Drukuj

2 / 1996

Z PRASY

Ostatnio w prasie religijnej pojawia się sporo artykułów i wywiadów na temat pokłosia II Soboru Watykańskiego, gdyż całkiem niedawno, 8 grudnia ub.r., minęła 30. rocznica jego zakończenia. Rewolucyjnemu wydarzeniu, jakim ten Sobór był dla Kościoła rzymskokatolickiego, oraz jego wpływom – przyjmowanym przecież nie bez oporów i nie w tempie ekspresowym – na polski katolicyzm poświęcona jest rozmowa pt. Pogotowie ratunkowe dla Kościoła, jaką „Tygodnik Powszechny” przeprowadził z ks. prof. Michałem Czajkowskim („TP” nr 50 z 10 grudnia ub.r.). Pojawia się w niej wiele ciekawych wątków (m.in. na temat różnych stereotypów), z których parę warto tu przywołać, bo temat wcale przeterminowany nie jest.

Niektórzy uważają minione trzydziestolecie za czas kryzysu w Kościele, zwłaszcza na Zachodzie. Jedni obwiniają za to Sobór, inni mówią, że przyczyną kryzysu jest właśnie zahamowanie soborowych reform, że byłoby zupełnie inaczej, gdyby Sobór był na co dzień wcielany w życie – czytamy we wprowadzeniu do rozmowy. – Święta prawda – odpowiada ks. Michał Czajkowski. – A co do obwiniania Soboru za kryzys Kościoła, to przypomina mi się św. Augustyn i jego opowieść o chorym, który rzucał się ze złością na lekarza – odkrywcę choroby, zamiast dać się przez niego uzdrowić. Sobór to było pogotowie ratunkowe dla Kościoła naszego wieku. Oczywiście nie wszystkie choroby Sobór wykrył i nie wszystkie uleczył, nie na wszystkie problemy znalazł odpowiedź. Ale jest w jego dziedzictwie ogromny potencjał na przyszłość. Co nie znaczy, że trzeba odkładać realizację Soboru na następne stulecia.

Za kluczowe uważa rozmówca soborowe nauczanie, które zaprowadziło porównywalny z kopernikańskim przewrót w spojrzeniu na świat zewnętrzny, inne Kościoły i religie, oraz – a może przede wszystkim – przełom w samoświadomości: istota Kościoła to zakorzenienie w Trójcy Świętej. I trzeba czynić wszystko, aby z mocy tego wewnętrznego misterium na obliczu Kościoła jaśniało światło Chrystusa, który jest właśnie „Lumen gentium”, światłością narodów. To nie wrogowie Kościoła, lecz my sami zniekształcamy jego oblicze, gasimy na nim światło Chrystusa.

Inne soborowe przewroty to np. gołym okiem dostrzegalna zmiana liturgii, odejście od trydenckiego „ceremoniału Bożego dworu” czy akceptacja dorobku naukowej – często przecież protestanckiej – biblistyki i wręczenie Biblii „zwykłym wiernym” (to dzięki Soborowi czymś normalnym jest dziś lektura Biblii przez świeckich). To są rzeczy znane i godne naszej radości, choć ciągle jeszcze pozostaje zadaniem ów soborowy impuls, by Słowo Boże rzeczywiście stało się kryterium wszystkiego w Kościele.

Za szczególnie istotną cechę soborowej rewolucji uważa jednak ks. Michał Czajkowski zmianę rozumienia Bożego objawienia – to już nie obwieszczanie Boskich dekretów, ale objawienie międzyosobowe: Bóg w swej miłości zwraca się do nas jak do przyjaciół i wchodzi w najgłębszą komunię z nami, czego najpełniejszym wyrazem stało się wcielenie Syna Bożego.

Można sądzić, że takie myślenie legło u podstaw radykalnie odmiennego spojrzenia na ruch ekumeniczny. Ekumenizm (zwłaszcza w innych Kościołach chrześcijańskich) jest dużo starszy od Vaticanum II, niemniej soborowy Dekret o ekumenizmie uważam za przełomowy. [...] A wszystko zaczęło się od przyznania, że niekatolicki ruch ekumeniczny jest dziełem Ducha Świętego, który jest Sprawcą różnorodnych darów w Kościołach i wspólnotach, a także od uznania, jak wiele dóbr znajduje się poza obrębem Kościoła rzymskokatolickiego. I od wezwania, abyśmy pilnie uczestniczyli w dziele ekumenizmu, uznając nasze, katolickie grzechy i potrzebę własnego nawrócenia. Ekumenizm nie jest posunięciem taktycznym, ale spełnianiem przedśmiertnej woli Chrystusa, nie złem koniecznym, tylko naprawdę darem Ducha Świętego. Świadczy również o tym, że katolicyzm rzymski nie ma monopolu na prawdę.

W rozmowie poruszono także trudności w realizacji w Polsce soborowej wizji Kościoła. Ks. Michał Czajkowski wymienia tu takie przyczyny, jak: wieloletnia izolacja od zachodniej myśli teologicznej, masowość zwalniająca od twórczego duszpasterstwa, klerykalizm, pycha narodowo-katolicka, antysemityzm...

Trudności, jak wszystkim dobrze wiadomo, sprawia także realizacja dyrektywy ekumenicznej. Niedawno minął kolejny „ekumeniczny miesiąc miodowy”, więc warto przywołać (samo)-krytyczne słowa ks. Michała Czajkowskiego: ekumenizm jest potrzebny najpierw naszemu własnemu Kościołowi. Po drugie, bez względu na to, czy są wśród nas chrześcijanie innych wyznań, konieczna jest modlitwa o jedność, uczenie ludzi otwartości, próba wczucia się w sytuacje tych jednostek czy małych wspólnot, rzadko wprawdzie prześladowanych, ale niedocenianych, niezauważanych. [...] Jeśli ktoś mi powie, że się wyleczył z ekumenizmu, bo spotkał się z postawą nieekumeniczną brata z innego Kościoła, to ja mu mówię: nigdy nie byłeś ekumeniczny. Ekumenia to nie jest życie towarzyskie. Zwalniamy się z ekumenizmu tu, gdzie on jest najbardziej potrzebny, gdzie są konflikty...

Na pytanie, czy dzisiaj można być jeszcze entuzjastą Soboru, ks. Michał Czajkowski odpowiada: Nie trzeba być entuzjastą Soboru, trzeba być entuzjastą wiary i Kościoła. Nie trzeba być entuzjastą soborowej Konstytucji o liturgii, ale trzeba radować się wspólnie świętowaną Eucharystią. Nie trzeba być entuzjastą Dekretu o ekumenizmie, lecz trzeba widzieć w innych Kościołach bogactwo łaski Chrystusowej, cieszyć się wiarą, nadzieją i miłością sióstr i braci, szukać okazji do wspólnej modlitwy. Nie trzeba być entuzjastą Konstytucji o Kościele, ale trzeba, żeby ksiądz cieszył się świeckimi i szanował ich jako Kościół Boży, korzystał z ich charyzmatów. Trzeba, by świecki czuł się podmiotem w Kościele, a nie klientem instytucji świadczącej usługi religijne dla ludności katolickiej.

Oprac, mok