Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1998

Dwudziestolecie pontyfikatu Jana Pawła II przyniosło, co zrozumiałe, olbrzymią liczbę komentarzy, ocen i wspomnień. Już sama ich obfitość dowodzi, jak wielkie znaczenie dla Polski ma wybór Karola Wojtyły na biskupa Rzymu, a także jak wiele wniósł w życie Kościoła Powszechnego swoim stylem sprawowania urzędu, rolą w obaleniu komunizmu czy znaczącymi gestami zbliżającymi Kościół rzymskokatolicki do innych Kościołów chrześcijańskich, do żydów i wyznawców innych religii. Trudno dodać cokolwiek do tej powodzi słów. Chciałbym tu więc tylko podzielić się kilkoma uwagami i wątpliwościami na temat jednego wątku papieskiego nauczania, który jest związany z kilkakrotnie powtórzonym w pierwszej encyklice (Redemptor hominis) słowami z Ewangelii Jana: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

Zdanie to jest swoistym komentarzem do pierwszych słów wygłoszonych przez nowo wybranego papieża do rzeszy zdumionych ludzi, którzy zebrali się na placu św. Piotra. Komentując po latach to wydarzenie, Tadeusz Mazowiecki napisał: „»Nie lękajcie się!« Te słowa zostały wypowiedziane na samym początku obecnego pontyfikatu. Wiemy, co one znaczyły i jak odczuwano je w Polsce i w ogóle w naszej części świata. Od tej pory raz po raz pojawiają się w publikacjach domysły i spekulacje na temat tajnych działań Watykanu w różnych momentach zmierzchu komunizmu, które miały mieć znaczenie dla jego upadku (...). Ale po zdaniu mówiącym, żeby się nie lękać, wypowiedziane zostały także dalsze słowa: »Otwórzcie drzwi Chrystusowi«. Nie można jednego z tych zdań oderwać od drugiego. Tamto »nie lękajcie się« nie było bowiem jedynie rodzajem mobilizacji politycznej w najsłuszniejszej sprawie (...). W tamtej sytuacji mówiąc o przekroczeniu wszelkich granic państw i systemów politycznych mówił Papież zarazem, że otworzyć drzwi Chrystusowi to znaczy także otworzyć drzwi wolności i godności człowieka. I tego domagał się w imieniu chrześcijaństwa” („Wprost” z 18 października br.).

Doświadczenie totalitaryzmu
Dziś nietrudno dostrzec, że te pierwsze słowa zapowiadały najważniejsze wątki programu realizowanego podczas następnych dwudziestu lat. O jednej z najważniejszych przesłanek tego programu pisze ks. Józef Tischner: „Nie zrozumie do końca myśli Jana Pawła II ten, kto nie zauważy, że wyrosła ona ze świata Oświęcimia i Kołymy. Czym jest Oświęcim, czym Kołyma? Są to dwa symbole »zła naszych czasów« – miejsca, które opowiadają o klęsce europejskiego humanizmu” (W krainie schorowanej wyobraźni, Kraków 1997).

To do ludzi doświadczonych przez tę klęskę Jan Paweł II mówi: „Nie lękajcie się”. Warto też dodać, że nie tylko sytuacja polityczna podzielonej Europy i los narodów zniewolonych przez sowieckie imperium powodowały papieżem, gdy wypowiadał te słowa. W encyklice Redemptor hominis bowiem pisał również: „Jeśli przeto ten nasz czas, czas naszego pokolenia, czas zbliżającego się końca drugiego tysiąclecia naszej chrześcijańskiej ery jawi się nam jako czas wielkiego postępu, to równocześnie też jako czas wielkiego zagrożenia człowieka, o którym Kościół musi mówić do wszystkich ludzi dobrej woli (...) Istnieje bowiem bardzo realne niebezpieczeństwo, że wraz z olbrzymim postępem w opanowaniu przez człowieka świata rzeczy człowiek gubi istotne wątki swego wśród nich panowania, na różne sposoby podporządkowując im swoje człowieczeństwo, sam staje się przedmiotem wielorakiej czasem bezpośrednio nieuchwytnej manipulacji poprzez całą organizację życia zbiorowego, poprzez system produkcji, poprzez nacisk środków przekazu społecznego”.

