te pytania: ...dlaczego Kościół katolicki, występujący w obronie życia, w obronie małżeństwa i rodziny, w obronie sprawiedliwości i wolności, wychowania chrześcijańskiego –jak występował w obronie Solidarności i internowanych – nie zyskuje poparcia innych Kościołów chrześcijańskich w Polsce? Dlaczego mimo długich wspólnych modlitw w styczniu nie podejmowane są zagadnienia wiary i moralności, a raczej eksponuje się sprawy posiadania i prestiżu społeczno-politycznego mniejszości wyznaniowych? Ksiądz Prymas zastrzegł się, że w ten sposób tylko sygnalizuje problem, który wart jest szerszego omówienia. Ponieważ jesteśmy tego samego zdania, też tylko sygnalizujemy kilka spraw w związku z postawionymi pytaniami.

PO PIERWSZE,

Kościół ewangelicko-reformowany nie tyle występował w przeszłości i występuje dziś „w obronie” zarówno wymienionych, jak i nie wymienionych przez Księdza Prymasa wartości, ile krzewi je i pogłębia wśród swoich współwyznawców i tych członków społeczeństwa, którzy chcą głosu Kościoła słuchać. Żeby się o tym przekonać, wystarczy zapoznać się z uchwałami i oświadczeniami Synodu (w tym ze stanowiskiem z roku 1991 w sprawie ustawy o ochronie życia poczętego), z licznymi publikacjami na łamach „Jednoty” – i to zarówno z czasów, gdy po ołówku cenzora nie mógł pozostać żaden ślad, jak i z późniejszych, gdy „Prawo prasowe” umożliwiało już zaznaczanie ingerencji (ale użytek z tego robiły nieliczne redakcje) – z tematyką kazań wygłaszanych przez naszych duchownych, z ich działalnością duszpasterską, a także z problematyką poruszaną w audycjach radiowych przygotowywanych przez redakcję kościelną.

PO DRUGIE,

Kościół ewangelicko-reformowany czyni w tej dziedzinie to, co Kościół czynić powinien: głosi prawdę o grzechu i upadku człowieka, ale i Dobrą Nowinę o łasce Bożej w Jezusie Chrystusie, dzięki której każdy człowiek, jeśli tylko uwierzy, może się nawrócić, uzyskać Boże przebaczenie i rozpocząć nowe, zmienione życie, świadcząc innym ludziom o przemieniającej mocy Ewangelii.

PO TRZECIE,

Kościół ewangelicko-reformowany na miarę swych sił duchowych i środków materialnych też wspierał i ochraniał ludzi Solidarności, osoby prześladowane, więźniów politycznych i ich rodziny, nie bacząc przy tym na konsekwencje ze strony aparatu władzy, które dla małego Kościoła były tym dolegliwsze, im mniejsze było jego „zaplecze” społeczne. A przecież wiadomo, że za naszym Kościołem w Polsce nie stały ani miliony wyznawców, ani wpływy Watykanu, ani siła hierarchii rzymskokatolickiej.

Kościół ewangelicko-reformowany nie czyni natomiast jednej rzeczy – nie domaga się od państwa, aby środkami prawnego przymusu (ustawodawstwem) egzekwowało od obywateli posłuch wobec ewangelicznych wartości. Zasadą głoszoną przez ewangelicyzm jest bowiem to, że

KAŻDY CZŁOWIEK MA DOBROWOLNIE PRZYJĄĆ EWANGELIĘ

– świadomy swej wolności, także wolności w wyborze drogi życia, ale zarazem i konsekwencji wynikających z podjętej decyzji. Kościół powinien mu to uświadomić i pomóc w wytrwaniu i wzrastaniu na drodze wiary.

ODPOWIEDŹ NA DRUGIE PYTANIE

nastręcza trudności, gdyż nie wiadomo, do jakich faktów Ksiądz Prymas czyni aluzje, gdy mówi, że raczej eksponuje się sprawy posiadania i prestiżu społeczno-politycznego mniejszości wyznaniowych. Co zaś się tyczy niepodejmowania zagadnienia wiary i moralności (chyba wspólnie z Kościołem rzymskokatolickim?), to może warto powiedzieć o toczącym się od lat dialogu międzywyznaniowym w tzw. Komisji Mieszanej oraz w Podkomisji ds. Dialogu (małżeństwa mieszane, Chrzest święty, a ostatnio próba wypracowania wspólnego stanowiska w kwestii zapisów konstytucyjnych na temat stosunków Kościół-państwo). W obu wymienionych gremiach są m.in. reprezentowani ewangelicy reformowani. Faktem jest, że Episkopat nie wykazuje szczególnego zainteresowania pracą i wynikami osiągniętymi przez te grupy ekumeniczne, co nie oznacza, że o ich istnieniu nie wie – wszak delegował tam oficjalnych przedstawicieli...

