Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 / 1998

Ważny przedmiot ekumenicznego dialogu u progu roku 2000

Soborowy „Dekret o ekumenizmie”celnie zauważa, że dziś w bardzo wielu stronach świata pod tchnieniem Ducha Świętego powstają liczne inicjatywy podążające do tej pełni jedności, jakiej chce Jezus Chrystus (DE nr 4). W 50-lecie założenia Ekumenicznej Rady Kościołów (ERK)1 z jeszcze większym przekonaniem niż wówczas możemy powiedzieć, że powstanie tego ogromnego, cały świat opasującego strumienia ekumenii było dziełem Ducha Świętego2. Taka jest nasza krzepiąca nadzieja i doświadczenie wiary.

Ujęty w ramy nurt ekumenii ERK skupia dzisiaj ponad 330 Kościołów – głównie anglikańskich, protestanckich i prawosławnych – o łącznej liczbie 400 milionów członków. Tymczasem największy Kościół świata, Kościół rzymskokatolicki ze swoją rzeszą ponad 900 milionów wyznawców, nie jest członkiem ERK. Od powstania tego ekumenicznego forum przez pół wieku nie milkło pytanie o członkostwo Kościoła katolickiego (Kk). Odpowiedzi w tej kwestii są znane, warto je jednak z grubsza skatalogować i podjąć próbę ich oceny.

Najpierw przypomnieć należałoby zadziwiający fakt, iż myśl o ewentualnym przystąpieniu Kk do ERK wyzwoliła zrazu po obu stronach nie tyle euforię, ile sporo zakłopotania, a nawet lęku i wahań. Jednak nawet przy takim rozziewie proporcji nietrudno przecież przyjąć, że zróżnicowane do tego stopnia gremia mogłyby prowadzić owocne obrady, osiągając zbliżenia, a nawet porozumienie. Należy wszakże pamiętać, że przedstawiciele chrześcijan z Kościołów protestanckich nie tworzą spójnego konfesyjnie bloku, bo sami pochodzą się z ponad trzystu Kościołów, kościelnych Wspólnot czy denominacji. Istniała więc obawa, że ta ostra asymetria ogromnie skomplikowałaby, a nawet uniemożliwiła, wszelki sensowny dialog, w praktyce paraliżując współpracę.

Wydaje się, że z tego stanu rzeczy zdawało sobie sprawę samo kierownictwo ERK, które wobec perspektywy przystąpienia Rzymu do ekumenicznej unii natychmiast opracowywać zaczęło nowy statut. Ponieważ w minionym pięćdziesięcioleciu to nie nastąpiło, statut ten opublikowano.

Katolicki dystans wobec ERK zasługuje na krótkie oświetlenie. Zastrzeżenie, a nawet nieufność wzbudziło najpierw zjawisko instytucjonalizacji ERK. W rozwijającej się strukturze organizacyjnej dostrzegać zaczęto tworzenie się ogólnoprotestanckiej unii, sprzymierzenie chrześcijaństwa nierzymskokatolickiego, a tym samym scementowanie separacji od Rzymu; byłby to zatem proces wymierzony bezpośrednio przeciwko prawdziwej jedności podzielonego chrześcijaństwa. Rzym konsekwentnie wzbronił więc katolikom udziału w Światowej Konferencji ruchu Wiara i Ustrój (Lozanna 1927). Sławetna encyklika Piusa XI Mortalium animos (1928) w ostrym tonie odrzuciła ruch ekumeniczny zwierający swe szeregi w ruchu Praktycznego Chrześcijaństwa oraz Wiary i Ustroju – prekursorek ERK. Zrzeszeni w nich chrześcijanie z despektem nazwani zostali panchrześcijanami, czyli chrześcijanami bez konturów, właściwie nie uznawano ich już w ogóle za chrześcijan. Oto jak wyrażała się o nich encyklika: Wobec licznych gremiów słuchaczy odbywają konferencje, zgromadzenia i odczyty, na które bez żadnej różnicy zapraszają wszystkich: pogan wszelkiego autoramentu i chrześcijan, a wreszcie i owych nieszczęsnych ludzi, którzy od Chrystusa odpadli. Na tej drodze, twierdzi encyklika, nie sposób realizować jedności chrześcijańskiej. Dla osiągnięcia tego celu nie ma innej drogi (...) niż powrót wszystkich rozdzielonych braci do jednego Kościoła Chrystusa, od którego w sposób pożałowania godny się odłączyli.

