Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 / 1995

Z PRASY

27 lipca Tadeusz Mazowiecki, specjalny sprawozdawca ONZ ds. przestrzegania praw człowieka w b. Jugosławii, zrezygnował ze swej funkcji na znak protestu przeciwko bałkańskiej polityce Narodów Zjednoczonych. W liście do sekretarza generalnego ONZ na pisał m.in.: Wydarzenia ostatnich tygodni w Bośni, a przede wszystkim dopuszczenie przez Narody Zjednoczone do upadku Srebrenicy i Żepy, i do straszliwej tragedii ludności tych stref bezpieczeństwa, gwarantowanych międzynarodowymi decyzjami, zmuszają mnie do stwierdzenia, iż nie widzę dalej możliwości kontynuowania mandatu Specjalnego Sprawozdawcy. [...] Mamy do czynienia zarówno z walką państwa, które jest członkiem ONZ, o swoje istnienie i o swój wieloetniczny charakter, jak i z walką o zasady porządku międzynarodowego. Tymczasem mówienie o obronie praw człowieka traci wiarygodność wobec braku konsekwencji i odwagi społeczności międzynarodowej i jej przywódców. [...] Charakter mojego mandatu sprawia, iż mógłbym dalej tylko opisywać zbrodnie i naruszenia praw człowieka. Ale obecny moment krytyczny jest momentem, w którym uświadomić sobie trzeba i naturę tych zbrodni, i odpowiedzialność Europy, i społeczności międzynarodowej za własną bezradność... Informując o swej decyzji były premier powiedział w Genewie: Reprezentuję naród, za który w 1939 r. nikt nie chciał ginąć. Mówiono: Nie będziemy ginąć za Gdańsk. Czy dzisiaj wolno powiedzieć, że nie będziemy ginąć za Żepę, Sarajewo? („Gazeta Wyborcza” z 28 lipca). Komentarz redakcyjny pt. Zawadzał wszystkim wyjaśnia sytuację Mazowieckiego jako mandatariusza ONZ: Irytował społeczność międzynarodową. „Nie potrzebujemy pańskich kazań – krzyczał Thorvald Stoltenberg. – Sami wiemy, jak bronić praw człowieka”. [...] ONZ poszukiwała polityka o międzynarodowym prestiżu, który wszelako nie będzie zbyt dociekliwy. Nikt się nie spodziewał, że Mazowiecki będzie chciał się tłuc samochodem pancernym po frontowych drogach, wystawać pod zamkniętymi bramami serbskich obozów, godzinami rozmawiać z ofiarami zbrodni. ONZ, mimo irytacji, którą budził, chwaliła się jego raportami  jedynie ich w Bośni nie musiała się wstydzić.

„Tygodnik Powszechny” nr 33 z 13 sierpnia zamieścił rozmowę z Tadeuszem Mazowieckim pt. Ostatni raport. W ciągu trzyletniej służby zebrał ogromny materiał dotyczący faktów łamania i naruszania praw człowieka; powstało 18 raportów. Mogłem też – mówi Tadeusz Mazowiecki, sporządzając na prośbę Jerzego Turowicza bilans swej działalności – wobec tych ludzi dawać świadectwo zainteresowania ich losem. Ale przede wszystkim mogłem być ich głosem i to była moja najważniejsza funkcja, w której wspomagała mnie opinia publiczna – np. międzynarodowa prasa. Natomiast wpływać na ich sytuację mogłem tylko w ograniczonym stopniu. [...] Miałem prawo przedstawiać zalecenia [...]. Lecz nikt nie był w strukturze Narodów Zjednoczonych zobowiązany do ustosunkowywania się do tych zaleceń.

