Drukuj

10 /1993

Niekiedy trudno jest w pełni zrozumieć swoje dziedzictwo: w jaki sposób stało się nasze? Co mamy z nim począć? Jak ma zostać wykorzystane: czy zgodnie z życzeniem naszych nieznanych przodków, czy według naszych najlepszych pomysłów? Wydaje się, że dylematy wielu współczesnych mieszkańców Ameryki Północnej, którzy wciąż uważają się za członków rodziny ewangelicko-reformowanej, są zupełnie zrozumiałe. Sytuacja wymaga od nas praktykowania wiary w otoczeniu, które pod względem kulturowym, społecznym, politycznym i ekonomicznym zdecydowanie różni się od warunków, jakie panowały w Europie w okresie Reformacji.

Rozmaite aspekty pytania o tożsamość ewangelicko-reformowaną wyłaniają się na różnych płaszczyznach Kościoła. Przyjrzenie się Kościołowi – jako denominacji istniejącej na kontynencie północnoamerykańskim, jego naczelnym organom, oświadczeniom zgromadzeń dorocznych i synodów – odsłania wyraźne napięcia między tym, co się dzieje na płaszczyźnie ogólnokrajowej, a tym, co dzieje się w miejscu, gdzie żyje większość parafian. Rzut oka na uczelnie teologiczne i wykładowców związanych z danym wyznaniem pozwoli szybko odkryć, że wielu nauczycieli akademickich jest członkami innych Kościołów, a mniej więcej połowa studentów pochodzi z innej rodziny wyznaniowej. Podobnie połowa studentów, którzy zostają duchownymi, odbiera wykształcenie w seminariach nie należących do ich wyznania, a autorzy rekomendowanych do czytania książek wywodzą się z najrozmaitszych Kościołów.

Jeśli spojrzy się na niższe szczeble Kościoła, znaleźć można podobne lub inne świadectwa mieszania się tego, co jasno niegdyś określano jako tożsamość wyznaniową. Wiele zadań zaprojektowanych przez synody, okręgi i grupy problemowe jest realizowanych wspólnie z innymi wyznaniami protestanckimi. Mniej więcej połowa parafian uczęszczających do danego zboru pochodzi z innego Kościoła protestanckiego, a pewien procent zapewne również z Kościoła rzymskokatolickiego. Podobnie członkowie naszych zborów przyłączają się do innych denominacji, kiedy np. przenoszą się do innego miasta.

Indywidualna pobożność była wyraźnym znakiem dziedzictwa reformowanego kilka pokoleń temu, kiedy nasze wyznanie pojawiło się w Ameryce wraz z europejskimi emigrantami i często wymagało odrzucenia wielu elementów narodowych kultur. Obecnie w niekwestionowany sposób akceptujemy ów kulturowy ekwipunek.

Najistotniejsze jest to, że różniąc się bardzo od naszych przodków – Szwajcarów, Holendrów czy Szkotów – którzy ukształtowali tradycję ewangelicko-reformowaną jesteśmy też zróżnicowani wewnętrznie. Przyjmujemy bowiem wiele kulturowych i etnicznych „rozmaitości” z tradycji afrykańskiej, azjatyckiej i latynoskiej. Na przykład w wielkomiejskiej parafii na wschodnim wybrzeżu USA można wybierać spośród dwudziestu dwóch języków, w których odprawiane są niedzielne nabożeństwa.

To, co określane jest mianem życia Kościoła ewangelicko-reformowanego, by użyć tradycyjnej nazwy, obejmuje teraz wielką różnorodność kulturowych środków wyrazu. Współczesna dyskusja na temat tożsamości ewangelicko-reformowanej, jaka toczy się w Ameryce Północnej, musi rozpocząć się od uznania, że istnieje rozziew między historycznym dziedzictwem teologicznym i wiarą a dzisiejszym życiem zboru.

Z łatwością można by to uznać za obraz postępującego rozpadu instytucjonalnego. Z pewnej perspektywy może się wydawać, że istotnie tak się dzieje. Istnieje obszerna dokumentacja dotycząca schyłku tzw. głównych denominacji, do których należy większość północnoamerykańskich Kościołów ewangelicko--reformowanych i prezbiteriańskich. Wymieniano wiele przyczyn tego zjawiska, związanego z socjoekonomiczną analizą ludności Ameryki Północnej i wyłonieniem się pokolenia o zdecydowanie świeckim światopoglądzie, nastawionego niemal wyłącznie na sferę materialną.

