Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1995

WSPÓLNA KONFESJA POLSKICH EWANGELIKÓW – ZA I PRZECIW

W przedostatnim odcinku naszego cyklu, oprócz obszerniej wyłożonego stanowiska ks. Bogdana Trandy, publikujemy wyjątki z krótkich wypowiedzi nadesłanych na nasz apel. Nagłówki pochodzą od redakcji.

„Jednota” zaprasza do dyskusji nad wspólną konfesją trzech wyznań ewangelickich. Z teoretycznego punktu widzenia sprawa wygląda zachęcająco. Dobrze byłoby, aby pokrewne wyznania zdobyły się na wspólne określenie stanowiska w kwestiach wiary. Byłby to zapewne krok naprzód w dążeniu chrześcijan, przynajmniej pewnej ich części, do jedności, może nawet do organizacyjnego zjednoczenia. Nasuwa się jednak pytanie, czy odczuwamy rzeczywistą, praktyczną potrzebę takiego dokumentu.

Potrzeba chwili?

Czymże jest konfesja i w jakich warunkach dochodziło do redagowania dokumentów nazywanych konfesjami, wyznaniami wiary lub symbolami? Były one rezultatem gwałtownej potrzeby chwili – począwszy od krótkiego zdania: Jezus [jest] Panem (gr. Kyrios lesous; Rzym. 10:9, I Kor. 12:3, II Kor. 4:5, Flp. 2:11), kiedy to w okresie powstawania zrębów chrześcijańskiego Kościoła potrzeba było takiego właśnie krótkiego symbolu, czyli hasła wyróżniającego wyznawcę Chrystusa spośród innych Żydów, a później także spośród pogan, po Drugą konfesję helwecką (1566), powszechnie uznawaną przez ewangelików reformowanych za wzór wykładu zasad wiary, na której opiera się Konfesja sandomierska (1570). Ta właśnie gwałtowna potrzeba zwarcia szeregów wobec zagrożeń zewnętrznych powoływała do życia kolejne wyznania wiary.

Charakterystyczną cechą konfesji -obok wykładu zasad wiary – jest położenie tamy fałszywym naukom, odcięcie się od błędu. Konfesje zakreślają granice i wznoszą mury między chrześcijanami różnych wyznań. Mają więc w pewnym sensie charakter negatywny, co podkreślają te ich fragmenty, które wyrażają potępienie błędnych nauk. Mówiąc o ich charakterze negatywnym, mam na myśli to, że zaprzeczają one twierdzeniom niezgodnym z uznawaną w danym Kościele prawowiernością.

Spośród moich rozmówców, których zdania zasięgałem, jedni uważają, że ewangelikom różnych wyznań przydałoby się określenie i zredagowanie wspólnych zasad wiary. Nie odczuwają jednak gwałtownej potrzeby opracowania tego tekstu. Obawiają się, żeby nie wprowadził głębszych podziałów, ponieważ takie dokumenty są na ogół redagowane przeciw komuś. Musiałby więc mieć charakter zdecydowanie pozytywnej prezentacji depozytu wiary.

Inni zaś uważają, że można się spokojnie obyć bez nowej konfesji, bo byłby to tylko kolejny papier, pozbawiony większego praktycznego znaczenia. Skłaniają się raczej ku posunięciom praktycznym, przede wszystkim zaś uważają, że ewangelicy powinni okazywać sobie zdecydowanie więcej braterstwa.

Jestem skłonny zaliczyć siebie do tej drugiej grupy i w dalszej części mej wypowiedzi pójdę tym właśnie tropem. Zastanawia mnie jednak wielkie powodzenie, jakie zdobył sobie Katechizm Kościoła rzymskiego, którego polska wersja ma się wkrótce ukazać. Wydaje mi się, że konieczność nowego opracowania zasad wiary katolickiej wynikła z faktu, że Kościół rzymski przeszedł ogromne i głębokie przemiany od II Soboru Watykańskiego i zrewidował wiele poglądów (zwłaszcza w kwestii stosunku do innych Kościołów oraz do religii niechrześcijańskich). Radykalny zwrot sprawił, że Katechizm trydencki (1566) stracił aktualność.

Co do nas, ewangelików, to sądzę, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby teologowie pracowali nad kompendium wiedzy o zasadach wiary i wskazywali przy tym na dobro wspólne. Nie widzę jednak potrzeby angażowania się Kościołów w zorganizowany wysiłek prowadzący do zredagowania wspólnego wyznania wiary, które zyskałoby oficjalną aprobatę trzech wyznań ewangelickich w Polsce. Są sprawy pilniejsze i ważniejsze (do których jeszcze powrócę). Nie mamy zbyt wiele sił, aby się rozpraszać na działania mające niewiele wspólnego z codzienną praktyką.

