Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 / 1993

Gdzie jest triumf demokracji, po którym spodziewano się tak wiele? Czy demokracja nie wymknęła nam się z rąk? Czy pojednanie Kościoła z demokracją oznacza jedynie pogodzenie się z zaistniałą sytuacją, czy jej pełną akceptację? Czy chrześcijaństwo da się pogodzić z liberalizmem? Czy Kościół popierać będzie demokratyczne przemiany, czy raczej dążyć do stworzenia państwa wyznaniowego? Czy Kościół będzie Kościołem ludzi wolnych, czy azylem dla niewolników? Na te i wiele innych pytań starali się znaleźć odpowiedź wybitni intelektualiści – świeccy i duchowni z Polski i całej Europy – podczas sympozjum „Chrześcijaństwo i demokracja”, zorganizowanego w Warszawie w dniach 26-27 czerwca przez Fundację im. Stefana Batorego i redakcję miesięcznika „Res Publica Nowa”.

Prelegenci i dyskutanci to same znakomitości. Z ponad 60 osób zabierających głos wymieńmy z konieczności tylko niektóre: Leszek Kołakowski, Krzysztof Pomian, Tadeusz Mazowiecki, ks. Józef Tischner, ks. Jan Andrzej Kłoczowski, Aleksander Smolar (prezes Fundacji Batorego i doradca premier Hanny Suchockiej ds. polityki zagranicznej) oraz kardynał Franz König. Alain Besanęon, Paul Ricoeur, Ernst-Wolfgang Bökenförde, Paul Thibaud, Rene Remond, Ralf Dahrendorf. Znacząca natomiast była nieobecność księży biskupów Tadeusza Pieronka i Jana Chrapka, którzy wcześniej potwierdzili swój udział w Forum.

W ciągu dwudniowego sympozjum debatowano nad czterema obszernymi blokami tematycznymi: „Chrześcijaństwo i liberalizm – refleksja filozoficzna i kulturowa”, „Państwo i Kościół z perspektywy historii, polityki i prawa”, „Kościół, społeczeństwo i gospodarka wolnorynkowa” oraz „Kościół i demokracja w Polsce”. Trzeba przy okazji wyjaśnić, że mimo ogólnego tytułu „Chrześcijaństwo i demokracja”, terminy „chrześcijaństwo” i „Kościół” interpretowane były jako „katolicyzm” i „Kościół rzymskokatolicki”. Z wyjątkiem bowiem prof. Paula Ricoeura – ewangelika reformowanego i jedynego przedstawiciela niekatolickich wyznań chrześcijańskich (oraz z wyjątkiem tych, którzy deklarowali się jako niewierzący lub niechrześcijanie), wszyscy wnoszący intelektualny wkład w to spotkanie byli rzymskimi katolikami. Ograniczyło to oczywiście kąt patrzenia na prezentowane zagadnienia. Jedynie profesor Besancon odnotował wpływ kalwinizmu na kształtowanie się amerykańskiego modelu demokracji i wolności religijnej.

ROZCZAROWANIE CZY NADZIEJA?

Zjawiskiem podstawowym i wymagającym szybkiej reakcji są skutki szoku, jakim dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej, ale także dla całego świata, było załamanie się systemu komunistycznego. Triumf demokracji wydawał się wtedy pewnikiem, społeczeństwa postkomunistyczne z takim samym entuzjazmem witały demokrację, z jakim żegnały komunizm. Demokracja ta rozumiana była, w odróżnieniu od nie akceptowanej „demokracji socjalistycznej”, jako ustrój dobrobytu panujący w krajach zachodnich. Tymczasem przejście od gospodarki centralnie planowanej i sterowanej do wolnorynkowej okazało się nieautomatyczne, trudniejsze i trwa dłużej niż się spodziewano, a ponieważ także koszty przeobrażeń gospodarczych i społecznych okazały się wysokie, winą za to zaczęto obarczać właśnie demokrację oraz polityków ten model realizujących.

