Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 /1996

LUDZIE BIBLII

Wielu uczniów Jezusa miało rozmaite przydomki, ale żaden nie zyskał u potomnych bardziej znanego miana niż apostoł Tomasz, zwany niewiernym. Niesławny epitet niedowiarka przylgnął do niego wskutek jednej sceptycznej uwagi. Tymczasem dokładniejsze przyjrzenie się zapisom ewangelicznym pozwoli nam dostrzec w nim gorliwego tropiciela prawdy. Z kilku miejsc Nowego Testamentu wyłania się wizerunek człowieka pełnego determinacji, odważnego i nie kryjącego się ze swym zdaniem.

POSZUKIWACZ PRAWDY

„Tedy rzekł Tomasz, zwany Bliźniakiem, do współuczniów: Pójdźmy i my, abyśmy razem z nim pomarli” (Jn 11:16).
W czasie, gdy Łazarz zachorował i umarł, uczniowie wiedzie i, że władze szukają okazji, by pojmać Jezusa. Ponieważ nie krył, że z rodziną z Betanii łączyła Go bliska przyjaźń, było prawdopodobne, że wrogowie zasadzą się tam na Niego lub zabiją po drodze. Reakcja Tomasza (można to nazwać lojalnością lub brawurą) świadczy, że ryzyko śmierci nie powstrzymało go od chęci towarzyszenia Jezusowi do samego końca. Takie poświęcenie skłonni jesteśmy raczej podziwiać niż naśladować. Chętniej wybieramy wygodniejszą wersję chrześcijaństwa i oczekując od Boga nieustannych dobrodziejstw przymykamy oczy na wymagania stawiane prawdziwym uczniom. Tymczasem, choć zbawienie jest darem łaski Bożej, to późniejsza droga chrześcijanina wymaga niemałego poświęcenia (zob. Mat. 16:24-25).
Lojalność Tomasza była wprawdzie chwalebna, ale jednocześnie stracił on z oczu prawdziwy charakter Mistrza, któremu tak wiernie towarzyszył, skupiając się na przewidywaniu niebezpieczeństwa. Taka postawa często rodzi obawy przed rzeczywistym lub wyimaginowanym złem, jakie może czyhać gdzieś w przyszłości. Pochłonięty tą myślą człowiek nie zdoła właściwie wykorzystać swej wiedzy o Jezusie, gdy znajdzie się w sytuacji próby.
Często doznajemy takich porażek. Chociaż pragniemy wiernie podążać za Panem, pozwalamy, by lęk przed nieszczęściem zaćmił Jego moc. Zamiast wyciągnąć praktyczne wnioski z wiedzy o Jego charakterze i z faktu posiadania Jego obietnic, zapominamy, że On jest suwerennym Panem wszelkich zdarzeń w naszym życiu. A przecież możemy mieć pewność, że ześle nam dość łaski i ochroni nas, aby zrealizować swój cel dla naszego dobra i własnej chwały (zob. Rzym. 8:28). Ta niosąca otuchę świadomość pozwoli nam przezwyciężyć lęk przed nieznanym.
W przypadku Tomasza tego typu obawy okazały się bezpodstawne. Widmo grozy stało się źródłem błogosławieństwa dla wszystkich świadków tego wydarzenia, kiedy Chrystus, Pan życia, w dramatycznych okolicznościach wskrzesił Łazarza z martwych.

SZCZEROŚĆ TOMASZA

”Rzekł do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz, jakże możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem droga i prawda, i żywot; nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie” (Jn 14:5-6).
Zachowanie i wypowiedzi Jezusa w wieczerniku wzbudziły w sercach uczniów zaskoczenie i konsternację. Skupiwszy w ten sposób na sobie ich uwagę, Jezus przekazał im wówczas kilka najważniejszych prawd i nauk (zob. Jn 14-16).
Chcąc dodać im otuchy w perspektywie zbliżających się chwil męki, zmartwychwstania i wniebowstąpienia, opowiedział o rychłym odejściu do domu Ojca. Miał przygotować tam dla nich miejsce, a drogę do niego prowadzącą – dodał – już poznali (Jn 14:1-4). Te słowa wywołały sprzeciw Tomasza, który oczekiwał wyjaśnienia owej drogi krok po kroku i nie zadowalał się stwierdzeniami, których nie rozumiał. Odważnie przyznał więc, że nie wie, dokąd zmierza Jezus. I wcale nie został za to skarcony, a dzięki jego szczerości poznaliśmy jedną z najwspanialszych odpowiedzi Jezusa (w. 6). Tak często się ją cytuje, nie pamiętając, iż zawdzięcza my ją właśnie „niewiernemu” Tomaszowi.
Przykład Tomasza doda zapewne otuchy szczerym poszukiwaczom prawdy, którzy nie chcą potakiwać bez namysłu i drążą każdą myśl, aby ją dobrze zrozumieć. Osoby o takiej inklinacji zostają wynalazcami, naukowcami i... apologetami chrześcijaństwa. To godna pochwały postawa, a Chrystus i chrześcijaństwo nie są jej przeciwnikami, choć pozory czasem mylą.
Odpowiedź Jezusa przypomina nam jednak i o tym, że prawdy duchowej nie można sprowadzić do prostej formuły, że na niektóre pytania nie ma zgrabnych odpowiedzi. Drążenie prawdy ma nas do prowadzić do Chrystusa, ”w którym są ukryte wszystkie skarby mądrości i poznania” (Kol. 2:3). Jeśli nawet nie znamy drogi lub przyczyny, znamy Odpowiedź, a to wystarcza w zupełności. Wiedza bowiem nadyma, a miłość buduje, jak napisał apostoł Paweł.

