Drukuj

11 / 1996

Zaproszenie „Jednoty” do opracowania tematu „Duchowość sekt” przyjąłem bez zastrzeżeń. Przystępując do realizacji tej propozycji utwierdzać jąłem się w przekonaniu, że atrakcyjny a przy tym niełatwy ten zamysł poprzedzony zostać powinien szkicem o pojęciu i o istotnych cechach charakteryzujących sekty. Dopiero po takiej podorywce gleba stać się może podatniejsza na uprawę i plon przewidzianych przemyśleń o duchowości tych religijnych grup. Problem sekt z reguły omawiać należy w większych powiązaniach.

Sekty w krajobrazie Kościołów i religijnych wspólnot

Katechetki i katecheci stale pytani bywają w klasie, czy to lub owo ugrupowanie jest „sektą” lub „wolnym Kościołem”. Odpowiedź na takie pytania często przerasta możliwości nauczyciela, który rychło przekona się, że pytania o sekty wymagają informacji kontekstualnych, czyli konieczności oświetlania szeregu innych pojęć, jak „Kościół”, „Kościoły wolne”, „nowe ruchy religijne”, „religie młodzieżowe” itp.

Pojęciem najbardziej pojemnym jest religijna wspólnota. W znaczeniu państwowoprawnym z zasadzie nie istnieją ani „Kościoły”, ani „sekty”, lecz wyłącznie „religijne wspólnoty”, „religijne zrzeszenia” lub „związki wyznaniowe”, przez sądy rejestrowane na równi jako podmioty prawa publicznego. W języku świeckiego prawodawstwa status taki przysługuje nie tylko trzem wielkim Kościołom: katolickiemu, Kościołom prawosławnym i ewangelickim (w ich tradycji luterskiej i reformowanej), lecz także grupom uznawanym przez te Kościoły jako „sekty”.

Kościoły. Wewnętrzne różnice między chrześcijańskimi Kościołami dotyczą rozumienia działania Boga – tego, jak uobecnia się ono w ich własnym działaniu. Eklezjologia rzymskokatolicka podkreśla ścisły związek między pośrednictwem zbawienia i instytucją: zbawienie jest realizowane poprzez sakramenty i w ramach kościelnej wspólnoty. Ujęcie to podziela także Kościół prawosławny, różnica dotyczy jedynie poglądu na papiestwo. Kościoły Reformacji w dużym stopniu skłonne są uważać katolicko-sakramentalne rozumienie Kościoła za zagrożenie suwerenności Boga a nawet eklezjologiczną zaborczość. Tradycja luterska podkreśla centralne znaczenie nauki o usprawiedliwieniu jako „różnicujący” element w Kościele Chrystusa; eklezjologia kalwińska (reformowana) natomiast uwypukla suwerenne panowanie Boga w stosunku do gminy, dystansując się od urzędowych struktur episkopalnych i monarchicznych. Na podstawie swej liczebności i zakorzenienia trzy wielkie Kościoły kulturowe (katolicki, prawosławne i protestanckie) rozumieją siebie jako „Kościoły ludowe”, ponieważ ich członkowie zostają w nie niejako „wrodzeni”, najczęściej przyjmując chrzest w okresie niemowlęcym.

Tego typu teologiczne subtelności zupełnie nie interesują władz państwowoadministracyjnych; dla nich wszystkie Kościoły, łącznie z sektami, są religijnymi wspólnotami, o ile zabiegają – podnieśmy to jeszcze raz – o przyznanie im przez państwo osobowości prawnej, co dokonuje się na drodze umów, porozumień czy konkordatów zawieranych między państwem i daną religijną wspólnotą.

Wolne Kościoły. Nazwa ta kryje w sobie podwójną treść: niezależność od państwa1 oraz dobrowolność. Dzisiaj na pierwszy plan wysuwa się osobista dobrowolność członkostwa w tych Kościołach, które z tej właśnie racji praktykują chrzest dorosłych względnie chrzest wiary [przez zanurzenie – red.], albowiem przyjęcie do takiej wspólnoty dokonuje się na zasadzie suwerennie przez kandydata podjętej decyzji. Do wolnych Kościołów zaliczają się m.in. baptyści, mennonici a także zielonoświątkowcy.

