Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7-8 / 1998

W książce Antoine’a de Saint-Exupéry’ego Mały Książę lis wyjaśnia tytułowemu bohaterowi, iż „»Oswoić« znaczy »stworzyć więzy«”; „jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować”. Ma to również konsekwencje dla ich wzajemnego poznania: „Poznaje się tylko to, co się oswoi. (...) Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!”.

I Mały Książę oswoił lisa. Każdy z nich coś na tym zyskał. Dla lisa świat stał się piękniejszy, jego życie zmieniło się i nabrało blasku. Od tego momentu złociste zboże przypominać mu będzie przyjaciela o złocistych włosach i kochać będzie nawet szum wiatru w zbożu. Mały Książę także inaczej patrzy na otaczający świat, odkąd lis został jego przyjacielem  –  jest dlań teraz „jedyny na świecie”. Przy pożegnaniu lis zdradza Małemu Księciu swój sekret: „Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem”.

Ta piękna opowieść francuskiego pisarza może być ilustracją naszych rozważań na temat Przykazania Miłości. Czy zdajemy sobie sprawę, że najlepiej widzi się sercem? A właśnie w ten sposób patrzy na nas Bóg. W I Księdze Samuelowej czytamy o Dawidzie: „Pan upatrzył sobie męża według serca swego” (I Sam. 13:14).

Odpowiadając faryzeuszom na pytanie o to, które przykazanie jest najważniejsze, Jezus odparł: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej. To jest największe i pierwsze przykazanie. A drugie podobne temu: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego” (zob. Mat. 22:34-40). Przykazanie miłości Boga, zapisane w V Księdze Mojżeszowej 6:4-5, było za czasów Jezusa powszechnie Żydom znane. Ich pierwsze słowa („Słuchaj, Izraelu...”) każdy z nich wypowiadał z wielką czcią jako wyznanie swojej wiary w porannej i wieczornej modlitwie. Drugim ważnym obowiązkiem religijno-moralnym, zapisanym w III Księdze Mojżeszowej 19:18, była zawsze w judaizmie również miłość bliźniego. Oba te przykazania stawiano najczęściej obok siebie, na jednej płaszczyźnie, a niektórzy dostrzegali, że stanowią całość, której nie da się rozdzielić. Na przykład u proroka Ozeasza czytamy: „Miłości chcę, a nie ofiary, i poznania Boga, nie całopaleń” (Oz. 6:6). Bóg nie oczekuje od człowieka spełniania rytuału, ale szukania Go, które prowadzi do poznania Go i umiłowania.

Wielu ludzi miało jednak wątpliwości, które spośród licznych przykazań starotestamentowych jest najważniejsze. Odpowiedź Jezusa otwiera i przed nami nową perspektywę. Łącząc przykazanie miłowania Boga oraz bliźniego, Jezus zdecydowanie podkreśla wewnętrzną więź, jaka istnieje między obydwoma tymi nakazami. Co więcej, sprowadza całe obowiązujące Prawo do tych właśnie dwóch przykazań. Dzięki zespoleniu ich ze sobą otrzymujemy jedną, czytelną i porządkującą całe życie zasadę, której realizacja gwarantuje prawidłowość naszego postępowania. „Na tych dwóch przykazaniach opiera się cały Zakon i prorocy”  –  komentuje Jezus. Ewangelista Łukasz przytacza jeszcze jedną znamienną wypowiedź Jezusa, który uczonemu w Piśmie na pytanie: „Nauczycielu, co mam czynić, aby dostąpić życia wiecznego?”, odpowiada: „czyń to, a będziesz żył” (Łuk. 10:28, podkr. - L. T.).

W polskim przekładzie cytowanej na początku wypowiedzi Jezusa greckie słowo homoia przetłumaczono jako podobne, a tymczasem znaczy ono równy, identyczny. A więc miłość do Boga i miłość do bliźniego, którymi powinni się cechować naśladowcy Jezusa, łączy związek w istocie nierozerwalny. Są jak dwie strony jednego medalu.

Jako przykazanie „pierwsze i największe”  –  nie w kolejności wymieniania, ale w porządku logicznym i w hierarchii wartości  –  wymienił Jezus miłość do Boga. Bóg jest przecież Stwórcą, a człowiek stworzeniem. To On umiłował nas pierwszy (por. I Jn 4:19) i skutkiem tej miłości są rozliczne dary, jakimi nas obdarza. A największym z tych darów jest Jego własny Syn, Jezus Chrystus: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał żywot i nie zginął” (Jn 3:16).

Nakazując nam przez Jezusa Chrystusa przestrzeganie tego przykazania, Bóg pragnie przestrzec i ustrzec nas przed bałwochwalstwem. Nie był to jedynie problem czasów starotestamentowych, gdy lud wybrany ulegał nieraz pokusie czczenia Baala, Asztarty czy innych pogańskich bóstw. W naszych czasach człowiek także odczuwa rozmaite pokusy: nadmierną miłość własną, konsumpcjonizm, zachłanność, pęd do kariery czy majątku bez względu na cenę. Zaślepiony tymi pragnieniami wpada w pychę, przekonany, iż sam da sobie radę. W takiej sytuacji człowiek siebie stawia na piedestale, a Boga sprowadza do roli niedzielnego czy świątecznego dodatku. Ułatwia mu to fakt, że granica ludzkich możliwości przesuwa się coraz dalej: zdobywa się niedostępne szczyty górskie, podbija kosmos, rozkłada atom, coraz śmielej steruje genami, klonuje zwierzęta, powołując się przy tym niejednokrotnie na Boże polecenie: „napełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną” (I Mojż. 1:28). Często jednak zapominamy o tym, że każdy wybór pociąga za sobą określone konsekwencje: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i dobro oraz śmierć i zło. (...) Wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo” (V Mojż. 30:15.19b).

