Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 1994

NA MARGINESIE MORALNEJ ENCYKLIKI JANA PAWŁA II „VERITATIS SPLENDOR"

Ze wzrokiem podwójnie natężonym staram się czytać dziesiątą encyklikę Jana Pawła II. Zaglądam najpierw do tego orędzia papieskiego niejako biskupom przez ramię, ponieważ to oni, zwiastunowie wiary (nr 114) – a nie ogół wiernych – są adresatami tego bardzo obszernego przesłania (w formacie A5 około 200 stronic druku, rozczłonkowanego na 120 numerów). Następnie ściągam brwi i marszczę czoło jeszcze raz, ponieważ wiem, iż oddaję się lekturze zadanej mi przez cenioną Redakcję „Jednoty", której Czytelnicy radzi dowiedzieliby się czegoś o istotnych punktach moralności nauczanej w Kościele katolickim. Intrygująca (i wcale wdzięczna!) to przygoda: jednoczesny podgląd dwu rewirów – hierarchiczno-katolickiego i ewangelicko-reformowanego.

Na wstępie krótkie wyjaśnienie niecodziennego słowa encyklika. Z greckiego na polski: pismo okólne, mniej elegancko powiedzielibyśmy – kurenda. Tradycja encyklik w Kościele sięga starożytności. Biskup Atanazy z Aleksandrii (289-373) kierował takie pisma okólne do swych biskupów pomocniczych dla utwierdzenia ich w jedności w obliczu arianizmu. Dopiero jednak od XVIII wieku, od pontyfikatu Benedykta XIV (1740-1758), kurendy te stały się przywilejem papieży w wykonywaniu ich powszechnego posługiwania. Encyklika jest w Kościele katolickim ważnym aktem tzw. Magisterium zwyczajnego, to znaczy: nie ma za sobą gwarancji tzw. nieomylności (przysługującej orzeczeniom soborów ekumenicznych oraz papieskim sformułowaniom ex cathedra).

Narodzin encykliki Veritatis splendor (Blask prawdy) wyczekiwano od sześciu lat. Jan Paweł II zapowiedział ją był już 1 sierpnia 1987 r. z okazji dwunastej rocznicy śmierci wielkiego teologa moralisty Alfonsa Liguori. Powiedział wówczas, że nosi się z zamiarem opublikowania światowego listu okólnego na temat podstaw teologii moralnej. Realizacja tego planu wkroczyła najwidoczniej na drogę długą i uciążliwą. We wprowadzeniu do encykliki papież sam usprawiedliwia tę ogromną zwłokę tym, że wydawało się wskazane, by poprzedziło ją ogłoszenie Katechizmu Kościoła Katolickiego, który zawiera kompletny i systematyczny wykład chrześcijańskiej doktryny moralnej (nr 5). Istotnie, rozdział Katechizmu pod tytułem Życie w Chrystusie prezentuje wykład chrześcijańskiej moralności na blisko 200 stronicach. Wydaje się, iż na tle tego obszernego serwisu katechizmowego łatwiej papieżowi przyszło skoncentrować się na kilku szczegółowych zagadnieniach podstawowych.

Z kart encykliki przebija troska papieża nie tylko o to, że niebezpieczeństwo zafałszowania grozi dziś niektórym fundamentalnym prawdom Kościoła. Jan Paweł II lęka się próby globalnego i systematycznego zakwestionowania dziedzictwa doktryny moralnej opartej na określonych koncepcjach antropologicznych i etycznych (nr 4). Papież jest zdania, że te niekościelne warianty myślenia wtargnęły już nawet do ośrodków kształcenia teologicznego.

Sześć lat szlifowania encykliki prowadziło siłą rzeczy do nieuniknionych przecieków, co u wielu żądnych sensacji dziennikarzy wyzwalało mnóstwo spekulacji i domysłów. Domniemania dotyczyły głównie obawy, że naukę Pawła VI o sztucznym zapobieganiu ciąży (w encyklice Humanae vitae z roku 1968, zwanej potocznie „pigułkową") Jan Paweł II podniesie do rangi prawdy nieomylnej, że na teologów posypią się reglamentacje i sankcje. Przypuszczenia takie okazały się płonne. W Veritatis splendor nie ma śladu orzeczenia nieomylnego ani też żadnego potępiającego katalogu grzechów ciężkich a sprośnych. Z ostatecznym kształtem encykliki niewiele wspólnego ma także na kilka miesięcy przed jej ukazaniem się kursujący tekst, który okazał się projektem sprzed trzech lat. Ale dobrze, że ten „brulion" ujrzał światło dzienne, albowiem różnice między nim a ostateczną wersją encykliki pozwalają dostrzec ogrom intensywnej pracy nad jej redakcją końcową.

