Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4-5 / 1999

TEOLOGIA

Z punktu widzenia eklezjologii ewangelicko-reformowanej Kościół na różne sposoby wskazuje poza siebie, a to ze względu na swój boski rodowód, niebiańskie zwierzchnictwo, ziemskie posłannictwo i odwieczne przeznaczenie. Wzorem dobrego świadka Kościół nie skupia uwagi na sobie. Nie chcę przez to powiedzieć, że reformatorzy nie próbowali określić istoty Kościoła; przeciwnie, czynili to zawsze. Wszystkie ważniejsze ewangelicko-reformowane wyznania wiary i katechizmy (niektóre z nich zacytujemy) poświęcają tej kwestii wiele uwagi. Jednak w reformowanych dysputach o Kościele podstawowe zagadnienie nie sprowadza się do pytania, czym Kościół jest, ale raczej gdzie można go znaleźć oraz – w bliższych nam czasach – w jakich związkach powinien pozostawać ze swoim otoczeniem. Innymi słowy, pytanie ma charakter historyczny i praktyczny: jak można opisać obecność i zadanie Kościoła w świecie?

Dziedzictwo Renesansu i Oświecenia

Pytanie o to, gdzie znajduje się prawdziwy Kościół Chrystusowy, stało się przedmiotem teologii zachodniej w czasach schizmy nowacjanów i donatystów w wiekach III i IV. Jeszcze większego znaczenia nabrało w XVI stuleciu, ponieważ zdaniem wielu chrześcijan łacińskiego Zachodu (i protestantów, i katolików) średniowieczny Kościół rzymski nie dochował wierności Ewangelii Chrystusowej i wymagał poważnych reform. Palącym zagadnieniem stało się ponownie w wieku XX, gdy niektóre Kościoły działały w ramach różnych systemów politycznych, nie stroniących od segregacji rasowej lub niesprawiedliwości.

Wielki wpływ na XVI-wiecznych reformatorów wywarło zainteresowanie ludzi Renesansu Kościołem wieków pierwszych. Szukając elementarnego wzorca, z którym mogliby skonfrontować ówczesny stan wiary i życia chrześcijańskiego, sięgnęli po teksty biblijne i patrystyczne, od niedawna dostępne w greckim oryginale. Ale religijność z czasów biblijnych i z epoki pierwszych ojców Kościoła dzieliło od zachodnioeuropejskiego sposobu życia i myślenia ponad tysiąc lat historii, a także przemiany światopoglądowe i kulturowe1. W wieku XVIII, w dobie Oświecenia, ów historyczny dystans Zachodu wobec Kościoła czasów Nowego Testamentu i pierwszych ojców pogłębił się jeszcze bardziej.

Czas przeto stanowi realną przeszkodę także dla większości z nas, którzy wywodzimy się z tradycji ewangelicko-reformowanej, a zwłaszcza dla teologów. Staramy się przełamywać ów dystans, posługując się naukową analizą historyczną w studiowaniu Biblii, aby zrekonstruować wiarę i życie pierwszych chrześcijan, niemniej jednak łączność z pierwotnym Kościołem utrzymujemy raczej dzięki tym tekstom i ich interpretacji niż dzięki świadomej kontynuacji trwałych, żywych tradycji, kultywowanych przez Kościoły orientalne i wschodnie Kościoły prawosławne. Oczywiście Kościoły ewangelicko-reformowane również mają własną tradycję, jednak nie tkwią w niej bez reszty ani nie są nią spętane. Przeciwnie, zachowując szacunek dla tradycji, mają wobec niej krytyczny stosunek i od czasu do czasu (jak np. w kwestii ordynacji kobiet) tradycję tę zmieniają. Kościół jest więc dla nas nie tyle nietykalną rzeczywistością, której istotę można zdefiniować, ile wyłaniającym się z Pisma Świętego ideałem, ku któremu zmierza społeczność wierzących.

Wielu chrześcijan na Zachodzie uznaje się za dojrzalszych i bardziej „oświeconych” od swych protoplastów; są przekonani, że dzięki współczesnemu aparatowi naukowemu i historycznemu krytycyzmowi trafniej oceniają zagadnienia historyczne i kosmologiczne. Są więc skłonni krytycznie odnosić się do wierzeń przodków, zwłaszcza w kwestii indywidualnych objawień albo udziału czynnika nadprzyrodzonego. Niejednokrotnie postrzegają Kościół jako instytucję czysto ludzką, odgrywającą rolę stabilizującej, niekiedy zaś reakcyjnej siły społecznej.

Większość Kościołów rodziny ewangelicko-reformowanej zajmuje stanowisko odmienne. Owszem, doceniamy znaczenie współczesnej nauki i historycznego krytycyzmu. Dostrzegamy też, że nasza kultura różni się od kultury pierwotnego Kościoła. Ale nadal przyglądamy się chrześcijanom pierwszych wieków w przekonaniu, że wiele spraw rozumieli lepiej od nas. Odczuwając historyczny dystans tak samo jak piewcy współczesności i postmodernizmu, sądzimy jednocześnie, że wskutek postępu naukowego i rozwoju świadomości historycznej utraciliśmy tyleż samo (albo i więcej), ile zyskaliśmy. Dlatego poszukujemy równowagi między Kościołem jako instytucją społeczną a Kościołem jako częścią nadprzyrodzonego porządku Bożego. Takie właśnie było stanowisko XVI-wiecznych reformatorów; wszyscy oni pragnęli powrócić do mądrości i życia pierwotnego Kościoła. I takie samo podejście cechuje dzisiaj większość naszych Kościołów i uczelni teologicznych.

Nowa ludzkość w tymczasowym kształcie

Gdybym miał w jednym zdaniu zdefiniować ewangelicko-reformowane pojmowanie Kościoła, brzmiałoby ono tak: Kościół to nowa ludzkość w tymczasowym kształcie; albo – mniej lapidarnie – Kościół to nowe stworzenie, powołane do istnienia przez Boga, kształtowane przezeń i uświęcane.