Szczególną wymowę posiada wypowiedź Piusa XI, autora encykliki, nie czyniąca rozróżnienia między fundamentalnymi a niefundamentalnymi prawdami wiary. Czytamy tam takie sformułowanie: ...I dlatego wszyscy wierni zwolennicy Chrystusa muszą na przykład tą samą wiarą darzyć dogmat o niepokalanym poczęciu Bożej Matki Maryi, jak tajemnicę Trójcy Przenajświętszej, a we Wcielenie naszego Pana nie wolno im wierzyć inaczej jak w nieomylny urząd nauczycielski papieża. Odtąd stało się jasne, iż przy takich założeniach współpraca wokół jedności Kościoła była nie do pomyślenia.

Taka postawa, po części kontynuowana także przez Piusa XII, doczekała się bezlitosnej oceny ze strony Karola Bartha, którego ostrego ataku nie sposób tu nie zacytować: Tam, gdzie już więcej nie pragnie się wierzyć w samego Jezusa, lecz w Jezusa i Maryję; tam, gdzie na ziemi chce się ukonstytuować nieomylny autorytet i samemu nadawać sobie jego pozory, wolno nam równie stanowczo wypowiedzieć nasze „Nie”, tam nasze ekumeniczne zadanie przybierać może tylko postać misji i ewangelizacji. Jeżeli prawosławni, anglikanie, a może i luteranie tego jeszcze tak nie pojmują, jest to ich sprawa. My natomiast, jako reformowani, musimy to rozumieć. Natan Söderblom, luterski arcybiskup Uppsali († 1931), w tej samej sprawie wydał taki wyrok: Po encyklice „Mortalium animos” nadzieja na prowadzenie w jakiejkolwiek formie wspólnych rozważań i nadzieja na zjednoczenie byłaby nierozumna i dziecinna.

Wbrew katastroficznym opiniom rzeczywistość sama jednak zaczęła zbliżać do siebie chrześcijan z różnych Kościołów. Przynaglała ich do tego m.in. sytuacja wspólnego ucisku ze strony wrogich Kościołom absolutystycznych reżimów, które to prześladowania osiągnęły swe infernalne dno w czasach II wojny światowej. I tak za sprawą Maxa Josepha Metzgera, księdza katolickiego, w Niemczech powstaje ekumeniczne bractwo pod nazwą Una Sancta, a we Francji ks. Paul Couturier inicjuje obchodzony do dziś Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Z inicjatywy ewangelickiego biskupa Waltera Stählina i późniejszego kardynała Lorenza Jaegera bezpośrednio po zakończeniu II wojny Światowej zawiązuje się Ekumeniczny Krąg Roboczy pod nazwą Kręgu Jaegera-Stählina(Jaeger-Stählin-Kreis), który zgromadził wiodących teologów3. Po stronie katolickiej, której oficjalnie zakazano kontaktów z chrześcijanami z innych Kościołów, wyrasta cała plejada ekumenicznych koryfeuszy; wymieńmy dla przykładu takie nazwiska jak: Yves Congar, Charles Boyer, Jean Daniélou. W 1952 r. dwaj Holendrzy Frans Thijsen i Jan Willebrands, późniejszy kardynał i prefekt Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan, powołują do życia Katolicką Konferencję dla Zagadnień Ekumenicznych, której Willem A. Visser ‘t Hooft, ówczesny sekretarz generalny ERK, przyznał dalekosiężne znaczenie ekumeniczne.