Myślę, że przed dwudziestu laty niewielu ludzi w Polsce dostrzegało ten aspekt papieskiego nauczania. Świadczy o tym zaskoczenie, z jakim przyjęto niektóre wystąpienia Jana Pawła II podczas jego wizyty w kraju w 1991 r. Oczekiwano słów tryumfu i pochwał za przemiany po 1989 r., usłyszano zaś przestrogi. Dziś natomiast lewicowy publicysta hiszpańskiego dziennika „El Pais” pisze z podziwem: „...Papież udowodnił, że jest kimś większym niż tylko apostołem antykomunizmu. Papieskie potępienie dyktatu pieniądza czczonego przez entuzjastów wolnego rynku jest tak stanowcze, jak w swoim czasie było potępienie filozofii parareligijnej, która ciemiężyła pół Europy” (Hermann Tertsch: Więcej dywizji niż Stalin, „Gazeta Wyborcza” z 23 października br.).

Otóż człowiekowi doświadczonemu przez nihilizm totalitarnych reżymów, jak również przez nihilizm cywilizacji konsumpcyjnej papież przypomina o Jezusie, który „wychodzi na spotkanie człowieka każdej epoki, również i naszej epoki, z tymi samymi słowami: »poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli«”. Zatrzymajmy się chwilę nad komentarzem papieża na temat znaczenia tych słów. Skłania do tego zarówno niewątpliwa wartość tego, co papież ma nam do przekazania, jak również to, co w jego poglądach wydaje się przesądzać o nieuchronnych ograniczeniach jego misji.

Zastanawiając się nad znaczeniem, jakie papież wiąże z  przytoczonymi przez Jana słowami Chrystusa, wykorzystamy jako przewodnika po myśli papieskiej ks. J. Tischnera. W swym jubileuszowym artykule Na drodze do Emaus, czyli Papież i jego krytycy („Tygodnik Powszechny” nr 37 z br.) przypomina on, że w rzymskokatolickim Kościele posoborowym „prawda wiary nie jest po to, by zaspokajać »teoretyczną ciekawość«, lecz po to, by być »pokarmem« na drodze zbawienia”. W przenikającym współczesny świat napięciu między oczekiwaniem na „słuszną doktrynę” a nadzieją na „nowego człowieka” papież – pisze ks. Tischner – jawi się jako widzialny symbol niewidzialnych wartości. „Papież – tajemnica naszego świata.”

Ks. Tischner dotyka jednego z najbardziej spektakularnych i fascynujących aspektów pontyfikatu – spotkań papieża z ludźmi gromadzącymi się na szlakach jego wędrówek. Można niejedno powiedzieć o „medialnym sukcesie” Jana Pawła II, o formule papiestwa dostosowanej do warunków „globalnej wioski”. Przede wszystkim spotkania te dowodzą, że papież dotyka niezwykle czułego punktu w duszy współczesnego człowieka. Warto więc zadać sobie pytanie: „kogo i co świat zobaczył w ciągu tych kilkudziesięciu podróży? Namiestnika Chrystusowego czy swą własną tęsknotę za nową religijnością, swą nadzieję, że jest coś więcej niż władza, wolny rynek i codzienne kręcenie się wokół zwykłych spraw...” (Adam Krzemiński: Trudna wiara, „Polityka” nr 42 z br.).

Zło a dobre sumienie

Ale w papieskim nauczaniu i papieskiej działalności nie chodzi tylko o tęsknoty i pytania. Papież przynosi również odpowiedź, odpowiedź na zło naszych czasów. „Nie byłoby tego zła – pisze ks. Tischner w cytowanej już książce W krainie schorowanej wyobraźni – gdyby człowiek nie przylgnął do zła. Gdyby nie znalazł w nim jakiegoś upodobania. Gdyby widok zniszczeń nie napawał go dumą”. Te uwagi odnoszą się do jednej z ostatnich encyklik papieskich, do Veritatis splendor z 1993 r. „Blask prawdy – czytamy w pierwszym jej zdaniu – jaśnieje we wszystkich dziełach Stwórcy (...) prawda oświeca rozum i kształtuje wolność człowieka, który w ten sposób prowadzony jest ku poznaniu i umiłowaniu Pana.”

Zło popełniane przez człowieka jest jednym z najważniejszych tematów tej encykliki. Papież skupia uwagę na czynach, które są „wewnętrznie złe”: „są złe zawsze i same z siebie, to znaczy ze względu na swój przedmiot, a niezależnie od wewnętrznej intencji osoby działającej i okoliczności”. Wskazanie czynów „wewnętrznie złych” pozwala przeciwstawić się relatywizmowi. Człowiek nie może sam określać, co jest złe, a co jest dobre – taką pokusę podsuwał mu szatan w raju. Jeśli idzie za namową kusiciela i zaciera prawdę o wartości własnych czynów, staje się odpowiedzialny za zło świata. Jak pisze ks. Tischner: „Kluczowa teza Jana Pawła II: »zło świata« – to zło, które ujawniło się między innymi w Oświęcimiu i na Kołymie – nie ma charakteru »substancjalnego«, ale też nie jest »czystą« nicością. Zło tkwi w czynie i od czynu przyjmuje sobie właściwą »skuteczność«”.