„Wschód jest rozczarowany. Zachód zdezorientowany” – powiedział kardynał Franz König w swoim wykładzie inauguracyjnym. Dezorientacja Zachodu przejawiła się w postawie wyczekującej i braku odpowiedniej pomocy w odpowiednim czasie. Rozczarowanie Wschodu natomiast oznacza zachwianie wiary w demokrację i wyzwolenie tęsknoty za władzą paternalistyczną. Różnica między Polską a Zachodem w dochodzeniu do demokracji (poza takimi czynnikami jak inny czas historyczny i długotrwałość tego procesu) polega na tym, że chrześcijaństwo zachodnie było zróżnicowane. W Polsce zaś zdecydowana dominacja Kościoła rzymskokatolickiego i jego historyczna niechęć do ustroju demokratycznego zaważyła na mentalności wiernych. Problem ten bardzo ostro wyeksponował prof. Krzysztof Pomian. Stwierdził on, że z samej swej istoty system demokratyczny i hierarchiczny ustrój kościelny są ze sobą sprzeczne. Demokracja nie wymaga od obywateli specjalnych kompetencji, ludzie do aparatu władzy wyselekcjonowani zostają poprzez sito wyborów. W Kościele awans do kolejnych stopni hierarchii odbywa się drogą ko-optacji. Informacja i dostęp do niej jest naturalnym prawem każdego w systemie demokratycznym, w Kościele zaś istnieją ustalone ograniczenia. To fundamentalne przeciwieństwo zasad nie oznacza jednak, że musi istnieć nieunikniona sprzeczność, prowadząca do konfliktów. Współżycie jest możliwe, a Kościół może stać się sumieniem demokracji, pod warunkiem wszakże, iż zrezygnuje z dążenia do władzy i przywilejów.

Opierając się na Piśmie Świętym – „Oddawajcie więc, co jest cesarskie, cesarzowi, a co Bożego, Bogu” (Mat. 22:21) – Kościół przez wieki opowiadał się za rozdziałem „tronu” i „ołtarza”. W praktyce jednak dążył do posiadania wpływu na władze i prawodawstwo, ale jeśli bezpośrednio angażował się w politykę, często ponosił klęskę. Wspierając bliską mu ustrojowo monarchię absolutną, niechętny był demokracji, w której widział krwawe oblicze Rewolucji Francuskiej. Niechętny też był powstałemu w XIX wieku liberalizmowi, który domagał się m. in., by religia zniknęła z życia publicznego i stała się sprawą prywatną obywateli. Tego stanowiska Kościół zaakceptować nie mógł i jego dialog z liberalizmem zaczął się właściwie dopiero po II wojnie światowej. W 1944 r. Pius XII stwierdził, że Kościół nie odrzuca żadnej formy ustrojowej, jeśli sprzyja ona dobru obywateli, a Sobór Watykański II zadeklarował, że „państwo i Kościół są względem siebie autonomiczne” i że „wszystkie formy państwowe, które ograniczają prawa człowieka, należy odrzucić”. Zdecydowaną postawę zajął w tym względzie również Jan Paweł II, który podkreśla podstawowe znaczenie praw człowieka, poszanowania godności ludzkiej, wolności, solidarności i pracy. Tendencje demokratyczne związane są zawsze z dążeniem do kształtowania solidnych podstaw prawnych dla zagwarantowania sprawiedliwości i praw człowieka. W tej sytuacji Kościół rzymskokatolicki stoi obecnie na stanowisku, że prawa, które zostały dane ludziom „z góry”, tj. przez Boga, określane jako „prawa naturalne”, muszą być respektowane przez państwowy system prawny i nie wolno ich relatywizować, tj. podawać w wątpliwość.

Od Vaticanum II dokonuje się pojednanie Kościoła z demokracją. Czy jednak oznacza to radykalne zerwanie z ideą państwa katolickiego? Wśród katolików w Polsce występują dwa kierunki myślenia. Pierwszy to poparcie dla przemian demokratycznych i dążenie do wzmocnienia demokracji, drugi zaś to kreowanie jako ideału państwowości – katolickiego państwa narodu polskiego. „Cokolwiek by mówić o Kościele katolickim w Polsce – stwierdził jednak ks. prof. Józef Tischner – nie można zaprzeczyć, że jest Kościołem dialogu, budującym demokrację – jego rola przy powstaniu idei »Solidarności« jest ogromna”. Nawołując do rachunku sumienia, pobudza wiernych do indywidualnej odpowiedzialności za dobro i zło – za własne czyny, za drugiego człowieka, za państwo.

Pytanie i niepokój związany z rolą polskiego Kościoła w przyszłości ks. Tischner wyraził jako dylemat: czy będzie to Kościół ludzi wolnych, czy azyl dla niewolników, tzn. ludzi zniewolonych wewnętrznie, unikających odpowiedzialności i podejmowania decyzji.