Jak jasno wynika z drugiej definicji, Kościół posiada dwa oblicza: nadprzyrodzone, czyli niebiańskie, oraz empiryczne, czyli ziemskie. W Kościele nie ma jedności dwóch natur, jak w Chrystusie. Kościół jest par excellance ludzki, ale – jak cała ludzkość – ma dwie natury czy też dwa wymiary. Ludzie to istoty materialne, ziemskie, lecz stworzone na obraz Boży i – podobnie jak aniołowie – mogące mieć społeczność z Bogiem. Tej niebiańskiej strony swej ludzkiej natury wyrzekli się przez upadek, lecz teraz zostaje im ona przywrócona i wyniesiona w Kościele dzięki łasce naszego Pana, Jezusa Chrystusa.

Kościół ma naturę niebiańską, czyli nadprzyrodzoną, w sensie (co najmniej) trojakim. Jest niebiański ze względu na swój boski rodowód i mistyczne zjednoczenie z Chrystusem, swą jedyną Głową; ze względu na uczestnictwo w świętości Chrystusa oraz ze względu na swoje przeznaczenie, którym jest ponowne zespolenie z Chrystusem i aniołami w niebiańskim mieście Bożym. Ale Kościół ma również charakter ziemski, czyli empiryczny, gdyż jest zarówno łonem dla naszej chrześcijańskiej formacji, jak i instytucją administrowaną przez ludzi.

Niebiańska natura Kościoła

Rodowód Kościoła

Kościół ma charakter niebiański, nadprzyrodzony, przede wszystkim dlatego, że pochodzi od Boga Ojca przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym. Ten jego rodowód i przynależność były dla XVI-wiecznych reformatorów sprawą najwyższej wagi. Kościoła nie założyło ani duchowieństwo w ogólności, ani biskupi w szczególności, ani nawet apostoł Piotr. Kościół został wybrany przez Boga jako wspólnota przeznaczona do życia wiecznego i należąca do Chrystusa jako Jego Oblubienica i mistyczne Ciało, którego On jest Głową. Z greckiego słowa kyriakon (Pański, należący do Pana) pochodzą północnoeuropejskie nazwy Kościoła: kerk (holend.), Kirche (niem.), kirk (szkoc.) i church (ang.).

Ściśle rzecz ujmując: Chrystus jest jedynym zwierzchnikiem Kościoła. Starsi (prezbiterzy), diakoni, nauczyciele i pastorzy (oraz biskupi w niektórych Kościołach ewangelicko-reformowanych) sprawują kościelne urzędy i są otaczani szacunkiem jako współpracownicy Boży i Chrystusowi, ale żadnego z nich nie uważa się za „namiestnika Chrystusowego”.

Kalwin dość dobitnie wypowiedział się w tej kwestii: „...ma on [tj. Kościół] Chrystusa jako jedyną swą zwierzchność, a pod Jego władzą wszyscy lgniemy do siebie nawzajem, zgodnie z porządkiem i ustrojem przezeń ustanowionym. Przyniosłoby to prawdziwą ujmę Chrystusowi, gdyby ustanowiono jednego człowieka nad całym Kościołem pod pretekstem, że Kościół nie może istnieć bez zwierzchnika. Gdyż Głową [Kościoła] jest Chrystus, »z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie zasilające się stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie«” [Ef. 4:15-16] (Nauka religii chrześcijańskiej, IV.6.9)2.

Stwierdzenie Kalwina skierowane zostało bezpośrednio przeciwko prymatowi biskupa Rzymu w Kościele. Ale taki sam nacisk na boski rodowód i zwierzchność nad Kościołem kładziono także później, uzasadniając w ten sposób sprzeciw wobec bezprawnego uzależniania Kościoła od przywódców politycznych.

Najsłynniejszym tego przykładem jest Deklaracja z Barmen (1934), w której Niemiecki Kościół Ewangelicki (luterański, reformowany i unicki) starał się zdystansować od tzw. niemieckich chrześcijan i hołdu złożonego przez nich Hitlerowi. Przytoczę tu punkty 3 i 4:

„3. [Ef. 4:15-16] Kościół chrześcijański tworzy wspólnotę braterską, w której Jezus Chrystus jest obecny i działa jako Pan przez Ducha Świętego, w Słowie i w Sakramentach. Właśnie pośród grzesznego świata, dzięki swej wierze i posłuszeństwu swemu zwiastowaniu i swym instytucjom, Kościół zbawionych przez łaskę grzeszników musi wyznawać, że należy wyłącznie do Pana, że żyje i chce żyć, oczekując Jego powrotu, wyłącznie dzięki sile, którą On daje, i dzięki Jego nauce.
Odrzucamy fałszywą doktrynę, wedle której Kościół mógłby zrezygnować z treści swego zwiastowania i ze swej organizacji albo dla własnej wygody, albo ze względu na zmieniające się tendencje ideologiczne i polityczne.
4. [Mat. 20:25-26] Różne urzędy w Kościele zostały ustanowione nie po to, by jedni panowali nad drugimi, ale dla pełnienia służby powierzonej i nakazanej całej wspólnocie.
Odrzucamy fałszywą doktrynę, wedle której Kościół miałby i mógł oprócz takiej służby ustanawiać jakichś przywódców [niem. Führer] wyposażonych w specjalne uprawnienia do sprawowania władzy.”3

Jeszcze bliższym współczesności przykładem takiego akcentowania zwierzchności Chrystusa w Kościele jest Konfesja z Belhar Holenderskiego Misyjnego Kościoła Reformowanego, który w 1982 r. potępił apartheid w Afryce Południowej:

„4. Wierzymy, że (...) Kościół – jako własność Boża – musi stać tam, gdzie On stoi, to znaczy przeciwstawiać się niesprawiedliwości i być po stronie skrzywdzonych; że w swym naśladowaniu Chrystusa Kościół musi być świadkiem przeciwko wszystkim możnym i uprzywilejowanym, którzy samolubnie szukają jedynie własnego dobra i dlatego poddają innych kontroli i krzywdzą ich (...).
Dlatego odrzucamy wszelką ideologię, która uprawomocniałaby przejawy niesprawiedliwości, i wszelką doktrynę, która nie przeciwstawiałaby się takiej ideologii w imię Ewangelii.
5. Wierzymy, że ze względu na posłuszeństwo Jezusowi Chrystusowi, swemu jedynemu zwierzchnikowi, Kościół jest powołany do tego, by wyznawać i czynić to wszystko, choćby nawet władze i prawa ludzkie zakazywały mu tego, a skutkiem miała być kara i cierpienie.
Jezus jest Panem.”4

Tak więc twierdzenie o boskim rodowodzie i niebiańskiej zwierzchności Kościoła jest jedną z najważniejszych cech całej ewangelicko-reformowanej eklezjologii.

Świętość Kościoła

Kościół ma naturę niebiańską także dlatego, że składa świadectwo i uczestniczy w życiu i łaskach swego zmartwychwstałego i uwielbionego Pana. Na przykład, jako święty lud na ziemi Kościół całą swą świętość – w stopniu, w jakim ją posiada – przypisuje Chrystusowi. Henryk Bullinger (następca Zwingliego w Zurychu) ujął to następująco: „Św. Paweł nazywa Kościół »czystym, bez zmazy lub skazy« [Ef. 5:27] ze względu na zasługi i uświęcenie Chrystusa. Nie jest tak, że będąc cielesny, Kościół pozostaje bez zmazy sam z siebie, ale że zmazy te, które w przeciwnym razie przylgnęłyby doń na dobre, dzięki niewinności Chrystusa nie są przypisywane tym, którzy przyjmują Chrystusa przez wiarę, w końcu zaś, [tj.] w świecie, który ma nadejść, ten sam Kościół będzie »bez zmazy lub skazy«” (O świętym Kościele Powszechnym, 1551).

W teologii ewangelicko-reformowanej podstawą świętości Kościoła nie jest jego własna natura, lecz natura Chrystusa.

Teologia reformowana głosi więc, że Kościół na ziemi jest „święty”, ale jego świętość zasadza się na uczestnictwie w zmartwychwstałym Chrystusie, Świętym Bożym. W przeciwieństwie do nowacjanów i donastystów w Kościele pierwszych wieków oraz rozmaitych współczesnych wspólnot uprawiających perfekcjonizm, ewangelicy reformowani postrzegają ziemski Kościół jako „towarzystwo mieszane”, złożone ze sprawiedliwych i niesprawiedliwych, wierzących i obłudników (nominalnych chrześcijan). Nie ma on żadnej własnej świętości oprócz Chrystusowej i opiera się wyłącznie na Jego świętości.

Kościół triumfujący

Można powiedzieć, że Kościół ma naturę niebiańską również ze względu na swe duchowe przeznaczenie. Mając na myśli ten aspekt, mówi się tradycyjnie o „Kościele triumfującym”. Kościół triumfujący składa się z ludzi, którzy – dzięki Bożej łasce – dochowali wiary w życiu doczesnym, po śmierci zaś przebywają w otoczeniu Chrystusa, świętych i aniołów.

Udziałem wierzących jest miejsce w Kościele triumfującym, który obecnie znajduje się w niebie wraz z Chrystusem. Ich walka skończyła się, doznali odpoczynku, głoszą niestrudzenie i z uniesieniem chwałę Bożą, którą my tak rzadko i nieudolnie wysławiamy. Święci, którzy znaleźli swe odpocznienie w Kościele triumfującym, zgromadzeni zostali z rozmaitych pokoleń i kultur w jednym niebiańskim mieście. W ewangelicko-reformowanej religijności nieczęsto wspomina się o tej niebiańskiej rzeczywistości Kościoła, ale stanowiona jeden z artykułów wiary, a już niezmiennie skupia na sobie uwagę człowieka wierzącego, gdy on sam zbliża się do śmierci.

Ziemski Kościół jako łono dla formacji chrześcijańskiej

Według ewangelików reformowanych Kościół w swej ziemskiej postaci podlega historycznemu procesowi przekształcania, reformowania i uświęcania. Jest to Kościół znany nam z codziennych zmagań, „Kościół walczący”, Kościół, który żyje w ramach określonej kultury i dokłada starań, by w obrębie tej kultury żyć zgodnie z odwieczną Ewangelią. Mamy tu do czynienia z dwoma aspektami: Kościołem jako łonem dla formacji chrześcijańskiej oraz Kościołem jako instytucją powierzoną w nasze ręce.

Kościół jest łonem, w którym kształtujemy się jako chrześcijanie. Jest chrzcielnicą, w której zostajemy zapieczętowani imieniem Chrystusa; kazalnicą, z której słuchamy Dobrej Nowiny o Chrystusie; szkołą wiary, w której poznajemy Pismo Święte i artykuły wiary; stołem, z którego przyjmujemy elementy eucharystyczne; oraz piastunką, która całymi latami nosi nas na swych rękach, dopóki nie dojdziemy do swego niebiańskiego odpocznienia. Przez te wszystkie lata pozostajemy dziećmi Kościoła. Jest on ludzkim narzędziem, za pośrednictwem którego Bóg udziela nam nowego narodzenia i prowadzi nas ku życiu wiecznemu – Kościół to nasza duchowa matka.

