Drukuj

8 / 1994

LISTY

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł profesora Karskiego na temat nowego rzymskokatolickiego „Dyrektorium ekumenicznego” [„Jednota” 1994, nr 5]. Zupełnie jednak inaczej – z niekłamaną ulgą – przyjąłem uwagi tego dokumentu na temat wspólnej modlitwy podzielonych chrześcijan. W czasie spotkań ekumenicznych stało się regułą, jak sądzę dość nieszczęśliwą, że w katolickich świątyniach sprawowano w tym czasie mszę świętą, którą nazywa się czasami ekumeniczną. Nie wiem, co ostatecznie zadecydowało, by Eucharystia zastępowała taką modlitwę. W każdym razie zawsze uważałem, że jest to forma nieszczęśliwa.

U podstaw wspólnej modlitwy podzielonych jeszcze chrześcijan leżą przemyślenia księdza Paula Couturiera (1881-1953), który twierdził, że w takiej modlitwie aktywny udział powinni brać wszyscy zgromadzeni. „Ani modlitwa katolików – powiadał – ani modlitwa prawosławnych, anglikanów lub protestantów nie wystarczają. Potrzebna jest wspólna modlitwa wszystkich” (cytuję za K. Karskim: „Dążenia ekumeniczne we współczesnym świecie”. Warszawa 1983, s. 104). Fakt, że w ramach tej modlitwy chrześcijanie innych denominacji nie mogli uczestniczyć w ważnym przecież wydarzeniu całej celebry — przyjmowaniu Komunii świętej – mógł w najlepszym wypadku świadczyć o pewnej nierozwadze katolickich organizatorów, a w najgorszym – o wyraźnym braku gościnności. Zapraszano innych na wspólną ucztę, później zaś odmawiano im w niej udziału.

Być może decyzja o takiej formie modlitwy wspólnej została podyktowana chęcią zaangażowania w ekumeniczne zatroskanie większej liczby wiernych, którzy chętniej przyjdą na mszę świętą niż na inne nabożeństwo. Zapewne i to trzeba brać pod uwagę.

Nowe podejście „Dyrektorium ekumenicznego” wynika chyba jednak z głębszych przesłanek. Otóż msza święta, na którą składają się dwie główne części – liturgia słowa i liturgia eucharystyczna – stanowi jedną i nierozdzielną całość. To przecież dzięki inspiracjom nie kogo innego, jak Kościołów ewangelickich dowartościowano w naszym Kościele Pismo Święte w sposób, który może jedynie zadziwiać. II Sobór Watykański w „Konstytucji dogmatycznej o Objawieniu Bożym” powiada, że „...słowa Boże, językami ludzkimi wyrażone, upodobniły się do mowy ludzkiej, jak niegdyś Słowo Ojca Przedwiecznego, przyjąwszy słabe ciało ludzkie, upodobni/o się do ludzi”.

Być może, nie chcąc burzyć zasady całkowitej jedności obu, wspomnianych wyżej, części liturgii zalecono, aby w czasie sprawowania Wieczerzy Pańskiej nie zapraszano do czytań liturgicznych inaczej wierzących w rzeczywistą obecność Pana. To, że co innego wskazano w wypadku przedstawicieli Kościoła prawosławnego, wynika z tej samej zasady. Można więc powiedzieć przekornie – sugestia jest konsekwencją tego, czego sami domaga/i się ewangelicy.

Wspólny udział w nabożeństwach niesakramentalnych będzie najlepszym wyrazem zatroskania o upragnioną jedność, okazaniem gościnności, na jaką nas obecnie stać, i podkreśleniem, czym jest Eucharystia, której nie można sprawować bez głoszenia i przepowiadania Słowa.

GRZEGORZ IGNATOWSKI
ŁÓDŹ