GOSPODARKA RYNKOWA JAKO ZAGROŻENIE I JAKO SZANSA

Gospodarka wolnorynkowa jest jedyną drogą do dobrobytu zarówno jednostek, jak i całych społeczności. Wykazało to dobitnie doświadczenie i jednocześnie klęska modelu gospodarczego forsowanego przez komunizm. Niemniej jednak związane są z nią liczne zagrożenia moralne. Widzą je szczególnie ostro ci, którzy mają z nią do czynienia „od zawsze”, ale również ci, którzy z negatywną stroną kapitalizmu, postrzeganego dotąd z perspektywy bogatych witryn sklepowych Zachodu, zetknęli się gwałtownie w krajach postkomunistycznych.

Prof. Ralf Dahrendorf podkreślał, że demokracja i gospodarka rynkowa są „zimnymi projektami”. Stanowią wprawdzie pożyteczne mechanizmy zmian, ale nie zapewniają poczucia uczestnictwa i nie dają społeczeństwom kręgosłupa moralnego. Dlatego ludzie odruchowo szukają wsparcia w ideach zasadniczych, silniejszych od wspieranych przez nie instytucji. Niebezpieczeństwo polega na tym, że siłami zdolnymi wypełnić luki, jakie tworzą demokracja i silny rynek, są nacjonalizm (instynkty plemienne, nietolerancja wobec odmienności myślenia w obrębie własnej wspólnoty oraz wobec sąsiadów) i fundamentalizm dążący do zorganizowania i objęcia kontrolą całego życia człowieka – prywatnego i publicznego – według jednolitych ideologicznych (religijnych) zasad.

Czy istnieje jakaś inna droga, pozytywna propozycja zdolna przezwyciężyć braki demokracji oraz systemu wolnorynkowego? Takimi możliwościami dysponuje np. społeczeństwo obywatelskie. Do jakiego stopnia w krajach, które dopiero budują gospodarkę rynkową i demokrację, takie poczucie przynależności i kręgosłup moralny może dać Kościół? Jak powinny układać się stosunki między państwem a Kościołem, by państwo nie stało się niemoralne, a Kościół nie popadł w fundamentalizm? Potrzebny jest tu rozsądny kompromis. W każdym razie Kościół, jak wielokrotnie powtarzano, powinien interweniować tam, gdzie dzieje się niesprawiedliwość.

Janusz Lewandowski, minister przekształceń własnościowych, czyli praktyk reformy stwierdził, że w Polsce dla uzasadnienia radykalnych przemian nie wystarcza już obecnie racjonalny argument utylitaryzmu. Potrzebna jest dla nich sankcja religijna i nie chodzi tu o formalne „chrzczenie kapitalizmu” (np. poświęcanie zakładów pracy), ale o kształtowanie przez Kościół społecznego nastawienia w kierunku zmian, otwartości, mobilności, odpowiedzialności oraz pozytywnego stosunku do bogactwa.

Niezrozumienie rzeczywistości ekonomicznej zwiększa społeczną frustrację i obszary nędzy, co z kolei powoduje wzrost zachowań nagannych moralnie, a nawet sankcję dla przestępstw. Kościół ma tu ogromne pole do działania – przypomniał o. Maciej Zięba. Kościół, którego głównym zadaniem jest ewangelizacja, powinien dbać o etyczny wymiar życia także w sferze gospodarki, podejmować refleksję moralną w takich sprawach jak stosunek do własności intelektualnej (piractwo), płacenie podatków, spłata kredytów. Niezbędne jest zdefiniowanie wspólnego minimum etycznego, aby wartości chrześcijańskie i liberalne mogły się nawzajem wzbogacić.

Demokracja, która najlepiej daje się pogodzić z rozwojem jednostki i gwarantuje poszanowanie jej integralności i godności, nie wystarcza jednak chrześcijaninowi – zauważa amerykański teolog George Weigel. Oddzielenie Kościoła i państwa nie oznacza odseparowania religijnych przekonań od życia publicznego. Rozdział jest dobry dla obu stron, a przed Kościołem otwiera szerokie pole dla misji, nakładając jednocześnie na państwo określone obowiązki i ograniczenia. „Kościół zawsze proponuje, nigdy nie narzuca” – twierdzi George Weigel. Katolicka afirmacja religijnej wolności i państwa konstytucyjnego wynika ze społecznej nauki Kościoła. Czy Kościół, który w zmienne życie społeczne wprowadza element trwałości, potrafi przenieść tę stabilność na zmiany, które są konieczne, udzielając reformie sankcji moralnych? Rynkowi i demokracji potrzebne jest takie zakorzenienie. Nie wiadomo jednak, czy społeczna doktryna Kościoła rzymskokatolickiego jest przygotowana do zakreślenia granic destrukcyjnego działania rynku. A w ogóle ilu katolików w Polsce może się wykazać znajomością społecznej nauki swego Kościoła?