Drugim wielkim tematem tej encykliki jest sumienie. „Praktyczny osąd sumienia – pisze papież – który nakłada na człowieka powinność dokonania określonego czynu, ujawnia więź łączącą wolność z prawdą. Właśnie dlatego sumienie wyraża się poprzez akty »sądu« odzwierciedlające prawdę o dobru.”

Odpowiedzią na zło, które urzeczywistnia się poprzez ludzkie czyny, jest dobre sumienie. „Aby mieć »dobre sumienie«, człowiek musi szukać prawdy i według niej sądzić” – pisze Jan Paweł II. Papieskie „nie lękajcie się” i „otwórzcie drzwi Chrystusowi” należy więc rozumieć w sposób następujący: otwórzcie wasze sumienia na prawdę, którą głosi Jezus, nie lękajcie się, ona was wyzwoli, to znaczy wyzwoli wasze działanie, wasz czyn z mocy zła. Dobre sumienie może przeważyć na szali zło tego świata.

Myśl, jaką rozwija papież, nie sprowadza się jednak w encyklice do wskazania woli poszukującej prawdy jako podstawy moralności. Istotne jest również to, jak wyjaśnia się problem błędu, w jaki nieuchronnie popada ludzkie sumienie.

Ponieważ sumienie nie jest sędzią nieomylnym, wymaga stałego kształtowania i korygowania. Dlatego nie można go pozostawić samemu sobie: „Chrześcijanin – przypomina papież – powinien w kształtowaniu sumienia pilnie baczyć na naukę Kościoła. Z woli bowiem Chrystusa Kościół katolicki jest nauczycielem prawdy i ciąży na nim obowiązek, aby głosił i autentycznie nauczał Prawdy, którą jest Chrystus”. Papież przypomina pytanie zadane Jezusowi: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne” (Mat. 19:16), a następnie wyjaśnia, iż na to pytanie odpowiada Kościół, „który niesie w sobie mądrość i moc Chrystusa ukrzyżowanego, Prawdę, która nam się udziela”.

Kościół rzymskokatolicki depozytariuszem prawdy
Papieska odpowiedź na „zło naszych czasów” nie zatrzymuje się więc na słowach Jezusa, lecz sięga poza tekst Ewangelii do nauczania Kościoła rzymskokatolickiego. Co to oznacza – przybliża nam list apostolski Ad tuendam fidem z 30 czerwca br., poświęcony posłuszeństwu, jakie powinni okazywać Urzędowi Nauczycielskiemu nauczający teologii. Papież przypomina tam, że są oni zobowiązani wierzyć w to, co jest zawarte w Słowie Bożym spisanym lub przekazanym przez Tradycję, a co Kościół jako objawione podaje do wierzenia zarówno wtedy, gdy w sposób „nieomylny” formułuje dogmat, jak również wówczas, gdy wypowiada się w sprawach, w których może się mylić. Jeśli zaś zdarzy się, że teolog odkryje, iż nauczanie Kościoła w jakiejś kwestii jest błędne, wówczas – jak poucza Instrukcja o powołaniu teologa w Kościele – „tego rodzaju sytuacja może być doświadczeniem trudnym, ale także stać się wezwaniem do cierpienia w milczeniu na modlitwie, z ufnością, że jeśli rzeczywiście chodzi o prawdę, to ona w końcu zwycięży”.

W opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” (nr 29) omówieniu listu Ad tuendam fidem ks. Tadeusz Dzidek zauważa, że problem nieomylności Kościoła, kluczowy dla tego dokumentu, to problem prawdy w Kościele, a zalecane teologom w Instrukcji milczenie w obliczu stwierdzonego błędu jest o tyle słuszne, że mimo wszystko zawsze bezpieczniej jest iść za głosem pasterzy niż kierować się subiektywnym z natury rozumem.

Przytoczony fragment encykliki oraz wspomniany list apostolski i Instrukcja należą do tekstów, które niejednokrotnie dawały asumpt do zarzucania Janowi Pawłowi II autorytaryzmu i dążności do tłumienia dyskusji teologicznych. Myślę jednak, że przede wszystkim radykalnie postawiona kwestia nieomylności papieskiej każe zastanowić się nad misją, jaką w przeciwstawianiu się złu ma do spełnienia sam papież.

