Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 /1994

O objawieniu Bożym

Słyszymy niekiedy, że chrześcijaństwo jest „religią objawioną”. Nie wnikając w to, czy nazwanie chrześcijaństwa „religią” jest słuszne, zauważamy, że już pierwsi wyznawcy Jezusa Chrystusa podkreślali z naciskiem, iż głoszona przez nich nauka pochodzi z objawienia Bożego (II Tym. 3:16; II Ptr. 1:20-21). Jeżeli doświadczamy Bożej bliskości, jeżeli możemy poznawać naszego Pana, dzieje się tak tylko dlatego, że Bóg sam nam się objawił. Czym jednak jest objawienie?

W Biblii hebrajskiej – Piśmie Świętym Pierwszego Przymierza (Starego Testamentu) – podstawowym terminem na określenie objawienia jest słowo gala, znaczące dosłownie tyle co obnażać (II Sam. 7:27; Iz. 52:10). W Nowym Testamencie odpowiada mu słówko greckie apokalypto, które ma jednak nieco inne znaczenie – odnosi się bowiem do przekazywania określonej wiedzy (por. Łuk. 10:21; Ef. 3:5). Ta zmiana znaczeniowa zaważyła na pojmowaniu znaczenia terminu objawienie w chrześcijaństwie. Kojarzymy je bowiem powszechnie z przesłaniem ustnym lub pisemnym. „Jednakże – jak pisze Louis Dupre, flamandzki filozof religii – objawienie pierwotnie nigdy nie jest słowem, chociaż nieuchronnie przekształca się w słowa”. Przede wszystkim jest ono czynem, w którym Bóg sam się „obnaża”, odsłania. Słowo jest narzędziem, którym posłużył się Stwórca, aby dotrzeć do swego stworzenia. Wbrew znaczeniu greckiego apokalypto objawienie nie jest jednak sumą informacji czy wiedzy. Wiedzy nie można otrzymać. Objawienie otwiera natomiast przed nami nowy wymiar tej rzeczywistości, którą poznajemy własnym, danym nam przez Boga, umysłem. Współczesny teolog ewangelicki Richard Niebuhr pisze, że jest ono „specjalnym zdarzeniem dostarczającym nam obrazu, dzięki któremu stają się zrozumiałe wszystkie zdarzenia życia osobistego i społecznego”.

Próbę opisywania objawienia jako przekazu wiedzy skrytykowali już w XIX stuleciu znani myśliciele chrześcijańscy: niemiecki teolog ewangelicki F. D. E. Schleiermacher i duński filozof S. A. Kierkegaard. Znaczenia wydarzenia, w którym sam Bóg wkracza zarówno w historię ludzkości, jak i w życie osobiste człowieka nie można ograniczać jedynie do sfery umysłu. W rzeczywistości angażuje ono bowiem całego człowieka w sposób szczególny – wstrząsa nim. Jeden z najsłynniejszych teologów współczesnego ewangelicyzmu Paul Tillich pisze, że objawienie „zagarnia całego ludzkiego ducha, [...] czemu towarzyszy wstrząs i przekształcenie panującej w religii i kulturze sytuacji”. Z kolei żydowski filozof Martin Buber zauważa, że w nim „otrzymujemy to, czego dotąd nie mieliśmy, i to otrzymujemy w taki sposób, że wiemy, iż zostało nam dane”. Richard Niebuhr wyraził sens tego wydarzenia jeszcze precyzyjniej: „Objawienie oznacza moment w naszej historii, w którym dowiadujemy się, że jesteśmy znani od początku do końca; w którym jesteśmy zrozumiani przez Tego, który nas zna. Objawienie jest momentem, w którym odkrywamy, że jesteśmy osądzeni nie przez nas samych ani przez naszych bliźnich, ale przez Tego, który zna ostateczne tajemnice serca. Objawienie oznacza samoodsłonięcie się Sędziego”.