POTRZEBA DOWODU

”Tomasz, jeden z dwunastu, zwany Bliźniakiem, nie był z ni mi, gdy przyszedł Jezus. Powiedzieli mu tedy inni uczniowie: Widzieliśmy Pana. On zaś im rzekł: Jeśli nie ujrzę na rękach Jego znaku gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej w bok Jego, nie uwierzę” (Jn 20:24-25).
Nie wiemy, czemu Tomasz był nieobecny na spotkaniu uczniów, kiedy Chrystus po raz pierwszy po zmartwychwstaniu objawił się tak licznemu gronu. Być może żal z powodu Jego ukrzyżowania sprawił, że szukał samotności? Lodowata reakcja apostoła na dramatyczne wieści o zmartwychwstaniu Chrystusa też budzi wiele pytań. Czy cios, jaki zadała mu Golgota, wywołał w nim takie rozgoryczenie, że stał się sceptykiem? Może ów sceptycyzm był wy mierzony raczej w uczniów, którzy poprzednim razem uznali Pana za zjawę (por. Mat. 14:25-33). Może Tomasz starał się ochraniać własne chaotyczne uczucia, odmawiając sobie radości, która po skonfrontowaniu z rzeczywistością mogłaby okazać się ułudą.
Ta sceptyczna reakcja nie powinna wcale nas gorszyć ani dziwić. Sami przecież staramy się zachować trzeźwy umysł i nie wierzyć niesprawdzonym rewelacjom. Uczymy dzieci, by nie dawały wiary wszystkiemu, co ludzie gadają lub wypisują, i nie ulegały presji środowiska, w którym się obracają. Chcemy myśleć logicznie i podejmować uzasadnione decyzje. Za oznakę dojrzałości uważamy działanie rozumne, oparte na chłodnej kalkulacji, a nie na emocjach, które poza tym często bywają zwodnicze.
Bez względu na przyczyny tą jedną ripostą apostoł wyrobił sobie opinię przysłowiowego „niewiernego Tomasza”. Jeśli nawet nie odrzucał do końca przekazanych mu wieści, żądał osobistego, empirycznego potwierdzenia prawdy o zmartwychwstaniu, zanim mógłby w nie uwierzyć. Formułując to żądanie uznał siebie i swój zmysł percepcji za ostateczne kryterium rzeczywistości i prawdy. Taki postulat jest cechą niewiary i może prowadzić do przyjęcia ateistycznej postawy wobec życia. Co więcej, zachowanie Tomasza świadczy o niemałej pysze i ignorancji, widocznej choćby w lekceważeniu granic ludzkiej percepcji.
Żądanie Tomasza pozbawia biblijną koncepcję wiary jej sedna. Biblia uczy, że wiara chrześcijańska – nie ignorując faktów – uznaje za prawdę i działa na podstawie tego, co niewidzialne i czego być może nigdy nie da się udowodnić. Fundamentem naszej wiary jest niezachwiane świadectwo objawione przez Boga w Jego Słowie i w fakcie zmartwychwzbudzenia Chrystusa. Dzięki wierze spojrzenie chrześcijanina wykracza poza materialny świat i ogarnia świat duchowy, którego zarys został ukazany w Piśmie Św. Bez takiej wiary „nie można podobać się Bogu” (Hebr. 11:6).