O sztucznym zapobieganiu poczęciu mowa jest, niejako mimochodem, tylko w jednym miejscu (nr 80). Dokładniejsza analiza tekstu prowadzi zaś do wniosku, że encyklika nie zmierza do skierowania głównej uwagi na tę kwestię. O antykoncepcji jest mianowicie mowa w kontekście czynów, które są »wewnętrznie zle« (tu dla porównania przytoczyć należałoby za encykliką obszerny cytat z soborowej Konstytucji duszpasterskiej o Kościele, art. 27). Problem dotknięty zostaje więc zaledwie na marginesie i jako jeden z wielu ważkich przykładów. W gruncie rzeczy papież nie tylko nie mówi więcej niż jego poprzednik Paweł VI w Humanae vitae (art. 14), ale nawet wyostrzonego tam sformułowania w ogóle nie cytuje. Pobieżnie kierując uwagę na tę sprawę w ramach wywodów o czynach złych samych w sobie i o sumieniu, papież pokazuje, że na zagadnienie antykoncepcji spojrzeć można z zupełnie innej zasadniczej perspektywy. Takie pogłębienie papieżowi wyraźnie leży na sercu. Niemniej jednak – niezależnie od moralnej oceny antykoncepcji – czytelnik z zaniepokojeniem śledzi wywód, w którym encyklika te praktyki wewnętrznie złe wymienia w bezpośrednim kontekście tak ciężkich przestępstw jak: wszelkiego rodzaju zabójstwa, ludobójstwa, spędzanie płodu, eutanazja, dobrowolne samobójstwo, niewolnictwo, prostytucja, handel kobietami i młodzieżą (nr 80).

Czytelnika-ewangelika uderzy biblijny ton wykładu Jana Pawła II. Nieomal wszystkie tytuły i śródtytuły encykliki są cytatami zaczerpniętymi z Biblii, a sam wykład prowadzony jest ściśle chrystocentrycznie. Cały natomiast wielki rozdział I to nic innego jak wielka egzegeza ewangelijnej perykopy o bogatym młodzieńcu – rodzaj homilii, która, jak sądzę, mogłaby być głoszona z każdej chrześcijańskiej ambony.

Nauczycielu, co dobrego mam czynić? (Mat. 19:16) – tak brzmi tytuł I rozdziału, stanowiącego jedną czwartą tekstu encykliki. Problematyka, którą papież zamierza wyłożyć, przedstawiana jest – w serii koncentrycznych kół – w sposób biblijno-medytacyjny. Zgłębianie ewangelijnego opowiadania zmierza ku unaocznieniu ścisłego związku między wiarą i moralnością, między religią i etosem.  Nowe Prawo wolności i łaski, jakie przyniósł nam Chrystus, związane zostaje na powrót ze starym Prawem. Papież przypomina Dekalog. Wolności Jezusowej nie wolno mieszać z wolnością od przykazań. Za pomocą swej interpretacji Jan Paweł II pragnie przestrzec przed współcześnie gnostycką postawą samozbawienia, która całą sprawę odkupienia sprowadza do religijno-duchowego przeżycia, natomiast ucieleśnianie się wiary w czynach spycha na drugi plan, a nawet traktuje jako niezobowiązujący i zgoła zbyteczny styl życia.

W najobszerniejszej drugiej części encyklika wymienia ogniska zapalne, które doprowadziły do wydania Veritatis splendor. Są to pewne interpretacje moralności chrześcijańskiej sprzeczne ze zdrową nauką (nr 29 i 30). Encyklika nie wymienia oczywiście po imieniu teologów ani teologii odpowiedzialnych za określone odchylenia od zdrowej doktryny. Tekst mówi raczej o pewnych elementach etyki, szczególnie podatnych na błędną wykładnię. Są to więc: nierozwiązane tajemnice ludzkiej egzystencji; papież ma pewnie na myśli zagadnienia bezpośrednio sąsiadujące z seksualnością, jak narodziny i śmierć. Następnie: rola i ranga sumienia. Fundamentalne zarzewie konfliktu nazwane zostaje na końcu, jest nim subiektywistyczne rozumienie wolności przez człowieka. I tak w niektórych nurtach myśli współczesnej do tego stopnia podkreśla się znaczenie wolności, że czyni się z niej absolut, który ma być źródłem wartości (nr 32). Encyklika ubolewa nad sytuacją, że wyniki badań humanistycznej antropologii wykorzystywane są do tłumaczenia odpowiedzialności człowieka za jego zły czyn uwarunkowaniami społecznymi i do bagatelizowania złych postaw oraz ich usprawiedliwienia. Sceptycznie mówi papież również o współczesnych badaniach porównawczych nad kulturą, zasilających przekonanie o relatywistycznej koncepcji moralności. A tymczasem wolność zależy od prawdy, nie na odwrót.

