Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 1997

OBAWY, UTOPIA, NADZIEJA

Alzacja to szczególny kraj, kraj słońca i mgły. Położony w dolinie Renu, na łagodnych wzgórzach i wśród porośniętych gęstymi lasami skalistych Wogezów przyciąga turystów z całego świata nostalgicznym klimatem sielskości. Przez półtora tysiąclecia chrześcijaństwa tej ziemi przewalały się przez nią armie potężnych i wrogich sąsiadów – Niemców i Francuzów, więc prostemu ludowi żyło się ciężko. Dziś dawna chłopska bieda i zgodna z panującą tu od Reformacji doktryną luterską i kalwińską surowość obyczaju widoczna jest tylko w rzadko wyciąganych z kufrów ludowych strojach, w których dominuje czerń, stosowna zarówno dla starszych, jak i dla małych dzieci, na co dzień i od święta.

Oczy turystów cieszą malownicze ruiny średniowiecznych warownych zamków na wzgórzach, ciemne wnętrza kamiennych późnoromańskich i gotyckich kościołów oraz schludne, ukwiecone miasteczka i wsie podobne miasteczkom, gdzie dobrobyt widać na każdym kroku. To, co niegdyś było wadą położenia Alzacji – pogranicze potężnej konkurencji politycznej, gospodarczej i kulturalnej – dziś jest zaletą i źródłem profitów. Alzacja rozkwita, a w jej stolicy, Strasburgu, Unia Europejska (UE) umieściła dwa swe najważniejsze organy: Radę Europy i Parlament Europejski.

Pod piętnastoma flagami

Na zaproszenie ekumenicznej grupy Francuzek wraz z przedstawicielkami kilku polskich Kościołów i Niemcami działającymi na rzecz pojednania niemiecko-francuskiego i niemiecko-polskiego przy Akademii Ewangelickiej w Mülheim miałam szczęście we wrześniu ub.r. gościć w Komisji Rady Europy, zwiedzić imponujący gmach Parlamentu Europejskiego i poznać działalność paru agend Unii. Tylko paru, bo np. Trybunał Europejski mieści się w Luksemburgu, a Komisje: Gospodarczo-Społeczna i Regionów – w Brukseli.

Nad strasburskim Placem Europy powiewa piętnaście flag państw członkowskich, w których żyje łącznie 370 min ludzi. W 2000 r. ok. 60 min z nich ukończy szkołę i albo będzie kształcić się dalej, albo przystąpi do pracy. Czy Wspólny Rynek i unia monetarna zapewnią tej młodzieży lepsze widoki na przyszłość, wykształcenie i zatrudnienie zgodne z kwalifikacjami, o czym ich dziadkowie mogli tylko marzyć, czy też przyniesie kryzysy, bezrobocie i zwrot ku nacjonalizmom? Te pytania stawiają sobie ludzie na Zachodzie, ale zadają je także Polacy, bo Unia obiecała, że w okolicach tej magicznej daty przyjmie nas „do Europy”.

Te obawy nie mogą dziwić, bo wojna na Bałkanach, faszystowskie ekscesy w Niemczech czy gorszące afery w Banku Postępu i Rozwoju w Londynie nadwątliły wiarę w zgodny marsz Europejczyków ku powszechnemu pokojowi i dobrobytowi. Istnienie potężnego aparatu biurokratycznego -UE zatrudnia ponad 24 tys. urzędników – grozi zaś powstaniem gigantycznego, ponadnarodowego urzędu, w którym produkuje się tony przez nikogo nie przestrzeganych dokumentów. Przyjrzenie się z bliska strukturze, poszczególnym agendom i osiągnięciom politycznym i gospodarczym Unii skłania jednak do przekonania, że plusów jest znacznie więcej niż minusów.

Istniejącą od 1974 r. Radę Europy tworzą premierzy państw członkowskich oraz przewodniczący Komisji Europejskiej, którzy zbierają się dwa razy w roku. W Parlamencie Europejskim zasiada 626 deputowanych, wybieranych co pięć lat w wyborach lokalnych proporcjonalnie do liczby mieszkańców. Komisja Europejska (20 komisarzy) jest instytucją wykonawczą UE, posiada inicjatywę ustawodawczą i ocenia politykę zagraniczną poszczególnych państw. Trybunał Sprawiedliwości, tworzony przez 15 sędziów i 9 adwokatów mianowanych przez rządy krajów członkowskich na 6-letnią kadencję, cieszy się zainteresowaniem środków masowego przekazu i dlatego jest bardziej znany od Trybunału Audytorów, badającego prawidłowość i dobrą wolę instytucji finansowych państw UE oraz nadzorującego ich politykę finansową.

Komisja Regionów (222 członków) powstała w marcu 1994 r. jako wyraz oczekiwań, by respektowano nie tylko prawa i tożsamość społeczności regionalnych, ale by do udziału w politycznym i gospodarczym jednoczeniu Europy wciągano też małe, sąsiadujące ze sobą jednostki terytorialne należące do różnych państw Danie swobody integracyjnym działaniom lokalnym i reprezentatywność interesów narodowych we wszystkich organach UE sprawia, że hasło „Zjednoczona Europa – Europą ojczyzn” ma duże szanse realizacji.

