Drukuj

10 / 1998

Niewielka parafia ewangelicko-reformowana w Pstrążnej koło Kudowy-Zdroju leży przy samej granicy polsko-czeskiej. Granica przebiega przez wieś. Przed wojną można ją było przekraczać swobodnie, dlatego też możliwe było organizowanie życia parafialnego mimo istnienia oficjalnej granicy międzypaństwowej. Ewangelicy z pobliskich wsi po czeskiej stronie uczestniczyli w nabożeństwach w kościele w Pstrążnej. Stoi on w tej części wsi, która kiedyś znajdowała się w Niemczech, a dziś w Polsce. Po wojnie granicę jednak uszczelniono, a za nielegalne jej przekraczanie groziło więzienie. Jeśli krewni mieszkający w tej samej wsi, ale po przeciwnych stronach granicy, pragnęli się odwiedzić, musieli wystarać się o przepustkę, a potem – zamiast przejść dosłownie kilkaset metrów – wędrowali kilkadziesiąt kilometrów do przejścia granicznego Słone-Nachod.

Uczestniczyłem w dwóch uroczystościach jubileuszowych w parafii pstrążnieńskiej. W roku 1973 świętowaliśmy 125-lecie, a niedawno – 27 września 1998 r. – 150-lecie poświęcenia tamtejszego kościoła. Czasy jednak zmieniły się do tego stopnia, że postanowiłem przypomnieć okoliczności towarzyszące wydarzeniom sprzed 25 lat.

Podobnie jak teraz, i w 1973 r. kościół był po brzegi wypełniony wiernymi. Na uroczystości przybyły, o ile dobrze pamiętam, dwa autobusy z gośćmi z okolicznych wsi czeskich, którzy należeli kiedyś do parafii ewangelicko-reformowanej w Pstrążnej. Mogli oni otrzymać zezwolenie na wyjazd do Polski jedynie na wycieczkę turystyczną w Góry Stołowe. Nie mogli więc nawet wspomnieć o uroczystości kościelnej, bo na udział w niej by im nie zezwolono. Dlatego też nie mogli spędzić w Pstrążnej całego dnia, lecz po nabożeństwie, prelekcji o dziejach zboru i posiłku musieli udać się na ową wyprawę turystyczną, zadeklarowaną jako cel wyjazdu do Polski. Kierowcy autobusów mogli być bowiem „wtyczkami” bezpieki, wobec czego rezygnacja z części krajoznawczej mogła mieć dotkliwe konsekwencje dla „turystów”.

Dla porównania: w tym roku granica została otwarta w samej Pstrążnej na cały dzień, dzięki czemu z pobliskich miejscowości w Czechach można było z łatwością przybyć pieszo lub na rowerze. Zmotoryzowani mogli zaś przekroczyć granicę w pobliskiej Czermnej. Co więcej, w uroczystościach wzięli udział dwaj oficerowie Straży granicznej: dowódca placówki w Kłodzku i komendant placówki w Kudowie.

25 lat temu już sam przyjazd z Niemiec ks. Martina Hoffmanna, który był duszpasterzem w Pstrążnej od 1932 do 1945 r., później, po kilkuletnim okresie pracy w Czechach, zamieszkał w Niemczech, wzbudził duży niepokój miejscowych władz. Nic dziwnego, że przyjazd dwóch czeskich autokarów w niedzielny poranek wywołał po prostu panikę. Na godzinę przed rozpoczęciem nabożeństwa ówczesny komendant Wojsk Ochrony Pogranicza w Pstrążnej przysłał żołnierza z poleceniem, aby autobusy czeskie natychmiast opuściły wieś. Oczywiście nie zastosowaliśmy się do tego polecenia dowodząc, że nasi goście przybyli na uroczystość kościelną i wezmą udział w nabożeństwie. Wobec tego na krótko przed nabożeństwem wraz z ks. Hoffmannem zostałem zaproszony do placówki WOP, gdzie już czekali na nas, powiadomieni przez komendanta, dwaj funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, którzy chcieli wiedzieć, z jakiego powodu odbywa się tu zgromadzenie z udziałem licznych cudzoziemców. Ks. Hoffmann, który posługuje się nieźle polszczyzną, wyjaśnił, że „w Pstrążnej odbywa się świątek i on na ten świątek – jako były pastor tej parafii – otrzymał od Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce zaproszenie. W ambasadzie polskiej w Niemczech dostał wizę, więc przebywa w Polsce legalnie”.

To, że ks. Hoffmann przemówił do owych panów po polsku, zrobiło na nich duże wrażenie. Mimo to próbowali nas przekonywać, jak bardzo może zaszkodzić Polsce taka impreza. Nieco przez nas udobruchani i uspokojeni, zażądali jednakże, aby Czesi natychmiast po nabożeństwie opuścić Pstrążną. Zdołaliśmy ich przekonać, że to niemożliwe, bo gości trzeba nakarmić, a po nabożeństwie przewidziana jest prelekcja o dziejach zboru. W końcu wszystko odbyło się tak, jak myśmy chcieli i zaplanowali.    

Obserwując uczestników tegorocznej uroczystości pomyślałem, że wtedy w świecie zboru nie wzięli udziału żadni oficjalni przedstawiciele miasta i powiatu; nawet ich nie zapraszaliśmy. Teraz, oprócz oficerów Straży Granicznej, którzy okazali parafii tyle przychylności, bardzo serdeczne przemówienie w kościele wygłosił dr Bronisław Kamiński, dyrektor sanatorium dla dzieci chorych na białaczkę w pobliskiej Bukowinie i Czermnej. W sanatorium tym pracuje kilkoro naszych parafian, o których z wielką życzliwością i uznaniem wyrażał się publicznie dr Kamiński.

Nie zmieniło się jedno: i w 1973 r., i obecnie w święcie zboru licznie uczestniczyli katoliccy sąsiedzi pstrążnieńskich ewangelików.

Ks. bp Zdzisław Tranda