Wydaje się, że te i inne wcześniejsze inicjatywy znalazły oddźwięk w Stolicy Apostolskiej. W grudniu 1949 r. Święte Oficjum ogłasza obszerną instrukcję De motione oecumenica (O ruchu ekumenicznym), w której wzmagające się z każdym dniem pragnienie przywrócenia jedności chrześcijan przypisane zostaje pełnemu łaski powiewowi Ducha Świętego. Ale już w następnym roku znów powiał chłodniejszy wiatr. W sierpniu 1950 r. Pius XII ostrzega gorliwych ekumenistów przed nieroztropnym irenizmem, który – nie zważając na prawdziwą wiarę – kwestionuje wyznanie katolickie. A 1 listopada tego samego roku papież ogłasza dogmat o cielesnym wzięciu Maryi do chwały niebiańskiej, przyjęty z ogromną rezerwą przez niekatolickie Kościoły chrześcijańskie4.

Ale i w tej nieprzychylnej dla niekatolików atmosferze odnotowujemy pewne oznaki ekumenicznego przedwiośnia. Wspomniana Katolicka Konferencja dla Zagadnień Ekumenicznychostrożnie nawiązuje nić kontaktu z ERK – na III Światową Konferencję Wiary i Ustroju w Lund wydelegowano kilku katolickich obserwatorów. Większym echem odbił się, niestety, fakt, że katolicki arcybiskup Chicago zakazał katolickim księżom przybywającym z Europy wstępu do znajdującego się w jego diecezji miasta Evanston, miejsca obrad II Zgromadzenia Ogólnego ERK.

Nietrudno się domyślić, iż w tej raczej zimnowojennej aurze mowy być nie mogło o próbach zbliżeń między ERK a Rzymem. Przełomową datą otwarcia się Kościoła rzymskokatolickiego na ekumenię stała się dopiero sensacyjna wówczas zapowiedź zwołania II Soboru Watykańskiego. Lotem błyskawicy obiegło świat słynne hasło Jana XXIII: Nie chcemy próbować wskazywania, kto miał lub nie miał racji. Odpowiedzialność jest podzielona. Chcemy tylko powiedzieć: zejdźmy się razem, połóżmy kres podziałom! Od razu jednak pojawiły się próby ostudzenia papieskiej woli jedności. Oficjalny watykański komunikat prasowy był o wiele bardziej powściągliwy. O ile Jan XXIII mówił o podzielonych Kościołach chrześcijańskich, o tyle kościelna wiadomość urzędowa znów posłużyła się dawnym stereotypem o podzielonych Wspólnotach. Niemniej, po początkowych trudnościach, w sesjach soborowych uczestniczyli już obserwatorzy z ramienia ERK. Na odnotowanie zasługuje fakt, że soborowy „Dekret o ekumenizmie”nie mówi o ekumenizmie katolickim (jak czyniły to wstępne projekty), lecz o katolickich zasadach ekumenizmu. Ten cel ekumenii uwydatnia II Raport Wspólnej Grupy Roboczej (1967), głosząc, iż przy całej różnorodności inicjatyw ruch ekumeniczny jest jeden. Wszystkie Kościoły, które zainteresowane są wzmocnieniem łączności między chrześcijanami, uczestniczą w jednym jedynym ruchu. Drugi rozdział DE otrzymał nawet nagłówek: Kościoły i Wspólnoty Kościelne odłączone od Rzymu.

