Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 / 1998

Moje spojrzenie jest spojrzeniem biologa i być może wyda się w pierwszej chwili zawężonym spojrzeniem specjalisty. Mimo to jestem pewna, że bardzo szybko w ujęciu tym ujawni się teolog broniący pobożności, sprawiedliwości i pokoju. Także tytuł tego wykładu można rozumieć na wiele sposobów i bardzo dobrze oddaje on rozmaite aspekty, jakie zamierzam poruszyć1.

Najoczywistszy jest aspekt biologiczny: łańcuch to model używany do przedstawienia materii, która pomaga określić nasze cechy. Geny, swoiste „jednostki dziedziczenia”, są częścią łańcucha makrocząsteczki DNA (kwasu dezoksyrybonukleinowego). Każdy z nas posiada je w każdej komórce swego ciała. Dotyczy to wszystkich istot żywych: od bakterii po słonecznik i od biedronki po małpę. Nasze DNA zawiera ok. 50 tys. genów, ale nie są one jego jedynym składnikiem, nie znamy jednak funkcji owej, znacznie większej, reszty. U ludzi tylko ok. jednej dziesiątej DNA w każdym jądrze komórkowym składa się z genów. Niektórzy biolodzy molekularni określają tę resztę dość lekceważąco jako „złomowisko DNA” albo „nonsensowne DNA”.

W ciągu paru ostatnich dziesięcioleci biolodzy dowiedzieli się wiele na temat funkcjonowania genów, jak działają i co je reguluje, a w ostatnim dwudziestoleciu nauczyli się nimi manipulować: można sprawić, że geny staną się nieaktywne, można je wszczepiać lub przenosić w taki sposób, że granice między gatunkami przestają odgrywać jakąkolwiek rolę. Techniki te składają się na nową dziedzinę inżynierii genetycznej, która stanowi gałąź biotechnologii, a przez niektórych uważana jest za wielce problematyczną. Problemy powstają, ponieważ posiadamy jedynie ułamkową wiedzę, podczas gdy wciąż istnieją ogromne luki. Zastosowanie jakiejś techniki oznacza zawsze eksperymentowanie w układzie, w którym uczyć można się jedynie metodą prób i błędów. Sprawa komplikuje się dodatkowo: błędy mogą ujawnić się dopiero po latach, gdy niemożliwe jest już przywrócenie stanu pierwotnego. Takie są biologiczne uwarunkowania tego, czym zamierzam się zająć. Oto dlaczego sama zachowuję wielką ostrożność w stosunku do tej nowej technologii, choć wiem, jakie nadzieje wiąże z nią medycyna, rolnictwo i technologia produkcji żywności.

Od czterech lat jestem członkiem grupy roboczej Europejskiej Komisji Ekumenicznej „Kościół i Społeczeństwo” (EECCS) w Strasburgu. Zespół ten został utworzony w celu krytycznego towarzyszenia pracom nad Konwencją Praw Człowieka i Biomedycyny (dawniej „Konwencji Bioetycznej”) Rady Europy, ale również w celu monitorowania nowych osiągnięć biotechnologii i ich etycznych skutków w Europie. Grupę naszą tworzy obecnie dziewięcioro członków z Norwegii, Wielkiej Brytanii, Niderlandów, Francji, Niemiec, Szwajcarii i Włoch. Jest wśród nas sześciu mężczyzn i trzy kobiety – w tym czworo teologów, troje naukowców, teolog (dawniej naukowiec) i prawnik. Ja reprezentuję Ekumeniczne Forum Chrześcijanek Europy.

