Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10 /1993

Korzenie stosunków między państwem a Kościołem sięgają bardzo głęboko w przeszłość, aż do czasów prześladowań pierwszych chrześcijan przez władze państwa rzymskiego. Jest to zjawisko z punktu widzenia politycznego zupełnie zrozumiałe, ponieważ religia była jednym z filarów ładu politycznego w imperium rzymskim.

Dynamicznie rozwijające się chrześcijaństwo stanowiło oczywiste zagrożenie dla pogaństwa, a tym samym dla porządku politycznego, w szczególności zaś dla cezara – władcy i bóstwa w jednej osobie. Inne religie nie były dla tego porządku niebezpieczne, ponieważ dawały się łatwo włączyć do oficjalnego, synkretycznego kultu. Nie tak sprawa się przedstawiała z chrześcijanami, którzy czcili Boga Jedynego i nie chcieli oddawać boskiej czci cezarowi. Żydzi wprawdzie wyznawali tego samego Boga, również nie wielbili cezara ani nie przedstawiali swego Boga w żadnej postaci (i dlatego, tak jak chrześcijanie, uchodzili za ateistów), trzymali się jednak w swoich środowiskach tworząc odrębne ugrupowania, wskutek czego nie wywoływali większych obaw. Chrześcijanie natomiast wyróżniali się niespotykaną aktywnością, pragnąc wykonać misyjne polecenie swego Pana i zdobywali współwyznawców oraz zwolenników czy choćby ludzi przychylnych wśród urzędników państwowych, a nawet w otoczeniu cesarskim.

W strukturze państwowej religia spełnia zwykle bardzo istotną rolę ideologiczną. Stanowi nie tylko czynnik kulturotwórczy, ale i polityczny, a nierzadko również ekonomiczny. Widać to nie tylko na przykładach z przeszłości; bardzo ostro zjawisko to rysuje się również w naszych czasach. Wystarczy przywołać wydarzenia w Irlandii Północnej, w niektórych republikach radzieckich i w dawnej Jugosławii. Nie trzeba zresztą sięgać aż tak daleko, bo we własnym kraju możemy dostrzec coś zupełnie podobnego. Po zniknięciu ze sceny politycznej ideologii marksistowskiej w powstałą próżnię natychmiast weszło chrześcijaństwo w wydaniu katolickim i zaczęło spełniać rolę ideologii, przyjętej najczęściej jako tzw. społeczna nauka Kościoła przez wiele partii politycznych, które tę wyznawaną ideologię zaczęły wcielać w życie.

Dzisiaj wiele środowisk kwestionuje państwowotwórczą rolę religii uznając, że państwo doskonale może się bez niej obyć. Niektórzy nawet wskazują na destrukcyjną rolę czynnika religijnego przytaczając na to wiele przykładów, jeśli nie wręcz dowodów. Do pewnego momentu w historii – zwykle przyjmuje się oświecenie i rewolucję francuską jako linię graniczną – religię uznawano za niekwestionowany i nieodłączny składnik narodowości i państwowości, co wyraża najlepiej formuła przyjęta w czasie europejskich wojen religijnych cuius regio, eius religio, tzn. czyje panowanie, tego religia. W czasach, gdy na scenę europejską wkraczało chrześcijaństwo, nie można było sobie nawet wyobrazić struktury państwowej bez czynnika religijnego. Cesarz Konstantyn (274 a. 288-337 n. e.), nie na darmo obdarzony przydomkiem Wielkiego, dostrzegł zmierzch ideologicznej roli religii pogańskiej w państwowości rzymskiej i postanowił wprząc młode i prężne chrześcijaństwo do swego rydwanu politycznego. Tak zaczęła się era konstantyńska, czyli era sojuszu tronu z ołtarzem.

Okoliczności polityczno-historyczne związane z dziejami cesarstwa rzymskiego, podzielonego na zachodnie i wschodnie, wpłynęły na ukształtowanie się dwu różnych systemów określających związek między państwem a Kościołem. Charakter Kościoła wschodniego, nazywanego późnej prawosławnym, zdeterminował cesarz Konstantyn, który przyznał sobie pewne uprawnienia zwierzchnie, i dlatego później cesarze uważali się za uprawnionych do zwoływania soborów, co w kręgach eklezjalnych było uznawane za rzecz słuszną, a sobory w taki sposób zwołane za prawomocne. Z czasem na tej podstawie wykształciła się forma tzw. cezaropapizmu, która przetrwała do wieku XX w Rosji prawosławnej.