Mimo że stosunek Rzymu do ERK w dalszym ciągu cechuje pewna powściągliwość, od tej pory stajemy się świadkami ożywionej współpracy. Zaczyna się era eksplozji bilateralnych dialogów Kk z Kościołami-członkami ERK. Jeszcze w czasie trwania Soboru ERK wystąpiła z propozycją utworzenia Wspólnej Grupy Roboczej, która też od razu (maj 1965 r.) zainaugurowała swe prace i zbierała się początkowo co pół roku. W 1966 r. opublikowano pierwszy oficjalny raport, po którym coraz obficiej pojawiały się następne, przede wszystkim zaś ważkie dokumenty, wśród nich dokument studyjny Katolickość i apostolskość (1970), Wspólne świadectwo i prozelityzm (1970), Ku wyznawaniu wspólnej wiary (1980), Wspólne świadectwo (1981), Kościół w sensie lokalnym i powszechnym (1990), Pojęcie hierarchii prawd (1990), Ekumeniczny dialog o zagadnieniach etyczno-moralnych (1995)5.

To bezprecedensowe włączenie się Rzymu w ekumeniczną współpracę zaowocowało interesującym zróżnicowaniem: mimo iż Rzym nad swym przystąpieniem do ERK nie dyskutuje, dokonywać się zaczął proces wchodzenia Kk na prawach pełnego członkostwa do krajowych struktur ekumenicznych. W Niemczech od 1974 r. prężnie działa Wspólnota Robocza Kościołów Chrześcijańskich (Arbeitsgemeinschaft christlicher Kirchen – ACK), w skład której wchodzi Kk. Podobne zjawisko obserwujemy w wielu innych krajach. W Polsce od ponad 50 lat istnieje Polska Rada Ekumeniczna, której członkiem polski Kościół rzymskokatolicki wprawdzie nie jest, lecz rozwija rozbudowaną sieć dialogów bilateralnych z wszystkimi zrzeszonymi w niej Kościołami.

Przedmiotem wspólnie wypracowanych dokumentów nie jest kwestia członkostwa Kk w ERK, prezentują one natomiast wymowne świadectwo rozległej i głębokiej współpracy teologicznej. Podczas Zgromadzenia Ogólnego ERK w Uppsali (1968) jeden z oficjalnych przedstawicieli Rzymu, o. Roberto Tucci, oświadczył, że w opinii ekspertów katolickich i niekatolickich nie istnieją niepokonalne przeszkody na drodze do przystąpienia Kk do ERK. Stanowisko Tucciego wzmocnić można obserwacją, iż nie istnieją żadne przeciwwskazania dogmatyczne przeciwko członkostwu Kk w ERK, skoro jej członkiem stał się Kościół Prawosławny.

Oczekiwania na moment przystania Rzymu do ERK pozostają wprawdzie aktualne, ich spełnienie należy jednak, zdaje się, do raczej dalekiej przyszłości. A jednak od Zgromadzenia w Uppsali w najważniejszej agendzie ERK, tj. Komisji „Wiara i Ustrój”, pracuje najpierw dziewięciu, później dwunastu teologów rzymskokatolickich. Teolodzy ci współtworzyli i sygnowali znany Dokument z Limy, oraz Liturgię z Limy. Od roku 1966 Komisja Mieszana przygotowuje doroczny program Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan.

W sumie powiedzieć należy, że dzisiaj współdziałanie Rzymu i ERK stało się kooperacją zrozumiałą samą przez się i rozwija się w klimacie głębokiego zaufania. Wydarzeń spektakularnych oczekiwać raczej nie należy. Już w 1979 r. Philip Potter, ówczesny sekretarz generalny ERK, następująco scharakteryzował współpracę na linii Genewa-Watykan: Na ironię zakrawa fakt, że stosunki z największym Kościołem nieczłonkowskim, Kościołem rzymskokatolickim, były bardziej intensywne niż kontakty z wieloma Kościołami członkowskimi. Tak było już przed prawie 20 laty; dzisiejsza diagnoza współpracy ERK i Kk wyglądałaby wręcz imponująco.