Czym jednak jest prawda? Problematykę tę encyklika rozwija w polu napięcia między wolnością i prawem. Wielki ten wywód stanowi chyba centralną partię Veritatis splendor. Po lekturze rozdziału biblijnego Czytelnikowi ewangelickiemu można by zalecić pochylenie się nad tym fragmentem encykliki dla uchwycenia mechanizmu sterującego papieskim orędziem.

Uznane zostaje najpierw współczesne prawo człowieka do autonomii, potrzeba szeroko pojętego kulturowego dialogu do utorowania – w argumentacji racjonalnej – zrozumienia chrześcijańskiego spojrzenia na moralność i normę moralną. W wyniku tych zabiegów doszło jednak, podkreśla encyklika, do powstania teorii całkowitej suwerenności rozumu w dziedzinie norm moralnych. Na dalszy plan zepchnięte zostało Objawienie chrześcijańskie, tak jakby człowiek dzięki własnym zdolnościom poznawczym sam sobie mógł budować prawo moralne. Encyklika oscyluje tu, jak i na innych miejscach, między jednym a drugim biegunem. Każdemu „tak" towarzyszy raczej silniejsze „ale". Dla przykładu: wespół z Drugim Soborem Watykańskim papież podkreśla aktywną rolę ludzkiego rozumu; jego prawda i autorytet związane są jednak z odwiecznym prawem, z którego jedynych źródeł człowiek czerpie. Autonomia rozumu nie może oznaczać tworzenia przez sam rozum wartości i norm moralnych (nr 40), ostrzega Jan Paweł II.

Pojęciu autonomii papież przeciwstawia inną kategorię: Słusznie mówią niektórzy o »teonomii« [...], jako że dobrowolne posłuszeństwo człowieka prawu Bożemu implikuje rzeczywisty udział rozumu i woli człowieka w Bożej mądrości i opatrzności (nr 41).

Człowiek jest wizerunkiem Boga i jako Jego obraz jest w stanie odróżniać dobro od zła, a to dzięki darowi naturalnego rozumu, który jest w człowieku odblaskiem Bożego oblicza. Prawo naturalne jako wyraz odwiecznego prawa Bożego (nr 42) dopomaga człowiekowi wieść życie dobre i słuszne. Dokument papieski jeszcze raz akcentuje ścisłą więź między wiarą i moralnością. Prawo naturalne obowiązuje powszechnie. Poglądowo uchwytne jest w przykazaniach, ale i w zakazach, które w żadnych okolicznościach czasu i kultury nie mogą podlegać zmianom czy adaptacjom.

I na jeszcze jedno ważne zagadnienie skierujmy naszą uwagę. Druga część znamienitego II rozdziału poświęcona jest sumieniu, owemu sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa (nr 54). Encyklika odrzuca koncepcje, wedle których sumienie autonomicznie i arbitralnie rozstrzyga o dobru i złu. Funkcja sumienia sprowadza się do praktycznego osądu, który człowieka od winy uwalnia lub za nią potępia. Trybunał sumienia ma za zadanie zastosowanie prawa do wypadku szczegółowego, nie polega natomiast na stwarzaniu czy stanowieniu norm lub ustalaniu postaw moralnych. Dokument przytacza zdanie kardynała H. Newmana, którego nazywa wybitnym obrońcą praw sumienia: sumienie ma swoje prawa, ponieważ ma obowiązki.

Sumienie może błądzić, zachowywać się niepewnie, ferować osąd fałszywy. Sumienie błędne nigdy jednak nie może być miarą osądu moralnego. Istnieją winy, których nie dostrzegamy, ale które mimo to nie przestają nimi być (nr 63). Papież napomina do kształcenia sumienia, do wysiłku na rzecz prawdy obiektywnej. Encyklika opiniuje w ten sposób: W kształtowaniu sumienia bardzo pomaga chrześcijanom Kościół i jego Magisterium [...]. Z woli bowiem Chrystusa Kościół katolicki jest nauczycielem prawdy... (nr 64).

W dalszych partiach dokument zajmuje się konkretnymi postawami moralnymi. Tu papież występuje przeciwko tendencjom wprowadzania obok wyboru między dobrem i złem kategorii działania słusznego lub fałszywego. W żadnym wypadku, podkreśla encyklika, nie chodzi tylko o to, że człowiek chce działać dobrze. Decyduje fakt, czy rzeczywiście dobrze działa. W tym miejscu papież mówi o grzechach śmiertelnych i powszednich (nr 69n).