Kalwin przejął ów matczyny wizerunek od Cypriana za pośrednictwem Augustyna: „Zacznę przeto od Kościoła, w którego łonie upodobało się Bogu zgromadzić swych synów [i córki] nie tylko po to, aby z jego pomocą i dzięki jego usłudze mogli być karmieni dopóty, dopóki są niemowlętami i dziećmi, ale także po to, by znajdowali się pod jego macierzyńską opieką aż do czasu, gdy dojrzeją i osiągną w końcu cel wiary (...). Bo nie ma innego sposobu, aby otrzymać życie, jeżeli matka nie pocznie nas w swym łonie, nie wyda nas na świat, nie wykarmi własną piersią i, wreszcie, jeśli nie będzie otaczać nas swą troską i radą aż do chwili, gdy – zrzuciwszy śmiertelne ciało – staniemy się podobni aniołom [Mat. 22:30]” (Nauka religii chrześcijańskiej, IV.1.4).

Bez względu na to, jak bardzo wzrośniemy w wierze, nigdy nie przestaniemy być dziećmi w Kościele. Bez Kościoła ani Pismo Święte, ani wyznanie wiary, ani sakramenty nie zachowałyby mocy. Chrześcijańskie wierzenia można dziś zrekonstruować, a praktyki chrześcijańskie odtworzyć na drodze historycznych badań, tak jak w celach edukacyjnych albo komercyjnych odtwarza się starodawne pogańskie rytuały. Lecz w oderwaniu od żywego Kościoła takie praktyki byłyby pozbawione żywotnego znaczenia, ich uczestnicy zaś stanowiliby zaledwie widownię, a nie chrześcijański zbór.

Kościół Katolicki (Powszechny)

Jako nasza matka Kościół jest zarazem pradawny i przyszły, za nami i przed nami, powszechny i eschatologiczny, widzialny i niewidzialny.

Z punktu widzenia wiary ewangelicko-reformowanej Kościół jest o wiele starszy od jakiejkolwiek wspólnoty chrześcijańskiej. Nie zaistniał po prostu dwa tysiące lat temu wraz z ziemską posługą Jezusa ani ze Zmartwychwstaniem, ani z wylaniem Ducha Świętego podczas Pięćdziesiątnicy. Kościół już tam był, ucieleśniony w ludziach wierzących, dla odkupienia których przyszedł Jezus i na których wylany został Duch Święty.

Pierwszymi członkami Kościoła byli właściwie „prarodzice” (Adam i Ewa), gdyż jako pierwsi uwierzyli obietnicy o nadejściu Odkupiciela. Starożytny (przedchrześcijański) Kościół nie był tożsamy ze starotestamentowym Izraelem, ale obejmował wszystkich wiernych członków Izraela – od Abrahama i Sary począwszy, po Symeona i Annę (i dalej?) – którzy oczekiwali „pociechy Izraela” (zob. Łuk. 2:25). Różnica między świętymi Starego Testamentu i chrześcijanami polega na tym, że ci pierwsi nadal podlegali Prawu i wierzyli w Odkupiciela, który dopiero nadejdzie i dokona przebłagania, podczas gdy ci drudzy przyjęli Ewangelię i wierzą w Zbawiciela, który już przyszedł. Jest jedno przymierze łaski i jeden Kościół dla jednych i drugich.

Kościół, będąc naszą matką, jest więc prawdziwie powszechny; obejmuje całą historię od początku świata po jego kres i ogarnia wszystkich świętych – zarówno z epoki starego, jak i nowego Prawa. Oto jak, z grubsza rzecz biorąc, ewangelicy reformowani rozumieli sformułowanie nicejskiego i apostolskiego wyznania wiary mówiące o powszechności Kościoła: „Kościół ten jest »powszechny«, tj. uniwersalny, bo składa się z wybranych spośród wszystkich wieków, wszystkich krajów, narodów i języków, czy to z Żydów, czy to z pogan, którzy mają społeczność i więź z Bogiem Ojcem i z Jego Synem, Chrystusem Jezusem, przez uświęcenie w Duchu Świętym” (Konfesja szkocka, 1560, rozdz. 16).

Można więc oczekiwać, że Kościoły ewangelicko-reformowane będą szanowały integralność innych wspólnot chrześcijańskich, nawet tych, z którymi różnią się co do rozmaitych elementów teologii czy liturgii.

Często mówimy o „Kościołach” w liczbie mnogiej, mając na myśli lokalne zbory lub Kościoły, ale rozumiemy, że są to przejawy jednego i powszechnego Kościoła. W gruncie rzeczy Jan Kalwin w Katechizmie genewskim (1541) zaprzeczył wręcz, że mógłby istnieć więcej niż jeden [i jedyny] Kościół: „Co się rozumie pod pojęciem »katolicki« albo »powszechny«? Rozumie się, iż ma to oznaczać, że istnieje tylko jedna zwierzchność wierzących i dlatego wszyscy oni muszą być zespoleni w jednym Ciele, tak więc nie ma kilku Kościołów, ale tylko jeden, który rozprzestrzenia się na cały świat” (pyt. 97)5.

Prezbiteriańska gałąź tradycji ewangelicko-reformowanej podąża wiernie za Kalwinem, podkreślając jedność i powszechność Kościoła. Z kolei gałąź kongregacjonalna kładzie większy nacisk na bezpośrednie zwierzchnictwo Chrystusa nad każdym lokalnym zborem, a z drugiej strony – na bezpośrednią odpowiedzialność lokalnego zboru przed zmartwychwstałym Panem.

Podkreślanie przez ewangelicyzm reformowany powszechności Kościoła znajduje odbicie w wielkim znaczeniu, jakie przypisujemy tradycjom chrześcijańskim: teologicznym, liturgicznym i misyjnym, które odwołują się do pierwotnego Kościoła. XVI-wieczni reformatorzy nie zamierzali tworzyć nowego, odrębnego Kościoła, lecz – bez względu na ostateczny rezultat ich działań – jedynie zreformować istniejący Kościół przez przywrócenie wiary i ustroju z jego początków.