Z reguły Kościoły te, ściśle zorientowane na Biblię, nie głoszą odrębnych doktryn ani też nie wykształciły jakichś swoistych a nietypowych struktur kościelnych. Elementem dzielącym pozostaje jednak praktyka chrztu wiary udzielanego przechodzącym do tych wspólnot chrześcijanom z innych Kościołów, którzy chrzest przyjęli już w dzieciństwie („nowochrzczeńcy”).

Jedną z pozytywnych a ważnych właściwości wolnych Kościołów jest ich wola i gotowość do nawiązywania więzi z innymi Kościołami. Po drugiej wojnie światowej dochodziło do tworzenia różnych kościelnych aliansów, wśród których najważniejszym pozostaje ukonstytuowana w 1948 r. Robocza Wspólnota Kościołów Chrześcijańskich (ACK = Arbeitsgemeinschaft Christlicher Kirchen); od 1974 r., kiedy do ACK przystąpił Kościół rzymskokatolicki, wzrosło zaufanie między nim i wolnymi Kościołami.

Zanim skierujemy odrębną uwagę na zagadnienie „sekt”, kilka słów poświęcić należy wpierw pewnej problematyce z przedpola. Samo słowo „sekta” stawia nas bowiem w obliczu określonych trudności. Zyskało ono swe znaczenie w okresie, kiedy Kościół cieszył się absolutnym i niekwestionowanym priorytetem. Odchylenia grup z zakresie obowiązującej wiary i wspólnoty określano wtedy jako postawy „heretyckie” (kacerskie), tzn. jako odpadłe od prawdziwej wiary i niebezpieczne dla jedności Kościoła i społeczeństwa; ugrupowania takie ścigano z całą surowością prawa kościelnego i państwowego. Na słowie „sekta” po dziś dzień ciąży owo odium, aktualnie jeszcze wzmocnione pojawieniem się ugrupowań zdecydowanie destruktywnych (np. tzw. „sekty młodzieżowe”), które za naszych dni impregnują znaczeniowe treści pojęcia sekty.

W państwie współczesnym zarówno Kościoły, jak i pozakościelne wspólnoty wiary znalazły się w całkiem innej sytuacji. I już z tego powodu zastanawiać się wolno, czy pojęcie sekty nie stało się w dużym stopniu kategorią bezużyteczną, ponieważ istna eksplozja dzisiejszych ugrupowań religijnych już i jeszcze nie pozwala na wypracowanie bardziej precyzyjnego pojęcia sekty.

Nieco nowego światła rzuca na sprawę inna sensowna możliwość: zamiast przypinania etykietki „sekta” byłoby pewnie stosowniej nazywać określone postawy wiary i życia zachowaniem „sekciarskim”. Obserwując przedziwne sposoby wierzenia i bycia manifestowane przez niektórych konkretnych członków różnych Kościołów, nikt nie zawaha się przed zakwalifikowaniem ich jako postaw iście sekciarskich. Wymieńmy z grubsza kilka spośród takich właściwości: samoizolujący się separatyzm idący w parze z negatywnym nastawieniem do tradycji i do społeczeństwa w ogóle; postawa koncentrowania się na grupie (grupowy egoizm, elitarna świadomość wybraństwa); przesada w akcentowaniu określonych punktów z zakresu chrześcijańskiego Credo i konkretnych postaw praktycznych; nieprzejednany etyczny rygoryzm; zawężenie religijnych i duchowych horyzontów; redukcja języka do żargonu właściwego dla ekskluzywnego klanu wtajemniczonych a tym samym niezdolność do prowadzenia dialogu; doktrynalne i autorytarne struktury itd. Czy takie i wiele innych podobnych postaw nie zasługują na miano sekciarskich? A może nawet już realizują ścisłą definicję sekty? Sekciarska mentalność stanowi realne zagrożenie dla każdego z wielkich Kościołów. Sekciarskie pokusy żłobiące sobie ścieżki w wielkich Kościołach funkcjonują dziś pod takimi szyldami jak: konserwatyzm, integryzm, tradycjonalizm, w sumie – fundamentalizm. W Kościele katolickim zadomawiać się zaczyna termin „katolikalizm” (jako pendant do „ewangelikalizmu”) dla oddania mentalności grup podkreślających zasadniczą „inność” tego Kościoła i przeciwstawiających się wszelkiej formie dialogu tak wewnątrzkościelnego, jak i zewnątrzkościelnego.