Konwencja Praw Człowieka i Biomedycyny

Konwencja obejmuje jedynie wąski wycinek biotechnologii. Oceniliśmy siedem wersji roboczych Konwencji Bioetycznej i dostarczyliśmy dwie pisemne opinie krytyczne, które częściowo uwzględniono w wersji końcowej. Przyjęto nasze żądanie, by przed każdą interwencją medyczną pacjenci byli o niej informowani i mogli dobrowolnie wyrazić zgodę. Ostateczny tekst Konwencji opublikowano w listopadzie 1996 r.
Mówiąc szczerze, nikt z członków zespołu nie jest nią zachwycony, ale większość z nas uznała ją za mniejsze zło: lepsza taka Konwencja niż żadna. Ja sama, jako Niemka, myślę, że nie zasługuje ona na swą nazwę: „Konwencja na rzecz Ochrony Praw Człowieka i Godności Istoty Ludzkiej pod względem Zastosowania Biologii i Medycyny”. Budziła ona – i nadal budzi – duży opór w Niemczech, zwłaszcza ze strony instytucji i szkół dla dzieci upośledzonych oraz ze strony wielu środowisk kościelnych. Powód: przepisy niemieckie są ostrzejsze, a niemieckie prawo lepiej chroni pacjentów niż Konwencja. Kwestie sporne leżą na styku interesów przemysłu i nauki. Konwencja natomiast traktuje badania naukowe jako dobro samo w sobie, które automatycznie prowadzi do poprawy warunków ludzkiego życia.

Niektóre punkty dyskusyjne:
1. Czy można udostępniać towarzystwom ubezpieczeniowym lub zwierzchnikom pacjentów wyniki predykatywnych testów genetycznych? Nasza grupa była zgodna, że nie wolno tego robić, bo przyniesie to niesprawiedliwe traktowanie i dyskryminację części klientów czy pracowników. W Konwencji nie znalazła się jednak stosowna regulacja. Długo dyskutowany artykuł „Wymowa skutków”, obecny w wersjach roboczych, zniknął z wersji ostatecznej.
2. Co z badaniami na ludziach, którzy nie są w stanie wyrazić zgody, nawet jeśli te badania służą wyłącznie ich dobru (art. 17.2)? (Ludzie niezdolni do wyrażenia świadomej zgody to np. dzieci, osoby upośledzone umysłowo czy ludzie starzy w określonych okolicznościach.) W tej kwestii zespół nasz był podzielony, choć artykuł ten jest sprzeczny z obowiązującym zapisem z 1949 r., przyzwalającym na badania na istotach ludzkich wyłącznie po udzieleniu przez nie dobrowolnej i świadomej zgody. Nie jest też zgodny z niemieckim przepisem, który zakazuje lekarzom prowadzenia badań na ludziach przebywających w zakładach zamkniętych (Arzneimittelgesetz). Konwencja wymienia warunki, jakie należy spełnić, aby móc prowadzić tego typu badania. Oto niektóre z nich: nie może istnieć alternatywa „porównywalnej skuteczności”; ryzyko nie powinno być „nieproporcjonalne w stosunku do potencjalnych korzyści”; dla zainteresowanej jednostki badanie może nieść jedynie „minimalne ryzyko i minimalne obciążenie”; rezultaty muszą przynosić korzyść także (...) innym osobom w tym samym przedziale wiekowym lub dotkniętym tym samym schorzeniem czy zakłóceniem albo znajdującym się w tym samym stanie”. Wszystkie te warunki wymagają szczegółowych objaśnień dotyczących poszczególnych przypadków. Kto ma tych objaśnień udzielać i nadzorować te interpretacje? Artykuł ten wywołał bardzo silny sprzeciw w Niemczech – jest to całkowicie zrozumiałe i usprawiedliwione z uwagi na nasze złe doświadczenia sprzed mniej więcej sześćdziesięciu lat.
Jako chrześcijanie wierzymy, że nikomu nie wolno manipulować inną ludzką istotą i że każdy człowiek ma prawo żyć po swojemu. Słabsi potrzebują do tego naszej opieki. Czy mogą istnieć wyjątki?
3. Co z badaniami na płodach ludzkich (art. 18)? Konwencja zakazuje tworzenia ludzkich zarodków do celów badawczych, ale w samym badaniu płodów nie dostrzega niczego niewłaściwego. Sprzecznością tą ma zająć się dodatkowy Protokół. Problem jednak w tym, że już obecnie mamy do czynienia ze sprzeczną legislacją narodową, na przykład z niemieckim przepisem o ochronie płodów (Embryonenschutzgesetz), zakazującym wszelkich badań na płodach ludzkich. Podczas prac nad Protokołem Rada Europy zorganizowała w grudniu 1996 r. w Strasburgu sympozjum nt. „Prokreacja wspomagana medycznie a ochrona płodu ludzkiego”. Mówcami byli przeważnie naukowcy prowadzący badania w dziedzinie medycyny, prawnicy i etycy. Nasz zespół poproszono o zaprezentowanie stanowiska na temat „Natura i status płodu ludzkiego”, co przedstawiliśmy na zakończenie sympozjum jako „punkt widzenia instytucji religijnych i świeckich” katolickim, prawosławnym, żydowskim i muzułmańskim uczestnikom sympozjum oraz przedstawicielowi International Humanist and Lay Union.