Jean-Jacques Fritz, dyrektor Komisji Europejskiej, który przyjął uczestniczki ekumenicznego sympozjum, podkreślił, że przy budowie wspólnego europejskiego domu myślenie o gospodarce nie może przesłonić wspólnego systemu wartości, kultury o korzeniach chrześcijańskich. Po raz pierwszy w historii kontynentu osiągnięto nie tylko pokojowe współistnienie, ale i pojednanie oraz współpracę w punkcie szczególnie zapalnym w stosunkach niemiecko-francuskich – w Alzacji i Lotaryngii. Idea ta była dawniej czystą utopią, podobnie jak upadek sowieckiego totalitaryzmu, a przecież państwa Europy Środkowo-Wschodniej wyzwoliły się zeń i dołączyły do rodziny demokratycznej. „Polska leży w Europie i chcemy jej udziału w zjednoczeniu. Jednak do tego celu potrzeba nie tylko działań przedstawicieli państw, ale również grup obywatelskich i poszczególnych osób. Chrześcijanie wszystkich konfesji – mówił dyrektor Fritz – grupy ekumeniczne takie, jak wasza, mają w tym dziele szczególnie ważny udział”.

Nie oglądać się wstecz

W ewangelickim ośrodku Liebfrauenberg, 60 km od Strasburga, widać, jak poranna mgła unosząc się odsłania rozległą dolinę Renu: z jednej strony Niemcy, z drugiej francuskie Wogezy. Wokół pobliskiej wsi Woerth ziemia gęsto naszpikowana jest pomnikami poświęconymi żołnierzom poległym w bitwie prusko-francuskiej wojny 1870 r. Zginęło wtedy ponad 10 tys. Niemców i prawie 10 tys. Francuzów, ale tego miejsca nie pokazano uczestnikom międzynarodowego ekumenicznego seminarium. Należy do przeszłości, a temat seminarium brzmiał: „Przyszłość jest naszą sprawą”.

Stworzenie jest nam tylko powierzone

Stworzenie, którym człowiek dysponuje i zarządza jako darem od Boga, nie jest jego własnością – można z niego korzystać, należy je chronić, nie wolno bezmyślnie go niszczyć. Ta prawda wydaje się dziś oczywista sporej części ludzi, ale nie wszyscy są do niej przekonani i nie zdobyła sobie pozycji obowiązującego prawa nawet w Europie.

Solange Fernex z Alzacji, prof. Czesława Rosik-Dulewska z Instytutu PAN w Zabrzu, dr Ligia Tuszyńska z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Roland Carbiener z Uniwersytetu w Strasburgu i Bärbel Hülm, minister ochrony środowiska landu Saary, mówili o sposobach przeciwdziałania negatywnym skutkom postępu technicznego. Na przykład aktywność plutonu zawartego w odpadach radioaktywnych trwa 24 tys. lat i jej skutki są na razie niewyobrażalne. Solange Fernex ze stowarzyszenia „Francuzi przeciwko bombie” skrytykowała prowadzone przez Francje próby nuklearne oraz pogląd, że bezpieczeństwo energetyczne zależy od budowy wielkich elektrowni atomowych. Jak więc równoważyć potrzeby społeczne związane z poziomem cywilizacyjnym, z którego nikt nie chce rezygnować, i zachowanie nieskażonej przyrody? Zaspokojenie potrzeb, utylizacja odpadów, nieszkodzenie innym istotom żywym a zarazem nieograniczanie szans rozwoju przyszłym pokoleniom można – zdaniem prof. Rosik-Dylewskiej – osiągnąć pod warunkiem wytworzenia powszechnej świadomości, że zasoby naturalne są ograniczone i muszą wystarczyć wielu pokoleniom, nie wolno więc tolerować krótkowzrocznej ich eksploatacji. Kolejny warunek to zrozumienie, że stanowimy część ekosystemu, a naruszając jego równowagę – szkodzimy sobie. Oszczędzanie, ochrona zasobów natury, np. wody, i powtórne przetwarzanie zużytych surowców powinno stać się powszednim przykazaniem. Z poszanowaniem stworzenia wiąże się też postulat kontroli wzrostu ludzkiej populacji, przy czym jego regulatorami nie mogą być głód, choroby czy wojny ani drastyczne środki przymusu: sterylizacja i aborcja.

Rozbudzenie tej świadomości i odpowiedzialności przez wychowanie i edukację, globalne uregulowania prawne, wspieranie oryginalnych rozwiązań ekologicznych i udzielanie pomocy krajom, których nie stać na drogie energooszczędne inwestycje i technologie, to sposoby, dzięki którym przyczynimy się do zachowania powierzonego naszej pieczy dziedzictwa.