Z punktu widzenia przekazu biblijnego należałoby dodać, że nie tylko Sędziego, ale i Zbawiciela, który uwalnia nas od ciężaru winy i kary za nasze postępowanie, albowiem Ten, „który umarł, więcej, zmartwychwstał, który jest po prawicy Boga, Ten przecież wstawia się za nami” (Rzym. 8:34). Chrześcijanin bowiem, gdy myśli o objawieniu, powinien wiedzieć, więcej – głęboko odczuwać, że Tym, kto objawia nam Boga, jest Jezus Chrystus. Ewangelista Jan pisze: „Boga nikt nigdy nie widział, lecz jednorodzony Syn-Bóg, który jest na łonie Ojca, objawił Go” (Jn 1:18). Pamiętamy przy tym, że Jezus – Syn Boży, „Słowo, które stało się Ciałem”, objawia nam Ojca nie tylko przez swoje nauczanie. W centrum objawienia, które nazywamy objawieniem w Jezusie Chrystusie, stoi czyn: Bóg stał się człowiekiem, był podobny do nas „we wszystkim z wyjątkiem grzechu”, a wreszcie zajął miejsce na krzyżu – „drzewie hańby” – które z powodu naszych win powinniśmy zająć my sami. Wydarzenie krzyża jest szczytem objawiania się Boga. Pokazuje On w nim ogrom swojej miłości (Jn 3:16), jaką żywi w stosunku do nas – swoich stworzeń, które zbłądziły i oddaliły się od Niego. Bóg na krzyżu to nie tylko Bóg, który kocha, to Bóg, który jest miłością. Ludzie przez wieki poszukiwali „zasady” Boga, tajemnicy Jego istoty, zapominając, że świętość Boga (czyli Jego zasadnicza „inność” od ludzkich wyobrażeń i przedstawień) wyklucza możliwość odnalezienia jej na drodze spekulacji intelektualnych. Bóg, który objawia się w Jezusie, ukazuje głębię miłości „aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej” (por. Flp. 2:8).

Najwybitniejszy teolog ewangelicki XX w. – Karol Barth, nazywany „teologiem objawienia”, pisał: „Poznanie Boga przez wiarę jest w zasadzie zawsze poznaniem na drodze pośredniej, tj. w Jego dziełach [...]. Wiara wdzięczna, że rzeczywiście poznaje Boga w Jego dziełach [...], bierze zarazem pod uwagę fakt, że dzieła te mają cechy szczególne. Dlatego nie wybiera samowolnie przedmiotów, by podnosić je do rangi znaku (co czyniłoby poznanie Boga nieautentycznym, bo zależnym od ludzkiego uznania) – ale poznaje Go za pośrednictwem, które On osobiście wybrał”.

Dla wyjaśnienia należałoby dodać, że poznanie w ujęciu biblijnym jest aktywnym procesem, którego istotę oddajemy w języku polskim słowem doświadczenie. Uczestnicząc w akcie Bożego samoobjawienia, człowiek doświadcza obecności Boga w sposób niezwykle intymny. Podstawą tego doświadczenia jest fakt, że Bóg stał się jednym z nas.

W historii refleksji nad objawieniem wspomina się zazwyczaj o jego dwóch postaciach: naturalnej (ogólnej) i specjalnej (szczegółowej). Mówiąc o „naturalnym” objawieniu teologowie powoływali się zazwyczaj na autorytet apostoła Pawła, który w pierwszym rozdziale Listu do Rzymian otwierając katalog „grzechów pogan” pisze, że „niewidzialna istota Boga, to jest wiekuista Jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem” (w. 20). Psalmista głosił: „Niebiosa opowiadają chwałę Boga, a firmament głosi dzieło rąk Jego”. Niekiedy mówi się wręcz o „księdze stworzenia”, z której możemy czerpać prawdy o Stwórcy.