Referat ten odzwierciedlał różnice opinii w naszym zespole. Ja na przykład dostrzegam ogromne zalety ustawodawstwa niemieckiego. Był to więc w pewnym sensie referat dialektyczny, zawierający sformułowania typu „z jednej strony – z drugiej zaś strony”. Niemniej jednak było dla nas jasne, że musimy dążyć do tego, by „życie ludzkie pozostało ludzkie”.

Podczas tego sympozjum niektóre kwestie stały się oczywiste.

Po pierwsze, istnieje silny związek między zapłodnieniem in vitro a badaniami nad płodami ludzkimi. Zapłodnienie in vitro nie jest szczególnie udaną metodą. Stopień jej powodzenia zależy od tego, jak często kobieta podejmuje takie próby oraz ile czasu i wysiłku poświęca się w danym kraju na doskonalenie tej techniki, i wynosi od 10% do 20%. Ulepszenie tej metody wymaga określonych badań embrionologicznych, co oznacza poświęcenie w tym celu części płodów.

Po drugie, musimy w Niemczech przygotować się do nieulepszania metody zapłodnienia in vitro. I nie jest to chyba zły wybór. W większości przypadków i tak nie jest to najlepszy sposób na udzielanie pomocy bezdzietnym parom. Jak pokazują statystyki, spośród zdecydowanej większości bezdzietnych par szukających porady kobieta zachodziła w ciążę bez sztucznej pomocy, niekiedy po prostych diagnostycznych badaniach, a ponad połowie wystarczyła rozmowa i wyjaśnienie problemów przez specjalistów. Pozostają jednak przypadki, w których, np. w wyniku chorób wenerycznych przebytych w młodym wieku, metoda zapłodnienia in vitro jest jedyną szansą dla kobiety chcącej urodzić dziecko. Uważam osobiście, że lepszą strategią byłby rozwój edukacji zdrowotnej i opieki lekarskiej nad dziewczętami w okresie przedmałżeńskim.

Po trzecie, badania na płodach ludzkich mogą być wykorzystywane nie tylko do doskonalenia metody zapłodnienia in vitro, ale i do innych celów, np. do badania i diagnozowania różnych chorób. Szczególne zainteresowanie budzi diagnostyka preimplantacyjna, swego rodzaju „test jakości” przeprowadzany na płodach w probówce, zanim zostaną ponownie wszczepione do macicy metodą zapłodnienia in vitro. Nastąpiło tu przekroczenie granicy i wejście w obszar eugeniki.

Znowu musimy zadać sobie pytanie: jeśli płody ludzkie są już istotami ludzkimi, to czy można je poświęcić dla jakiegokolwiek celu?

Czego Konwencja nie reguluje?

Oto kilka przykładów:
1. Wybór płci jest dozwolony, jeżeli „pozwala uniknąć ciężkiej dziedzicznej choroby związanej z płcią” (art. 14). Znaczy to na przykład, że w rodzinach, w których w przeszłości dzieci płci męskiej zapadały na określone ciężkie choroby (np. hemofilię), będą mogły się rodzić jedynie dzieci płci żeńskiej. Ofiarami padną chłopcy. Pragnę przypomnieć tu motto zeszłorocznego „Tygodnia życia” w Kościołach niemieckich: „Każde dziecko jest godne miłości”. Zakłada to bardzo krytyczne spojrzenie na diagnostykę prenatalną.
2. Nie ma zakazu manipulowania ludzkimi komórkami rozrodczymi. Art. 13 być może próbuje tego zakazać, ale ujmuje to bardzo łagodnie: interwencje nie powinny mieć na celu „wprowadzania jakiejkolwiek modyfikacji genomu (tj. materiału dziedzicznego) u żadnego z potomków”. Ale jeśli taka modyfikacja przy okazji nastąpi, to trudno.
3. Nie ma w Konwencji ani słowa o klonowaniu istot ludzkich, ale Rada Europy postanowiła w lipcu 1997 r. dodać Protokół wprowadzający ścisły zakaz klonowania ludzi.
4. Nie wspomniano o możliwościach opatentowania żywych organizmów i ludzkich genów. Patent daje wynalazcy wyłączne prawo do przemysłowego wykorzystywania swych odkryć. Obecnie zmodyfikowane genetycznie rośliny i zwierzęta oraz wyodrębnione geny mogą zostać uznane za „wynalazki”, jeśli okaże się, że wolno je opatentować.