Pytanie o szansę przetrwania tradycji jest dziś bardzo ważne, ale najpierw należałoby odpowiedzieć na pytanie, jak i w jakim kształcie tradycja ewangelicko-reformowaną ma być kontynuowana. Trzeba rozważyć niektóre cechy charakterystyczne z przeszłości, które dodają siły w pełnej niepokoju teraźniejszości i napawają nadzieją w obliczu niepewnej przyszłości.

Chociaż obraz Kościołów tradycji reformowanej w Ameryce Północnej jest zróżnicowany, niemniej jednak da się zaobserwować pewne cechy wyróżniające je spośród innych Kościołów historycznych. Przyjrzyjmy się na przykład, w jaki sposób północnoamerykańskie Kościoły rozwiązują problem eklezjologii. Pozwoli nam to dostrzec zarówno silne strony, jak i napięcia, które rozdzierają stare struktury. Nasza wizja ludu Bożego jest wyraźnie zakorzeniona w starej tradycji europejskiej, ale znajduje nowe formy na glebie północnoamerykańskiej. Klasyczny ustrój naszego Kościoła, ze starszymi wybieranymi spośród członków zboru, posiada niezwykłą zdolność odnawiania się, ale jednocześnie stwarza często w zborach poważne napięcia wewnętrzne.

Przyjrzyjmy się kilku istotnym składnikom eklezjologii Kościoła Prezbiteriańskiego USA (największej pod względem liczby członków denominacji ewangelicko-reformowanej w Ameryce Północnej), pamiętając zarówno o jego znaczeniu ekumenicznym, jak i o wewnętrznych zaletach i słabościach.

Przekonanie, że Kościół Powszechny jest o wiele większy od którejkolwiek z poszczególnych instytucji kościelnych zostało wyrażone w sposób następujący: „Poszczególne Kościoły (zbory) są... lokalnymi przejawami Kościoła Powszechnego1. Pociąga to za sobą dwojakie skutki.

Z jednej strony Kościół (lub zbór), który nie uważa się za jedyny prawdziwy wyraz Ciała Chrystusowego, może przywiązywać mniejszą wagę do sprawy członkostwa niż instytucja, która rości sobie prawa do zajmowania wyjątkowego miejsca w historii zbawienia. Znaczącą cechą prezbiterianów jest przyznanie, że nie jesteśmy jedynymi ludźmi, na których Bogu zależy. Dlaczego więc tkwić w tradycji, jeśli coś nam w niej nie bardzo odpowiada?

Z drugiej strony takie rozumienie Kościoła doprowadziło do wniesienia niebywale ważnego wkładu w życie całego ludu Bożego, a mianowicie do konsekwentnego zaangażowania w ekumenizm i do wyraźnego przewodzenia ruchowi ekumenicznemu w ciągu stu ostatnich lat.

Rzut oka na organizację i działalność ekumeniczną wyraźnie wskazuje, że procent osób wywodzących się z tradycji ewangelicko-reformowanej, które w nich uczestniczą i im przewodzą, jest dużo większy, niż można by sądzić na podstawie liczby członków tych Kościołów. Ale ta cecha także ma różne konsekwencje.

Życie w przekonaniu, że Boży plan nie ogranicza się tylko do naszego Kościoła, prowadzi nie tylko do częstego publicznego wyrażania wspólnej wiary, ale także do powstawania nowych organizacji kościelnych, które nie wszystko przyjmują z naszej tradycji. Zjednoczone i jednoczące się Kościoły są tego przykładem, podobnie jak stowarzyszenia i rady ekumeniczne. Czy jednak te nowe ciała, które przecież nie mają już wszystkich cech właściwych tożsamości ewangelicko--reformowanej, nie zagrażają naszej tradycji?