Odpowiedzialni za przyszłość

To, co minister Bärbel Hölm opowiadała o Zagłębiu Saary, zostało przez uczestników sympozjum przyjęte z niedowierzaniem: renaturyzacja, czyli powrót do stanu sprzed przemysłowej dewastacji tego regionu, obejmuje rozbetonowanie uregulowanej rzeki, ochronę wód głębinowych, podział wielkich farm na małe gospodarstwa ekologiczne, wprowadzenie nowych norm ekologicznych w przemyśle, szczególnie surowych dla wielkich przedsiębiorstw (np. zamknięty obieg wody w zakładach Forda), ograniczenie ruchu samochodowego itd. Działania te, choć nie są jeszcze realizowane na skalę zapowiedzianą przez panią minister, pokazują, ile można zrobić na poziomie lokalnym. Pod warunkiem, że świadomość obywateli osiągnęła taki poziom, iż gotowi są ponosić niemałe koszty i znosić uciążliwości zmian, aby żyć w naturalnym środowisku.

Powraca tu problem wychowania. Prof. Carbiener z troską mówił o odsuniętych od kontaktu z przyrodą miejskich dzieciach, które uważają, że krowy są fioletowe (reklama czekolady), a Alf i Wielki Ptak (postacie z telewizyjnych programów) to prawdziwe zwierzęta. Do prawidłowego rozwoju potrzeba nie tylko zdrowej żywności i czystego powietrza, ale również możliwości skupienia, obserwacji życia przyrody w naturalnym rytmie pór dnia i roku. Dzieci obserwują za to niszczenie środowiska i jego dewastację. Boleśnie to przeżywają, a gdy nie widzą pozytywnych zachowań dorosłych, obojętnieją na to, co z początku raniło ich wrażliwość.

Wagę edukacji ekologicznej bardzo mocno podkreślała grupa polska. Jej plany obejmują oddziaływanie na szkołę i za pośrednictwem telewizji na dom, uzmysławianie zachowań niewłaściwych, zagrożeń dużych i małych, promowanie działań pożytecznych i skutecznych, pobudzanie inicjatywy. W wychowaniu dorosłych należy z kolei popierać tworzenie takiego systemu gospodarczo-finansowego, by działania ekologiczne były opłacalne, wprowadzanie odpowiedniego prawodawstwa z jednoczesną jego egzekucją, stworzenie ogólnie dostępnego poradnictwa w dziedzinie technologii i materiałów oszczędnych, zdrowych, dostępnych.

Co można zrobić konkretnie?

Do zrobienia jest dużo. Poczynając od własnego gospodarstwa domowego i własnych dzieci można wywierać wpływ na postawę i działania swojej grupy środowiskowej, kamienicy, bloku, osiedla, organizacji lub stowarzyszenia. Można wspierać inicjatywy innych lokalnych grup (np. wspólnie bronić się przed wycinaniem drzew czy likwidacją terenu rekreacyjnego pod budowę zakładu) oraz akcje takie jak „Rodzić po ludzku”, kupować bezpieczną dla zdrowia żywność, oszczędzać wodę itd.

W biblijnym ujęciu raj był ogrodem, który człowiek uprawiał i z którego został wypędzony za swój grzech. Budowane z rozmachem miasto Babel było z kolei w zamyśle pomnikiem ludzkiej pychy. We współczesnych miastach również istnieje wiele zła: zadufanie we wszechmoc postępu, nauki i techniki, znieczulica, konsumpcjonizm, niszczenie resztek naturalnego środowiska. Ale miasto nie jest wcieleniem zła, to w nim nastąpiło opamiętanie i przebudzenie. Dążąc do niebiańskiego Jeruzalem (biblijny wzorzec miasta) mamy wypełniać to, co powierzono nam na początku.

Stale na nowo musimy sobie uprzytamniać, że nie jesteśmy właścicielami Ziemi, lecz jej użytkownikami i szafarzami. Ponosimy podwójną odpowiedzialność: przed Bogiem i przyszłymi pokoleniami. Dlatego Kościoły – wspólnoty ludzi wierzących – muszą czasem ingerować w sprawy wykraczające poza ramy kultu religijnego: apelować do samorządów lokalnych, swoich posłów w parlamencie, sygnalizować naganne zjawiska. I nie zapominać, że w kazaniach, zajęciach szkoły niedzielnej, kursach i obozach katechetycznych czy przy okazji różnych świąt sprawa pieczy nad stworzeniem musi stale powracać – jako jedna z form wypełniania przykazania o miłości Boga i bliźniego.

Kobiety, choćby z racji tradycyjnej roli karmicielek i opiekunek, są wręcz predestynowane do tego, by o tę wspólną sprawę nieustępliwie zabiegać. Taka była konkluzja sympozjum w Liebfrauenbergu. W tym ośrodku ewangelickim, położonym na miejscu kaplicy pod wezwaniem Marii Panny (Liebe Jungfrau), w VIII w. miał siedzibę pierwszy biskup Strasburga. Rewolucja francuska zmusiła franciszkanów, którzy w XV w. wybudowali tam klasztor, do opuszczenia wzgórza. Dziś znów płynie stamtąd nad doliną dźwięk dzwonów, wzywając do modlitwy. To symbol i wyzwanie. Mogłyśmy tam potwierdzić, że przyszłość istotnie jest naszą sprawą.

Krystyna Lindenberg