Co ciekawe, przyjęła się również na Zachodzie, mimo że panowała tu inna tradycja. Reformacja luterska przyznała zwierzchnictwo kościelne świeckiemu władcy. Podobna sytuacja zaistniała w anglikanizmie, gdzie głową Kościoła jest monarcha. Cesarstwo zachodnie padło w 476 roku pod ciosami plemion germańskich. W powstałą próżnię polityczną weszli w naturalny sposób biskupi rzymscy, którzy – przy braku cesarza i silnej władzy świeckiej – pozostali jedynym liczącym się autorytetem na scenie politycznej. W tych warunkach pojawiła się w Kościele zachodnim pokusa władzy, i to władzy świeckiej. W dość osobliwych okolicznościach doszło do powstania państwa kościelnego i innej postaci cezaropapizmu, w której biskup Rzymu stał się jednocześnie monarchą świeckim. Schrystianizowana Europa Zachodnia uznawała zwierzchnictwo biskupa rzymskiego nad zachodnim Kościołem, ale władcy nowych państw nie chcieli uznać prymatu papieża. Niekończące się walki między papieżem a cesarzem o zwierzchnictwo zdominowały całe średniowiecze. Walce tej odpowiadał spór o inwestyturę, czyli o przysięgę na wierność składaną władcy świeckiemu przez biskupów – elektów. Pokusa łączenia władzy duchownej ze świecką doprowadziła do feudalizacji Kościoła. W wielu diecezjach biskupi sprawowali władzę książęcą.

Rozwiązania wschodnie i zachodnie różniły się między sobą, ale istota pozostała ta sama. W obu przypadkach nastąpiło integralne połączenie państwa z Kościołem oraz narodowości (ściślej: poddanych) z wyznaniem. Tego związku w zasadzie nie zniosła nawet Reformacja. Szesnastowieczne wojny religijne dokonały jedynie wyłomu w jednolitej strukturze, niemniej jednak właśnie wtedy sformułowano wspomnianą już wyżej zasadę cuius regio, eius religio, której ślady utrzymują się do dzisiaj. Królowie Francji okrutnie prześladowali hugenotów, ponieważ obawiali się, że uznanie praw ewangelików reformowanych mogłoby zachwiać podstawami państwa i pozbawić ich władzy. Kalwińska Genewa zachowała rodzaj teokratycznego systemu w demokratycznej republice. Ostatni biskup Genewy, sprawujący jednocześnie władzę świecką, uszedł z miasta. Przybyły później (1536) Jan Kalwin nigdy jednak nie sprawował władzy ani nawet nie był obywatelem Genewy (!). Tam także nadal istniał wyraźny związek państwa i Kościoła oraz obywatelstwa i wyznania. Nie było jeszcze miejsca, bo nie nadszedł jeszcze czas właściwy, dla wolności religijnej ani nawet dla zwykłej tolerancji.

Wszakże już w ówczesnej Genewie można zaobserwować pewne symptomy rozdziału między władzą republiki a Konsystorzem czuwającym nad sprawami wiary i moralności. Główne dzieło Jana Kalwina, Institutio Religionis Christianae (Podstawy wiary chrześcijańskiej), zawiera wyraźne sformułowania rozróżniające dwie odrębne sfery: duchową i świecką. Jako przykład zacytujmy następujący tekst: „Istnieje w człowieku dwojaki stan: jeden duchowy, dzięki któremu sumienie dowiaduje się i uczy o Bogu i o sprawach pobożności; drugi obywatelski albo cywilny, dzięki któremu człowiek uczy się obowiązków ludzkich i obywatelskich, których należy przestrzegać wśród ludzi. Popularnie nazywa się je zazwyczaj sferą duchową i sferą świecką" (Institutio..., ks. III, r. XIX, 15). Wiele do myślenia daje także następujące zdanie, wzięte z ostatniego rozdziału, zatytułowanego O rządzie cywilnym: „Kto umie rozróżniać między ciałem a duszą, między życiem obecnym i przemijającym a życiem przyszłym, czyli wiecznym, zrozumie również całkiem jasno, że duchowe Królestwo Chrystusa i układ obywatelski to są rzeczy od siebie wzajemnie bardzo odległe" (op. cit, ks. IV, r. XX, 1).

Nieuzasadnioną przesadą jednak byłoby twierdzenie, że to doktryna kalwińska wprowadziła zasadę rozdziału Kościoła i państwa. W Szkocji na przykład typowy Kościół o tradycji kalwińskiej i strukturze prezbiteriańskiej ma do dzisiaj charakter państwowy, podobnie jak Kościół anglikański. Okazuje się, że uwarunkowania historyczne wywierają przemożny wpływ na struktury eklezjalne. Dopiero w konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej udało się sformułować odpowiednie rozwiązanie, choć nie znalazł się w niej termin rozdział. Jedyne odniesienie do religii w oryginalnym tekście konstytucji zawiera się w zdaniu, które wyraża niedwuznaczny zakaz brania pod uwagę religii przy określaniu czyichś kwalifikacji do objęcia publicznego urzędu: „Żadne religijne kryterium nie będzie wymagane jako warunek objęcia jakiegokolwiek urzędu lub publicznego stanowiska podlegającego prawom Stanów Zjednoczonych" (art. VI, § 3). Ze środowisk protestanckich, inspirowanych teologią reformowaną (takich jak na przykład prezbiterianie, baptyści, metodyści, unitarianie i kwakrzy), wyszło żądanie zagwarantowania rozdziału Kościoła i państwa oraz wyraźnego zapewnienia swobody religijnej. W rezultacie Kongres uchwalił pierwszą poprawkę do konstytucji, która zaczyna się od słów: „Kongres nie ustanowi żadnego prawa w sprawie panującej religii ani zakazującego swobodnego jej praktykowania". Poprawka ta została ratyfikowana w 1791 roku.