Patenty na żywe organizmy i (ludzkie) geny

Jest to kolejne wielkie zagadnienie. Jesienią 1996 r. przekazaliśmy Komisji Europejskiej dokument krytykujący jej „Wytyczne nt. patentów”. W tych Wytycznych prawo patentowe rozciągnięto na zmodyfikowane genetycznie zwierzęta, rośliny i geny. Tymczasem w lipcu ub.r., bez rozpatrzenia naszych zastrzeżeń, Wytyczne przyjął Parlament Europejski.

Stanowisko zespołu roboczego EECCS jest następujące: nie można przyznawać nikomu prawa własności do roślin, zwierząt czy genów. Rośliny i zwierzęta również są stworzeniami. Geny się odkrywa, nie są więc żadnym wynalazkiem. Te poglądy podzielają też liczne Kościoły i organizacje kościelne, np. Kościoły amerykańskie, które w 1995 r. we Wspólnym Apelu sprzeciwiły się opatentowaniu żywych organizmów, Kościół Szkocji (reformowany), z którego pochodził pierwszy szkic naszego krytycznego stanowiska oraz Niemiecki Kościół Ewangelicki (EKD). Odpowiedzialni za ochronę środowiska członkowie EKD zebrali podpisy pod petycją „Życie nie jest dobrem komercyjnym” i dołączyli naszą opinię do własnej dokumentacji.

W decydującej fazie – przed ostateczną debatą w Parlamencie Europejskim nad wspomnianymi Wytycznymi – uczestniczyliśmy w seminarium dla parlamentarzystów Rady Europy w Strasburgu, zorganizowanym przez Europejski Alians Genetycznych Grup Wsparcia (European Alliance of Genetic Support Groups), organizacji będącej parasolem ochronnym dla europejskich stowarzyszeń pacjentów. Nie mieliśmy sprzyjających warunków, by móc informować parlamentarzystów, i w rezultacie nie odnieśliśmy sukcesu.

Petycje
Podpisałam w tych latach rozliczne petycje i za każdym razem zaznaczałam moje powiązania z Ekumenicznym Forum Chrześcijanek Europy (jestem doradcą jego Komisji Ekologii i Bioetyki) i jednocześnie powiadamiałam o tym brukselskie biuro Forum. Oto lista podpisanych przeze mnie petycji:
1. Przeciwko opatentowaniu ekstraktu z miodli indyjskiej (Melia indica). Wyciąg z tego drzewa jest wykorzystywany w technice i lecznictwie. Protest przeciwko przyznaniu wyłącznego prawa własności przedsiębiorstwu amerykańskiemu (W. R. Grace Company) zorganizowali Jeremy Rifkin i jego Fundacja ds. Tendencji Ekonomicznych.
2. Przeciwko opatentowaniu genu raka piersi u człowieka przez Myriad Company. Petycję wystosowała Międzynarodowa Koalicja na rzecz Ochrony Genomu Ludzkiego.
3. Za moratorium na ksenotransplantację. Ksenotransplantacja oznacza przeszczepianie ludziom organów zwierzęcych. Aby tego dokonać, trzeba zmodyfikować genetycznie zwierzęta w taki sposób, by układ odpornościowy człowieka nie odrzucił tych przeszczepów. Dotychczas jednak nie znaleziono rozwiązań paru podstawowych kwestii, takich np. jak możliwość przeszczepienia zwierzęcych patogenów, które mogłyby w efekcie wywołać zmiany patologiczne u ludzi. Petycję tę przygotowało Stowarzyszenie „Bazylejski Apel przeciw Technologii Genetycznej”.
4. Przeciwko sprzedaży Monsanto's Roundup Ready Soybean, czyli soi o genetycznie zaszczepionej odporności na herbicyd o nazwie Roundup firmy Monsanto. Petycję zorganizował Jeremy Rifkin i jego Fundacja ds. Tendencji Ekonomicznych.
5. O zakaz klonowania istot ludzkich. Petycję tę również zorganizował Jeremy Rifkin i jego Fundacja ds. Tendencji Ekonomicznych.

