Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 /1996

Bez cienia przesady można powiedzieć, że pytanie, czy w Jezusie Chrystusie rzeczywiście objawiła się zbawcza moc Boża wobec naszego życia, rozstrzyga wszelkie obawy. Lęk i zbawienie są bowiem pojęciami radykalnie sprzecznymi. Czy na Golgocie nie rozbrzmiewa orędzie tego samego Pana, który wcześniej w Kazaniu na Górze wygłosił swe błogosławieństwa? Czyż nie wypełnia się w Nim rzeczywiście słowo Psalmu 91: „Wzywać mnie będzie, a Ja go wysłucham, będę z nim w niedoli, wyrwę go i czcią obdarzę”?

Pełen lęku świat namiętnie dyskutuje nad orędziem o zbawczej mocy Boga. Rzadko – zwłaszcza w naszych czasach – wśród mnóstwa głosów słychać wypowiedź dobitniejszą i bardziej znaczącą aniżeli słowa apostoła Pawła, który wołał w jednym ze swych listów: „...słabość Boża mocniejsza [jest] niż ludzie” (I Kor. 1:25b). To, co dziwne w tych słowach, wyraża się w dwóch paradoksalnych wyrażeniach. Po pierwsze, słabość została powiązana z Bogiem, a następnie mówi się o niej, że jest silniejsza niż ludzie. Ten sam paradoks napotykamy w słowach bezpośrednio poprzedzających tę wypowiedź: „głupstwo Boże jest mądrzejsze niż ludzie”.

Czy mamy tu do czynienia jedynie z inwencją Pawłowego pisarstwa, czy też stajemy w obliczu Objawienia, które oświeca nasze życie i wyjaśnia ludzką historię? Należy sądzić, że prawdą jest to drugie. Ewangelia rzuca snop światła wprost w mroki świata.

Zwykło się uważać, że Paweł porusza tutaj sprawy o nieprzemijającym znaczeniu. Z biegiem stuleci jego słowa ciągle brzmią wyraziście i mocno: „Gdzie jest mądry? Gdzie uczony? Gdzie badacz wieku tego? Czyż Bóg nie obrócił w głupstwo mądrości świata?” (I Kor. 1:20). Mówiąc o sprzeczności pomiędzy ludzką i Bożą mądrością Paweł wskazuje krzyż Jezusa, dla Żydów będący zgorszeniem, a dla pogan głupstwem, lecz „dla powołanych – i Żydów, i Greków” zwiastowaniem „Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą”. W świetle tego pozytywnego zwiastowania o mocy i mądrości Boga staje się jasne, co ma on na myśli mówiąc, że słabość Boża jest mocniejsza niż ludzie. Wobec rzeczywistości krzyża Paweł może mówić w ten sposób, liczy się bowiem z wrażeniem, jakie krzyż musi robić na tych, którzy bez wiary obserwują taki – „koniec” Mesjasza, Jego hańbę i wstyd: „Innych ratował, niechże ratuje samego siebie, jeżeli jest Chrystusem Bożym, tym wybranym” (Łuk. 23:35). Widzą oni jedynie Jego bezsilność, słabość, Jego klęskę. Ktoś napisał kiedyś, że ostatnim słowem Jezusa na krzyżu był okrzyk samotności i że w tym objawia się fiasko Jego życia, Jego rozpacz. Już w XVI wieku mówiono, że z tego wynika jasno, iż był on tylko człowiekiem...

Słabość Boża. Dla Żydów była zgorszeniem, dla Greków głupstwem. W tej największej tragedii nie widzieli najmniejszego choćby przebłysku światła. Była to rzeczywistość pozbawiona perspektyw, mroczna, bez wyjścia. Nie było w niej niczego, co dla kogokolwiek mogłoby mieć jakieś znaczenie. Żydzi potykali się o nią, a Grecy przechodzili obok z uśmiechem wyższości.

Nie sposób pojąć krzyża Jezusa na podstawie zewnętrznych pozorów i w ramach ludzkich schematów myślowych (słabość – moc). Wówczas bowiem dostrzega się w tym zdarzeniu jedynie bezsilność i nic ponadto: pojmanie i ukrzyżowanie, być może wolę wybrnięcia z tragicznej sytuacji, lecz brak możliwości. Widzi się przemoc, której ulega nawet Chrystus. W Nim samym dostrzec można najwyżej męczennika jakiejś idei czy własnych roszczeń, ale to w najmniejszym stopniu nie zmienia faktu Jego bezsilności. Ci, którzy patrzą na Golgotę w taki właśnie sposób, nie widzą głębokiej tajemnicy tkwiącej w tym, że On rzeczywiście nie może uciec przed krzyżem i jest w stanie ratować jedynie innych, ale nie siebie.

Człowiek nie potrafi tego pojąć. Mówimy często: „Słabość to słabość, a siła to siła”. Bez Objawienia, bez otwarcia nam przez Boga oczu w ogóle nie zrozumiemy, o co chodzi w tej szczególnej słabości, w tajemnicy tych rąk, które – teraz przybite do drzewa – jeszcze tak niedawno rozpościerały się nad ludźmi w geście błogosławieństwa. Nie dostrzegamy, że słabość Boża jest rzeczywiście mocniejsza niż ludzie i że „ten Chrystus” (por. Dz. 2:22-23) jest mocą i mądrością Boga.