A swoją drogą (zadajmy i my pytanie), dlaczego Episkopat nie zaproponował dotąd Kościołowi ewangelicko-reformowanemu (ani innym Kościołom w Polsce) wspólnego zabrania głosu w jakiejś ważnej dla społeczeństwa sprawie? Czyżby nie istniały dziedziny, w których moglibyśmy – mimo dzielących nas różnic – złożyć jedno świadectwo jako chrześcijanie?

Wróćmy do tekstu. Stwierdziwszy fakt, że Kościół katolicki skupia największą liczbę obywateli polskich. Ksiądz Prymas nawiązał do zasadniczego wątku kazania – do kultury. Gdyż ów wspomniany przez niego fakt ma swoje następstwa nie tyle w wymiarze prawa, bo wobec prawa wszystkie wyznania legalne są równe, ile w wymiarze kultury; bowiem odnośnie do wkładu w życie społeczne, patriotyczne i wymiernych zasług można mówić jedynie w wymiarach proporcji. Innymi słowy – o ile dobrze zrozumieliśmy myśl Księdza Prymasa –

KULTURĘ POLSKĄ TWORZY KATOLICYZM,

a wkład innych religii i wyznań chrześcijańskich to wąski margines. Zdanie to można by uznać za bliskie prawdy pod warunkiem, że wznoszenie gmachu polskiej kultury rozpoczynalibyśmy u schyłku XX stulecia, całą zaś wielowiekową przeszłość uznalibyśmy za niebyłą. Nie trzeba cofać się aż do czasów Odrodzenia, wystarczy przywołać wiek XIX, a z dziejów nowszych czasy II Rzeczypospolitej, z jej zróżnicowaniem wyznaniowym, aby wykazać, że zaowocowały one największymi dziełami w kulturze polskiej, choć wielu ich twórców w żaden sposób nie dałoby się zakwalifikować jako katolików rzymskich.

Dalsze rozumowanie kaznodziei jest następujące. Małe Kościoły w Polsce dzieli on na te, które są zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej, a inne są nie zrzeszone. Drugą linię podziału przeprowadza między Kościołami, które liczą się ze względu na duchowość zdobywaną w ciągu wieków (tu obok prawosławnego i luterańskiego zakwalifikowany został i nasz), a tymi, które są młodsze, ale społecznie słyszalne. Teraz następuje wywód mający uzmysłowić słuchaczom

OBCOŚĆ KULTUROWĄ POLSKICH NIEKATOLIKÓW

oraz fakt, że podział chrześcijaństwa dokonał się na bazie kulturowej. Żeby nas nie posądzono o manipulację tekstem, zacytujmy ten fragment w całości:

Przyczyną podziałów, jak wspomniałem, jest nie Chrystus i Ewangelia, ale odczytywanie Ewangelii w innym kontekście kultury, a często polityki. Okres socjalizmu sprawił, że małe Kościoły w Polsce musiały zachować lojalność wobec reżimu, podlegały infiltracji agentów politycznych lub niektóre były wręcz traktowane instrumentalnie. Uzależnienie kulturalne szczególnie jest widoczne w Kościele polskokatlickim. W tym miejscu następuje opis genezy Kościoła Narodowego w Stanach Zjednoczonych oraz powojennych relacji władz PRL z polsko-katolicyzmem, a wszystko zakończone zaskakującymi wnioskami:

Oto przykład podziału, który dokonał się na bazie kulturowej. Trudno oczekiwać od mniejszych wspólnot kościelnych publicznego wystąpienia za promocją wartości chrześcijańskich, bo to pociąga za sobą konfrontację z ideologią utrwalaną w mass mediach. Natomiast w zjednoczeniu przeszkadza nie tyle kultura, ile sytuacja ekonomiczna, przyzwyczajenie do swego posiadania i stanowiska.

Pozostawmy na boku rozliczenia katolików rzymskich z Kościołem polskokatolickim i zgodnie z założeniami tego artykułu odnieśmy się do spraw dotyczących naszej społeczności wyznaniowej. Zacznijmy od kwestii odczytywania Ewangelii w innym kontekście kultury, a często polityki. Nie chcemy przypisywać Księdzu Prymasowi intencji, jakich nie miał, ale użyte przez niego sformułowania i cały kontekst tej wypowiedzi mogą nasuwać wniosek, że w czasach PRL

JEDYNIE KOŚCIÓŁ RZYMSKOKATOLICKI WIERNIE ODCZYTYWAŁ PRZESŁANIE EWANGELII.