Społeczne i polityczne skutki zastosowania inżynierii genetycznej w rolnictwie

Niektóre aspekty politycznych rozstrzygnięć w odniesieniu do „zielonej” inżynierii genetycznej (czyli modyfikowania właściwości genetycznych roślin użytkowych) dotyczą praw człowieka i praw obywatelskich. Oto zasadnicze kwestie: czy nastąpi nowy podział zasobów naturalnych, czy będą nowi zwycięzcy i przegrani, a jeśli tak, to jakie odzwierciedlenie znajdzie to w skali globalnej? Jak głęboki będzie wpływ biotechnologii na nasze codzienne życie? Jaki jest udział kobiet w podejmowaniu decyzji dotyczących tych zmian?

Zacznę od skali globalnej. Trwa poszukiwanie zasobów genetycznych. Po części reakcją na ten pęd było zredagowanie i przyjęcie podczas Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r. Konwencji na rzecz Różnorodności Biologicznej (Biodiversity Convention) i Artykułu 15 Agendy 21 (O ochronie różnorodności biologicznej; Preservation of Biodiversity). Konwencja Różnorodności Biologicznej i Artykuł 16 Agendy 21 wzywają do stworzenia międzynarodowych regulacji prawnych dotyczących bezpieczeństwa biologicznego. Obecnie trwają prace nad Międzynarodowym Protokołem Bezpieczeństwa Biologicznego na podstawie Konwencji Różnorodności Biologicznej.

Jednym z problemów jest to, że grupa uprzemysłowionych krajów zachodnich oraz Stany Zjednoczone (które nie podpisały Konwencji) starają się sprawić, by Protokół Bezpieczeństwa Biologicznego był mniej surowy, niż chciałaby duża grupa krajów rozwijających się. Tło wygląda tak: Protokół np. będzie regulować przewożenie przez granice organizmów zmodyfikowanych genetycznie a tym samym ustanawiać pewne ograniczenia handlowe. Jednak Światowa Organizacja ds. Handlu respektuje „Handlowe Aspekty Międzynarodowych Praw Własności”, włącznie z międzynarodowym zezwoleniem na opatentowywanie żywych organizmów. Uważa się to za wstępny warunek umożliwiający handel genetycznie zmodyfikowanymi roślinami i zwierzętami, ale jest to korzystne dla krajów uprzemysłowionych i odbywa się kosztem krajów rozwijających się. Dlaczego tak jest?

W krajach rozwijających się utrzymuje się większa różnorodność biologiczna roślin. Tym, co przez wieki wprowadzaliśmy do uprawy, aby ulepszyć nasze zbiory, były nie tylko dzikie rośliny, ale także odmiany regionalne, owoce wysiłków hodowlanych miejscowych rolników. Jednak w hodowli roślin wciąż jesteśmy zależni od naturalnej (dzikiej) zmienności oraz starych odmian. Opatentowywanie roślin zmodyfikowanych genetycznie oznacza przekazanie prawa ich własności na wyłączność tym, którzy dokonali ostatniego kroku w procesie hodowli, a pozbawienie wszelkich zasług i praw tych, którzy ten ostatni krok umożliwili – oznacza to lekceważenie praw rolników. Kto więc i z jakimi plonami będzie miał dostęp do światowych rynków?

Co więcej, wykorzystywanie w rolnictwie zmodyfikowanych genetycznie roślin niesie ryzyko zarówno dla ludzkiego zdrowia, jak i dla środowiska. Jednym z przykładów jest możliwość przekazania odporności na środki chwastobójcze pokrewnym dzikim roślinom. Może to wywołać nieprzewidziane skutki. Powinny więc powstać jednoznaczne regulacje prawne dotyczące odpowiedzialności hodowców na wzór tych, które istnieją np. w USA. A mimo to w skali globalnej państwa uprzemysłowione starają się tej odpowiedzialności unikać. Jest to bardzo niesprawiedliwy układ.