Wyliczenie powyższych form zjawiskowych i postaw wiary pozwala na dokładniejsze określenie grup, które dotąd klasyfikowaliśmy – kierując się dobrym lub złym sumieniem – jako „sekty”. Powiedzmy więc tak: wszystko, co przy takim spojrzeniu okaże się ugrupowaniem separatystyczno-sekciarskim, przybliża się najbardziej do tego fenomenu, który w kościelnej tradycji określano mianem „sekty”.

Odosobnione wspólnoty chrześcijańskie. Jeżeli skierujemy teraz uwagę na wspólnotowe twory bytujące poza tradycją kościelną, wówczas wzrok pada najpierw na bardziej stabilne ugrupowania istniejące już od dłuższego czasu – po części nawet ponad sto lat. Obejmują one większą liczbę gmin i mogą być nazywane denominacjami. Są to niekiedy wielomilionowe zrzeszenia międzynarodowe i określane bywają dziś jako odosobnione wspólnoty chrześcijańskie. Przydawka „odosobnione” odnosi się zarówno do głoszonych przez te wspólnoty odrębnych nauk, jak i do faktu zdecydowanego odcinania się od pozostałych Kościołów i wspólnot chrześcijańskich. Do kręgu tych ugrupowań zaszeregować należałoby m.in. tzw. wspólnoty apostolskie, szczególnie Nowy Kościół Apostolski a następnie świadków Jehowy. Rozwój postaw i tutaj jest jednak płynny w tym sensie, że nastawienia separatystyczne tu i tam ustępują na rzecz większego otwarcia się. Współcześnie obserwujemy to przede wszystkim w Zborach Adwentystów Dnia Siódmego, ale także wśród tradycyjnych wspólnot zielonoświątkowych.

O nowych tworach religijnych mówimy, gdy wspólnoty wywodzące się z tradycji chrześcijańskiej przyswajają sobie nowe jakości religijne, które stają się elementami ich zrębów wiary. Konsekwentnie chodzi tu o nowe wspólnoty religijne, które po części bywają określane jako ugrupowania „postchrześcijańskie”. Wymienić tu można Chrześcijańską Wspólnotę Mormonów, Christian Science (Wiedza chrześcijańska); na terenie Niemiec szerzyć zaczyna się dzisiaj bardzo problematyczna i zaborcza wspólnota pod nazwą „Życie uniwersalne”.

Wspólnoty światopoglądowe nie stanowią religijnych wspólnot w ścisłym znaczeniu, tzn. nie są Kościołem czy gminą, nie sprawują żadnych nabożeństw i nie pełnią żadnych funkcji związanych z kościelnym urzędem posługi (np. nie udzielają sakramentów) i dlatego też nie mają odpowiednich nosicieli urzędu (duchownych). W gruncie rzeczy chodzi tu o zrzeszenia religijno-światopoglądowe, które rozumieją siebie raczej jako określone kierunki myślenia i wierzenia niż jako społeczności o wyraźnym profilu wyznaniowym. Należą do tych kół ugrupowania ezoteryczne, jak antropozofowie, spirytyści (mediumizm), okultyści itd. Zwolennicy tych kręgów często pozostają członkami Kościołów i to nawet wtedy, gdy reprezentowane przez nich przekonania nie są już więcej do pogodzenia z wiarą chrześcijańsko-biblijną.