Od początku nie układała się natomiast współpraca Rzymu z ERK w sferze problematyki społecznej. A właśnie na tym polu liczono na rozwiązania łatwe i szybkie, ponieważ w ruchu ekumenicznym wspólne działanie z reguły uchodziło za przedsięwzięcie prostsze od wypracowania konsensu w kwestii wspólnego wyznania wiary. I tak w roku 1968 pod nazwą SODEPAXutworzony został Wspólny Komitet ERK i Papieskiej Komisji Studiów Justitia et Pax ds. Społeczeństwa, Rozwoju i Pokoju. Stanęli obok siebie dwaj z gruntu odmienni partnerzy: z jednej strony zwarty Kościół, a z drugiej Rada Kościołów bez pełnomocnictwa do podejmowania decyzji. Płaszczyzna konfliktów poczęła się poszerzać a zajmowane stanowiska coraz wyraźniej się rozchodziły. Do spornych spraw należały m.in. aspekty ról mężczyzn i kobiet w życiu społecznym, struktura życia rodzinnego, kontrola urodzin i etyka seksualna, formy i środki chrześcijańskiego reagowania na konieczność społecznych przemian. Nad dyskusjami zaciążyły nade wszystko wypowiedzi Rzymu w kwestii regulacji poczęć i polityki demograficznej. Doprowadziło to w roku 1980 do zawieszenia współpracy na tym ważnym odcinku ekumenii. Kościoły uświadomiły sobie własną odpowiedzialność wobec świata, a zarazem zderzyły się z granicami tejże odpowiedzialności.

Problematyka członkostwa Rzymu w ERK pozostaje otwartą możliwością, choć w obliczu niezliczonych dialogów bilateralnych nie jest już intensywnie rozważana. Można jednak powiedzieć, iż dopóki będą istniały różnice w odniesieniu do struktury i stylu działania Kk i ERK oraz jak długo obie strony nie wyjaśnią teologicznych implikacji przystąpienia Kościoła o zasięgu uniwersalnym do Rady złożonej z Kościołów narodowych, dopóty kwestia członkostwa pozostanie zagadnieniem przyszłości.

Ten stan rzeczy nie oznacza jednak, że ta sprawa ustawicznie w jakiejś formie nie powraca. Pewne ożywienie tego problemu, będącego niezmiennie zadaniem ekumenii, niesie – jak się wydaje – dzisiejsza wyjątkowa sytuacja historyczna. ERK wchodzi w drugie pięćdziesięciolecie swego istnienia, wespół z Kościołem rzymskokatolickim staje u progu XXI stulecia chrześcijaństwa, a ponadto na styku jego drugiego i trzeciego tysiąclecia. W obliczu tej czysto zewnętrznej, choć nie pozbawionej waloru wręcz dziejowego, cezury czasowej na nowo i ze specyficzną siłą stają przed nami pytania o możliwość jeszcze konkretniejszej formy symbiozy tych dwu wielkich nurtów chrześcijaństwa.

W przeddzień przełomu kolejnego stu- i tysiąclecia chrześcijaństwa notujemy dalsze spore ożywienie na linii zbliżenia między ERK i Kk. Na posiedzeniu we wrześniu 1997 r. Komitet Naczelny ERK postanowił wysłać do Kościołów raport pt. Ku koncepcji i wspólnej wizji Ekumenicznej Rady Kościołów. Dokument ten będzie przedmiotem dyskusji na VIII Zgromadzeniu Ogólnym ERK w Harare (Zimbabwe) w grudniu br., które zbiega się z 50. rocznicą I Zgromadzenia Ogólnego w Amsterdamie. Raport stanowi owoc ośmiu lat wytężonej pracy. Jest to retrospektywny, po części samokrytyczny rzut oka na minione półwiecze istnienia i działalności ERK. Jest tam m.in. powiedziane, że zrzeszone w Radzie Kościoły, często zbyt egoistycznie wpatrzone we własne problemy wewnętrzne, ignorują angażowanie się we wspólne świadectwo misji i ewangelizacji. Diagnoza brzmi stanowczo: Na wszystkich płaszczyznach, na szczeblu lokalnym i światowym, Kościoły i organizmy ekumeniczne rywalizują ze sobą zamiast współpracować.