Warto zatem przypomnieć, że Kościół ewangelicko-reformowany zawsze w swoim nauczaniu kładł równie silny nacisk na wierne zwiastowanie czystego Słowa Bożego, jak na aktualne jego odczytywanie w zmieniającym się świecie, wśród dokonujących się przeobrażeń kulturowych, społecznych i politycznych. Celem jest bowiem skuteczne dotarcie z Dobrą Nowiną do współczesnych ludzi. Nie ma to jednak nic wspólnego z próbami usprawiedliwiania czy uzasadniania systemu politycznego na gruncie Ewangelii. Prymas Polski powinien był wiedzieć, że ewangelicyzm reformowany w naszym kraju nie sprzeniewierzył się swemu posłannictwu i nigdy nie manipulował Ewangelią na doraźny użytek polityki. Dwuznaczna wypowiedź Księdza Prymasa jest krzywdząca także dla wielu chrześcijan innych wyznań.

Druga ocena zawarta w tym fragmencie homilii także jest głęboko niesprawiedliwa. Stopień ogólności wypowiedzi i jej kategoryczność (małe Kościoły w Polsce musiały zachować lojalność wobec reżimu, podlegały infiltracji agentów politycznych lub niektóre były wręcz traktowane instrumentalnie) powodują z jednej strony dezinformację, z drugiej zaś przemilczenie prawdy niewygodnej dla hierarchii rzymskokatolickiej (np. lojalne wobec reżimu zachowanie się Episkopatu w momencie aresztowania ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego).

Za czasów PRL wszystkie środowiska społeczne podlegały kontroli i infiltracji służb specjalnych.

PENETRACJA TAKA NIE OMINĘŁA I KOŚCIOŁÓW,

nie wyłączając rzymskokatolickiego. Tylko że w tak niewielkiej społeczności, jak ewangelicko-reformowana, rządzącej się w dodatku zasadami demokracji przy obsadzaniu urzędów i służb kościelnych, owi agenci stawali się od razu widoczni i byli skutecznie izolowani. Jesteśmy wdzięczni, że Pan Bóg uchronił nas od wślizgnięcia się takich ludzi do gremiów odpowiedzialnych za kierowanie naszym Kościołem. Wiadomo nam z całą pewnością, że nigdy do Urzędu ds. Wyznań czy Służby Bezpieczeństwa nie przeniknęły – mimo ich starań – tematy i sprawy poruszane w naszych najwyższych gremiach kościelnych. W tym ponurym czasie nacisków

KOŚCIÓŁ BYŁ NASZYM DOMEM

i strefą bezpieczeństwa – w nim byliśmy u siebie.

Piszemy o tym dlatego, że z wypowiedzi Księdza Prymasa wynikałoby, że Kościół rzymskokatolicki był jedynym chlubnym wyjątkiem, a negatywnymi przykładami uzależnienia kulturalnego (mniejszego lub większego) są inne Kościoły w Polsce. W świetle wcześniejszego twierdzenia, że kultura może bardzo ludzi łączyć i bardzo dzielić, nabiera to szczególnie przykrej wymowy.

Prawdą jest, że władze PRL pragnęły instrumentalnie traktować małe Kościoły i wykorzystywać je do osłabiania wielkiego Kościoła rzymskokatolickiego. Ale prawdą jest również to, że obok hierarchów dyspozycyjnych byli zwierzchnicy niepokorni. Liczni też byli zwykli członkowie Kościołów, którzy sprzeciwiali się próbom wygrywania mniejszości wyznaniowych przeciwko katolickiej większości. Właśnie nasz Kościół przeciwstawiał się naciskom, dążył do dialogu i braterskich kontaktów z katolicyzmem. Nie doczekał się na tej drodze wsparcia ze strony hierarchii rzymskokatolickiej, doświadczył natomiast solidarności świeckich katolików z kręgów KIK-owskich, „Więzi” i „Znaku”, a także niższego duchowieństwa oraz profesorów seminariów i uczelni katolickich. Przykro nam więc, że w kazaniu Księdza Prymasa

ZABRAKŁO TEJ CZĘŚCI PRAWDY,

obiektywizmu i sprawiedliwości, jakimi powinny się cechować wypowiedzi najwyższego zwierzchnika największego Kościoła w Polsce.

Przejdźmy teraz do zacytowanych powyżej wniosków, jakie ks. prymas Józef Glemp wyciągnął z faktu istnienia podziału ludzi w samym chrześcijaństwie. Przyznajemy z pokorą, że nie nadążamy tu za logiką kaznodziei. No bo jak ma się na przykład do podziału na bazie kulturowej to, że Trudno oczekiwać od mniejszych wspólnot kościelnych publicznego wystąpienia za promocją wartości chrześcijańskich, bo to pociąga za sobą konfrontację z ideologią utrwalaną w mass mediach? Z naszego punktu widzenia (a powtórzmy raz jeszcze, że wypowiadamy się wyłącznie w imieniu własnego środowiska wyznaniowego) trudność może sprawiać jedynie fakt, że jako Kościół mamy dosyć ograniczony (tzn. niezbyt częsty) dostęp do wielkich środków masowego przekazu, jak radio i telewizja. Nie posiadamy własnej radiostacji. Korzystamy jedynie z czasu antenowego, przydzielonego nam przez państwowe Polskie Radio do transmisji kilku nabożeństw w roku i nadania paru 10-minuto-wych audycji opracowywanych przez naszą kościelną redakcję radiową.