Za inną formę objawienia ogólnego uważany jest obecny w człowieku zmysł moralny. Apostoł Paweł opisuje go w następujący sposób: „Skoro bowiem poganie, którzy nie mają Zakonu, z natury czynią to, co Zakon nakazuje [...], dowodzą oni, że treść Zakonu jest zapisana w ich sercach; wszak świadczy o tym sumienie ich oraz myśli, które nawzajem się oskarżają lub też biorą w obronę” (Rzym. 1:14a.15). Zdaniem niektórych teologów Bóg objawia się również w historii, której biegiem kieruje – niezależnie od ludzkich knowań i zamysłów – w sposób absolutnie suwerenny (por. Przyp. 14:34; Dz. 17:26 i in.). Medytacją nad Bożym kierownictwem w dziejach Izraela jest np. Psalm 105.

Jan Kalwin sądził, że istnienie objawienia „naturalnego” wyklucza jakąkolwiek formę „naturalnego ateizmu”. Apostoł Paweł stwierdza bowiem wyraźnie, że wobec istnienia tego objawienia „nie mamy nic na swoją obronę”. Nie zapominajmy jednak, że w tej samej wypowiedzi Pawła znajdujemy również miażdżącą krytykę odbiorców tego objawienia, którzy „poznawszy Boga, nie uwielbili Go jako Boga i nie złożyli Mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności. Mienili się mądrymi, a stali się głupi. I zamienili chwałę nieśmiertelnego Boga na obrazy przedstawiające śmiertelnego człowieka, a nawet ptaki, czworonożne zwierzęta i płazy” (Rzym. 1:21-23). Dzieje się tak nie dlatego, że Bóg w jakiś szczególny sposób „zaszyfrował” naturę czy historię. Przyczyn takiego stanu rzeczy powinniśmy raczej poszukiwać w sobie – w naszym grzechu, w ułomności ludzkiego poznania skażonego pozorną mądrością, która w ostatecznym rozrachunku okazuje się absolutnie nieprzydatna.

Wadliwie odczytane naturalne objawienie może stać się przyczyną wielu nieporozumień, błędów i wypaczeń. Wielu współczesnych teologów odmawia mu więc jakiegokolwiek znaczenia. Przywołajmy fragment „Deklaracji teologicznej” synodu w Barmen z 31 maja 1934 r.: „Zgodnie ze świadectwem Pisma Świętego, Jezus Chrystus jest jedynym Słowem Boga. Tylko Jego powinniśmy słuchać, tylko Jemu powinniśmy ufać i być posłuszni zarówno w życiu, jak i wobec śmierci. Odrzucamy fałszywą doktrynę, która głosi, że oprócz tego jedynego Słowa Kościół może i powinien uznawać, jako Boże objawienie i źródło swego zwiastowania, jakieś inne zwierzchności, ludzi, prawdy i wydarzenia”.

Z czego wynika radykalizm tych sformułowań? Karol Barth tak opisuje w swej „Dogmatyce kościelnej” genezę barmeńskiej deklaracji: „Kościół ewangelicki w Niemczech musiał zająć jednoznaczne stanowisko wobec nowej postaci teologii naturalnej. Otóż żądano od niego, aby za źródło szczególnego, nowego objawienia Bożego uznał wydarzenia polityczne z roku 1933, a zwłaszcza postać posłańca boskiego – Adolfa Hitlera. Wymagając posłuszeństwa i zaufania twierdzono, że to źródło zajęło miejsce obok objawienia poświadczonego w Piśmie Świętym i dlatego ma być uznawane przez teologie chrześcijańskie i zwiastowane jako wiążące i obowiązujące. [...] Już w 1933 r. (choć wtedy w sposób zakamuflowany) noszono się z zamiarem ogłoszenia tego nowego objawienia jako jedynego, co oznaczałoby przekształcenie Kościoła ewangelickiego w świątynię niemieckiego mitu natury i historii”. Negacja objawienia naturalnego wykracza jednak daleko poza historyczne „tu i teraz” niemieckich ewangelików w 1934 r. Pytanie o prawomocność tego objawienia pozostaje pytaniem ciągle aktualnym.