Jedno z haseł Reformacji głosi: Jedynie Bogu chwała (soli Deo gloria). Wyraża ono zasadę, że człowiek powinien oddawać Bogu cześć całym swoim życiem, a nie tylko przez, nieodzowne wprawdzie, praktykowanie pobożności: modlitwę, czytanie i rozważanie Jego Słowa oraz udział w nabożeństwie. „Bóg chce, abyśmy wiedzieli, na czym polega właściwy sposób oddawania Mu czci, i ustrzegli się przed wszelkim zabobonem i zmaterializowanym kultem”  –  napisał Jan Kalwin w swoim Katechizmie.

Bóg oczekuje od nas jednoznacznej odpowiedzi na swą wszechogarniającą miłość i pragnie w zamian również miłości: nie wyrachowanej, skąpo odmierzanej, lecz udzielonej bez reszty, świadczonej całym sercem, całą duszą i całą myślą  –  wszystkim, co składa się na nasze istnienie. W Boga mamy wszak nie tylko wierzyć, nie tylko czcić Go i nie tylko Mu służyć; On przede wszystkim oczekuje, że Go pokochamy, a nasze czyny będą potwierdzeniem tej miłości.

Nasza miłość do Boga musi więc znaleźć potwierdzenie w miłości do ludzi. Apostoł Jan w swoim liście napisał: „Jeżeli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (I Jn 4:20). Sam Jezus zaś powiedział: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z najmniejszych braci moich, mnie uczyniliście” (Mat. 25:40). Bóg zawsze ma zajmować w naszych sercach pierwsze miejsce jako Stwórca, Pan i Zbawiciel, ale miłość do bliźniego jest człowiekowi równie niezbędna jak miłość do Boga. Jej praktykowanie zaczyna się od dostrzeżenia drugiego człowieka i życzliwego zainteresowania się nim, jego sytuacją i potrzebami  –  nie z czystej ciekawości czy wścibstwa, lecz w odruchu ludzkiej solidarności.

Istnieją różne rodzaje stosunków międzyludzkich. Mogą one być tylko przelotne i powierzchowne. W różnych społecznościach: w rodzinie, kręgu zawodowym, w parafii, w społeczności lokalnej i najszerzej: we wspólnocie narodowej i światowej, dzieli nas od poszczególnych ludzi inny dystans. Ale wszyscy oni są dla nas bliźnimi. Do jednych zbliżamy się i wiążemy się z nimi, a od innych się oddalamy.

W jaki więc sposób powstaje bliskość? Zależy ona od stopnia wzajemnego otwarcia i dzielenia się. Myślimy czasem z niepokojem: nie kocham wszystkich w takim samym stopniu, nie mogę przecież kochać wszystkich! Jest oczywiste, że inaczej kocha się rodziców, współmałżonka, dzieci i serdecznych przyjaciół niż człowieka, którego spotyka się po raz pierwszy. I niezliczone są odcienie miłości. Ale tworzy ją wzajemne otwarcie się na siebie i dzielenie się tym, co posiadamy i kim jesteśmy. Jest to zwykle dłuższy proces. Nie wolno niczego od innych żądać, nie dając nic w zamian  –  dopiero wymiana tworzy wspólnotę. Dotyczy to nie tylko dóbr materialnych czy służby bliźniemu, ale nawet modlitwy. Bo i modlitwa wstawiennicza jest swego rodzaju dzieleniem się. W Ziemi, planecie ludzi Saint-Exupéry napisał: „doświadczenie uczy, że kochać to nie znaczy patrzeć na siebie wzajemnie, ale patrzeć w tym samym kierunku”.

Wiara w Boga i miłość do Boga są dla nas podstawą i źródłem miłości do bliźniego. Świat jest Bożym dziełem, a człowiek Bożym dzieckiem i dlatego zasługuje na miłość. Drugie przykazanie określa sens pierwszego. Kochając bliźnich, okazujemy więc posłuszeństwo i wdzięczność Bogu.

„Wysławiam Cię, Boże, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje i duszę moją znasz dokładnie” (Ps. 139:14). W psalmie tym Dawid dziękuje Bogu za całe stworzenie i zachwyca się nim. I dlatego w pełni akceptuje siebie, a jest to wskazanie bardzo ważne dla każdego człowieka wierzącego: zaakceptuj siebie takim, jaki jesteś, bądź za to wdzięczny Bogu i kochaj Go z całego serca swego, z całej duszy swojej i całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego.

Czy to jednak jest w ogóle możliwe i czy potrafimy w życiu kierować się tymi przykazaniami? Nieraz pytamy Boga, dlaczego wokół nas jest tyle nienawiści i okrucieństwa, dlaczego nie zmienia świata we wspólnotę miłości, gdzie nie byłoby tak szalenie trudno kochać Boga i bliźniego. A może Bóg chce nam uświadomić, że dokonanie tej zmiany jest misją, którą powierzył nam wszystkim?

Niechaj to pytanie towarzyszy nam w obradach Synodu, zanieśmy je następnie do naszych Zborów i rodzin, w krąg naszych przyjaciół, znajomych, w miejsca pracy i wszędzie tam, dokąd Bóg nas poprowadzi. I naszym życiem starajmy się dać na to pytanie odpowiedź.

Ks. Lech Tranda