Nie jest to wszakże największą troską Kościoła. Jesteśmy wdzięczni Bogu za posiadane

MOŻLIWOŚCI PUBLICZNEGO GŁOSZENIA DOBREJ NOWINY,

a jeśli otrzymamy większe, to chcielibyśmy umieć mądrze je wykorzystać. Spotykamy się także z życzliwym zainteresowaniem redaktorów audycji katolickich, którzy od czasu do czasu zapraszają polskich kalwinów przed swoje mikrofony lub kamery telewizyjne. Może więc należałoby zapytać odbiorców tych audycji, jak oceniają promocję wartości chrześcijańskich w wydaniu ewangelickim?

Co się zaś tyczy konfrontacji z ideologią utrwalaną w mass mediach, to po pierwsze nie wiemy, jaką ideologię Ksiądz Prymas ma na myśli, a po drugie – czy chodzi o zbyt słabe zaplecze intelektualne małych Kościołów, aby ich przedstawiciele mogli się skonfrontować z ową ideologią, czy o zbyt słabego i bojaźliwego ducha? Nieskromnie powiedzmy, że Kościół ewangelicko-reformowany nie unika konfrontacji z żadnymi problemami. Tyle tylko, że próbuje rozważać je we właściwy sobie sposób, tzn. kierując się bardziej przykazaniem miłości bliźniego niż podejściem prawniczym (vide: stanowisko w sprawie penalizacji aborcji, wprowadzenia religii do szkół, wypowiedzi na temat ustawowych zapisów o respektowaniu wartości chrześcijańskich w radiu i telewizji itp.).

Dowodów podejmowania przez Kościół ewangelicko-reformowany w Polsce ważnych społecznie zagadnień dostarcza również „Jednota”. Przytoczmy tylko tematy poruszane w ostatnim okresie: sytuacja mniejszości narodowych i wyznaniowych, polska tolerancja i nietolerancja, zapisy konstytucyjne w sprawie stosunków państwo-Kościół i wolności jednostki itp.

Jeśli więc Księdzu Prymasowi o taką konfrontację chodziło, to chyba wystarczająco wyraźnie Kościół ewangelicko-reformowany występuje za promocją wartości chrześcijańskich. Jeśli zaś kaznodzieja miał na myśli wywieranie nacisku na określone grupy wpływów i domaganie się egzekwowania tych wartości metodami pozakościelnymi oraz usuwania np. z audycji telewizyjnych, wydawnictw, filmów itp. wszystkiego, z czym Kościół się nie zgadza – to może rzeczywiście zasłużyliśmy na ocenę niedostateczną?

I wreszcie ostatni zaskakujący wniosek dotyczący przyczyn, dla których

NIE NASTĘPUJE ZJEDNOCZENIE CHRZEŚCIJAŃSTWA.

Niestety, i tym razem zdanie i jego kontekst są tak niejasne, że trudno się zorientować, czy Ksiądz Prymas mówiąc: Natomiast w zjednoczeniu przeszkadza nie tyle kultura, ile sytuacja ekonomiczna, przyzwyczajenie do swego posiadania i stanowiska, ma na myśli zjednoczenie Kościoła rzymskokatolickiego z polskokatolickim, czy też wszystkich Kościołów chrześcijańskich. Jeśli to pierwsze, nasz komentarz jest zbędny. Jeśli to drugie, to należałoby napisać odrębny artykuł, aby udowodnić, że może akurat nie te trzy wymienione przez ks. kardynała Glempa powody decydują w pierwszym rzędzie o utrzymywaniu się odrębnych nurtów w chrześcijaństwie. Tak polskim, jak europejskim i światowym. Kończąc zacytujmy ostatni już fragment z omawianego kazania:

Ogromną wartością w chrześcijaństwie jest ruch ekumeniczny. Odrabia on mozolnie utraconą drogę do jedności i zmniejsza rozdziały między wyznaniami. Podstawowymi wymogami dla ekumenicznego dialogu jest prawda i miłość, ale także potrzebny jest taki stopień kultury, który by pozwalał poznawać racje drugiego i własne niedoskonałości. Niech ta ostatnia myśl posłuży za przesłanie tego artykułu.

Barbara Stahlowa