Drukuj

3 / 1994

Z PRASY

Przez prasę przewinęło się ostatnio sporo różnych, także w tonie, wypowiedzi na temat konkordatu. Sprawozdanie z paru najważniejszych znaleźć można w naszym bieżącym „Przeglądzie ekumenicznym". Wyjątkowo też dużo było tym razem głosów związanych z ekumenią, a to w związku ze styczniowym Tygodniem Modlitw o Jedność Chrześcijan.

Oba wątki łączą się w refleksji wybitnego ekumenisty, ks. prof. Michała Czajkowskiego: „Na tegoroczny »karnawał ekumeniczny«, czyli Tydzień Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan [...], położył się cieniem... konkordat. Czy jednak tego cienia nie tworzymy sztucznie?" (uwagi pod znamiennym tytułem „Konkordat klęska ekumenii?", zamieszczone w „Arce Noego", „Gazeta Wyborcza" z 22-23 stycznia).

„...czytam tekst konkordatu z niepokojem: czy nie została w nim naruszona święta reguła równości wobec prawa wszystkich wyznań? I z ulgą konstatuję: nie ma w nim przywilejów dla mojego Kościoła rzymskokatolickiego, tak jak istniały w konkordatach przedsoborowych. Nic zresztą dziwnego: Kościół soborowy, bardziej ewangeliczny, zrezygnował nie tylko z domagania się przywilejów, ale także z przyjęcia tych, które władza świecka gotowa byłaby mu sama ofiarować."

Dalej czytamy, że choć sprawy innych wyznań nie mogą być przedmiotem układu pomiędzy Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą, to jednak „przeciera on drogę", bo „umowa konkordatowa to szansa dla Kościołów mniejszościowych – szansa szybszego [podkr. mok] uzyskania podobnej podmiotowości i podobnego uregulowania stosunków między nimi a państwem polskim na mocy analogicznej umowy. Najwyższy już bowiem czas rozpatrzyć regulacje prawne dotyczące innych Kościołów, aby otrzymały one te same uprawnienia (nie tylko w kwestii ślubów!). [...] Gwarancje wolności wpisane do tegoż konkordatu pośrednio będą służyły od razu innym wyznaniom. Istnieje bowiem tzw. analogia prawa..."

Prawo pisane jest konieczne i potrzebne. Nie należy – pisze ks. prof. Czajkowski – „lekceważyć obaw wspólnot mniejszościowych. Uzasadnione są ich złym doświadczeniem w tzw. terenie (a ów teren to niekoniecznie zapadła wiocha na kresach – to może być centrum stolicy). Był Sobór, istnieje dekret o ekumenizmie, a w praktyce różnie bywa [...]. Tu też miejsce na wyrażenie nadziei, że nie sprawdzą się obawy niekatolików i proboszczowie rzymskokatoliccy będą szanowali tę wartość narodową i chrześcijańską, jaką jest gościnność: również na cmentarzu. Trzeba ją zagwarantować w rozporządzeniach wykonawczych".

Jednak – konkluduje autor – od zapisów prawnych „ważniejsza jest wyobraźnia, pamięć o mniejszych, troska o słabszych, świadomość, że nie mieszkamy sami w Polskim Domu. [...] Ale najważniejsza i największa jest miłość (I Kor. 13:13). Prawie sto lat temu pisał arcybiskup Bilczewski: »Na miłowanie nie ma jednak siłowania. Każda próba, żeby miłość wymusić ustawą świecką, oddali stany jeszcze dalej od siebie«„.

Z kolei w styczniowym numerze „Przeglądu Powszechnego", w części poświęconej zagadnieniom ekumenizmu, obok wypowiedzi ks. prof. Alfonsa Skowronka pt. „Pojednanie" znajdujemy wykład o. Ladislasa Orsyego SJ pt. „Nawrócenie Kościołów – warunek jedności. Perspektywa rzymskokatolicka".

W tożsamości wyznaniowej – oprócz elementarnej wartości, jaką jest wierność Chrystusowi i Jego Kościołowi Powszechnemu – można wyróżnić elementy, „które nie są ani podstawowe, ani konieczne" i dlatego można je poświęcić na rzecz jedności. Nie chodzi przy tym o rezygnację z własnej tradycji, ale o taką przemianę, która przyczyni się do uzdrowienia, do scalenia całego Kościoła.

Nawrócenie instytucjonalne – mówi o. Orsy – polega właśnie na takim poświęceniu. „Dla Kościoła ten proces nawrócenia [...] oznacza umocnienie tożsamości chrześcijańskiej i eklezjalnej kosztem tożsamości wyznaniowej – przeważnie przypadkowej i uwarunkowanej historycznie. Oznacza również wprowadzenie nowej dynamiki do wysiłków ekumenicznych [...] zmierzających do zmiany Kościoła od wewnątrz dla dobra innych i dla dobra całości".

„Zbyt wyszukane – wyznaje autor na zakończenie – byłoby marzenie o rzymskim synodzie biskupów na temat, co Kościół rzymskokatolicki może przez nawrócenie wyznaniowe zrobić u siebie, aby ułatwić ponowne zjednoczenie wszystkich Kościołów chrześcijańskich – instytucjonalną kenosis (ogołocenie) na rzecz uzdrowienia rozbitego Kościoła Chrystusowego. Zaproponowanie takiego tematu byłoby aktem śmiałej inicjatywy i uderzającej pokory. A jednak warto byłoby naśladować ten zadziwiający i niepokojący gest Pawła VI, który w 1975 r. ukląkł przed posłem patriarchy Dimitrosa, metropolitą Melitonem, aby ucałować jego stopy. Taki symboliczny gest może nie owocować natychmiastowym rezultatem, ale jego doniosłość będzie zauważana przez wieki. Nawet jeśli to marzenie się nie ziści, nie ma powodu do rozpaczy. Wielka moc Boga może rzucić wyzwanie naszym rozproszonym wysiłkom...".

Oprac, mok