Na pytanie o zasadność oskarżania ONZ nie tylko o bezradność i bezsilność, ale o egoizm i hipokryzję, Mazowiecki odpowiada: ...Rzecz jasna, w samej ONZ nie było dostatecznej woli działania i cała koncepcja obecności ONZ na terenie Bośni była od początku chora. Żołnierze „błękitnych hełmów” zostali wysłani tam z misją peace keeping, czyli ochrony pokoju, a nie z misją wprowadzania pokoju, który to mandat dawałby im inne uprawnienia – nie tylko do obrony siebie, ale i obrony mieszkańców. [...] Zabrakło woli politycznej, ponieważ względy polityki wewnętrznej poszczególnych państw powodowały, że – owszem – nawet wypowiadano się zdecydowanie w tych sprawach, ale działać nie chciano, bojąc się ponieść jakiekolwiek ofiary. Ciągle byłem konfrontowany z tym prostym pytaniem: dlaczego w Kuwejcie akcja była zdecydowana i jednoznaczna, a w Bośni takiej akcji nie ma? I niestety, ten osąd prostego człowieka jest osądem prawdziwym. Z tego samego powodu ONZ nie oskarżyła Serbów, odpowiedzialnych za wybuch wojny i okrucieństwa (choć wszystkie strony konfliktu mają coś na sumieniu) – gdyż oprócz sprzecznych ocen różnych państw (np. proserbska postawa Rosji) takie rozmazanie problemu, stanowisko, że wszyscy są jednakowo winni, usprawiedliwia dystansowanie się i niebranie odpowiedzialności za sytuację.

Na tym tle wyróżnia się więc oskarżenie przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze dwóch serbskich przywódców o zbrodnie i wy danie nakazu aresztowania. Ta decyzja – mówi Mazowiecki – dowodzi niezależności tej instytucji od wszelkich nacisków politycznych [...]. Pamiętam, że sam byłem sceptykiem, kiedy w 1992 roku zastanawiano się, czy należy ustanowić Trybunał Międzynarodowy. Powtarzałem wszystkim międzynarodowym rozmówcom, że [...] ja się bardzo obawiam, że ze strony zwolenników powołania Trybunału jest to pewien krok zastępczy [...]. Przypuszczam zresztą, że taka intencja [...] była u wielu polityków obecna, podobnie zresztą jak przy powołaniu mojego mandatu. Na szczęście udało nam się nie poddać tej intencji, ale uczynić z naszego mandatu coś rzeczywistego. Zorientowałem się podczas moich podróży, że [...] ludzie będący po różnych stronach [...] potrzebują punktu odniesienia, gdzie mogliby z siebie wszystko wylać, przekazać i wierzyć, że prędzej czy później zostanie to ocenione.

W kształtowaniu moralnego oporu, który ciągle jest niedostateczny, i w łagodzeniu konfliktów bardzo ważną rolę do odegrania mają wszystkie Kościoły i wspólnoty wyznaniowe. Ale ich przedstawiciele pełnią też funkcję negatywną, np. serbski Kościół prawosławny bardzo popiera politykę Karadžicia. [...] Choć nie zgadzam się z tezą, że ta wojna jest wojną religijną, to jednak wszystkie strony konfliktu usiłują religię wykorzystać. [...] W sumie jeśli chodzi o przywódców religijnych, to spotyka się zarówno postawy godne podziwu, ale i takie, za które trzeba się wstydzić.

Sytuacja na Bałkanach, wojenne zdziczenie oraz bezwład instytuacji mających strzec pokoju i bezpieczeństwa świadczy o zagrożeniu cywilizacji, skoro małe, zdeterminowane grupy ludzi, mali politycy doprowadzają do obłędu całe społeczeństwa, sądzące, że wszyscy są przeciw nim [...]. To może wywołać katastrofę całego porządku międzynarodowego i jeżeli mówimy, że dzisiaj nikt nie chce ginąć za Sarajewo, to jest to konsekwencja faktu, że światowa opinia publiczna tego nie dostrzega. [...] czuję się bardziej zagrożony, ponieważ takie konflikty mogą wybuchać wszędzie, a poza tym czuję się zagrożony dlatego, że dziś w świecie nie ma przywództwa ani instytucji broniących porządku międzynarodowego. Chciałem, na skalę swoich skromnych możliwości, ażeby mój głos był alarmujący.

Oprac. mok