Dlatego też wielu z nich opracowywało i wydawało pisma Ojców wczesnego Kościoła w oryginale: po łacinie i po grecku. A chociaż krytykowali te fragmenty, które uważali za niezgodne z Biblią, starali się jednocześnie przywrócić formy liturgiczne pierwotnego Kościoła, na przykład wezwanie sursum corda (w górę serca) w liturgii eucharystycznej. Przyjęli ponadto i często powoływali się na trzy „ekumeniczne wyznania wiary”: Credo apostolskie, nicejskie i tzw. atanazjańskie (Quicunque vult, powstałe prawdopodobnie w Galii pod koniec V w.), pozostawione przez Kościół pierwszych wieków. Dziś wiemy, że tylko jedno z nich – Symbol nicejski – miało charakter rzeczywiście powszechny, ale intencją reformatorów było oczywiście podtrzymanie tego, w co Kościół wierzył od czasów Chrystusa.

Takie akcentowanie powszechności Kościoła powoduje, że nie da się wykorzystywać podstawowych zasad ewangelicko reformowanej eklezjologii do sankcjonowania prozelityzmu uprawianego kosztem innych nurtów Kościoła chrześcijańskiego. Podzielamy niesmak prawosławnych przyjaciół w stosunku do ewangelizacyjnych metod stosowanych przez rozmaite zachodnie sekty, które wnikają na tereny tradycyjnie prawosławne.

Działają tu ważne kulturowe uwarunkowania. W większości kultur zachodnich, zwłaszcza w Ameryce Północnej, dość powszechne stało się wśród chrześcijan przechodzenie z jednego wyznania na inne, a duch rywalizacji zaraził wiele środowisk wyznaniowych. Rywalizacja pojawia się także na polach misyjnych, zwłaszcza gdy misje prowadzone są przez „parakościelne” organizacje, nie podporządkowane żadnym kościelnym organom dyscyplinującym. Tymczasem nauczanie Kalwina i innych reformatorów jest w tym względzie całkiem jasne: „...uznajemy za członków Kościoła tych, którzy wyznaniem wiary, przykładnym życiem oraz uczestnictwem w sakramentach głoszą wraz z nami tego samego Boga i Chrystusa” (Nauka religii chrześcijańskiej, IV.1.9).

Kościoły ewangelicko-reformowane dostrzegają także żydowskie korzenie swego dziedzictwa biblijnego. Większość świętych tak Starego, jak i Nowego Testamentu, nie wyłączając Marii i uczniów Jezusa, było Żydami mówiącymi po hebrajsku bądź po aramejsku, myślącymi i piszącymi w kategoriach judaizmu. Chociaż więc ówcześni i współcześni wyznawcy judaizmu odmawiają uznania Jezusa za swego Mesjasza, szanujemy ich jako ludzi, którzy trwają przy tradycji, z jakiej wyszli Jezus i apostołowie, i którzy znacznie lepiej niż większość z nas rozumieją hebrajskie tradycje i pojęcia leżące u podstaw Nowego Testamentu.

Kościół eschatologiczny (albo „niewidzialny”)

Kościół, będąc naszą matką, nakierowany jest w tym samym stopniu na przyszłość, jak i na przeszłość. Długie etapy w jego historii są nie tylko świadectwem przetrwania, ale także uświęcania i dyscyplinowania z woli Boga. Jan Kalwin ujmuje to następująco: „Świętość Kościoła nie jest jeszcze zupełna. Kościół [już] jest święty w tym sensie, że codziennie czyni postępy, choć jeszcze nie osiągnął doskonałości; robi postępy dzień po dniu, ale jeszcze nie osiągnął swej ostatecznej świętości” (Nauka religii chrześcijańskiej, IV.1.17).

Kościół w tej postaci, w jakiej istnieje współcześnie, to zaledwie – jak powiada Karol Barth – „tymczasowe przedstawicielstwo nowej ludzkości” (Dogmatyka kościelna, IV/2). Jego prawdziwa istota nie objawiła się dotąd na ziemi. To, czym Kościół jest naprawdę, okaże się wyłącznie w perspektywie wyznaczonego mu przez Boga celu.

Wielu reformatorów mówiło za św. Augustynem o „Kościele niewidzialnym”; wokół tego określenia narosły liczne nieporozumienia i spory. Z historycznego punktu widzenia Kościół niewidzialny nie był dla reformatorów (ani dla Augustyna) ukrytym bytem albo niebiańskim odpowiednikiem Kościoła widzialnego (a więc Kościołem triumfującym, choć może go obejmować). Niewidzialny Kościół to po prostu ci, których Bóg wybrał do zbawienia. To Kościół, który wyłoni się u kresu dziejów, gdy dokona się oczyszczenie ludu Bożego przez mające jeszcze nadejść próby i przemiany. Jest to Kościół, którego kształtu jeszcze nie widzimy, ale który znany jest Bogu i objawi się u schyłku czasów. To, że Kościół, nasza matka, oczekuje nas u kresu naszej wędrówki, jest tak samo pewne jak to, że piastował nas i błogosławił nam w naszej drodze od samego początku6.

Kościoły ewangelicko-reformowane upatrują potencjalnych wierzących we wszystkich ludziach, nawet w tych, którzy wyznają inną wiarę albo nie wierzą wcale. Wielu z nich odpowie na zwiastowanie Ewangelii. Inni mogą odrzucić Dobrą Nowinę. Jeszcze inni, być może, nigdy nie usłyszą jej głoszonej w zrozumiały sposób albo będą zbyt pochłonięci troską o byt, żeby zwrócić na nią baczniejszą uwagę. Jedynie Bóg wie, kto ostatecznie zyska (lub mógłby zyskać) wiarę, a kto nie. Duch Boży wieje, kędy

chce, i nie zawsze Go widzimy (zob. Jn 3:8). Także odwieczne Słowo Boże nie zna ograniczeń w postaci ciała i krwi (tzw. extra calvinisticum). Chociaż więc zwykły tryb zbawienia polega na tym, że ludzie wchodzą do Kościoła przez pokutę i chrzest, to łaska Boża może doprowadzić człowieka do zbawienia także inną drogą.