Z drugiej strony powstaje bardzo ważne pytanie, czy specyficzne cechy tradycji ewangelicko-reformowanej nie sprzyjają poszukiwaniu nowych sposobów składania świadectwa o tym, że wszyscy należymy do Chrystusa, a co z kolei przywodzi na myśl nowe rozwiązania organizacyjne. Świat, który dawno już uznał, że demokracja jest lepszym systemem niż monarchia czy jakakolwiek nowoczesna forma władzy dyktatorskiej, wie także, iż stare konstrukcje społeczne przestały cieszyć się szerokim poparciem. W to miejsce może pojawić się natomiast potrzeba wspierania różnorodnych form eklezjalnych, pochodzących z rozmaitych tradycji i tworzących ściśle związaną, choć zróżnicowaną, całość. Nasza ewangelicko-reformowaną eklezjologia zaleca otwartość, która będzie w stanie wyrażać zarówno ciągłość, jak i zmianę.

Kolejna podstawowa, konstytutywna sprawa, która nadal w oczywisty sposób charakteryzuje życie Kościołów ewangelicko-reformowanych Ameryki Północnej na wszystkich jego płaszczyznach, jest wyrażana następująco: „Cała władza Kościoła, czy to sprawowana przez całe zgromadzenie wierzących, czy to przez jego reprezentację w postaci wybranej władzy, ma charakter wyłącznie służebny i jawny”2. Może to sprzyjać obecnym dążeniom zarówno do zmian, jak i – co gorsza – do rozpadu.

Zagadnienie władzy ma kluczowe znaczenie dla każdej instytucji w sytuacji radykalnych zmian społecznych. Ten sposób zarządzania, na mocy ustroju powierzony wybranym władzom, sprzyja wychowaniu wykształconego laikatu – świeckich, którzy poważnie traktują swój udział w zarządzaniu oraz odpowiedzialność za Kościół (od lokalnego zboru począwszy, poprzez parafie i synody, a na Generalnym Zgromadzeniu skończywszy).

Przyszłość instytucjonalnego Kościoła może zostać łatwo zagrożona, jeśli członkowie z jakichś względów nie będą chcieli uczestniczyć w zarządzaniu czy postępować odpowiedzialnie, jeśli zmieni się charakter Kościoła. Z drugiej strony możliwość szerokiego udziału świeckich w zarządzaniu Kościołem zapewnia mu możność bezpośredniego i skutecznego rozwiązywania problemów jego członków.

Takie pojmowanie Kościoła, zakorzenione w ludziach, zmusza jego wszystkie agendy i członków do natychmiastowego reagowania na wszelkie wydarzenia i zmiany, jakim ten Kościół podlega. Wchłonięcie najróżniejszych kulturowych stylów życia może być doświadczeniem trudnym, ale i motywującym. Prezbiterialny styl zarządzania wymaga przyswajania nowych elementów (bez względu na koszt, jaki – jak się wydaje – muszą ponieść starsze kulturowo składniki tradycji). Zadanie polega oczywiście na ustaleniu, co jeszcze w danej tradycji można określić jako element podstawowy dla natury danego Kościoła.

Oby te trzy składniki pojmowania Kościoła: 1) potrzeba zarządzania jest w ludziach zakorzeniona, 2) władza jest delegowana albo służebna (a tylko taka jest, jeśli naprawdę należy do Boga) i 3) nigdy nie można powiedzieć, że tylko „nasz” Kościół jest jedynym prawdziwym Kościołem – były drogowskazami, których będzie mógł użyć suwerenny, jak naucza nasza tradycja. Bóg.

Zdolność reformowania i poddawania się reformie w społeczeństwie zmieniających się kultur oraz uznanie, że tylko Bóg może wymagać przystosowania się do kulturowych zmian to prawdopodobnie jedyne wymaganie, jakie można stawiać różnorodnym (sic!) tożsamościom ewangelicko-reformowanym.

Tłum. M. K.

1 Konstytucja Kościoła Prezbiteriańskiego (USA), cz. II. Księga porządku: G- 4.0102

2 jw., G-1.0307

[Pastor Margrethe B. J. Brown jest sekretarzem Wydziału Karaibów i Ameryki Północnej Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych. Artykuł ten, podobnie jak rozważania ks. Karola Bleia w poprzednim numerze „Jednoty”, został zamieszczony w piśmie „Reformed World” nr 1-2/93 – red.]