Najnowsze trendy. W obliczu narastającej fali coraz to innych, kuriozalnych wręcz nurtów religijnych wystylizował się w ostatnich latach termin nowe ruchy religijne. Nazwa ta obejmuje tzw. nowe ruchy młodzieżowe względnie sekty młodzieżowe. Są to pojęcia pomocnicze dla scharakteryzowania ugrupowań o bardzo problematycznych metodach działania, jak indoktrynacja, psychomanipulacja, wyzysk ekonomiczny a nawet eksploatacja i deprawacja seksualna, odrywanie dzieci od rodziny itd. Wśród całego szeregu tych fenomenów wymienia się np. Scientology Church („Kościół scjentologiczny”), ruch Transcendentalnej medytacji czy amerykańską zbiorowość o nazwie Dzieci Boga [w Polsce – tzw. Rodzina Miłości]. Społeczne spektrum tych grup wymyka się wszelkim pojęciowym uściśleniom. Oto kilka haseł z zakresu owej scenerii: religijność i praktyki medytacyjne Wschodu, psychotechniki służące osiąganiu prawdziwej tożsamości, praktyki okultystyczne i neopogańskie, kulty sataniczne, New Age (Era Wodnika). Dla uchwycenia jądra tych ruchów już więcej nie wystarcza stara terminologia typu „sekta”, „wyznanie” czy „religijna wspólnota”, a to choćby z tej prostej racji, że te nowe trendy tylko z rzadka wytwarzają trwalsze zręby organizacyjne. Chodzi tu raczej o wykuwanie „nowej świadomości”, kształtowanie nowego sposobu myślenia, w które wdraża się adeptów poprzez publikacje, odczyty, kursy, kongresy i oferty najróżnorodniejszych eksperymentów.

Jeżeli po tej najbardziej ogólnej (i siłą rzeczy ogólnikowej) próbie zinwentaryzowania niezliczonych ruchów religijnych spróbowalibyśmy rzucić okiem na całość zagadnienia, stwierdzimy, że sytuacja na tym polu stała się niezmiernie złożona. Do przeszłości należą czasy klarownych konfesyjnych rozgraniczeń. Każdą religijną wspólnotę czy grupę charakteryzować należałoby zatem oddzielnie, o ile w ogóle możliwy jest dostęp do źródeł ich powstania i działania. Z powyższego przeglądu wynikać zdaje się przynajmniej jedno – to, że operowanie trójdzielnym schematem: Kościół – wolny Kościół – sekta jest dzisiaj narzędziem absolutnie niewystarczającym i nieoperatywnym. Pojęcie „sekta” na naszych oczach ulega znacznej relatywizacji i deemocjonalizacji, choć w jego polu i dzisiaj wystrzelają nowe i zrozumiałe emocje, szczególnie w kręgach i u osób bezpośrednio dotkniętych sekciarską aktywnością. Warto więc z osobna przyjrzeć się „pozostałościom” owego, jakkolwiek by było, nadal elektryzującego terminu. Wydawany w Krakowie miesięcznik „List” (1996, nr 2), poświęcony odnowie życia chrześcijańskiego, w osobnych przyczynkach obficie referuje np. o sektach toksycznych, biblijnych, orientalnych, terapeutycznych, gnostyczno-magicznych i in. – o wszystkich zaś razem jako o „zatrutym cieście”.

Czym wobec tego są sekty?
 
Słowo „sekta” wywodzi się z łacińskiego secta (wskazówka dla działania), który to rzeczownik jest pochodną czasownika sequi (pójść za kimś, naśladować). Na kształtowanie się tego pojęcia wywarł także swój wpływ łaciński czasownik secare (odcinać, odrąbywać) używany na określenie grupy religijnej, która oderwała się od jednego z Kościołów macierzystych2.

