Drukuj

4 / 1998

Wielce Szanowna, Kochana Pani Lindenberg,
celowo w nagłówku umieściłam słowo Kochana, co nie jest zwykle stosowane, jeśli się kogoś nie zna osobiście, ale Pani, jako Polka, zrozumiała mnie lepiej niż wielu Niemców. Ks. dr Danyš przysłał mi tu na Południe, do mego zimowego zacisza, Pani znakomitą recenzję polskiego wydania mojej książki „Majątek Lehfelde”.
Moje pierwsze niemieckie wydanie z 1986 r. miało, dzięki staraniom wydawnictwa, 42 recenzje w bardzo ważnych pismach, jak „Hamburger Abendblatt” i „Die Zeit” (w mutacjach południowoniemieckiej i wschodniopruskiej), ale żaden z niemieckich recenzentów nie potrafił, mimo że czytał książkę w moim ojczystym języku, tak dobrze wyrazić tego, co ja właściwie chciałam powiedzieć i poddać analizie (w czasie, kiedy brak było nadziei, a Polska - komunistyczna), jak Pani, której ani nie znam, ani o której dotąd nie słyszałam.
Tymczasem wszystko się zmieniło, ponieważ przyjechali [do Niemiec – red.] ks. Danyš, Danek Żuralski, jego córka Izabella (obecnie pracuje w Getty Museum w Los Angeles), Ina Stadie - siostra Danka, bardzo przeze mnie kochana, mogę powiedzieć, że prawie moja przybrana córka [...]. A więc od otrzymania Pani opracowania w „Jednocie” czuję się z nimi jeszcze ściślej związana, chociaż sama starałam się Pani długi artykuł, z wielkim trudem i posługując się zwykłym słownikiem, przetłumaczyć. Oczywiście w moim tłumaczeniu są jeszcze niedokładności, ale je wygładzę. Jednak już przez tę wielką pracę jest mi Pani bardzo bliska.
To byłoby wszystko na dzisiaj, na nawiązanie pierwszego kontaktu i, kiedy ten list dojdzie do Polski, wyślę Pani także nagrane na taśmę przemówienia, wygłoszone podczas promocji książki 16 maja 1997 r. w Instytucie Historycznym w Warszawie.
Z serdecznym podziękowaniem i wieloma dobrymi życzeniami

Walburg Lehfeldt
Les Arcs, Francja, 4 lutego 1998 r.

________
* W poprzednim numerze zamieściliśmy list red. Włodzimierza Zuzgi z Wydawnictwa Naukowego Semper na temat recenzji książki „Majątek Lehfelde” – red.