Ostatecznie jasna więc staje się potrzeba specjalnego objawienia, w którym Bóg w „pozanaturalny” sposób odsłoni tajemnice swojego istnienia. W tej formie objawienia szczególnie jawna staje się rola nośnika, którym jest Słowo: spisane na kartach Biblii, głoszone w Kościele oraz (co dla nas – chrześcijan – szczególnie ważne) Słowo Wcielone – Jezus Chrystus. Spotykamy w nim Boga absolutnie suwerennego w swych decyzjach. To On wybiera Abrahama i zawiera z nim przymierze obiecując, że nie znany dotąd nikomu „wędrujący Aramejczyk” stanie się ojcem narodu wybranego. Narodem tym został Izrael, któremu „powierzone zostały wyrocznie Boże” (Rzym. 3:2). Izrael nie został wybrany z powodu politycznej potęgi (której nie posiadał) czy nadzwyczajnych cech „charakteru narodowego” (jakież by to mogły być cechy?). Ten lud, który w zasadzie niczym się nie różnił od innych, otrzymał pierwszeństwo w poznaniu prawdy, że „jedynie Pan jest Bogiem” (II Mojż. 20:2; V Mojż. 6:4). Zostało mu nadane Prawo Boże – Zakon, który miał odtąd stanowić niepodważalną normę zarówno życia społecznego, jak i postępowania każdego z jego członków. To do Izraela przemawiał Bóg „wielokrotnie i wieloma sposobami”. On sam mocną ręką pokierował historią tego narodu, której sensu nie sposób zrozumieć, jeżeli nie uwzględni się momentu objawienia. Pomimo wielokrotnych odstępstw, których kwintesencją jest nierozpoznanie w skromnym nauczycielu z Nazaretu oczekiwanego od wieków Mesjasza, Bóg nie odrzucił swego ludu (Rzym. 9-11). Poprzez krzyż Jezusa Chrystusa zawarł natomiast Nowe Przymierze ze wszystkimi narodami. Zasadą tego przymierza jest wiara (por. Rzym. 5:1 i in.). Stwórca świata, który już w Pierwszym Przymierzu wielokrotnie podkreślał, że nie jest bożkiem plemiennym, objawił wszystkim ludom potęgę swego Słowa. Na arenę dziejów wkroczył Kościół – dziki pęd wszczepiony w pielęgnowane od wieków drzewo Izraela (Rzym. 11:17).

Ujawniając zasadę Nowego Przymierza, Bóg wskazał zarazem nieodzowny warunek każdego objawienia. „Jedynie oczy wierzącego postrzegają to, co objawione, jako objawione. Słowa i wydarzenia mogą ukazywać się jako niezwykłe (Kierkegaard powiedziałby »paradoksalne«), lecz nie ukazują się jako boskie” – pisze Louis Dupre. Dodać jednak należy, że warunkiem objawienia chrześcijańskiego nie jest „jakaś wiara”, „wiara w ogóle”, ale wiara w Jezusa Chrystusa – Boga ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, który jest „drogą, prawdą i życiem” (Jn 14:6). Po wtóre, nie oznacza ona stanu intelektualnej zgody na jakąś sumę prawd głoszonych w Kościele. Istotą wiary jest oddanie się Bogu, poczucie absolutnej zależności od Niego oraz, o czym tak często zapominamy, posłuszeństwo. Polski teolog ewangelicki, ks. prof. dr Wiktor Niemczyk, pisał: „Chrześcijaństwo jest posłuszeństwem wiary względem objawienia”.

Na zakończenie tych rozważań oddajmy jeszcze głos Karolowi Barthowi, który wypowiedział w 1923 r. znamienne słowa: „Gdybyśmy naprawdę z całą powagą potraktowali to, że jesteśmy »reformowani«, musielibyśmy sięgnąć poza wszystkie, tak przekonujące, racje do objawienia zawartego w Piśmie i przez nie poświadczonego, do objawienia, które nie jest ideą ani zasadą, ani doktryną, lecz źródłem każdej doktryny, a także miarą, do której każda doktryna jest i zawsze musi być odnoszona”.

Jarosław Kubacki