Na marginesie rzucić można uwagę, że fenomen sekty nie jest chrześcijaństwu obcy. Paweł z Tarsu postawiony zostaje w stan oskarżenia przed prokuratorem Feliksem o to, że „jest przywódcą sekty nazarejczyków, szerzy zarazę i wzbudza niepokoje wśród wszystkich Żydów na świecie” (Dz. 24:5; por. 24:14 i 28:22). Francuski teolog Jean Duchesne powie bez ogródek: „Wspólnotę wiary cechuje paradoksalny charakter. Może ona wykazywać podobieństwo do sekty lub, jeszcze gorzej, do istnej akumulacji sekt, których nie sposób sprowadzić do wspólnego mianownika. Różnica staje się widoczna najpierw między Żydami i chrześcijanami”3. Autor posuwa się jeszcze dalej, gdy twierdzi, iż podobna różnorodność panuje wśród samych chrześcijan łączących się w jedno z Chrystusem poprzez najprzeróżniejsze modlitwy. Barwne to zróżnicowanie sięga niezliczonej ilości teologicznych szkół, specyficznych a nawet odrębnych duchowości zakonów i zgromadzeń zakonnych; wymienione rozwarstwienie idzie wreszcie w poprzek bogatego życia diecezyj, których biskupi łączą się w następcy Piotra jako swym punkcie zwornikowym. Ostatnio mówi się nawet coraz częściej o ekumenii między „sektami” katolickimi4. Duchesne swemu studium o sektach nadaje znamienny tytuł: „Kościół sekt?”

Sama sekta natomiast widzi siebie inaczej: jest zrywem protestu przeciwko religii czy Kościołowi macierzystemu, który pragnie wydobyć z upadku i doprowadzić do pełni rozwoju; zniekształcona prawda ma zabłysnąć nowym blaskiem, naprostowane mają być drogi wspólnoty i przywrócony właściwy porządek. Sektom zawsze chodzi, jak każdej religii, o zbawienie, prawdę i o wyprostowaną drogę – stale jednak w opozycji do tradycji i religijnego urzędu, od którego pragną się dystansować.

Wobec sekt religie odnosić się mogą w dwojaki sposób w zależności od tego, czy rozumieją siebie ekskluzywnie (religie monoteistyczne) albo inkluzywnie, kiedy mianowicie tolerują a nawet otwierają się na nowe formy doktryny i praktyki (religie Wschodu). W tym drugim wypadku wcale nie musi dochodzić do napięć między główną religią a sektą, sama zaś sekta też nie musi siebie pojmować w sposób ekskluzywny. Sytuacja taka zachodzi na przykład w buddyjskich sektach Japonii, które zwykło się nazywać – neutralnie – szkołami. To samo powiedzieć można o różnych odłamach hinduizmu w Indiach.

Jeżeli natomiast religia macierzysta pojmuje siebie w sensie absolutnym, wówczas sekta występuje w stosunku do niej z własnym roszczeniem do wyłączności. Tam zaś, gdzie macierzysta religia ponadto kształtuje kulturę narodu, tam do dysharmonii religijnej dochodzi rozdźwięk polityczny. Sekta odcina się wtedy nie tylko od wspólnoty religijnej, lecz emigruje także ze społeczności cywilnej. Napięcia na tym polu obserwujemy w islamie, który jako religia zawsze tworzy także nowy porządek społeczny. Tym tłumaczy się okoliczność, że w islamie sekty należą do rzadkości i są wystawione – o ile na danym terytorium nie stanowią większości (jak Druzowie) – na ostre prześladowanie, które łamie wszelką siłę przeżycia.

Na obszarze chrześcijańskim sekty z reguły traktowano podobnie, jako niebezpieczne kacerstwo, i to tak długo, jak długo chrześcijaństwo było religią państwową. A mimo to od zarania swych dziejów chrystianizm konfrontowany bywał z odszczepieniami: arianizm w okresie wędrówki ludów, katarowie we wczesnym średniowieczu, waldensi i husyci u progu Reformacji, poreformacyjny ruch anabaptystyczny, purytańskie odchylenia w Anglii i wiele innych. Spokojnie można powiedzieć, że na chrześcijańskim Zachodzie historia sekt zawsze była jednocześnie historią prześladowań kacerzy i historią sekciarskich wojen. Nieprzejednane rozprawianie się z sektami usprawiedliwiała polityka zarówno Kościoła, jak i państwa. O twej winie zaciągniętej przez Kościół nie wolno zapominać dzisiaj, gdy mówimy o sektach. W religijnym krajobrazie konkretnych państw często też obserwować można było sławetny dwupodział na uprzywilejowane przez państwo wielkie Kościoły (Kościoły ludowe) i mniejsze sekty. Pod pojęcie sekt podpadały przy tym nie tylko grupy o silnych odchyleniach doktrynalnych, jak np. mormoni, lecz także baptyści, metodyści, kwakrzy, adwentyści i in. Sektami nie nazywano natomiast grup nie mających korzeni chrześcijańskich, klasyfikowano je jako „inne religie” lub „religijne stronnictwa”.

