Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1998

W imieniu Wydawnictwa Naukowego Semper wyrażam wdzięczność Pani Redaktor Krystynie Lindenberg za wnikliwą recenzję książki W. Lehfeldt pt. „Majątek Lehfelde” („Jednota” nr 12/1997).
Właściwie jestem gotów podpisać się pod każdym zdaniem owej recenzji. Szanowna Recenzentka zwróciła uwagę na niedoskonałości tekstu, który się ukazał. Wymieniła bulion z kluskami, suknie wieczorowe, kożuch, statki wojenne, pnącą lipę, stogi-sągi (tu rzeczywiście nasze rozstrzygnięcie było kretyńskie), kufer (który staje się walizką), wójtów (czyli obgadanych Michników lub Tischnerów), woźnych zamiast stajennych oraz parowiec.
Jestem gotów ewentualnie spierać się jedynie o bulion. Otóż temat ten był przedmiotem dyskusji między Autorką, Tłumaczem i redaktorem wydawnictwa. Chodziło o to, czy bulion jest w zachodniej Wielkopolsce rosołem, czy nie jest. To samo dotyczy dychotomii kluski-makaron. Dyskutowaliśmy m.in. o tym, czy wójtowie-Wielkopolanie, warząc posiłki na dworze (zabranym przez Bismarcka Powodowskim), mogli się posługiwać włoskim wyrazem „makaron”. Poglądów nie udało się uzgodnić. (Tak, tak, Pani Redaktor - dlaczego Pani nie napisała, że poprzednimi właścicielami Powodowa byli Powodowscy, a zatem dlaczego nie daliśmy odpowiedniego przypisu? Warto jeszcze rozwinąć następujący temat: czy Powodowscy byli ewangelikami?)
Zgadzając się zatem z Recenzentka w generaliach, pragnę zwrócić uwagę na elementarną prawdę edytorską: inaczej wydaje się edycję naukową wspomnień, których autor nie żyje, inaczej zaś pamiętnik osoby, która żyje i jest w pełni świadoma tego, co napisała. Pani Walburg Lehfeldt nie tylko ma się dobrze, ale zna język polski, w Polsce bywa i publikuje. Miała i chciała mieć wpływ na wiele szczegółów tłumaczenia. O przypisach „prostujących” sądy lub nawet błędy Autorki (parowiec!) nie mogło być mowy. Kryterium naukowości w humanistyce ma specyficzne rysy!
Notabene wydawca chciał, aby był to autentyczny głos Niemki. Jeśli Autorka napisałaby, że Polacy są czarnoskórymi Żydami i mają żółte podniebienia, to jako wydawca nie umieściłbym żadnego przypisu. O to właśnie wszystkim zaangażowanym w edycję osobom chodziło. Tak rzecz zrozumiał również Andrzej Szczypiorski, któremu nie można odmówić wyczucia w tych sprawach (czytał, oczywiście, tekst w niemieckim oryginale oraz w polskim tłumaczeniu!). Dlatego - śmiem nieskromnie twierdzić - książka jest unikalna i w ewentualnym drugim wydaniu tekst nie powinien być rewidowany - z wyjątkiem kilku ewidentnych literówek, o których wszak szanowna Recenzentka grzecznie nie wspomina, za co jestem jej bardzo wdzięczny!
Z wyrazami szacunku

Włodzimierz Zuzga
Wydawnictwo Naukowe Semper


PS. Pani Redaktor Krystyna Lindenberg próbuje „zlokalizować” naszą oficynę jako znaną z publikacji o historii polskiej Reformacji. Jesteśmy ewangelikami (właścicielka wydawnictwa oraz niżej podpisany). Rzeczywiście staramy się być skrajnie spolegliwi wobec historyków polskiego ewangelicyzmu. Rzeczywistość jest jednak taka, że z wydanych przez nas 250 tytułów książek naukowych tylko kilka (ku naszej rozpaczy) wiąże się jakoś z ewangelicyzmem. Wydajemy również 10 czasopism (wśród nich najstarsze humanistyczne czasopismo polskie), z których tylko „Odrodzenie i Reformacja w Polsce” może być - i powinno - jakoś kojarzone z protestantyzmem.

* * *

Książkę Walburg Lehfeldt polecałam Czytelnikom z całym przekonaniem, co powiedziane jest także expressis verbis: „...książka jest fascynująca i - dodajmy ­ niezwykle potrzebna. Powinna trafić do jak największej liczby polskich domów”. Jako redaktor-profesjonalistka nie mogę aprobować błędów ani ich apologetyki. Brata-ewangelika (reformowanego) proszę nieśmiało: mniej jadu, więcej chrześcijańskiej miłości.

Krystyna Lindenberg