Na przykład wedle słów Konfesji westminsterskiej (1647) niewidzialny Kościół obejmuje „wybrane [tj. przeznaczone do zbawienia – przyp. tłum.] dzieci zmarłe w niemowlęctwie” oraz „inne wybrane osoby”, które dostąpiły zbawienia, mimo że „na pozór nie zostały wezwane przez usługę Słowa”. Jak ujął to Karol Barth, „trzeba liczyć się z tajemnymi sposobami Boga, dzięki którym może On okazać moc przebłagania dokonanego w Jezusie Chrystusie (Jn 10:6) nawet extra ecclesiam [poza Kościołem], tzn. inaczej niż przez jego zwiastowanie światu” (Dogmatyka kościelna, IV/1).

Wierzymy więc, że kiedy wszyscy dotrzemy do kresu wędrówki i ponownie zjednoczymy się z Kościołem, który jest naszą matką – spotkamy wielu braci i wiele sióstr, których w życiu doczesnym wcale nie uważaliśmy za chrześcijan.

Ziemski Kościół jako instytucja powierzona ludziom

Ewangelicy reformowani, będąc gorąco oddani Kościołowi, nie są jednocześnie skłonni traktować go w sposób sentymentalny. Kościół to bowiem także instytucja, na którą składają się i budynki, i ceremonie religijne, i różne przedsięwzięcia – wszystko to, co Kalwin nazywał „zewnętrznymi środkami” Ewangelii – powierzone w nasze ręce, w ręce dzieci Kościoła. To my głosimy Ewangelię, udzielamy sakramentów i służymy ubogim w imię Chrystusa. To my także musimy reformować Kościół, gdy pojawia się taka konieczność – albo raczej – to za naszym pośrednictwem Kościół się reformuje.

Kiedy pojawia się wołanie o taką reformę? Skąd mamy wiedzieć, czy Kościół umie sprostać kryteriom Ewangelii Jezusa Chrystusa? Na kim spoczywa odpowiedzialność za baczenie, czy te kryteria są w Kościele przestrzegane? Jak wyartykułować je za pomocą współczesnych środków wyrazu? I w jakim stosunku pozostają one do obyczajów i stylu życia otaczającego nas świata?

Kryteria (znamiona) Kościoła

Jeśli chodzi o kryteria [prawdziwości] Kościoła, reformowana teologia posiada jasny wzorzec nauczania; w różnych wiekach przesuwały się tylko akcenty. Jan Kalwin i inni reformatorzy zgodnie podają dwa podstawowe kryteria: zwiastowanie zgodne z Ewangelią (głównie w obrębie zboru) i należyte udzielanie dwóch sakramentów ustanowionych przez Pana, tj. Chrztu i Eucharystii: „Zawsze gdy widzimy, że Słowo Boże jest w czystości głoszone i słuchane, a sakramenty udzielane zgodnie z ustanowieniem Chrystusowym, tam bez wątpienia istnieje Kościół Boży [Dei Ecclesiam]” (Nauka religii chrześcijańskiej, IV.1.9).

Te dwa kryteria – zwiastowanie Ewangelii i usługiwanie sakramentami Pańskimi – wymieniane są tak często, że mówi się o nich jako o „znamionach Kościoła” (notae ecclesiae), czyli znakach odróżniających prawdziwy Kościół od sekt religijnych.

Niektóre ewangelicko-reformowane konfesje dodają jeszcze trzecie „znamię”, określane, najogólniej rzecz ujmując, mianem karności kościelnej. Ukoronowaniem idei „trzech znamion Kościoła” jest artykuł 18. Konfesji szkockiej (1560) i artykuł 29. Konfesji belgijskiej (1561/1566). U wielu wiernych może to podsycać poczucie oddzielenia od świata, ale inne reformowane wyznania wiary są bardziej otwarte na otoczenie. Na przykład Katechizm heidelberski (1562-1563) wymaga „datków na biednych” na równi z czytaniem Pisma Świętego, uczestnictwem w sakramentach i modlitwą jako podstawowych powinności chrześcijanina podczas niedzielnego nabożeństwa (pyt. 103). A Konfesja czeska (1575) prócz trzech tradycyjnych „znamion Kościoła” wymienia miłość wzajemną i prześladowanie za prawdę.

XX-wieczna eklezjologia ewangelicko-reformowana kładzie coraz silniejszy nacisk na misję Kościoła w świecie. Z tego względu trzy tradycyjne „znamiona” Kościoła zreinterpretowano (a może zastąpiono je?) jako trzy cechy tej misji, które dobrze oddają greckie terminy: kerygma (zwiastowanie), koinonia (wspólnota) i diakonia (służba). Zajmijmy się pokrótce każdym z tych pojęć.

Koncepcja zwiastowania (kerygma) obejmuje coś więcej niż samo głoszenie Ewangelii. Tradycyjne rozumienie kaznodziejstwa zakładało na ogół, że większość członków danej parafii uczestniczy w nabożeństwach i słucha kazań (przynajmniej od czasu do czasu). Tymczasem na polach misyjnych i w ogóle w warunkach współczesnej sekularyzacji i pluralizmu nie można z góry zakładać takiego uczestnictwa i dlatego trzeba nieść Słowo Boże bezpośrednio do ludzi – tam, gdzie żyją.

