Drukuj

1-2 / 1998

GŁOS SPRZED DZIESIĘCIOLECI

Rozpoczęło się odliczanie dni dzielących nas od nowego tysiąclecia, od nowych, choć tak naprawdę odwiecznych, nadziei, szans i obaw. Jeżeli rzeczywiście historia jest nauczycielką życia a pamięć o przeszłości pozwala uniknąć błędów raz już popełnionych, to być może pożyteczna okaże się lektura nowej – wyjątkowo tym razem obszernej – rubryki, pozwalającej przemówić starym zeszytom „Jednoty” (zachowujemy pisownię i styl oryginału, poprawiając tylko ewidentne błędy literowe).

Na początek zajrzeliśmy do „Jednoty” z roku 1928 i od razu w numerze styczniowym natrafiliśmy na wypowiedzi warte przytoczenia dziś, po równo siedemdziesięciu latach. Lekturze towarzyszyło dziwne uczucie zdumienia tym, jak wiele się przez ten czas zmieniło a jednocześnie jak wiele pozostało bez zmiany.

Noworoczne kazanie ks. Ludwika Zaunara jest swego rodzaju exposé na temat ówczesnej ewangelicko-reformowanej wizji państwa polskiego oraz roli i przyszłości ewangelicyzmu. Drugi artykuł, niepodpisany, dotyczy sytuacji samej „Jednoty”. Wnioski nasuwają się same – red.

 

...Z łaski Bożej przeżyliśmy znowu rok jeden. Dzisiaj stoimy jeszcze na rubieży dwóch okresów czasu, żegnając to, co się już przeszłością stało, i oczekując tego, co faktem i przeżyciem naszem w najbliższych już może dniach się stanie.

Jeżeli słusznem jest zdanie, że historja jest wielką nauczycielką życia i że badanie dziejów przeszłych pozwala nam niejako przewidzieć dzieje przyszłe i uniknąć wielu błędów w przeszłości popełnianych, to słusznem będzie, abyśmy, spoglądając przed siebie w rok 1928, obejrzeli się też poza siebie i raz jeszcze rzucili okiem na to, cośmy w r. 1927 przeżyć z woli Bożej mogli. (...)

Nas ewangelików-reformowanych w Polsce interesują głównie trzy rzeczy: rozwój i wzrost społeczeństwa i państwa, którego cząstką nierozdzielną, acz obecnie drobną, jesteśmy od wieków, sprawa ewangelicyzmu w Polsce i sprawa ewangelicyzmu w wszechświecie. (...)

Można powiedzieć bez żadnej przesady, że przeżyliśmy pierwszy rok od chwili zmartwychwstania Ojczyzny w atmosferze wiary w przyszłość i zaufania do tych, którym Bóg włożył na barki ciężki i odpowiedzialny wielce obowiązek kierowania losami państwa. (...) całe społeczeństwo poczuło, iż obecnie żyjemy w innych i lepszych warunkach aniżeli te, które nas musiały napełniać trwogą od zarania trwania Polski powojennej do maja 1926 r. Tę zasadniczą zmianę sytuacji wewnętrznej wnet dojrzała i oceniła opinja społeczeństw obcych, wzmagając w nich wiarę w celowość i konieczność poparcia dążeń społeczeństwa naszego do bytu samodzielnego, jaknajszerzej i najtrwalej ugruntowanego. Wzrost oszczędności, produkcji i spożycia, rozwój handlu zagranicznego, ogromny spadek liczby bezrobotnych, a przeto polepszenie się sytuacji materjalnej tysiącznych mas robotniczych, poprawa już zapoczątkowana bytu urzędników państwowych, troska o właściwy stosunek urzędu do obywatela, o podniesienie czystości kraju, wreszcie ostatnio uzyskanie pożyczki zagranicznej i szczęśliwe uregulowanie pokojowego współżycia z Litwą – oto szereg faktów, które mówią same za siebie i pozwalają nam wierzyć, że marzenie o „lepszem jutrze” w naszem życiu społecznem nie jest jedynie bajką lub obiecanką, lecz że zorzę tego jutra dał nam Bóg oglądać już w roku ubiegłym. I chociaż jeszcze dużo jest do zrobienia, aby to jutro stało się „dniem dzisiejszym”, to jednak mamy wszelkie prawo, a nawet obowiązek, jako wierni członkowie swego społeczeństwa i dobrzy obywatele państwa, dziękować Bogu za Jego ku nam miłość i dobrotliwość!

Pozycja ewangelicyzmu w kraju naszym doznała wzmocnienia tak od wewnątrz, jak i ze strony czynników czysto zewnętrznych. Uchwalone na Zjeździe Wileńskim w listopadzie 1926 r. utworzenie „Rady Kościołów” było w r. 1927 przedmiotem rozważań wszystkich zainteresowanych Kościołów Ewangelickich, uzyskując aprobatę i poparcie wszystkich najwyższych i decydujących instancyj kościelnych, przez co „Rada” przechodzi ze stanu teorji do sfery praktycznego życia i czynu. Oczywiście, że we wszystkich środowiskach kościelnych ewangelickich znaleźć można jednostki, a nawet zastępy całe sceptycznie, a nawet wręcz niechętnie i wrogo wobec projektu „Rady” usposobione, były one atoli tymi wyjątkami, które w myśl przysłowia potwierdzają tylko regułę konieczności bliższego zespolenia się ewangelickich odłamów w jeden, choćby tylko dla obrony wspólnych interesów i celów, związek. (...) W tej sferze niestety pole leży zupełnie odłogiem, stosunki pomiędzy oddzielnemi grupami ewangelickiemi są często bardzo dalekie od tych, któreby na miano „bratnich” zasłużyć mogły, ale mimo to dziękujemy Bogu, iż wiodąc nas do celu jedności w prawdzie Ewangelji Chrystusowej popchnął nas słabych i często opornych na drodze wspólnej, a przez to nas wzmocnił wewnętrznie, pokrzepił w naszych trudach i bojach, ukazał jutrzenkę wschodzącego „lepszego jutra” dla sprawy Ewangelji Chrystusowej w kraju naszym. (...)