Zasadniczy i formalny rozdział Kościoła i państwa został wprowadzony przez rewolucję francuską u schyłku XVIII wieku w wyniku walki o uwolnienie się od przewagi Kościoła i pod wpływem idei oświecenia. Zasadnicze znaczenie w tej kwestii miała rewolucja socjalna, ostro reagująca na gorszące bogactwo duchowieństwa świeckiego i zakonnego oraz hierarchii, związanych w dodatku z zepsutym światem dworskim. Jak już wspomniano, podobne idee powstały w tym samym okresie podczas rewolucji amerykańskiej, gdy purytanie (kalwińscy osadnicy) walczyli z angielską koroną i z angielskim systemem episkopalnym. Tak więc, w końcu XVIII stulecia rozwinęły się dwie różne postawy w kwestii rozdziału Kościoła i państwa.

Pierwszą z nich realizuje konstytucja Stanów Zjednoczonych, która pozostawia Kościołowi – wyzwolonemu spod państwowego nadzoru – maksimum swobody w urzeczywistnianiu jego duchowych, moralnych i edukacyjnych zadań. Dzięki tej konstytucyjnej zasadzie wolności Kościoły mogły na przykład rozwinąć zwarty system szkolnictwa z uniwersytetami łącznie. Pierwsza poprawka do konstytucji wyraża koncepcję państwa świeckiego, w którym władza państwowa nie ma prawa do decydowania o sprawach religijnych. Przyjmuje fakt istnienia , pluralistycznego społeczeństwa, w którym prawo zapewnia „swobodę praktykowania religii" wszystkim wyznaniom. Amerykańska koncepcja państwa świeckiego nie wynika z wrogości wobec religii, ponieważ taka wrogość nie da się pogodzić ani z samą istotą państwa świeckiego, ani z amerykańską tradycją kościelną i państwową. Stany Zjednoczone są państwem świeckim, społeczeństwem wolnym, w którym żadne wyznanie ani bezwyznaniowość nie otrzymuje statusu urzędowego. Stosunek władzy do religii określił Sąd Najwyższy słowami: życzliwa neutralność. Podobnie jak rozdział Kościoła i państwa jest uznawany za gwarancję wolności religijnej, tak i państwo świeckie stanowi prawną podstawę pluralistycznego społeczeństwa.

Zdecydowanie wroga postawa wobec Kościoła i wszelkiej religii przejawiła się podczas rewolucji francuskiej, a później w Związku Radzieckim i w krajach znajdujących się w sferze jego wpływów. Zasada rozdziału Kościoła o d państwa miała służyć całkowitemu wyniszczeniu wszelkiej religii. Ta właśnie wroga wobec wszelkiej religii postawa oraz dyskryminacja i prześladowania chrześcijan, ciągle żywe w naszej pamięci, wywołują negatywne skojarzenia i niechęć do terminu rozdział Kościoła i państwa. Skoro tak jest, to nie należy się przy nim upierać, tylko raczej użyć w konstytucji takiego terminu, który byłby równoważny i oddawał tę właśnie treść.

Przy okazji warto przypomnieć, jakie paradoksalne sprzeczności pojawiły się w narodowo-socjalistycznych Niemczech. Z jednej strony uprawiano świadomie antychrześcijańską, antykościelną propagandę, wtrącano do więzienia duchownych sprzeciwiających się poglądom i polityce nazistowskiej. Z drugiej zaś strony Hitler przywiązywał ogromną wagę do zawartego w 1 934 roku z Watykanem konkordatu, który gwarantował Kościołowi Rzymskokatolickiemu w Rzeszy niemieckiej więcej praw niż jakikolwiek wcześniejszy konkordat. Watykan był pierwszym europejskim rządem, który przez fakt zawarcia tego układu uznał reżim hitlerowski. Sam Hitler zaś traktował to wydarzenie jako sposób na zdobycie pozycji politycznej w kręgach międzynarodowych.

Wśród ewangelików reformowanych bardzo rozpowszechnione jest przywiązanie do idei odrębności państwa i Kościoła, zwłaszcza w duchu amerykańskiej interpretacji tego pojęcia, która zapewnia prawo do swobody i różnorodności. Dlatego sprzeciwiamy się wszelkim ingerencjom kręgów kościelnych w sferę administracji i struktur państwowych. Za niewłaściwe uważamy nadawanie uroczystościom państwowym charakteru religijnego, traktowanie jednego tylko Kościoła w sposób uprzywilejowany, a pomijanie innych. Nie odpowiada nam na przykład narzucanie naszemu Kościołowi rozwiązań przyjętych dla Kościoła większościowego i z tego tytułu traktowanego w sposób szczególny. Publiczne wystąpienia i protesty społeczeństwa, w tym i nasze, nie pozostają zapewne bez wpływu na wyhamowanie różnych niezdrowych tendencji klerykalizacyjnych. Można zatem mieć nadzieję, że nie dojdzie jednak do przekształcenia Polski w państwo wyznaniowe.