Koncepcja wspólnoty (koinonia) w sposób bardziej dynamiczny i otwarty rozwija ideę uczestnictwa, z natury zawartą w tradycyjnej zasadzie należytego sprawowania sakramentów. W sakramentach i nabożeństwie zbór ma przez Ducha Świętego społeczność z Bogiem i zmartwychwstałym Chrystusem. Członkowie zboru pogłębiają zarówno więzi wzajemne, jak i wspólnotę z innymi latoroślami Kościoła, w miarę jak sami dojrzewają do perychoretycznego7 rozumienia wizji Boga w Trójcy Jedynego.

Idea służby (diakonia) także wykracza poza tradycyjne rozumienie karności kościelnej. Chrześcijańska służba oznacza bycie uczniem Jezusa Chrystusa i życie w sposób, który krzewi na świecie pokój i sprawiedliwość. Ten element podkreśliło kilka nowszych dokumentów konfesyjnych.

Realizatorzy odnowy Kościoła („kapłaństwo wszystkich wierzących”)

Według teologii ewangelicko-reformowanej ci, którzy zwiastują Ewangelię, sprawują sakramenty i służą światu, to nie tylko ordynowani duchowni, ale wszystkie dzieci Kościoła – ogół ochrzczonych – młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, świeccy i duchowni.

Dla ewangelików reformowanych Ewangelia nie jest zwiastowana skutecznie, jeśli obecni są tylko wierzący i jeśli wspomina się jedynie o ich potrzebach. Urząd nauczycielski powinien przemawiać zarówno do chrześcijan, jak i do niechrześcijan. To szersze rozumienie zwiastowania wymaga pracy i świadectwa wszystkich rozproszonych po świecie członków Kościoła. Kościoły ewangelicko-reformowane nie zgadzają się ze stanowiskiem, że sakramenty mogą być udzielane w sposób ważny przez samego duchownego pod nieobecność zboru lub przy jego niepełnym udziale. Jak powiedziano wcześniej, ewangelicy reformowani uznają autorytet ordynowanego duchownego, który jest szafarzem sakramentów. Kalwin utrzymywał wręcz, że urząd apostolski i pastorski są niezbędniejsze Kościołowi niż pokarm i napój dla naszego zdrowia fizycznego.

Niemniej jednak ofiara składana w Eucharystii jest ofiarą – i to nie tylko z elementów chleba i wina (zwykle wytwarzanych i dostarczanych przez świeckich), ale także z naszych pieśni, modlitw i własnego życia – ofiarą składaną przez cały zbór. Także chrzest traktowany jest jako akt dotyczący zboru jako całości. Zbór łączy się wraz z ordynowanym duchownym i rodziną chrzczonej osoby w modlitwie o dar Ducha Świętego. Przyrzeka również, iż będzie pouczał, zachęcał i modlił się o nowo ochrzczoną osobę w jej chrześcijańskiej pielgrzymce.

Wspólna służba duchownych i świeckich określana jest często mianem „kapłaństwa wszystkich wierzących” [albo „powszechnego kapłaństwa”]. Znaczenie tego określenia wyjaśnia dość przystępnie Druga konfesja helwecka (autorstwa Bullingera, 1561/1566): „Kapłaństwo wszystkich wierzących. Bez wątpienia apostołowie Chrystusa wszystkich, którzy w Niego wierzą, nazywają »kapłanami« [I Ptr. 2:9, Obj. 1:6], jednak nie przez wzgląd na urząd, lecz dlatego, że wszyscy wierzący uczynieni zostali »królami i kapłanami« [albo »królewskim kapłaństwem«, por. Obj. 1:6], przeto i my możemy składać Bogu przez Chrystusa duchowe ofiary [I Ptr. 2:9]. Dlatego kapłaństwo i urząd [duchownego] bardzo różnią się od siebie. Kapłaństwo bowiem, jak już powiedzieliśmy, dotyczy wszystkich chrześcijan; nie tak jednak rzecz ma się z urzędem [duchownego]. Nie znieśliśmy więc urzędu w Kościele, chociaż nie uznajemy kapłaństwa papieża w Kościele Chrystusa” (art. 18).

Nie wszystkie Kościoły ewangelicko-reformowane praktykują dziś to charakterystyczne użycie terminów „kapłan” i „sługa” (minister, duchowny), ale zasadnicze rozróżnienie jest podtrzymywane. Kapłaństwo to nie atrybut poszczególnego chrześcijanina, lecz Kościoła jako całości. Wszyscy ochrzczeni chrześcijanie mają udział w sprawowaniu sakramentów pod przewodem ordynowanych duchownych, starszych i diakonów.

Kościoły ewangelicko-reformowane traktują także służbę światu jako wspólną służbę świeckich i księży. Z zasady odrzucają stanowisko, jakoby Kościół najmował duchownych do opieki nad ludźmi.

Na przykład Konfesja prezbiteriańska z 1967 r. stwierdza: „Być pojednanym z Bogiem to znaczy być posłanym do świata jako Jego wspólnota pojednania. Tej wspólnocie, czyli Kościołowi Powszechnemu, powierzone zostało Boże poselstwo pojednania; dzieli ona Jego trud usuwania wrogości odgradzającej ludzi od Boga i od siebie nawzajem. Chrystus powołał Kościół do tej misji i dał mu dar Ducha Świętego. Kościół trwa w łączności z apostołami i Izraelem, wiernie okazując posłuszeństwo Chrystusowemu wezwaniu”.

Podobnie Kongregacjonalne wyznanie wiary (z tego samego roku) powiada: „To ze względu na [Boże] dążenie do wyzwolenia całej ludzkości istnieje Kościół, a jego wspólnotowe życie służy budowaniu chrześcijan w wierze, miłości i nadziei, aby mogli służyć temu celowi.

Bóg wzywa swój Kościół, aby nie skupiał się na sobie, lecz na Chrystusie, a także na osobistych możliwościach i potrzebach mężczyzn i kobiet. Kościół istnieje po to, aby wraz z Chrystusem dzielić Jego troskę o ludzi...”.