Człowiek widzący w tym wydarzeniu jedynie słabość, tkwi nadal w świecie, który obraca się wokół pojęcia siły. I z całą tą siłą, i niczym ponadto, przechodzi obojętnie obok Bożej słabości, obok tajemnicy pojednania. Wciąż silna jest nadzieja, że ludzka moc uratuje świat, ale z różnych powodów ludzie chcą również uwierzyć w moc Boga, jak Żydzi z czasów Jezusa, którzy gotowi byli Go przyjąć jako politycznego Mesjasza, jako króla. Połączenie myśli o mocy Bożej ze słabością krzyża uważa się za inwencję pisarską, niezdolną znieść konfrontację z realnym życiem, w którym liczy się jedynie siła i nic ponadto. I tak toczy się życie – przechodzimy obojętnie obok najgłębszego Bożego poselstwa i utwierdzamy się w umiłowaniu siły i potęgi oraz chwały i wspaniałości człowieka. Człowiek musi być silny niczym Samson, który bierze na swoje barki odrzwia bramy miejskiej w Gazie, by je wnieść na górski wierzchołek. Bez cienia przesady można stwierdzić, że światu w najmniejszym stopniu nie brakuje dziś tak rozumianej mocy. [...] Mamy do czynienia z zupełnie innym deficytem – z brakiem wejrzenia w siłę słabości Boga.

W czasach niebywałej koncentracji siły, które obecnie przeżywamy [tekst pisany był w okresie zimnej wojny – red.], niewiele jest w nas gotowości na przyjęcie poselstwa o słabości Boga. Wielu nie oburza się nawet na nie i uważa je wyłączne za głupstwo. Na ich wargach dostrzec można jedynie ów pełen politowania uśmieszek wyższości, którym kwitują to, co się wydarzyło na Golgocie. „Jakby to nam w czymkolwiek mogło pomóc!” – myślą. Coraz mniej rozumiemy sens pojęcia mocy i słabości, gdy chodzi o winę i pojednanie, i dlatego padamy ofiarą coraz straszliwszego lęku, jak gdyby Chrystus nie powiedział: „Nie bój się! Wierz tylko!”.

Można by więc sądzić, że krzyż Chrystusa nie może mieć żadnego znaczenia dla najpoważniejszych problemów naszych czasów. Bezsilny, nieważny i słaby Jezus Chrystus zawisł na Golgocie bardzo dawno temu. Niedostrzeżona pozostaje moc pojednania i przesądzające o zbawieniu znaczenie Wielkanocy.

Wielkanoc. Suwerenny czyn Boga odsłania Boży sens ukryty w zdarzeniu, które pozornie pozbawione jest sensu. W słabości objawiona zostaje moc Boża; nie w świecie idei, teorii czy fantazji, lecz w naszej historycznej rzeczywistości. Nic więc dziwnego, że również i dziś zwalcza się historyczny, rzeczywisty charakter zmartwychwstania. Nie zawsze sobie uświadamiamy, że istnieje po temu istotny powód. Ludzie wolą pozostać w swym zamkniętym świecie. Nie chcą mocy Boga, ponieważ nie chcą również Bożej słabości. To, że nawet teologia wielokrotnie brała i nadal bierze udział w walce z faktem zmartwychwstania, jest jej największą hańbą. W tej sytuacji nie ma ona już bowiem do powiedzenia ani jednego słowa, które mogłoby zrodzić jakiekolwiek dobre owoce, i pozwala światu pogrążyć się w sporach o „siłę”. Dlatego zwiastowanie wielkanocne ma znaczenie rozstrzygające i dla teraźniejszości, i dla przyszłości. Każdy powinien sobie uświadomić, że mamy tutaj do czynienia z poselstwem, z głosem wzywającym do prawdziwej wiary, do wiary, która potrafi patrzeć i widzieć na przekór wszelkim manifestacjom ludzkiej siły; wiary, która wie, że słabość Boża triumfuje, ponieważ jest mocniejsza niż ludzie. Jest mocniejsza dzięki swej poruszającej do głębi miłości, dzięki mocy ofiary złożonej w obliczu winy, dzięki słabości krzyża.

Tłum. Jarosław Kubacki

Od tłumacza

Zmarły w styczniu br. profesor Gerrit Cornelis Berkouwer (1901-1996) należał do grona najwybitniejszych reformowanych teologów holenderskich naszego stulecia. Uważany był za jednego ze współtwórców epokowych przemian, które w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wstrząsnęły Kościołami Reformowanymi w Holandii, wyrywając tę wspólnotę ze stanu pełnej izolacji w łonie protestantyzmu, a także wprowadzając ją do holenderskiej i światowej rodziny ekumenicznej.

Specjalnością prof. Berkouwera była dogmatyka i większość jego książek dotyczy właśnie tej dziedziny. Do najszerzej znanych należą osiemnastotomowe Dogmatische studiën (Studia dogmatyczne) – monumentalne dzieło, przetłumaczone na język angielski, nigdy zresztą nieukończone. Berkouwer wykładał dogmatykę na Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie, stając się wychowawcą i inspiratorem kilku pokoleń młodych teologów.

Rozumiejąc, że prawdziwa teologia przekracza bariery wyznaniowe, Berkouwer dał się poznać jako gorliwy ekumenista. Należał do grona obserwatorów II Soboru Watykańskiego, a zapoczątkowanym przezeń przemianom poświęcił gruntowne studia. Kościół rzymskokatolicki w Holandii zaprosił go również jako eksperta do współudziału w obradach Krajowego Soboru Pastoralnego.

Artykuł Słabość Boża został zaczerpnięty ze zbioru Na rozdrożu, który zawiera rozważania publikowane w latach czterdziestych i pięćdziesiątych na łamach gazety „Trouw”.

J. K.