NATYCHMIASTOWE ZAUFANIE

”Po ośmiu dniach znowu byli w domu uczniowie jego i Tomasz z nimi. [...] Potem [Jezus] rzekł do Tomasza: Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz. Odpowiedział Tomasz i rzekł mu: Pan mój i Bóg mój” (Jn 20:26-28).
Choć Jezus nie był cieleśnie obecny przy poprzednim spotkaniu Tomasza z uczniami, znał Jego życzenie i teraz udostępnił badawczym oględzinom swoje ręce i bok. W tej pełnej dramatyzmu chwili wątpliwości Tomasza rozwiały się w obecności Zmartwychwstałego i apostoł triumfalnie poświadczył prawdę: – Mój Pan żyje. On jest Panem! On jest Bogiem! Rzecz to znamienna, że akurat Tomasz najtrafniej wyraża tę wiarę w Chrystusa, którą Jan Ewangelista chciał wpoić czytelnikom (zob. Jn 20:31).
Jego wyznanie to coś więcej niż potwierdzenie własnego doświadczenia. Wskutek tego doznania uwierzył jedynemu Panu, który jest godzien pozbawionej zahamowań wiary i oddania. (Apokryfy zawierające zapisy o dalszym życiu i służbie Tomasza poświadcza ją, że wiódł on żywot posłusznego i owocnego świadka. Tradycja starochrześcijańska każe go uważać za założyciela Kościoła w Indiach.)
My też powinniśmy uklęknąć u stóp Zmartwychwstałego, przy znać, że został zraniony za nasze winy, oraz wyznać, iż wierzymy w Jego bóstwo i uznajemy Go naszym Panem, jeśli pragniemy przy jąć Jego zbawienną łaskę (zob. Rzym. 10:9-10). Idźmy ufnie drogą wiary i bądźmy posłuszni Słowu Tego, komu zawierzyliśmy. W tej pielgrzymce nie doznamy zmysłowych wrażeń, jakich mógł doświadczyć Tomasz. Ale realność zmartwychwstania nie jest przez to mniej pewna a wymaganie osobistego posłuszeństwa zmartwychwstałemu Panu ani odrobinę mniejsze. Życie wiarą, a nie kierowanie się zmysłem wzroku, to prawdziwe duchowe dobrodziejstwo, gdyż Pan powiedział Tomaszowi: „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (Jn 20:29).
Ciekawe, że kiedy Jezus objawił się Tomaszowi, nie dowiadujemy się, czy ten rzeczywiście Go dotknął, jak to zapowiadał. Zamiast tego słyszymy jego wyznanie wiary. Zetknięcie z żywym Bogiem wystarcza i musi wzbudzić wiarę. Dziś możemy spotykać się z Nim w modlitwie, w Jego Słowie, we wspólnocie zboru, w pieśni, w uwielbianiu Go. Nie bójmy się mówić Mu o naszych wątpliwościach i prośmy, by wyjaśnił Słowo, którego nie rozumiemy. Przechowujmy te spotkania z Nim w swoim sercu, bo pamięć o nich doda nam sił w chwilach trudnych, gdy niełatwo wybrać drogę wiary, gdy wszystko w nas wzdraga się przed okazaniem posłuszeństwa naszemu Panu.
Przykład Tomasza pokazuje nam, że nie ma nic złego w pragnieniu posiadania pewności. William Barclay, teolog reformowany, napisał, że „sposobem na osiągnięcie pewności są określonego rodzaju wątpliwości”. Podnoszenie własnych wątpliwości czy zadawanie pytań nie jest niczym zdrożnym, a Boża odpowiedź na nie posila nas i wzmacnia naszą wiarę. Wątpliwości mogą doprowadzić do przyjęcia obiektywnego punktu widzenia, do poznania Bożego punktu widzenia.
Najczęściej zaczynamy żywić wątpliwości, gdy sądzimy, że Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy, a raczej odpowiada nie po naszej myśli. Powątpiewanie czy zwątpienie bywa zwykle skutkiem nadmiernego skupienia uwagi na sobie, swoich potrzebach i pragnieniach, choćby najbardziej naturalnych, jakim jest np. poczucie bezpieczeństwa. Wszystko jednak zależy od tego, na czym chcemy je oprzeć: na świadectwie własnych zmysłów (też przecież zawodnych), czy na świadectwie niewidzialnego, ale prawdziwego Boga. Dlatego wiara – spoglądanie na Niego zamiast na siebie – jest przeciwieństwem wątpienia. Kiedy zawierzamy Bogu, zwierzamy Mu się ze swych wątpliwości i nawet wbrew sobie wybieramy drogę, jaką nam wyznaczył, możemy ćwiczyć ów zmysł duchowego wzroku. Kluczem jest ufność, dziecięca ufność wobec Ojca – kochającego Ojca – do którego, wzorem Jezusa, mamy prawo zwracać się: Abba!, czyli Tato!

Opracowano na podstawie ”Decision” 4/87