Zacytujmy kilka zdań odnoszących się do relacji z Kościołem katolickim: Rzymski Kościół katolicki, aktywnie uczestniczący w ruchu ekumenicznym, od II Soboru Watykańskiego stał się cenionym partnerem ERK (...). Kościoły członkowskie ERK i Kościół rzymskokatolicki inspirowane są tą samą wizją, wizją Bożego planu zmierzającego do ponownego zjednoczenia wszystkiego w Chrystusie. Jest rzeczą nie do pomyślenia, by ERK lub Kościół rzymskokatolicki pełniły swe ekumeniczne powołanie bez współdziałania drugiej strony. I należy się spodziewać, że odnajdą – i ona, i on – środki do pogłębienia i rozwoju tego posłannictwa, zwłaszcza gdy zważyć, iż w ostatnich latach Kościół rzymskokatolicki został członkiem coraz większej liczby lokalnych organizacji ekumenicznych, krajowych i regionalnych, w których uczestniczy także wiele Kościołów będących członkami ERK. Chociaż przyłączenie się do Rady w żadnym razie nie jest jedynym sposobem współpracy z Kościołami członkowskimi ERK na szczeblu światowym, niektóre Kościoły należące do ERK i utrzymujące z Kościołem rzymskokatolickim relacje bilateralne uważają, że wspólnota ERK czuje się zubożona przez to, iż Kościół ten nie zalicza się do grona jej członków.

Jak widać, przytoczona deklaracja nie zawiera żadnej praktycznej sugestii ułatwiającej Kościołowi rzymskokatolickiemu wejście w struktury ERK. Kilka lat wcześniej, w roku 1994, pojawiła się ciekawa propozycja, lekko uchylająca Rzymowi bramę do ERK. Wystąpił z nią katolikos Aram I jako przewodniczący Komitetu Naczelnego ERK. Wyraził on mianowicie opinię, że organizacyjna struktura Rady Kościołów Bliskiego Wschodu mogłaby stanowić model dla zadzierzgnięcia więzi członkowskiej Kk z ERK. Członkami Rady Orientu są dwadzieścia cztery Kościoły zgrupowane w czterech rodzinach: katolicy, prawosławni bizantyńscy, prawosławni wschodni i protestanci. Nie wchodząc w bliższą charakterystykę tego ekumenicznego gremium, powiedzmy tylko tyle, że sytuację Kościołów Bliskiego Wschodu cechuje specyficzny lokalny koloryt i czerpanie z niego wzorów dla ERK byłoby raczej trudne.

Zamknijmy te refleksje stwierdzeniem, jakie padło już na wstępie. Przeciwko przystąpieniu Rzymu do ERK przemawia chyba przede wszystkim proporcja głosów obu ewentualnych partnerów. Kościół rzymskokatolicki posiada więcej członków niż wszystkie członkowskie Kościoły Rady razem wzięte. Zyskałby więc druzgoczącą większość, ponieważ zgodnie ze statutem liczba delegatów zależy od liczebności danego Kościoła.

Rzym pragnie jednak najwidoczniej uniknąć wrażenia, iż przystępując do Rady mógłby znaleźć się w jednym szeregu wśród wielu Kościołów; więcej: mogłoby powstać wyobrażenie, że wszystkie Kościoły na równi zasiadają w jednym kręgu wokół Chrystusa i wszystkie razem muszą dopiero szukać przyobiecanej przezeń jedności. 