A wreszcie w życiu ewangelicyzmu czy nawet chrześcijaństwa światowego odbił się rok 1927 w sercach ludzi miłujących prawdę gromkim echem. Obradująca w Lozannie w lipcu 1927, ogólno-światowa konferencja wszystkich Kościołów chrześcijańskich, z wyjątkiem oczywiście rzymskiego, pomyślana jako dalszy ciąg pracy rozpoczętej w r. 1926 w Stokholmie, była przebłyskiem tego zrozumienia, że tam gdzie jest jeden Bóg, jeden Zbawiciel – Chrystus Pan, jedna wiara i jeden chrzest, musi też być wspólna dążność do jednego celu, aby wewnętrznie stać się tą owczarnią Chrystusową, nad którą panuje niepodzielnie i którą prowadzi rzeczywiście On – Chrystus Król. Jakże słuszną jest rzeczą, abyśmy wielbili dobroć Boga za to, że w czasach, kiedy jest tyle do zrobienia i budowania na ruinach po wielkiej wojnie pozostałych, kiedy troski materjalne absorbują zda się całkowicie tak jednostki jak i całe narody – On staje na naszych drogach i zwraca uwagę naszą na rzeczy i sprawy nie z tego świata. Dziękować Mu winniśmy, że idea, którą reprezentuje ewangelicyzm od pierwszych chwil swego istnienia – „jedność ducha w różnorodności formy” zatacza coraz to szersze kręgi, ogarnia już i poza ewangelicyzmem stojące grupy chrześcijańskie i ukazuje nam w ten sposób pierwsze brzaski tych odległych jeszcze dni, kiedy Jednemu Panu za pośrednictwem Jednego Pośrednika oddawać będziemy cześć w duchu i prawdzie jako bracia w miłości złączeni. (...)

Ze słowem dziękczynienia chcemy wejść w nowy rok ufając, że będzie on dalszym ciągiem tej wielkiej pracy, jaką Bóg Wszechmocny nam ewangelikom w Polsce przekazał. Pracujmyż przeto ochoczo, prosząc Boga w modlitwach naszych, aby kraj nasz krzepł wewnętrznie i zewnętrznie, aby Ewangelja świeciła nad nim coraz jaśniej, łącząc to, co już dla siebie zdobyła, i zyskując dla siebie serca nowe, aby wreszcie Jezus Chrystus mocą swoją zespolił nas wszystkich w jedno, w jedności wiary i miłości i poznaniu zbawiennej prawdy Jego!

Ks. Ludwik Zaunar
[„Jednota” 1928, nr 1, s. 1-3]

Trzeci rok

Numer niniejszy „Jednoty” rozpoczyna trzeci rok istnienia czasopisma naszego. Dwa lata żmudnej pracy redakcyjnej leżą za nami. Ten ubiegły okres czasu przekonał nas dowodnie, w jak ciężkich warunkach pracować zmuszeni są u nas ci, którzy podejmują zamiar wydawania pisma o treści poważnej, nie goniącego za sensacją i nie schlebiającego instynktom tłumu.

Pod względem materjalnym walczyć musieliśmy z wieloma trudnościami, często paraliżującemi najlepsze chęci nasze i zamierzenia. Naszym współpracownikom, oprócz podzięki, nie mogliśmy nic innego ofiarować za trudy ich i pracę, a jednak pomimo to wydawnictwo nasze nie tylko się nie opłaca, ale wymaga od Kolegjum Kościelnego Parafji naszej, jako wydawcy pisma, znacznych dopłat pieniężnych na pokrycie deficytów. Wśród szerokich sfer współwyznawców naszych mało znajdujemy zrozumienia, uznania i poparcia materjalnego. Rozumiemy, że w parafjach naszych prowincjonalnych pismo o takim poziomie jak „Jednota” nie może liczyć na masowych odbiorców, ale od inteligencji naszej mieliśmy prawo oczekiwać żywego zainteresowania się pracą i zamierzeniami naszemi a także ich poparcia.

Pomimo to nie upadamy na duchu i dalej pracę naszą w trzecim roku prowadzić zamierzamy. Zachęcają nas do tego i otuchy nam dodają zarówno słowa uznania i zachęty licznych przyjaciół pisma naszego, jak i fakt ponownego rozszerzenia się grona współpracowników naszych, którzy widocznie uznają potrzebę istnienia u nas pisma o charakterze naszej „Jednoty” i z całą gotowością i bezinteresownością ofiarowali nam cenne współpracownictwo swoje. (...)

[„Jednota” 1928, nr 1, s. 3]