W kontekście chrześcijańskim w opisie sekty wybijają się następujące elementy składowe:

Te i inne znamiona sekt weryfikować dałoby się zapewne na niejednym przykładzie. Zamiast wielu ograniczmy się do jednego, barwnego i pewnie najbardziej poglądowego – do świadków Jehowy. Ugrupowanie to demonstruje swą inność nie tylko w opozycji do wielkich Kościołów, lecz także wobec całej kultury świeckiej. Członkowie tej sekty spalają się wręcz w swych natarczywych akcjach misyjnych, świadomie wystawiając się przy tym na ostre konflikty z prawem. Każdy zna ich z ulicy, gdzie niestrudzenie usiłują sprzedawać swą „Strażnicę”. Odmawiają nie tylko służby wojskowej, wzbraniają się także przed wszelką formą cywilnej służby zastępczej, za którą to postawę często płacą więzieniem lub karą pieniężną. W szkołach dzieci i rodzice podpadają swą twardą postawą wobec świąt szkolnych, w szpitalach jako ludzie odrzucający wszelkie chirurgiczne zabiegi. Absolutystyczne roszczenie świadków Jehowy kulminuje w nieugiętej wierze, że tylko oni będą ocaleni przy bardzo już bliskim końcu świata (w ustalaniu coraz to nowych dat tego katastroficznego finału specjalizują się od początków swego istnienia). Obserwowani od zewnątrz wywierają wrażenie zwartego kordonu wojowników o silnej a surowej organizacji wspartej na solidnym światowym biznesie. Nieomal powszechny sprzeciw i ogólne odrzucenie wobec tej sekty sprawiają, że jej członkowie tworzą zamknięty klan, w którym nie ma miejsca dla obojętnych i niezaangażowanych.

A mimo to przedwcześnie byłoby mówić o zmierzchu sekt. Wymieńmy z kolei i w należnym skrócie najważniejsze elementy ich „atrakcyjności”:

A ponad to wszystko – sekty oferują zwartą i jasną naukę. Swym członkom wpajają przeświadczenie o wybraństwie. Ludziom ciężko przez życie doświadczonym, zmagającym się z problemem jego sensu, udzielają odpowiedzi krótkich, prostych a wyczerpujących; opuszczonym i bezdomnym stwarzają atmosferę domowego ciepła i towarzyszą im w doli i niedoli.

Po tych próbach uściślenia klasycznego pojęcia sekty od nowa uporczywie daje o sobie znać artykułowane już pytanie o stopień przydatności tego terminu dla rozeznania się we współczesnym gąszczu i zamęcie religijnych wspólnot. Trzeba bowiem stwierdzić, że w oczach dzisiejszego człowieka znaczenie mają nie tyle różnice teologiczno-dogmatyczne, ile raczej radykalny rozziew kulturowy. Każda grupa, która na podstawie alternatywnych idei i alternatywnego stylu życia konstruuje inny świat i która na dodatek sterowana jest twardą ręką autorytarnego wodza, z miejsca ściąga na siebie podejrzenie o sekciarstwo. Publiczna krytyka osądzać zwykła te grupy ze stanowiska etyki, kierując swe ostrze przeciwko niehumanitarnym sposobom obchodzenia się z ludźmi. Mimo iż krytyka ta w wielu wypadkach jest uprawniona, tzw. „sekty młodzieżowe” nie mogą być jednak oceniane według jednego schematu. Jest bowiem rzeczą jasną, że nie wszystkie te grupy wyzyskują swych konwertytów na tę samą modłę, podobnie jak wcale lepsze nie są stosunki panujące w sektach klasycznych (np. u świadków Jehowy). Dodać też trzeba natychmiast, że również wielkie Kościoły nie są wolne od zagrożeń ze strony tego rodzaju nadużyć.