Więcej braterstwa

Przede wszystkim ewangelicy powinni okazywać sobie zdecydowanie więcej braterstwa. Od tego bezpośrednio zależy cały program współdziałania. I chociaż w niektórych parafiach – tak między świeckimi, jak i duchownymi ewangelickimi – panują stosunki przykładne, to nie mamy, niestety, w tej dziedzinie wielkich osiągnięć. Dobra współpraca istnieje między luteranami a reformowanymi w zborach augsburskich Krakowa, Poznania, Trójmiasta, w zborach reformowanych Zelowa, Bełchatowa i Kleszczowa. W Warszawie spotykają się rady parafialne i inne zespoły czterech parafii (dwóch luterańskich, reformowanej i metodystycznej). Takich przykładów można by podać więcej.

Niepokoić musi jednak obecna w niektórych środowiskach dziwna atmosfera swoistej niechęci i nieufności. Nie należy tego zjawiska pomijać milczeniem, lecz szczerze o nim mówić, jeśli się chce znaleźć jakieś remedium. Otóż nie ukrywajmy – niekiedy patrzymy na siebie nawzajem z poczuciem własnej wyższości, co może wynikać – paradoksalnie -z kompleksu niższości. My, reformowani, jesteśmy wręcz mikroskopijną grupą wobec luteranów, nic więc dziwnego, jeśli czujemy się przy nich niepewnie i nadrabiamy miną. Obawiamy się może, iż zbyt bliska współpraca mogłaby prowadzić do wchłonięcia nas przez liczniejszy bratni Kościół. Z drugiej strony pewne cechy i osiągnięcia naszej małej społeczności mogą, jak sądzę, wzbudzać po drugiej stronie objawy zazdrości.

Przyjrzyjmy się sobie krytycznie, gdzieś bowiem zatraciły się takie tradycyjnie ewangelickie cechy jak pracowitość i solidność, uczciwość w sprawach co dziennych, a nawet kult dla języka. Pastorzy ewangeliccy słynęli z pięknej polszczyzny, z gruntownego wykształcenia teologicznego i umiejętności argumentowania. Dziś, niestety, cechą charakterystyczną większości kazań jest wielomówność, pobożne frazesy i fatalna polszczyzna. Brak umiejętności posługiwania się mową ojczystą widać w większości kościelnych wydawnictw, na co niechlubnym dowodem jest, żal przyznać, Kalendarz Ewangelicko-Reformowany, któremu zabrakło ręki redaktora. Bolesnym przykładem braku solidności, jeśli nie wręcz niechlujstwa, jest też wydany przez Towarzystwo Biblijne Nowy Testament w wersji współczesnej.

Wspólne zadania

Jakie więc widzę obecnie najważniejsze zadania dla polskich ewangelików? Po pierwsze, opracowanie wreszcie solidnej, poprawnej wersji Pisma Świętego, wydanego w sposób estetyczny i trwały, aby mogło dobrze służyć czytelnikom.

Kolejnym polem wspólnej działalności i zjednoczonego wysiłku może i powinna być sfera diakonii. Na tym polu każdy działa na własną rękę, czasami wprawdzie sobie pomagamy, ale nie istnieje żaden wspólny program. Tymczasem czasy wymagają od Kościoła poświęcenia coraz większej uwagi sprawom społecznym: ubóstwu, bezrobociu, lecznictwu, opiece nad osobami starymi, chronicznie chorymi. Zwłaszcza ta ostatnia dziedzina, przez nas zaniedbana (co można tłumaczyć brakiem środków), wymaga współdziałania. I nawet nie tylko trzech wspólnot ewangelickich, ale wszystkich Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej, dotychczas zupełnie głuchej na apele w tej sprawie. Za niepowetowaną szkodę należy uważać zaprzepaszczenie szansy budowy szpitala ewangelickiego w Warszawie. Ludzie, którzy rzucali kłody pod nogi inicjatorów, wywodzą się niestety ze środowiska ewangelickiego.

Okres transformacji w naszym kraju spowodował mnóstwo problemów natury etycznej, społecznej, kulturowej, ekonomicznej i innej. W ich rozwiązywaniu mamy, jako ewangelicy, coś istotnego do zaproponowania. Ewangelicyzm bowiem wypracował w przeszłości model wychowania człowieka inny niż wzorzec dominujący obecnie w naszym kraju. Potrafiliśmy wychować człowieka dojrzałego, zdolnego do podejmowania prawidłowych, samodzielnych decyzji, wrażliwego na sprawy społeczne, patriotę, Ten model wychowawczy jest jak najbardziej aktualny i potrzebny. System ewangelickich wartości i postaw jest zdolny również do kształtowania innych stosunków społecznych, ekonomicznych i politycznych. Zespolenie działań trzech wyznań ewangelickich może krajowi przynieść niejedną pożyteczną inicjatywę oraz celną interpretację zjawisk będących źródłem trudnych problemów codzienności. Przytoczone wyżej przykłady przedstawiają zaledwie szkic możliwości, jakie rysują się przed szeroko pojętą ewangelicką wspólnotą.

Ks. Bogdan Tranda