Członkostwo Kk w ERK odsunąć zatem należy, jak już zaznaczono, w nieprzewidywalną przyszłość, a może nawet usytuować to wydarzenie w perspektywie eschatologicznej. Eschatologiczna wizja pełnej ekumenii wcale nie jest ucieczką od problemu ani utopijnym jej wymijaniem. Jan Paweł II zwykł przypominać tę prawdę, że ekumeniczna komunia Kościołów jest rzeczywistością zrealizowaną, że już istnieje, choć nie jest komunią pełną. Papież mówi wprawdzie o dążeniu jeszcze podzielonych chrześcijan do osiągnięcia pełnej komunii, pozostaje jednak w tym punkcie realistą, gdy wyraża nadzieję, abyśmy wobec Wielkiego Jubileuszu [roku 2000 – A. S.] mogli stanąć jeśli nie całkowicie pojednani, to przynajmniej o wiele bliżsi przezwyciężenia podziałów powstałych w drugim tysiącleciu.

Myśl papieża uzupełnić wolno refleksją, iż całkowita ekumeniczna jedność na ziemi nie zostanie osiągnięta nigdy. Każde dzieło ludzkie, nawet inspirowane przez Ducha Świętego, w swej realizacji jest i pozostanie obciążone ludzką ułomnością. Wszystkim zatroskanym o dzieło ekumenii wystarczy przeświadczenie wiary, iż do urzeczywistnienia dzieła jedności wcale nie jest potrzebne finalne powodzenie prowadzonych przez chrześcijan dialogów. Liczy się jedynie wola ich kontynuowania, niezależnie od tego, czy Kk zostanie członkiem ERK. Dumą i satysfakcją napawa fakt, że Kościoły zespolone w ERK i – wespół z nimi – Kościół rzymskokatolicki współdziałają ze sobą w jednym i jedynym ruchu ekumenicznym. Ruch ekumeniczny jest i pozostanie egzystencjalną koniecznością – „być lub nie być” – naszych Kościołów.

Ks. prof. dr hab. Alfons J. Skowronek
[Jest to nieco zmieniona przez Autora wersja odczytu wygłoszonego na V Sympozjum Międzywyznaniowym pt. Pięćdziesięciolecie Światowej Rady.]

__________________
1
Będę się posługiwał tą wersją nazwy Rady, a nie określeniem: Światowa Rada Kościołów. Języki francuski, hiszpański, niemiecki, włoski i inne używają przymiotnika „Ekumeniczna”, za którym przemawia silna racja biblijna i teologiczna. U św. Łukasza znajdujemy np. wzmiankę, iż cesarz August wydał dekret nakazujący spisać pasan ten oikoumenen, dosłownie: cały świat. Ekumeniczna Rada Kościołów kryje więc w sobie odniesienie do całego świata, przede wszystkim jednak jest kwalifikacją teologiczną, ekumeniczną par excellence. Istotnym rysem ERK nie jest jej wymiar światowy, lecz radykalna orientacja na jedność chrześcijan, co w nazwie tej organizacji znakomicie uwypukla przymiotnik EKUMENICZNA. To trafniejsze określenie wybrała dla siebie polska gałąź ERK, przyjmując nazwę Polskiej Rady Ekumenicznej.

2 Mówiąc o inspirującej roli Ducha Świętego w powstawaniu ekumenicznych inicjatyw DE mógł wymienić Ekumeniczną Radę Kościołów, jednak tego typu oficjalne dokumenty kościelne nie zwykły wymieniać organizacji, instytucji itp., nigdy też nie cytują teologów (nawet katolickich). 

3 Ten Roboczy Krąg wypracował znakomite studium na temat doktrynalnych potępień: K. Lehmann,  W. Pannenberg (red.), Lehrverurteilungen kirchentrennend?, Freiburg Br., I-III, 1986-1990.

4 Gwoli prawdy należy dodać, iż ogłoszeniu tego sposobu maryjnego wierzenia jako dogmatu sprzeciwiał się szereg znakomitych teologów katolickich.

5 Ich zbiór (do roku 1986) ukazał się w polskim przekładzie: K. Karski (red.), Watykan-Genewa. Zbiór dokumentów, Warszawa 1986; kolejne dokumenty publikują „Studia i Dokumenty Ekumeniczne”.