Zagadnienie pozostaje, jak widać, niezmiernie skomplikowane. Jedno należy podkreślić z całą mocą: określenie „sekta” w żadnym wypadku nie może przekształcić się w zawołanie do zwalczania, niezróżnicowanego dyskredytowania i dyfamacji radykalnych grup światopoglądowych. Egzotyczna mniejszość religijna, grupa o niecodziennych religijnych ideach i niekonwencjonalnym trybie życia długo jeszcze nie zasługuje na miano sekty, a już w ogóle nie może być z góry podejrzewana o etyczne aberracje. Mimo to z pojęcia „sekta” trudno nam zrezygnować. Propozycja, ażeby – bardziej oględnie – zacząć mówić już tylko o „wspólnotach odosobnionych” przechodzi do porządku nad faktem, iż mimo wszelkich rozróżnień uprawnione pozostaje mówienie o „sekciarskiej mentalności”. Po wyeliminowaniu słowa „sekta” jego miejsce zajmie z całą pewnością inne słowo wartościujące. Ilustruje to rozwój wypadków w Stanach Zjednoczonych, gdzie europejskie pojęcie sekty nie jest znane a gdzie zastępczo zadomowiło się negatywnymi treściami nasycone słowo „cult” na określenie różnorodnej maści grup egzotycznych.

Właśnie dlatego, że negatywny sens słowa „sekta” jest nie do wytępienia, dobrze pamiętać należałoby o jednym: zarówno Kościoły jako instytucje religijne, jak i formy kultury świeckiej są żyzną glebą, na której wyrastają i którą żywią się sekty. Śmiało zaryzykować można twierdzenie, iż obu wielkościom – Kościołom i różnym typom kultury – stale będzie towarzyszył taki orszak sekt, na jaki w dużym stopniu same sobie zasłużyły. W myśleniu i życiu sekt znajdują bowiem swe wierne odbicie realne deficyty Kościołów i kultury, narastające wewnętrzne konflikty i autentyczne nadużycia wewnątrzkościelne i wewnątrzkulturowe, które wielkim głosem wołają o ich rozwiązanie. „Nasi bracia w sektach – konstruktywne wyzwanie dla Kościoła”, „Kościół w krzywym zwierciadle sekt” – to tytuły dwu rozdziałów cytowanego już opracowania5.

„Czego więc koniec końców nie dostaje naszemu dzisiejszemu Kościołowi? Manko pewnie najpoważniejsze to zasadniczy brak wewnątrzkościelnego dialogu na te tematy. Zastanawia zjawisko, iż w naszej rzeczywistości tematem wręcz politycznym stała się aborcja, podczas gdy mało kto przejmuje się zagrożeniem na skalę nieproporcjonalnie większą, jakim jest kolektywna aborcja całej ludzkości na skutek nagromadzenia horrendalnych zapasów nuklearnej, biologicznej i chemicznej broni masowej zagłady... Biskup brazylijski Aloisio Lorscheider rzuca retoryczne pytanie: Dlaczego to chrześcijanie do głębi oburzają się na pornografię w strefie seksualnej, głusi pozostając natomiast w obliczu najbardziej odrażającej pornografii zinstytucjonalizowanej niesprawiedliwości? Spytajmy raz jeszcze: Gdzie pozostaje szczera i otwarta dyskusja na temat nękającego nasze Kościoły problemu sekt?!”6

Ks. prof. dr hab. Alfons Skowronek

1 Już w XVI wieku Kościoły te odłączyły się od Kościołów państwowych, deklarując swą wolność.
2 Por. A. Skowronek: Sekty – zgorszenie czy wyzwanie dla Kościoła. Kraków 1992, s. 6
3 Eine Kirche der Sekten? IKZ (1991), s. 129
4 Por. Ökumene-Lexikon, Frankfurt a.M. 1983, s. 1082
5 Skowronek: Sekty..., s. 5nn, 17nn
6 Tamże, s. 22