Wiara dynamiczna

Nim jednak spróbujemy odpowiedzieć sobie na to pytanie, postawmy sobie najpierw inne: jak ma się poczucie pewności i spokoju pod okiem pasterzy Kościoła do doświadczenia wiary? Paul Tillich w swej znanej książce Dynamika wiary pisał, że wiara „jest aktem istoty skończonej, zagarniętej przez to, co nieskończone”. Z tego powodu immanentną cechą wiary jest wątpienie. Wątpienie, jakie wnosi wiara w duchowe życie człowieka, uczy dystansu do wszelkich prób absolutyzowania, nadawania charakteru ostatecznego temu, co nieostateczne i relatywne. Ponieważ w akcie wiary istota skończona przyjmuje element nieskończony, musi doznawać niepewności i musi ją zaakceptować. Tę akceptację własnej ograniczoności Tillich nazywa męstwem. Szukanie poczucia bezpieczeństwa pod skrzydłami jakiegokolwiek ziemskiego autorytetu jest wypaczeniem prawdy wiary. Szaleństwa naszego wieku, jak nazizm i stalinizm, są nierozerwalnie związane z bałwochwalczym uwielbieniem narodu, państwa, klasy społecznej, materialnego sukcesu itp. Jeśli wiara ma istotnie kształtować ludzką duchowość, to człowiek nie może kryć się w cieniu zbiorowości. Jak pisze więc Tillich, „pojęcie »nieomylności« decyzji podjętej przez jakąś radę lub jakiegoś biskupa wyklucza wątpienie jako element wiary u ludzi, którzy okazują posłuszeństwo tego rodzaju autorytetom”. Wówczas właśnie dzieje się tak, że coś doraźnego „zyskuje status rzeczy ostatecznej”. Gdy papież mówi o prawdzie, ma na myśli prawdę, którą przekazuje Urząd Nauczycielski. Natomiast spostrzeżenia Tillicha uświadamiają nam, że wiara, która daje pewność tego, co nieskończone, powinna uczyć krytycznego stosunku wobec różnych ludzkich orzeczeń o tym, co jest lub nie jest słuszne lub prawdziwe. Tej krytyki nie można mylić z relatywizmem. Krytyka nie relatywizuje dobra i zła, lecz pozwala dostrzec ograniczenia naszych sądów o tym, co dobre i złe.

Spostrzeżenie Tillicha uświadamia istotny dylemat związany z posługą papieża: czy słowa Chrystusa o prawdzie, która wyzwala, należy rozumieć jako wezwanie do ulegania bałwochwalczym pokusom naszego świata czy do męstwa?

Ten dylemat ujawnia dramatyczny rys w działalności Jana Pawła II: trudno mianowicie oprzeć się wrażeniu, że przenikliwość jego diagnozy potrzeb współczesnego świata, zagrożeń, przed jakimi stoi cywilizacja, i kryzysu moralności spotyka się z niewspółmiernie małym odzewem. Najlepiej widać to na przykładzie Polski, gdzie nadzwyczaj często papieża „traktuje się jak narodowy symbol, ale nie szanuje, gdy jego słowa kłócą się z narodowo-religijnymi przekonaniami” (Wojna krzyżowa, „Jednota” nr 7-8 z br.).

Ale może nie ma innego wyjścia, skoro – jak pisze ks. J. Tischner – papież jest „widzialnym symbolem niewidzialnych wartości”. To bardzo trudna rola, bo grozi zepchnięciem misji papieża w sferę kultu i celebracji, zawężając znacznie możliwość dialogu i nauczania o prawdzie zawartej w Ewangelii. Symboliczne postrzeganie osoby papieża sprawia bowiem, że wielu ludzi w nim, a nie w słowach Jezusa szukać będzie zapowiedzi wyzwolenia od lęku i zła. Świadomość takiego niebezpieczeństwa miał zapewne Luter, gdy w swym sławnym hymnie pisał:

„My złego nie zdołamy zmóc,
Wnet zginąć by nam trzeba;
Lecz walczy za nas chrobry Wódz,
Sam Bóg Go zesłał z nieba.
Kto On? Pytasz się
– Jezus On się zwie,
Pan Bóg Sabaot;
On złego strzaska grot,
Innego nie masz Boga”.

Adam Aduszkiewicz