W czwartej części II rozdziału encyklika omawia wreszcie kwestię tzw. teleologii, to znaczy: dokonywane wybory moralne kierować się muszą także na cel, z pola widzenia nie tracąc skutków danego czynu. Nie mogą zaś ograniczać się li tylko do intencji i do usposobienia w ten sposób, że człowiek na przykład wyważa swój sąd wśród korzyści i strat, wybiera między większym a mniejszym złem. Papież z jednej strony uznaje tego typu balansowanie. Ale – podkreśla tu jeszcze raz – zachowanie moralne jest związane z mocnym i ustalonym porządkiem. W naszym niezwykle skomplikowanym świecie częstokroć i tak nie można przewidzieć wszystkich skutków określonego działania.

W III rozdziale Veritatis splendor porusza m.in. zadania teologii i teologów w obliczu złożonej sytuacji moralnej, nowej ewangelizacji w świecie niepokojąco się dechrystianizującym. Oto odnośna apostrofa sformułowana przy końcu encykliki, streszczająca niejako cały jej wykład i motywy jej zredagowania: Dechrystianizacja, dotykająca boleśnie cale narody i społeczności, w których niegdyś kwitła wiara i życie chrześcijańskie, nie tylko powoduje utratę wiary, lub w jakiś sposób pozbawia ją znaczenia w życiu, ale nieuchronnie prowadzi też do rozkładu i zaniku zmysłu moralnego; do zatarcia się świadomości niepowtarzalnego charakteru moralności ewangelicznej, jak i usunięcia w cień fundamentalnych zasad i wartości etycznych. Rozpowszechnione dzisiaj szeroko tendencje subiektywistyczne, utylitarystyczne i relatywistyczne przedstawiane są nie tylko jako postawy pragmatyczne czy elementy obyczaju, ale jako postawy teoretycznie ugruntowane, domagające się pełnego uznania kulturowego i społecznego (nr 106).

Nie sposób oddać treści wielkiej encykliki w nieuszczuplonej pełni. Komentarzem najlepszym jest i pozostanie osobista lektura. Może jeszcze warto by dodać kilka słów o autorze Veritatis splendor. Kim jest Jan Paweł II w świetle tej encykliki? Jak rysuje się jego sylwetka, także po 15 latach pontyfikatu?

W oczy rzuca się coraz głębsze zamyślenie tego męża Kościoła; bez trudu odczytać je można nawet z obiegowych fotografii. Zatroskany pasterz swej trzody rozpoznaje niebezpieczeństwo nadciągające ze strony fałszywych proroków. Obawa ta artykułuje się wyraźnie w przytoczonym wyżej dłuższym cytacie-diagnozie czasów, w których żyjemy. Można powiedzieć, że obstawanie Jana Pawła II przy chrześcijańskich wartościach moralnych – nie tylko w zakresie spraw seksualnych – czyni go w oczach wielu raczej niewygodnym wieszczem naszej epoki. Nie wystarcza to jednak, by jego przekonania uznać za błędne. Nie jest wykluczone, iż ten papież okaże się mądrym wizjonerem także w innych niż europejskie sprawach.

W każdym razie Janowi Pawłowi II chodzi o człowieka, ponieważ chodzi mu o Boga. Drogą Kościoła jest i pozostanie człowiek, oświadczył przed 15 laty w swej pierwszej programowej encyklice Redemptor hominis. I stąd rodzi się może sytuacja, iż temu papieżowi jedni namiętnie się sprzeciwiają, inni bez zastrzeżeń za nim kroczą – wszyscy jednak w jakiś sposób w jego głos się wsłuchują. Tam, gdzie jego urząd wywołuje dystans, jego osobiste promieniowanie wytwarza atmosferę bliskości i zaufania. Ludzie doświadczają kontaktu z osobowością, w której wielkie uzdolnienia intelektualne i sprawdzona prostota w wierze dojrzewają do duchowości wymykającej się miernikom świeckim i światowym.

Ufam, że to niekonwencjonalne zakończenie artykułu na łamach ekumenicznie sympatycznej „Jednoty" nie zostanie odczytane jako zawoalowana propaganda papizmu. Dodam, że uwagi te zostały sprawdzone w rozmowach z wielu chrześcijanami nie należącymi do mojego Kościoła.

Ks. prof. Alfons Skowronek

1 Jego obszerne omówienie – Marginalia o katolickim katechizmie światowym na marginesie ekumenicznej „Jednoty" – pióra ks. prof. A. Skowronka „Jednota" zamieściła w nr. 6/93 – red.