A Pieśń nadziei Kościoła Reformowanego Ameryki (1974) głosi:

„Chrystus wybiera swój Kościół,
By głosił Jego Słowo i sprawował sakramenty,
By sławił Jego imię
I żył, jak przystoi Jego uczniom.
On tworzy swą społeczność,
Aby była miejscem modlitwy,
Dawała wytchnienie spracowanym
I wiodła ludzi do udziału w służbie” (zwrotka 15).

Te wyrwane z kontekstu zdania mogłyby sugerować, że Kościół zamienia się w instytucję opieki społecznej. W rzeczywistości jednak w każdym z tych stwierdzeń zachowana została równowaga między swoistą tożsamością Kościoła a jego powołaniem do służenia światu.

Kościół i jego otoczenie (semper reformanda)

Sposób, w jaki Kościół głosi Ewangelię, krzewi braterstwo i angażuje się w służbę, nigdy nie może zostać w pełni sformalizowany.

Kościół nie może posługiwać się jednym normatywnym językiem, np. hebrajskim albo arabskim, ani funkcjonować na podstawie jednego kodeksu etycznego, takiego jak np. Tora czy szariat8. Jego Pismo Święte, liturgia i nauczanie zasad etyki muszą być wyrażane w języku i systemie pojęć danej kultury. Ale kultury zmieniają się, a wraz z nimi zmieniają się również zadania, jakie stają przed Kościołem, i dlatego żadne tłumaczenie Biblii, ceremonia religijna czy zbiór reguł postępowania nie zdołają wyrazić Ewangelii w sposób doskonały. Kościoły nie mogą zatem absolutyzować swoich zwyczajów bez względu na to, jak skuteczne okazywały się one wówczas, gdy je wprowadzano. Kościoły muszą stale odnawiać swoją liturgię w świetle Słowa Bożego i w dialogu z innymi nurtami Kościoła Powszechnego. Wymagają nieustannej reformy (semper reformanda).

Mówiąc w skrócie: ewangelicko-reformowane rozumienie Symbolu nicejskiego, który głosi, że Kościół jest „jeden, święty, powszechny i apostolski”, ma charakter dynamiczny.

Kościół jest apostolski przez to, że trwa w nauce apostolskiej i naśladuje misyjną postawę apostołów Chrystusa.

Kościół jest powszechny na tyle, na ile porozumiewa się z innymi wspólnotami chrześcijańskimi i przyjmuje od nich pouczenie oraz na ile w swojej teologii wchodzi w dialog z innymi dyscyplinami akademickimi oraz korzysta z ich wskazówek.

Kościół jest święty w tym sensie, że ma udział w doskonałej świętości Chrystusa i reformuje się według Słowa Bożego, będąc posłuszny Bożemu powołaniu do szczególnej służby tu, na ziemi.

Wreszcie jedność Kościoła realizuje się wówczas, gdy pracuje on nad przezwyciężaniem podziałów i wychodzi ku potencjalnym wierzącym, którzy dotychczas nie uważają się za chrześcijan.

Reformatorzy nigdy nie oczekiwali, że Kościół będzie doskonałą egzemplifikacją tego ideału w czasach obecnych; my także tego nie oczekujemy. Wierzymy, że świętość Kościoła opiera się na Osobie jego transcendentnego Pana i w pełni zrealizuje się w ziemskim Kościele dopiero wówczas, gdy nadejdzie czas wypełnienia wszechrzeczy. Dlatego z całego serca wierzymy w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Soli Deo gloria!

Prof. Christopher B. Kaiser
Tłum. Monika Kwiecień

[Autor jest członkiem Kościoła Reformowanego Ameryki i wykładowcą Western Theological Seminary w Holland w stanie Michigan]

_________

1 Stwierdzenie o dystansie kulturowym dzielącym nas od pierwotnego Kościoła niekoniecznie znajduje zastosowanie w odniesieniu do wszystkich współczesnych Kościołów ewangelicko reformowanych. Na przykład Kościoły reformowane na Bliskim Wschodzie funkcjonują w kulturze, która pod wieloma względami pozostała bliska czasom biblijnym. Dziękuję George'owi Sabrze i Victorowi Macaiowi za zwrócenie uwagi na to zróżnicowanie.

2 Institutes of the Christian Religion, Filadelfia 1960

3 Barmeńskie wyznanie wiary z 31 maja 1934 r., „Jednota” 9/94, s. 13. W Dogmatyce kościelnej Karol Barth pisze: „Nie istnieje taki czas, w którym niestosownie byłoby pamiętać o tym, że to Jezus Chrystus jest Panem Kościoła, a nie Kościół panem Jezusa Chrystusa”.

4 A Moment of Truth, Grand Rapids 1984, s. 2

5 The School of Faith: Catechisms of the Reformed Church, Londyn 1959, s. 20

6 W odniesieniu do tego właśnie niewidzialnego, objawionego w eschatologii Kościoła reformatorzy używali starożytnej maksymy teologicznej z czasów Orygenesa i Cypriana: extra ecclesiam nulla salus est (poza Kościołem nie ma zbawienia). Konfesja belgijska w art. 28 i Druga konfesja helwecka w art. 17 odnoszą te słowa także do widzialnego, instytucjonalnego Kościoła po to, by zniechęcić wiernych do odchodzenia odeń „z powodu zgorszenia”, por. Kalwin, Nauka..., IV.1.4. Konfesja westminsterska podkreśla tę kwestię, stwierdzając, że poza widzialnym Kościołem „nie ma w zasadzie możliwości zbawienia”.

7 Perychoreza – tu: wzajemne przenikanie się albo współistnienie Osób Trójcy Świętej (przyp. tłum.)

8 Szariat – w islamie: droga do urzeczywistniania jedności wiary i działania; całość przepisów regulujących postępowanie muzułmanina w życiu publicznym i prywatnym (przyp. tłum.)