Nie można zaprzeczyć, że istnieją tu zbieżności z pewnymi aspektami technologii jądrowej. Istnieją silne grupy interesów, są dobrze zorganizowane i mają światowy zasięg. Narzucają technologię użytkownikom, nie pozostawiając im żadnego wyboru. Usiłują zrzucić odpowiedzialność za zniszczenia na samą przyrodę i niewinnych ludzi – wystarczy spojrzeć na skutki Czernobyla.

Nasze codzienne życie w Europie

Wobec realności zagrożeń naszej egzystencji wydaje mi się niezbędne wysunięcie politycznych postulatów dotyczących takich kwestii jak:
Odpowiedzialność prawna. Powinniśmy starać się wprowadzić w Europie surowe amerykańskie przepisy o odpowiedzialności prawnej. Kto zbiera korzyści, powinien odpowiadać za związane z tym szkody.
Patenty. Sprzeciw wobec opatentowywania genów oraz żywych organizmów oznacza spowolnienie pościgu za zasobami genetycznymi, co byłoby ze wszech miar wskazane. Jedna bitwa na tym polu została przegrana w związku z przyjęciem Europejskich Wytycznych Patentowych. Ale za dwa lata odbędzie się rewizja ostatniego zezwolenia Światowej Organizacji ds. Handlu i kraje rozwijające się będą naciskać na zmianę ustaleń w sprawie „Handlowych Aspektów Międzynarodowych Praw Własności”. Jest to dobry powód, by Europa nie traciła nadziei.
Znakowanie. Jest to niezbędny warunek dokonywania świadomych wyborów. A możność dokonania świadomego wyboru, np. przy zakupie żywności dla naszych rodzin, jest potężnym środkiem umożliwiającym udział w podejmowaniu decyzji. Dwie trzecie Europejczyków nie życzy sobie genetycznie zmanipulowanej żywności; odrzuca się ją ze względu na własne bezpieczeństwo i w trosce o środowisko naturalne. Nie można do końca przewidzieć alergenności „nowych produktów żywnościowych” (ang. novel food), nie znamy też skutków dla środowiska wynikłych z produkcji zmodyfikowanych genetycznie organizmów. Europejska Regulacja ds. Nowych Produktów Żywnościowych istnieje od maja 1997 r., ale nie zaspokaja żądania dokładnego ich etykietowania. Jest jednak nadzieja i możliwość domagania się wprowadzenia tego przepisu w życie: według Bjerregarda i Fischlera, pełnomocników Danii i Austrii, rewizja tej regulacji jest planowana za dwa lata a dokładniejszy opis produktów to jeden z głównych postulatów.

Podsumowanie

Kobiety stanowią połowę ludzkości i z całą pewnością mają prawo zabierać głos w sprawach dotyczących całej ludzkości. To właśnie starałam się robić w zespole roboczym EECCS. Chciałabym jednak przypomnieć, że kobiety w szczególny sposób ponoszą skutki nowych technik biologicznych i biomedycznych. Jest oczywiste, że technologie związane z rozrodczością dotyczą przede wszystkim kobiet. To one są dawcami komórek jajowych, to one muszą znosić skutki uboczne, to im pozostawia się podejmowanie trudnych decyzji a także zmagania ze smutkiem w razie porażki.
W ogóle cała biomedycyna dotyka bezpośrednio kobiet. Bardzo często np. to właśnie one opiekują się chorymi. A jeśli pacjenci (dzieci na przykład) nie mogą sami o sobie decydować, to na kobiety spada ciężar podejmowania za nich decyzji.
Trzecia kwestia, którą szczególnie zainteresowane są kobiety, to inżynieria genetyczna w technologii produkcji żywności – potrzeba nam więc dostępu do informacji. Istnieje jednak tendencja do niepozostawiania konsumentowi wyboru. Dlatego powinnyśmy domagać się prawa wyboru, co oznacza m.in. żądanie dokładnego oznakowania produktów i dokładnej informacji o nich.

Elisabeth Bücking
Tłum. Monika Kwiecień

Konsultacja dr Hanna Dobrowolska

1 Referat ten został wygłoszony na konferencji koordynatorek krajowych Ekumenicznego Forum Chrześcijanek Europy w sierpniu ub.r. w Turku – red.