KOŚCIÓŁ I DEMOKRACJA W POLSCE

Trzeba uznać, że demokracja i Kościół swoje postawy opierają na zupełnie różnych zasadach. Powstaje napięcie pomiędzy misją nakazaną przez Chrystusa a wymaganiami demokracji. Chodzi więc o dialog, jak misję przełożyć na konkretną propozycję udziału wierzących w życiu społecznym. Gdy wolność okazuje się trudniejsza od niewoli, czy Kościołowi wolno opuścić ludzi? W życiu publicznym w demokratycznym kraju jest miejsce dla religii i Kościoła – zapewnił o. Jan Kłoczowski.

Z tym poglądem zgadzali się wszyscy. Tadeusz Mazowiecki przypomniał, że zmiana sytuacji politycznej zaskoczyła wszystkich, w tym także Kościół. Bezradność owocuje niekiedy agresją: jednych oskarżano o uległość, innych o antyklerykalizm. Najgorszą przysługą, jaką oddaje się zarówno Kościołowi, jak i naszej nieokrzepłej demokracji, są próby instrumentalnego potraktowania religii. Odwoływanie się do wartości chrześcijańskich powinno łączyć, a nie antagonizować społeczeństwo.

Spór o miejsce Kościoła w demokracji, toczący się także w obrębie samego Kościoła, trwa. Adam Michnik przytoczył liczne przykłady wystąpień niektórych hierarchów kościelnych, które trudno nazwać „głosami w dialogu”. Triumfalizm Kościoła, który uważa siebie za główny czynnik upadku systemu komunistycznego w Polsce, połączony z poczuciem zagrożenia, wynikłym z nie przygotowania do nowej sytuacji, wywołuje u wielu ludzi reakcje antyklerykalne. Radykalny antyklerykalizm odmawia rozumienia sacrum i widzi Kościół jako organizację dążącą jedynie do władzy i bogactwa. Jest to bardzo niebezpieczne zjawisko, bo zniszczenie religii prowadzi do totalitaryzmu. Wciąż więc nie rozstrzygnięte pozostają pytania: jaka demokracja, jaki Kościół, w jakim państwie?

Prof. Krzysztof Pomian wyliczył cały szereg faktów świadczących o niebezpieczeństwie wpływania na państwo przez tzw. narodowo-chrześcijańskie partie i obsadzania stanowisk państwowych przez ludzi związanych z Kościołem: sposób wprowadzenia nauki religii do szkół, wpisanie „wartości chrześcijańskich” do ustawy o radiu i telewizji, przeforsowanie ustawy antyaborcyjnej poza referendum, atak na rzecznika praw obywatelskich, różne roszczenia majątkowe, podpisanie konkordatu przed uchwaleniem konstytucji. Jego zdaniem Kościół obrał drogę bezpośredniego zaangażowania w życie publiczne – poprzez popieranie konkretnych sił politycznych i tworzenie faktów dokonanych – zamiast wpływu wywieranego pośrednio, przez działalność wychowawczą. Prowadzi to dodatkowo do podziałów między wierzącymi i niewierzącymi oraz pomiędzy samymi wierzącymi. Pesymistyczne rokowania dla przyszłości w postaci nieuniknionej laicyzacji, jaka postępuje w rozwiniętych krajach świata, zanegowali gwałtownie duchowni. O. Jacek Salij zaatakował pojęcie „wolności” jako usprawiedliwienia moralnej anarchii, „pluralizmu” jako równouprawnienia dla różnych „widzimisię”, i takiej „tolerancji”, która nie polega na uznaniu drugiego człowieka nawet wtedy, gdy on błądzi, ale na akceptowaniu wszystkiego, co on robi, włącznie z morderstwem (czytaj: aborcją). Największą więc przysługą, jaką Kościół może wyświadczyć demokracji, jest objaśnianie świata i wspieranie człowieka.

Ten pogląd sprecyzował w podsumowaniu dwudniowych obrad prof. Leszek Kołakowski: „Jestem po stronie tych, którzy nie chcą Kościoła rządzącego i wobec tego nieuchronnie podatnego na korupcję, którzy nie chcą Kościoła, co chce zastraszać, grozić i przymuszać. Ale którzy chcą Kościoła, który uczy ludzi, jak pojednać się z Bogiem, jak odnosić się do bliźnich, jak pogodzić się z nieuchronnymi porażkami życiowymi, nieszczęściami i przeciwnościami życia”.

Redakcja